.

.
.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 22

Rozdział 22
Już po egzaminie. W końcu! Tak jak obiecałam kolejny rozdział. Wiem, że krótki ale następny na 100% będzie dłuższy.
Ten rozdział dedykuję ArtisticSmile - dzięki za komentarz ;*
Miłej lektury, a i mam jedną prośbę. Przynajmniej wy mi oszczędźcie pytań jak mi poszło. Wystarczy, że mam rodziców ;p
Caroline:
Trwało to może minutę kiedy wspomnienia zaczęły wracać. Jak przez mgłę pamiętałam pocałunek z Elijahem, potem pocałunek z Klausem… Poczułam dziwne drapanie w brzuchu. Motyle? Potem jak Klaus mnie odprowadza pod dom. Miałam chyba jakiś sen, skupiłam się mocniej. Klaus oblewa mnie wodą, Koll, Rebeka, Elijah. Klaus próbuje mnie pocałować, ale ja się budzę bo… Klaus był w mojej głowie! Podniosłam się gwałtownie i pożałowałam od razu czując narastający ból głowy.
- Dzień dobry Kochana. – Usłyszałam znajomy głos i aż podskoczyłam. Niefortunnie spowodowało to iż z impetem zleciałam z łóżka. Podniosłam się z podłogi i rozejrzałam się po pokoju. Klaus leżał na moim łóżku.
- Co ty tu robisz?
- Leżę?
- Ale dla czego w moim łóżku? – Czy on tu był przez całą noc?
- Nie denerwuj się. Pewnie boli cię głowa. – Bolała, ale w tym momencie nie miało to znaczenia. Zastanawiałam się jedynie w jakich stosunkach znajdujemy się po wczorajszym wieczorze.
- Byłeś tu całą noc?
- Oczywiście. – Uśmiechnął się dumny z siebie. Złapałam poduszkę i cisnęłam w niego z całej siły. Złapał ją zręcznie i podłożył sobie pod głowę. – Czy już ci mówiłem jak pięknie wyglądasz w tej piżamce? – Spojrzałam w dół na moją białą, niezbyt długą koszulkę nocną.
- Wyjdź z mojego pokoju! – Nie ruszył się ani o centymetr, wciąż z wielkim uśmiechem na ustach. – Wyjdź zanim moja mama znajdzie cię tutaj!
- Kochana ale my przecież nie robimy nic złego, a z resztą pani szeryf wyszła już dobre dwie godziny temu i zaglądnęła tu przed wyjściem.
- Co?!
- Nie przejmuj się. Schowałem się w twojej szafie. Zupełnie jak kochanek. – Zaśmiał się. Jeśli próbował wyprowadzić mnie z równowagi to mu się udało.
- Wynoś się! Chcę się przebrać! – Próbowałam ściągnąć go z łóżka razem z kołdrą na której leżał. Przez przypadek potrąciłam szafkę nocną. Coś z impetem wylądowało na podłodze. Spojrzałam w dół i podniosłam ramkę. Przyjrzałam się trzem roześmianym twarzą za czasów kiedy jeszcze byłam człowiekiem. Mój wzrok zatrzymał się na uśmiechniętej twarzy brunetki i upuściłam zdjęcie jakby mnie parzyło. Poczułam się bezsilna, łzy zaczęły zbierać się pod moimi powiekami. Oparłam się o łóżko. Jak ja mogłam o niej zapomnieć? Jak mogłam być tak samolubna?
- Caroline? Skarbie wszystko w porządku? – Usłyszałam czyjś głos nad sobą i dopiero teraz przypomniałam sobie że on tu jest. Odsunęłam się od niego, nie podnosząc oczu. Nie mogłam na niego patrzeć.
- To twoja wina! – Zaczęłam szlochać. To moja wina! Powiedziałam w myślach. Zawiodłam moją przyjaciółkę.
- Moja wina? Chodzi ci o ramkę? – Podniósł przedmiot z ziemi. W jego oczach pojawiło się zrozumienie.
- Oddaj to! – Podbiegłam do niego i próbowałam mu to wyrwać, on jednak złapał mnie i obrócił. Obejmował mnie od tyłu trzymając za ręce. Próbowałam się wyrwać, ale to nic nie dało. Jego żelazny uścisk nie zelżał ani na chwilę. – Wypuść ją. Wypuść ją… proszę!
