Rozdział 6
Klaus:
Rebeka narzuciła mi wiele osób które jak ona to ujęła
musiałem poznać. Nie mam pojęcia po co mi poznawać ludzi którzy za góra
pięćdziesiąt lat będą się rozkładać w ziemi. To że Beka chce być jak
najbardziej ludzka to nie znaczy że i ja muszę rozmawiać z ludźmi. Ludzie
nadają się jedynie do towarzystwa do obiadu a raczej na obiad. Wtem przed
oczami stanęła mi Caroline i to jak wczoraj płakała mi na koszule. Jest jedynym
człowiekiem z którym mógłbym chętnie porozmawiać. Postanowiłem że na razie jej
nie zabije. Pobawię się chwile a potem zobaczymy… Do porządku przywołał mnie
głos pani burmistrz z którą właśnie rozmawiałem. Miałem właśnie odpowiedzieć
kiedy nagle poczułem obecność moich gości honorowych. Opuściłem więc główną
jadalnie i ruszyłem w stronę holu. Przy wejściu stali bracia Salvatore oraz
Elena. Starszy z nich wyczuł moją obecność i ruszył wolnym krokiem w moją
stronę. Pozostała dwójka ruszyła za nim.
- Niklaus – Zaczął Damon
- Stefan, mój przyjacielu – specjalnie ignorując Damona,
sarkastycznie powitałem Stefana.
- Nie nazywaj mnie swoim przyjacielem – odparł zniesmaczony.
- Ejjj hybrydo nie pozwalaj sobie… - wybuchnął starszy brat.
- Oj przepraszam, nie chciałem cię obrazić. Och ależ
nieuprzejmie z naszej strony czy to nie damę należy przedstawiać pierwszą?
Jestem Niklaus Mikaelson i jest zaszczytem dla mnie poznać cię w końcu Eleno. –
chciałem pocałować jej rękę jednak obaj bracia wyrwali mi ją w proteście. –
Spokojnie panowie przecież jej nie zjem jej krew jest mi potrzebna.
- Czego od nas chcesz!? – Wybuchnął Damon.
- Nie martw się porozmawiamy jeszcze dzisiaj pod koniec przyjęcia powiem wam jaki jest cel
mojej wizyty, a tym czasem bawcie się dobrze.
- Co ty zamierzasz Klaus?
- Jak na razie odnaleźć pewną blond piękność i z nią
zatańczyć, ale to was raczej nie dotyczy mylę się?
Ruszyłem z powrotem w stronę jadalni gdzie dopadła mnie Beka.
- Słyszałam że twoi goście już tu są. Ale proszę Nik
załatwiaj swoje sprawy tak aby nie zepsuć przyjęcia.
- Mam gdzieś to przyjęcie i tych ludzi ale cóż skoro tak ci
na tym zależy… hmm właściwie to podsunęłaś mi ciekawy pomysł. – Bardzo ciekawy zamierzam
się pobawić psychiką naszej drogiej Eleny i jej obstawy. Dlatego nic dziś nie
zrobię, wbrew tego czego się spodziewali i choć to miasto jest nudne wytrzymam
w nim może jeszcze z dzień. Przed moimi oczami stanęła postać Carolin odważnej
w barze a następnie takiej kruchej i bezbronnej pod drzewem w parku. No może
nawet kilka dni.
Caroline:
Do domu a raczej pałacu wchodzi się po szerokich marmurowych
schodach. Przy wejściu było niewiele osób czyżby to było małe kameralne
przyjęcie? U szczytów schodów znajdowały się olbrzymie drewniane drzwi. Kiedy
weszliśmy do środka zaparło mi dech. Znajdowaliśmy się w wielkim holu, pełnego
mieszkańców.
- Chodźmy dalej, do salonu chce zobaczyć parkiet do tańca. – Szepnęłam
do Tylera.
- Ok ale pamiętaj ja nie tańczę.
- No jasne no bo kto by tańczył na balu – powiedziałam
sarkastycznie. Zatańczę z kimś innym.
Tyler i ja zostaliśmy rozłączeni w tłumie zaczęłam się wiec
pomału przepychać w stronę salonu. Kiedy udało mi się wyjść z tłumu znalazłam
się koło Tylera który pociągnął mnie w stronę pozostałej piątki.
- Czy ktoś już widział tego pierwotnego? – Spytałam szczerze
zaciekawiona wyglądem niejakiego Klausa.
- Tak my i nie ma co oglądać, ta sama stara parszywa gęba co
200 lat temu. – Czyli miałam racje są starzy. - No dobra na razie zapowiada się
w miarę spokojnie mamy czas do końca przyjęcia. A teraz się rozproszcie no i
możemy się zabawić nie? – Odpowiedział Damon.
- Ale miejcie oczy otwarte – dodał Stefan.
- Ale jak on wyglą… - nie zdążyłam dokończyć ponieważ w Sali
nagle pojawił się ogromny tłum.
- Proszę o uwagę! – Powiedział ładny kobiecy głos
przekrzykując tłum. – Witam serdecznie w imieniu moim i mojego brata. Cieszymy
się że przyszliście i mamy nadzieje że będziecie się dobrze bawić.
Kto to mówi? To musi być zapewne siostra Klausa yyy… wiem
Rebeka. Ojej przez ten tłum nic nie widzę. Próbowałam podskoczyć ale w tych
butach i sukience jest to prawie niemożliwe.
- Idę po drinka - usłyszałam za sobą głos Tylera kiedy tłum
zaczął się rozchodzić. – Przynieść ci coś?
- Nie dzięki.
Kiedy wokół zrobiło się trochę luźniej zaczęłam rozglądać się
dookoła. Była to ogromna sala w stylu barokowym wręcz stworzona do takich
przyjęć. Bogato zdobione kolumny, wiele ozdób w tym również rzeźby z lodu.
Zawsze tak właśnie wyobrażałam moje wesele. Na stole w jadalni znajdowały się
wykwitnę dania oraz bardzo drogie wina. Co jak co ale ci pierwotni mają gust i
za dużo pieniędzy. Chwilę później Tyler wrócił ze swoim drinkiem. Staliśmy tak
chwile próbując rozmawiać, przekrzykując muzykę, ale chłopak zmęczony brakiem
akcji, bójek i zabijania udał się w stronę baru zostawiając mnie samą.
Klaus:
Może jednak pobawiłbym się jednak z
Eleną. Ci ludzie są tacy nudni, większość z nich nigdy nawet nie opuściła tego
miasta. A mojej Caroline nigdzie nie widzę, czyżby Beka jej nie zaprosiła? Ta
sytuacja jest coraz bardziej irytująca. Już dawno niczego nie jadłem muszę kogoś zabić bo inaczej złamie obietnice. Ruszyłem po woli w stronę jadalni z
zamiarem znalezienia jakiejś ładnej dziewczyny. Kiedy kierowałem się w stronę
grupki młodych dziewczyn w tłumie mignęły mi blond loki mojego anioła. Wytężyłem
więc wampirzy słuch i węch. Znalezienie jej nie powinno mi długo zająć. Kilka
sekund później stałem tuż za nią. Wyczuwszy iż ktoś stoi za nią dziewczyna
odwróciła się gwałtownie. Przestraszyła się i odskoczyła. No tak, czego innego
mogłem się spodziewać?
- A to ty przepraszam, nie poznałam
cię na początku… - Zaczęła – a właśnie czy nie zapomniałeś mi się przypadkiem
przedstawić? Nie wiem czy pamiętasz – mówiła z zakłopotaniem co szczerze mnie
rozbawiło – ale jestem C…
- Caroline, oczywiście że pamiętam.
Przepraszam to bardzo nieuprzejme z mojej strony – wiedziałem że to nastąpi ale
boje się że gdy jej to powiem to ucieknie. Głupoty, przecież ona nawet nie wie
że wampiry istnieją. – Niko… - przerwałem - Mów mi Nik.
- Nik. Ładne imię. – Powiedziała
wyraźnie usatysfakcjonowana moją wypowiedzią.
- Chcesz może coś do picia?
- Nie dziękuje. – Dopiero teraz
zauważyłem że ma na sobie srebrną suknie podkreślające błękit jej oczu oraz
szklane wręcz pantofelki. Stała zapatrzona na pary tańczące na parkiecie.
- Może zatańczymy? To moja ulubiona
piosenka.
Caroline:
- Chętnie. –
Tak naprawdę właśnie na to czekałam znaczy się nie na to żeby zatańczyć właśnie
z nim, a może... Czekałam tylko na to żeby zatańczyć. Wyciągnął do mnie dłoń
którą ja lekko ujęłam i wyprowadził nas na parkiet. – Rzeczywiście to bardzo
piękna piosenka.
- Tak
została napisana specjalnie dla mnie.
- Też mam
takie wrażenie jakby miała przemawiać do każdego z osobna.
- Nie do
końca to miałem na myśli – mruczał pod nosem, a może mi się tylko zdawało. –
Ale chyba masz racje może to piosenka dla mnie i dla ciebie. – Czy on to
naprawdę powiedział czy tylko mi się zdawało? Poczułam że się czerwienie. Może
i on bardziej pasował na księcia ale ja kocham Tylera i nic tego nie zmieni!
- Jaki jest
tytuł?
- Nat King
Cole "When I Fall in Love" – Piękna, naprawdę piękna. Później długo
nic nie mówiliśmy. Znakomity z niego tancerz. Prawie zapomniałam że jestem w
wielkiej sali balowej byłam tylko ja i on. STOP! Jestem tu z moim chłopakiem
Tylerem. Którego co prawda tu nie ma, ale w ciąż jest osobą z którą zamierzam
spędzić resztę mojego życia. Nagle piosenka dobiegła końca. Nik który do tej
pory trzymał mnie pewnie ale delikatnie w swoich ramionach teraz złapał mnie za
rękę i przechodząc przez tłum zaprowadził w mniej tłoczne miejsce przy oknie.
- To może
teraz się skusisz na coś do picia?
- Chętnie
ale nic z alkoholem nie służy mi najlepiej.
- Oczywiście
pani życzenie jest dla mnie rozkazem.
- Przestań,
nie żartuj sobie ze mnie. I wracaj szybko zanim tłum tu dotrze i mnie zgubisz.
– Czy ja to powiedziałam? Dla czego ja z nim flirtuje? Przecież ja mam
chłopaka.
- Nie
dopuszczę do tego. – Odpowiedział poważnie.
Kiedy
zniknął w tłumie nagle jakby bańka prysła przypomniałam sobie o tym że mam
misje. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kogoś podejrzanego ale nikt nie
zwrócił mojej uwagi. Sprawdziłam więc telefon. Żadnych nowych wiadomości. Tyler najwyraźniej
mnie nie szukał. Poczułam nagle ciężkość na sercu. Spodziewałam się że tak
będzie ale nie sądziłam że tak to zaboli. Dziś w nocy miałam piękny sen że
tańczymy razem i nic innego się nie liczy. Już chciałam zadzwonić do Eleny czy
wszystko w porządku ale z tłumu wyłoniła się znana mi już sylwetka Nika.
- Pani
zamówienie.
- Dziękuje.
Przyjaciele mówią do mnie Car.
- Moim
zdaniem bardziej pasuje do ciebie Anioł. – Nic nie odpowiedziałam
zaczerwieniłam się tylko.
- Może
powiesz mi coś o sobie. Co tu robisz nie widziałam cię tu wcześniej więc
przypuszczam że jesteś tu przejazdem.
- Zgadza się
przyjechałem tu tylko na kilka dni później jadę dalej do Nowego Orleanu mojego
prawdziwego domu. Zamierzam tam studiować sztukę.
- Sztukę?
Interesujesz się sztuką? Umiesz malować? – Nie wiem czemu, ale nagle
zapragnęłam go poznać.
- Tak. Lubię
malować i rysować. Ale moje życie jest raczej nudne opowiedz mi lepiej coś o
sobie.
- O mnie nie
ma co mówić. Mieszkam tu od urodzenia, z mamą. Ojca nigdy nie znałam. Nie mam
rodzeństwa. Nie wiem kim chce zostać w przyszłości. – Nie wiem czemu, ale
rozmawiało mi się z nim bardzo dobrze. - Ale ty musiałeś zwiedzić tyle miejsc
podróżując po kraju. Ja nigdy nie wyjechałam poza granice tego miasta. A tak
bardzo bym chciała
- Zabiorę
cię. Gdziekolwiek zechcesz. Rzym? Paryż? Tokio?
- Chętnie,
znaczy się chciałabym to kiedyś zobaczyć. – W tym momencie zadzwonił mój telefon.
Spojrzałam na ekran. – Przepraszam muszę odebrać.
Odeszłam
krok od mojego towarzysza i szybko odebrałam.
- Halo Boni
czy coś się stało?
- Nie
wszystko gra, spotkajmy się za 5 min pod schodami.
- Czy coś
się stało?
- Nie po
prostu mamy zbiórkę i takie tam…
- Oj daj mi
to! – Usłyszałam głos Damona. – Słuchaj Blondi za pięć minut przed dużymi
schodami. To co mówię powinno dotrzeć nawet do blondynki.
- Zapłacisz
mi za to! – Nie zdążyłam jednak tego powiedzieć ponieważ się rozłączył.
- Chłopak?
- Nie przyjaciółka
i paru jej znajomych.
- Jakiś
problem?
- Nie po
prostu muszę już iść. Przyszliśmy tu razem i wiesz… To był naprawdę miły
wieczór.
Klaus:
Mógłbym
przysiąc że słyszałem przez chwilę męski głos ale niestety ktoś włączył teraz
nieznośna współczesną muzykę i niewiele było słychać.
- Cała
przyjemność po mojej stronie.
- Do
zobaczenia jeszcze kiedyś mam nadzieję.
- Na pewno,
a co do mojej propozycji to jest wciąż aktualna. Jeśli chcesz to mogę zabrać
cię dokądkolwiek zechcesz.
- Dzięki ale
może nie teraz bo jestem trochę zajęta. – Odpowiedziała z uśmiechem
najwyraźniej odbierając to za zwykły
żart. – Musze już iść.
Odwróciła
się i ruszyła w stronę kłębiącego się tłumu. Zanim jednak wlała się w masę
kołyszących się w rytm muzyki ciał odwróciła się potrząsając złotymi lokami.
- Kiedyś
musisz pokazać mi swoje prace. – Próbowała przekrzyczeć tłum. Normalny człowiek
prawdopodobnie nie usłyszałby tego. Posłała mi promienny uśmiech i zniknęła w
tłumie.
Stałem tak
przez chwilę nie wiedząc co ze sobą zrobić. Na początku ta dziewczyna miała być
tylko obiadem, potem kiedy odważnie mi odmówiła i wzbudziła we mnie furię oraz
podziw, miałem ochotę ją zabić. Tej samej nocy śniła mi się i coś się wtedy
zmieniło. Następnego dnia, kiedy znalazłem ją zapłakaną pod drzewem jedyną
osobą której chciałem odebrać życie był ten kto doprowadził ją do płaczu. Kiedy
tak siedzieliśmy razem jedyne czego chciałem było to aby była bezpieczna ze
mną. Jednakże kiedy zadzwonił jej telefon zrozumiałem że ona nie należy do
mojego świata i że to ja jestem dla niej największym zagrożeniem. A kiedy dziś
chciała mnie opuścić miałem ochotę zatrzymać ją tylko dla siebie. Czy ja
zwariowałem? Otrząsnąłem się z myśli i ruszyłem znaleźć jakąś smakowitą
dziewczynę.
Caroline:
Kiedy
dotarłam na umówione miejsce byli tam już wszyscy. Nawet Tyler. Zanim reszta
mnie zauważyła w wampirzym tempie przybiłam Damona do ściany.
- Mówiłam że
się zemszczę. – Nie trwało to jednak długo ponieważ jest on dłużej wampirem niż
ja jest ode mnie o wiele silniejszy. Chwile później to ja byłam przygwożdżona
do ściany.
- Ze mną nie
wygrasz Barbi.
- Kiedyś na
pewno! – Odpowiedziałam kiedy mnie puścił.
- No dobra
jest już po północy a nasza Potwora nie zjawiła się ponownie. Elena pada z nóg
więc Blondi, Czarownica, Wilczek i Matołek wracają do domu. My znajdziemy
pierwotnego i wyciągniemy z niego wszystko. Dobranoc. – Kiedy to powiedział
odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku.
- Damon ma
racje jedźcie już my się wszystkim zajmiemy.
- Hej Stefan
nie wiesz przypadkiem jak woła się na pierwotnych? Cip, cip? Nie to na kury.
Może taś, taś? – Krzyknął Damon, co miało prawdopodobnie przyśpieszyć proces
odsyłania nas do domu.
Tak więc
rozstaliśmy się i piątkę poszliśmy do auta. Przez cała drogę powrotną Tyler
marudził że nie mógł tam zostać. Tyler odwiózł każdego do domu. Na końcu mnie.
- Dobranoc
- Dobranoc –
rzucił wciąż jeszcze naburmuszony. I odjechał.
Weszłam do
domu. Mama jeszcze nie wróciła z balu. Dobrze że było tam tak dużo osób i że
nie natknęłam się na nią na przyjęciu. Przebrałam się w piżamę i położyłam do
łóżka. Rano się wykąpię. teraz nie mam już siły.
Chciałaś minę Caroline, ale ze mną nie ma tak łatwo ;p
Musisz jeszcze poczekać, nie mogłabym zepsuć tak pięknego wieczoru i ich pierwszego tańca. Mam nadzieję że się podoba.
Dziękuję za poświęcony czas i zachęcam do komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz