.

.
.

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 6

Rozdział 6

Klaus:
Rebeka narzuciła mi wiele osób które jak ona to ujęła musiałem poznać. Nie mam pojęcia po co mi poznawać ludzi którzy za góra pięćdziesiąt lat będą się rozkładać w ziemi. To że Beka chce być jak najbardziej ludzka to nie znaczy że i ja muszę rozmawiać z ludźmi. Ludzie nadają się jedynie do towarzystwa do obiadu a raczej na obiad. Wtem przed oczami stanęła mi Caroline i to jak wczoraj płakała mi na koszule. Jest jedynym człowiekiem z którym mógłbym chętnie porozmawiać. Postanowiłem że na razie jej nie zabije. Pobawię się chwile a potem zobaczymy… Do porządku przywołał mnie głos pani burmistrz z którą właśnie rozmawiałem. Miałem właśnie odpowiedzieć kiedy nagle poczułem obecność moich gości honorowych. Opuściłem więc główną jadalnie i ruszyłem w stronę holu. Przy wejściu stali bracia Salvatore oraz Elena. Starszy z nich wyczuł moją obecność i ruszył wolnym krokiem w moją stronę. Pozostała dwójka ruszyła za nim.
- Niklaus – Zaczął Damon
- Stefan, mój przyjacielu – specjalnie ignorując Damona, sarkastycznie powitałem Stefana.
- Nie nazywaj mnie swoim przyjacielem – odparł zniesmaczony.
- Ejjj hybrydo nie pozwalaj sobie… - wybuchnął starszy brat.
- Oj przepraszam, nie chciałem cię obrazić. Och ależ nieuprzejmie z naszej strony czy to nie damę należy przedstawiać pierwszą? Jestem Niklaus Mikaelson i jest zaszczytem dla mnie poznać cię w końcu Eleno. – chciałem pocałować jej rękę jednak obaj bracia wyrwali mi ją w proteście. – Spokojnie panowie przecież jej nie zjem jej krew jest mi potrzebna.
- Czego od nas chcesz!? – Wybuchnął Damon.
- Nie martw się porozmawiamy jeszcze dzisiaj  pod koniec przyjęcia powiem wam jaki jest cel mojej wizyty, a tym czasem bawcie się dobrze.
- Co ty zamierzasz Klaus?
- Jak na razie odnaleźć pewną blond piękność i z nią zatańczyć, ale to was raczej nie dotyczy mylę się?
Ruszyłem z powrotem w stronę jadalni gdzie dopadła mnie Beka.
- Słyszałam że twoi goście już tu są. Ale proszę Nik załatwiaj swoje sprawy tak aby nie zepsuć przyjęcia.
- Mam gdzieś to przyjęcie i tych ludzi ale cóż skoro tak ci na tym zależy… hmm właściwie to podsunęłaś mi ciekawy pomysł. – Bardzo ciekawy zamierzam się pobawić psychiką naszej drogiej Eleny i jej obstawy. Dlatego nic dziś nie zrobię, wbrew tego czego się spodziewali i choć to miasto jest nudne wytrzymam w nim może jeszcze z dzień. Przed moimi oczami stanęła postać Carolin odważnej w barze a następnie takiej kruchej i bezbronnej pod drzewem w parku. No może nawet kilka dni.
Caroline:
Do domu a raczej pałacu wchodzi się po szerokich marmurowych schodach. Przy wejściu było niewiele osób czyżby to było małe kameralne przyjęcie? U szczytów schodów znajdowały się olbrzymie drewniane drzwi. Kiedy weszliśmy do środka zaparło mi dech. Znajdowaliśmy się w wielkim holu, pełnego mieszkańców.
- Chodźmy dalej, do salonu chce zobaczyć parkiet do tańca. – Szepnęłam do Tylera.
- Ok ale pamiętaj ja nie tańczę.
- No jasne no bo kto by tańczył na balu – powiedziałam sarkastycznie. Zatańczę z kimś innym.
Tyler i ja zostaliśmy rozłączeni w tłumie zaczęłam się wiec pomału przepychać w stronę salonu. Kiedy udało mi się wyjść z tłumu znalazłam się koło Tylera który pociągnął mnie w stronę pozostałej piątki.
- Czy ktoś już widział tego pierwotnego? – Spytałam szczerze zaciekawiona wyglądem niejakiego Klausa.
- Tak my i nie ma co oglądać, ta sama stara parszywa gęba co 200 lat temu. – Czyli miałam racje są starzy. - No dobra na razie zapowiada się w miarę spokojnie mamy czas do końca przyjęcia. A teraz się rozproszcie no i możemy się zabawić nie? – Odpowiedział Damon.
- Ale miejcie oczy otwarte – dodał Stefan.
- Ale jak on wyglą… - nie zdążyłam dokończyć ponieważ w Sali nagle pojawił się ogromny tłum.
- Proszę o uwagę! – Powiedział ładny kobiecy głos przekrzykując tłum. – Witam serdecznie w imieniu moim i mojego brata. Cieszymy się że przyszliście i mamy nadzieje że będziecie się dobrze bawić.
Kto to mówi? To musi być zapewne siostra Klausa yyy… wiem Rebeka. Ojej przez ten tłum nic nie widzę. Próbowałam podskoczyć ale w tych butach i sukience jest to prawie niemożliwe.
- Idę po drinka - usłyszałam za sobą głos Tylera kiedy tłum zaczął się rozchodzić. – Przynieść ci coś?
- Nie dzięki.
Kiedy wokół zrobiło się trochę luźniej zaczęłam rozglądać się dookoła. Była to ogromna sala w stylu barokowym wręcz stworzona do takich przyjęć. Bogato zdobione kolumny, wiele ozdób w tym również rzeźby z lodu. Zawsze tak właśnie wyobrażałam moje wesele. Na stole w jadalni znajdowały się wykwitnę dania oraz bardzo drogie wina. Co jak co ale ci pierwotni mają gust i za dużo pieniędzy. Chwilę później Tyler wrócił ze swoim drinkiem. Staliśmy tak chwile próbując rozmawiać, przekrzykując muzykę, ale chłopak zmęczony brakiem akcji, bójek i zabijania udał się w stronę baru zostawiając mnie samą.
Klaus:
Może jednak pobawiłbym się jednak z Eleną. Ci ludzie są tacy nudni, większość z nich nigdy nawet nie opuściła tego miasta. A mojej Caroline nigdzie nie widzę, czyżby Beka jej nie zaprosiła? Ta sytuacja jest coraz bardziej irytująca. Już dawno niczego nie jadłem muszę kogoś zabić bo inaczej złamie obietnice. Ruszyłem po woli w stronę jadalni z zamiarem znalezienia jakiejś ładnej dziewczyny. Kiedy kierowałem się w stronę grupki młodych dziewczyn w tłumie mignęły mi blond loki mojego anioła. Wytężyłem więc wampirzy słuch i węch. Znalezienie jej nie powinno mi długo zająć. Kilka sekund później stałem tuż za nią. Wyczuwszy iż ktoś stoi za nią dziewczyna odwróciła się gwałtownie. Przestraszyła się i odskoczyła. No tak, czego innego mogłem się spodziewać?
- A to ty przepraszam, nie poznałam cię na początku… - Zaczęła – a właśnie czy nie zapomniałeś mi się przypadkiem przedstawić? Nie wiem czy pamiętasz – mówiła z zakłopotaniem co szczerze mnie rozbawiło – ale jestem C…
- Caroline, oczywiście że pamiętam. Przepraszam to bardzo nieuprzejme z mojej strony – wiedziałem że to nastąpi ale boje się że gdy jej to powiem to ucieknie. Głupoty, przecież ona nawet nie wie że wampiry istnieją. – Niko… - przerwałem - Mów mi Nik.
- Nik. Ładne imię. – Powiedziała wyraźnie usatysfakcjonowana moją wypowiedzią.
- Chcesz może coś do picia?
- Nie dziękuje. – Dopiero teraz zauważyłem że ma na sobie srebrną suknie podkreślające błękit jej oczu oraz szklane wręcz pantofelki. Stała zapatrzona na pary tańczące na parkiecie.
- Może zatańczymy? To moja ulubiona piosenka.
Caroline:
- Chętnie. – Tak naprawdę właśnie na to czekałam znaczy się nie na to żeby zatańczyć właśnie z nim, a może... Czekałam tylko na to żeby zatańczyć. Wyciągnął do mnie dłoń którą ja lekko ujęłam i wyprowadził nas na parkiet. – Rzeczywiście to bardzo piękna piosenka.
- Tak została napisana specjalnie dla mnie.
- Też mam takie wrażenie jakby miała przemawiać do każdego z osobna.
- Nie do końca to miałem na myśli – mruczał pod nosem, a może mi się tylko zdawało. – Ale chyba masz racje może to piosenka dla mnie i dla ciebie. – Czy on to naprawdę powiedział czy tylko mi się zdawało? Poczułam że się czerwienie. Może i on bardziej pasował na księcia ale ja kocham Tylera i nic tego nie zmieni!
- Jaki jest tytuł?
- Nat King Cole "When I Fall in Love" – Piękna, naprawdę piękna. Później długo nic nie mówiliśmy. Znakomity z niego tancerz. Prawie zapomniałam że jestem w wielkiej sali balowej byłam tylko ja i on. STOP! Jestem tu z moim chłopakiem Tylerem. Którego co prawda tu nie ma, ale w ciąż jest osobą z którą zamierzam spędzić resztę mojego życia. Nagle piosenka dobiegła końca. Nik który do tej pory trzymał mnie pewnie ale delikatnie w swoich ramionach teraz złapał mnie za rękę i przechodząc przez tłum zaprowadził w mniej tłoczne miejsce przy oknie.
- To może teraz się skusisz na coś do picia?
- Chętnie ale nic z alkoholem nie służy mi najlepiej.
- Oczywiście pani życzenie jest dla mnie rozkazem.
- Przestań, nie żartuj sobie ze mnie. I wracaj szybko zanim tłum tu dotrze i mnie zgubisz. – Czy ja to powiedziałam? Dla czego ja z nim flirtuje? Przecież ja mam chłopaka.
- Nie dopuszczę do tego. – Odpowiedział poważnie.
Kiedy zniknął w tłumie nagle jakby bańka prysła przypomniałam sobie o tym że mam misje. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kogoś podejrzanego ale nikt nie zwrócił mojej uwagi. Sprawdziłam więc telefon.  Żadnych nowych wiadomości. Tyler najwyraźniej mnie nie szukał. Poczułam nagle ciężkość na sercu. Spodziewałam się że tak będzie ale nie sądziłam że tak to zaboli. Dziś w nocy miałam piękny sen że tańczymy razem i nic innego się nie liczy. Już chciałam zadzwonić do Eleny czy wszystko w porządku ale z tłumu wyłoniła się znana mi już sylwetka Nika.
- Pani zamówienie.
- Dziękuje. Przyjaciele mówią do mnie Car.
- Moim zdaniem bardziej pasuje do ciebie Anioł. – Nic nie odpowiedziałam zaczerwieniłam się tylko.
- Może powiesz mi coś o sobie. Co tu robisz nie widziałam cię tu wcześniej więc przypuszczam że jesteś tu przejazdem.
- Zgadza się przyjechałem tu tylko na kilka dni później jadę dalej do Nowego Orleanu mojego prawdziwego domu. Zamierzam tam studiować sztukę.
- Sztukę? Interesujesz się sztuką? Umiesz malować? – Nie wiem czemu, ale nagle zapragnęłam go poznać.
- Tak. Lubię malować i rysować. Ale moje życie jest raczej nudne opowiedz mi lepiej coś o sobie.
- O mnie nie ma co mówić. Mieszkam tu od urodzenia, z mamą. Ojca nigdy nie znałam. Nie mam rodzeństwa. Nie wiem kim chce zostać w przyszłości. – Nie wiem czemu, ale rozmawiało mi się z nim bardzo dobrze. - Ale ty musiałeś zwiedzić tyle miejsc podróżując po kraju. Ja nigdy nie wyjechałam poza granice tego miasta. A tak bardzo bym chciała
- Zabiorę cię. Gdziekolwiek zechcesz. Rzym? Paryż? Tokio?
- Chętnie, znaczy się chciałabym to kiedyś zobaczyć. – W tym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. – Przepraszam muszę odebrać.
Odeszłam krok od mojego towarzysza i szybko odebrałam.
- Halo Boni czy coś się stało?
- Nie wszystko gra, spotkajmy się za 5 min pod schodami.
- Czy coś się stało?
- Nie po prostu mamy zbiórkę i takie tam…
- Oj daj mi to! – Usłyszałam głos Damona. – Słuchaj Blondi za pięć minut przed dużymi schodami. To co mówię powinno dotrzeć nawet do blondynki.
- Zapłacisz mi za to! – Nie zdążyłam jednak tego powiedzieć ponieważ się rozłączył.
- Chłopak?
- Nie przyjaciółka i paru jej znajomych.
- Jakiś problem?
- Nie po prostu muszę już iść. Przyszliśmy tu razem i wiesz… To był naprawdę miły wieczór.
Klaus:
Mógłbym przysiąc że słyszałem przez chwilę męski głos ale niestety ktoś włączył teraz nieznośna współczesną muzykę i niewiele było słychać.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Do zobaczenia jeszcze kiedyś mam nadzieję.
- Na pewno, a co do mojej propozycji to jest wciąż aktualna. Jeśli chcesz to mogę zabrać cię dokądkolwiek zechcesz.
- Dzięki ale może nie teraz bo jestem trochę zajęta. – Odpowiedziała z uśmiechem najwyraźniej odbierając to za  zwykły żart. – Musze już iść.
Odwróciła się i ruszyła w stronę kłębiącego się tłumu. Zanim jednak wlała się w masę kołyszących się w rytm muzyki ciał odwróciła się potrząsając złotymi lokami.
- Kiedyś musisz pokazać mi swoje prace. – Próbowała przekrzyczeć tłum. Normalny człowiek prawdopodobnie nie usłyszałby tego. Posłała mi promienny uśmiech i zniknęła w tłumie.
Stałem tak przez chwilę nie wiedząc co ze sobą zrobić. Na początku ta dziewczyna miała być tylko obiadem, potem kiedy odważnie mi odmówiła i wzbudziła we mnie furię oraz podziw, miałem ochotę ją zabić. Tej samej nocy śniła mi się i coś się wtedy zmieniło. Następnego dnia, kiedy znalazłem ją zapłakaną pod drzewem jedyną osobą której chciałem odebrać życie był ten kto doprowadził ją do płaczu. Kiedy tak siedzieliśmy razem jedyne czego chciałem było to aby była bezpieczna ze mną. Jednakże kiedy zadzwonił jej telefon zrozumiałem że ona nie należy do mojego świata i że to ja jestem dla niej największym zagrożeniem. A kiedy dziś chciała mnie opuścić miałem ochotę zatrzymać ją tylko dla siebie. Czy ja zwariowałem? Otrząsnąłem się z myśli i ruszyłem znaleźć jakąś smakowitą dziewczynę.
Caroline:
Kiedy dotarłam na umówione miejsce byli tam już wszyscy. Nawet Tyler. Zanim reszta mnie zauważyła w wampirzym tempie przybiłam Damona do ściany.
- Mówiłam że się zemszczę. – Nie trwało to jednak długo ponieważ jest on dłużej wampirem niż ja jest ode mnie o wiele silniejszy. Chwile później to ja byłam przygwożdżona do ściany.
- Ze mną nie wygrasz Barbi.
- Kiedyś na pewno! – Odpowiedziałam kiedy mnie puścił.
- No dobra jest już po północy a nasza Potwora nie zjawiła się ponownie. Elena pada z nóg więc Blondi, Czarownica, Wilczek i Matołek wracają do domu. My znajdziemy pierwotnego i wyciągniemy z niego wszystko. Dobranoc. – Kiedy to powiedział odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku.
- Damon ma racje jedźcie już my się wszystkim zajmiemy.
- Hej Stefan nie wiesz przypadkiem jak woła się na pierwotnych? Cip, cip? Nie to na kury. Może taś, taś? – Krzyknął Damon, co miało prawdopodobnie przyśpieszyć proces odsyłania nas do domu.
Tak więc rozstaliśmy się i piątkę poszliśmy do auta. Przez cała drogę powrotną Tyler marudził że nie mógł tam zostać. Tyler odwiózł każdego do domu. Na końcu mnie.
- Dobranoc
- Dobranoc – rzucił wciąż jeszcze naburmuszony. I odjechał.

Weszłam do domu. Mama jeszcze nie wróciła z balu. Dobrze że było tam tak dużo osób i że nie natknęłam się na nią na przyjęciu. Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Rano się wykąpię. teraz nie mam już siły.
Chciałaś minę Caroline, ale ze mną nie ma tak łatwo ;p
Musisz jeszcze poczekać, nie mogłabym zepsuć tak pięknego wieczoru i ich pierwszego tańca. Mam nadzieję że się podoba.
Dziękuję za poświęcony czas i zachęcam do komentowania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz