.

.
.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 4

Rozdział 4
 Piszcie proszę komentarze. Bardzo zależy mi na wszej opinii!
Klaus:
Od kiedy wyszedłem z baru wczoraj popołudniu nie mogę zapomnieć o tej małej blondynce. Jest w niej coś… hmm wyjątkowego, jest ładna, odważna i do tego jak gdyby pełna światła. Ale jest też słabym człowiekiem. Cholerne sny, już dawno nie miałem snu. Widziałem ją roześmianą w pięknej białej sukience. Była szczęśliwa i taka piękna. A potem zabiłem ją i patrzyłem jak z jej twarzy znika uśmiech i przeurocze rumieńce na policzkach. Jej oczy straciły blask.. Nie mogę jej zabić! Ja nie chcę jej zabić. Co się ze mną dzieje!?
Tak rozmyślając wyszedłem z domu, poszedłem do baru i wypiłem kilka drinków. I nagle poczułem nieodpartą chęć zobaczyć tajemniczą nieznajomą. Nawet nie wiedziałem jak się nazywa. Wyszedłem z baru idąc przez park w nadziei że spotkam kogoś odpowiedniego na śniadanie. Nagle usłyszałem cichy płacz dobiegający z za pobliskiego drzewa. Nienawidzę ludzi którzy płaczą, nie rozumiem jak można okazywać swoją słabość, a szczególnie w taki sposób! Ruszyłem w tamtą stronę i wtedy ją zobaczyłem. Siedziała skulona przy drzewie, miała podkulone kolana i spuszczoną głowę. Nagle podniosła głowę i spojrzała na mnie. Zobaczyłem jej piękną twarz na której widniał grymas bólu. Miała napuchnięte od płaczu oczy. W tym momencie poczułem chęć zabicia tego przez kogo płakała. W momencie kiedy mnie zobaczyła przez jej twarz przeszedł strach. Ona już się mnie boi choć nawet nie wie kim jestem pomyślałem z żalem. Z rozmyślań wyrwał mnie jej głos.
- Czego chcesz! – zapytała teraz już z gniewem. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, jeszcze wczoraj chciałem cię zabić a dziś tego kto doprowadził cię do płaczu? Usiadłem więc tylko koło niej i ku mojemu zdumieniu nie uciekła. Siedzieliśmy tak chwile w ciszy aż w końcu nie wytrzymałem, musiałem wiedzieć co się stało.
- Dlaczego płaczesz? – spytałem. Postanowiłem tym razem nie używać perswazji. Używałem ją bardzo często choć nie było to konieczne ale uwielbiam bawić się ludzkimi uczuciami… ale nie jej.
Caroline:
Popatrzyłam na mojego rozmówce. Potrzebuje się komuś wygadać ale, dlaczego akurat on?
- Nie twój interes – syknęłam przez łzy, które zaczęły znów płynąć. Nie chciałam przy nim płakać.
- Ciiii – powiedział do mnie, obejmując mnie ramieniem. W tym momencie wtuliłam się w niego. Dlaczego niby nie on?
- No b bo ja… - zaczęłam.
- Jeśli nie chcesz to nie musisz mówić – odpowiedział łagodnie.
- Ale ja chce! No więc bo ja… pokłóciłam się z mamą, ale nie tak zwyczajnie, bo ona oskarżyła mnie o coś bardzo… - nie dokończyłam bo słony płyn znów zaczął płynąć z moich oczu. Przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Już dobrze - wyszeptał mi do ucha . Miałam nadzieje ,że ta chwila będzie trwać wiecznie. Ale po chwili zadzwonił mój telefon. W tedy dopiero zauważyłam że dziś czułam się przy nim zupełnie inaczej, bezpieczna.
- Przepraszam – wyszeptałam wyplątując się z jego ramion. Dzwoni Elena, odsunęłam się od mężczyzny i odebrałam.
- Gdzie ty jesteś! Czekamy na ciebie od półgodziny!
- Przepraszam, będę za 10 minut. -  rozłączyłam się. Spojrzałam na postać siedzącą obok, zauważyłam że jest na coś zły, ale nie bałam się go, przy nim czułam że nic mi nie grozi, a to raczej dziwne biorąc pod uwagę że wcale go nie znam. Dopiero teraz zauważyłam że jego koszulka jest mokra od moich łez.
- Przepraszam że zmoczyłam ci koszulkę.
- Nic nie szkodzi, coś się stało?
- A to nic, ja po prostu muszę już iść. – Powiedziawszy to zaczęłam się podnosić. Nagle nieznajomy złapał mnie za nadgarstek. Popatrzyłam na niego pytająco, a on go natychmiast puścił.
- Dziękuje – powiedziałam tylko, nie wiedząc co mogę jeszcze dodać. Mężczyzna wydał się zaskoczony jakby nie wiedział o co mi chodził.
- A to. Cała przyjemność po mojej stronie – powiedział i uśmiechnął się łobuzersko.
Ruszyłam w kierunku domu braci kiedy znany mi już dobrze głos z angielskim akcentem zatrzymał mnie.
- Zaczekaj powiedz przynajmniej jak masz na imię – Krzyknął nieznajomy.
- Caroline – Odpowiedziałam i ruszyłam na przód, przypomniawszy sobie nagle że nie znam jego imienia odwróciłam się.
- A ty… - za mną jednak nikogo nie było. Dziwne jeszcze przed chwilą tu był. Przypomniawszy sobie jednak o spóźnieniu ruszyłam  w obranym kierunku.
Klaus:
Caroline, Caroline… smakowałem to imię w myślach. Chciała poznać moje imię ale ja bałem się, że na sam jego dźwięk znienawidzi mnie. Tak działało ono na innych. Zmierzałem w stronę mojego domu.
- Rebeka?
- O już jesteś. Nie zapomnij, że jutro jest bal!
- A no właśnie, co do balu…
- Nik nie zrobisz mi tego, nie możesz go odwołać! – krzyknęła zrozpaczona.
- Ale ja nie chcę go odwołać, wiem że jest on dla ciebie ważny. Chciałem tylko zobaczyć listę gości.
 - To cudownie! Już przynoszę! - krzyknęła wbiegając do swojego pokoju. - Oto ona, ale jeżeli chodzi o Elenę to zaprosiłam ją tak jak prosiłeś. - Już po chwili byłą z powrotem w salonie.
- Nie oto mi chodzi. Dziękuje - powiedziałem sięgając po plik papierów. - 5 kartek zapisanych obustronnie?! Całe miasto zaprosiłaś!
- Nie denerwuj się Nik, nie powiedziałeś ile osób ma przyjść - powiedziała lekko przestraszona.

- Choć z drugiej strony jak dla mnie to nawet lepiej. - Zabrałem się za przeglądanie listy. Na moje nieszczęście Byłą ułożona alfabetycznie pod względem nazwisk, a ja nie znałem jej nazwiska. Mam! Jest tylko jedna Caroline, Caroline Forbes. A może to nie ona? Może moja siostra nie zaprosiła tej Caroline. Chciałem już zapytać o to Bekę, ale stwierdziłem że zaraz zacznie zadawać zbędne pytania.

1 komentarz:

  1. siemka:D extra opowiadanie :D podoba mi jak Caroline poznała Klausa, fajne odzwierciedlenie :D czekam na następny :D ps. rozdziały mogły by być dłuższe :D

    OdpowiedzUsuń