- Caroline… nie rozmawiajmy o tym. To nie twoja sprawa.
- Nie moja sprawa?! – Znów zaczęłam się szarpać żałując że nie mogę spojrzeć mu w oczy i wykrzyczeć co o tym myślę. – To moja przyjaciółka! Musisz ją wypuścić… Klaus musisz!
- Nic nie muszę. – Jego głos stał się bardziej chłodny.
- Proszę. Wypuść ją!
- Nie. To nie podlega dyskusji.
- Puść mnie! Nie dotykaj mnie draniu! Słyszysz puszczaj! – Zaczęłam krzyczeć i kopać go po nogach. Puścił mnie, a ja obróciłam się do niego twarzą.
- To była miła noc, jednak chyba już się skończyła. – I zniknął. Opadłam bezwładnie na łóżko. Czy on się kiedykolwiek zmieni? Otarłam spływające łzy i pobiegłam do domu braci Salvatore. Wparowałam do domu nie siląc się nawet na pukanie. W salonie natknęłam się na Stefana.
- Przepraszam. – Wydukałam i rzuciłam mu się w ramiona znów płacząc.
- Co się stało Car? Coś z Eleną?
- Wczoraj Klaus odzyskał uczucia…
- Udało ci się?
- Ale myliłam się. On nie odda nam Eleny. Rozumiesz?
- Obawiałem się tego… ale myślałem, że może jednak… - Oczy Stefana stały się jeszcze bardziej smutne.
- I co teraz? – Pisnęłam cicho i dopiero teraz zauważyłam postać Damona stojącego na drugim końcu pokoju. Miał zaciśnięte pięści i cały się trząsł. Myślałam że to z żalu, jednak kiedy się odezwał zrozumiałam, że to prze gniew.
- Musimy uderzyć bezpośrednio. Nie ma już innego wyjścia. Blondi zawiodła. – Chciałam mu coś odpyskować, jednak czułam się winna, dlatego nic nie powiedziałam.
- Nie damy rady trzem pierwotnym. Może jednak jest jakieś inne wyjście.
- Zmieńmy ją w wampira.
- Damon nie możemy jej tego zrobić.
- To co może mamy ją tam zostawić? – Ja nic się nie odzywałam. Przysłuchiwałam się jedynie rozmowie która docierała do mnie jak echo. Elijah! To nasza ostatnia nadzieja! Już miałam to zaproponować, ale rozmyśliłam się nie chcąc znów obiecywać czegoś co może się nie udać. Elijah może nie chcieć nam już nawet pomóc, w końcu jego brat odzyskał uczucia.
- Muszę się przejść. – Powiedziałam i wyszłam z domu odprowadzona przez wzrok obydwu braci. Gdzie on może być? Klaus zabronił mu mieszkać u siebie. Więc gdzie? Ruszyłam w stronę hotelu rozglądając się po drodze za jego samochodem. W jedynym hotelu w naszym mieście nie było jednak nikogo o tym nazwisku. Zaczęłam więc szukać wśród zaparkowanych aut. Nagle duży czarny suv skręcił na skrzyżowaniu obok mnie i zniknął za budynkami. Biegiem puściłam się za samochodem. Dogoniłam go w momencie kiedy Elijah wysiadał z auta pod rezydencją Mikaelsonów. Rozejrzałam się, chcąc się upewnić czy nie ma nigdzie jego brata.
- Elijah! – Wampir odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Caroline? Co ty tu robisz?
- Przyszłam prosić cię o pomoc.
- Coś się stało? Myślałem, że Klaus wczoraj odzyskał uczucia.
- Bo odzyskał. Ale… on nie uwolni Eleny.
- Dlaczego to mnie prosisz o pomoc? Nie powinnaś przypadkiem porozmawiać z Niklausem?
- Próbowałam, ale on powiedział, że to niemożliwe, że jej nie uwolni.
- Dobrze moja droga. Spróbuję z nim porozmawiać.
- Dziękuję! – Podbiegłam do niego i go przytuliłam. Przy nim czułam się tak swobodnie.
- Ale niczego nie obiecuję. – