Rozdział 4
Piszcie proszę komentarze. Bardzo zależy mi na wszej opinii!
Klaus:
Od kiedy wyszedłem z baru wczoraj popołudniu nie mogę
zapomnieć o tej małej blondynce. Jest w niej coś… hmm wyjątkowego, jest ładna,
odważna i do tego jak gdyby pełna światła. Ale jest też słabym człowiekiem.
Cholerne sny, już dawno nie miałem snu. Widziałem ją roześmianą w pięknej
białej sukience. Była szczęśliwa i taka piękna. A potem zabiłem ją i patrzyłem
jak z jej twarzy znika uśmiech i przeurocze rumieńce na policzkach. Jej oczy
straciły blask.. Nie mogę jej zabić! Ja nie chcę jej zabić. Co się ze mną
dzieje!?
Tak rozmyślając wyszedłem z domu, poszedłem do baru i wypiłem
kilka drinków. I nagle poczułem nieodpartą chęć zobaczyć tajemniczą nieznajomą.
Nawet nie wiedziałem jak się nazywa. Wyszedłem z baru idąc przez park w nadziei
że spotkam kogoś odpowiedniego na śniadanie. Nagle usłyszałem cichy płacz
dobiegający z za pobliskiego drzewa. Nienawidzę ludzi którzy płaczą, nie
rozumiem jak można okazywać swoją słabość, a szczególnie w taki sposób!
Ruszyłem w tamtą stronę i wtedy ją zobaczyłem. Siedziała skulona przy drzewie,
miała podkulone kolana i spuszczoną głowę. Nagle podniosła głowę i spojrzała na
mnie. Zobaczyłem jej piękną twarz na której widniał grymas bólu. Miała
napuchnięte od płaczu oczy. W tym momencie poczułem chęć zabicia tego przez
kogo płakała. W momencie kiedy mnie zobaczyła przez jej twarz przeszedł strach.
Ona już się mnie boi choć nawet nie wie kim jestem pomyślałem z żalem. Z
rozmyślań wyrwał mnie jej głos.
- Czego chcesz! – zapytała teraz już z gniewem. Nie
wiedziałem co odpowiedzieć, jeszcze wczoraj chciałem cię zabić a dziś tego kto
doprowadził cię do płaczu? Usiadłem więc tylko koło niej i ku mojemu zdumieniu
nie uciekła. Siedzieliśmy tak chwile w ciszy aż w końcu nie wytrzymałem,
musiałem wiedzieć co się stało.
- Dlaczego płaczesz? – spytałem. Postanowiłem tym razem nie
używać perswazji. Używałem ją bardzo często choć nie było to konieczne ale
uwielbiam bawić się ludzkimi uczuciami… ale nie jej.
Caroline:
Popatrzyłam na mojego rozmówce. Potrzebuje się komuś wygadać
ale, dlaczego akurat on?
- Nie twój interes – syknęłam przez łzy, które zaczęły znów
płynąć. Nie chciałam przy nim płakać.
- Ciiii – powiedział do mnie, obejmując mnie ramieniem. W tym
momencie wtuliłam się w niego. Dlaczego niby nie on?
- No b bo ja… - zaczęłam.
- Jeśli nie chcesz to nie musisz mówić – odpowiedział
łagodnie.
- Ale ja chce! No więc bo ja… pokłóciłam się z mamą, ale nie
tak zwyczajnie, bo ona oskarżyła mnie o coś bardzo… - nie dokończyłam bo słony
płyn znów zaczął płynąć z moich oczu. Przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Już dobrze - wyszeptał mi do ucha . Miałam nadzieje ,że ta
chwila będzie trwać wiecznie. Ale po chwili zadzwonił mój telefon. W tedy
dopiero zauważyłam że dziś czułam się przy nim zupełnie inaczej, bezpieczna.
- Przepraszam – wyszeptałam wyplątując się z jego ramion. Dzwoni
Elena, odsunęłam się od mężczyzny i odebrałam.
- Gdzie ty jesteś! Czekamy na ciebie od półgodziny!
- Przepraszam, będę za 10 minut. - rozłączyłam się. Spojrzałam na postać
siedzącą obok, zauważyłam że jest na coś zły, ale nie bałam się go, przy nim czułam
że nic mi nie grozi, a to raczej dziwne biorąc pod uwagę że wcale go nie znam.
Dopiero teraz zauważyłam że jego koszulka jest mokra od moich łez.
- Przepraszam że zmoczyłam ci koszulkę.
- Nic nie szkodzi, coś się stało?
- A to nic, ja po prostu muszę już iść. – Powiedziawszy to
zaczęłam się podnosić. Nagle nieznajomy złapał mnie za nadgarstek. Popatrzyłam
na niego pytająco, a on go natychmiast puścił.
- Dziękuje – powiedziałam tylko, nie wiedząc co mogę jeszcze
dodać. Mężczyzna wydał się zaskoczony jakby nie wiedział o co mi chodził.
- A to. Cała przyjemność po mojej stronie – powiedział i
uśmiechnął się łobuzersko.
Ruszyłam w kierunku domu braci kiedy znany mi już dobrze głos
z angielskim akcentem zatrzymał mnie.
- Zaczekaj powiedz przynajmniej jak masz na imię – Krzyknął
nieznajomy.
- Caroline – Odpowiedziałam i ruszyłam na przód,
przypomniawszy sobie nagle że nie znam jego imienia odwróciłam się.
- A ty… - za mną jednak nikogo nie było. Dziwne jeszcze przed
chwilą tu był. Przypomniawszy sobie jednak o spóźnieniu ruszyłam w obranym kierunku.
Klaus:
Caroline, Caroline… smakowałem to imię w myślach. Chciała
poznać moje imię ale ja bałem się, że na sam jego dźwięk znienawidzi mnie. Tak
działało ono na innych. Zmierzałem w stronę mojego domu.
- Rebeka?
- O już jesteś. Nie zapomnij, że jutro jest bal!
- A no właśnie, co do balu…
- Nik nie zrobisz mi tego, nie możesz go odwołać! – krzyknęła
zrozpaczona.
- Ale ja nie chcę go odwołać, wiem że jest on dla ciebie ważny.
Chciałem tylko zobaczyć listę gości.
- To cudownie! Już
przynoszę! - krzyknęła wbiegając do swojego pokoju. - Oto ona, ale jeżeli
chodzi o Elenę to zaprosiłam ją tak jak prosiłeś. - Już po chwili byłą z
powrotem w salonie.
- Nie oto mi chodzi. Dziękuje - powiedziałem sięgając po plik papierów. - 5 kartek zapisanych obustronnie?! Całe miasto zaprosiłaś!
- Nie oto mi chodzi. Dziękuje - powiedziałem sięgając po plik papierów. - 5 kartek zapisanych obustronnie?! Całe miasto zaprosiłaś!
- Nie denerwuj się Nik, nie powiedziałeś ile osób ma przyjść
- powiedziała lekko przestraszona.
- Choć z drugiej strony jak dla mnie to nawet lepiej. - Zabrałem
się za przeglądanie listy. Na moje nieszczęście Byłą ułożona alfabetycznie pod
względem nazwisk, a ja nie znałem jej nazwiska. Mam! Jest tylko jedna Caroline,
Caroline Forbes. A może to nie ona? Może moja siostra nie zaprosiła tej
Caroline. Chciałem już zapytać o to Bekę, ale stwierdziłem że zaraz zacznie
zadawać zbędne pytania.
siemka:D extra opowiadanie :D podoba mi jak Caroline poznała Klausa, fajne odzwierciedlenie :D czekam na następny :D ps. rozdziały mogły by być dłuższe :D
OdpowiedzUsuń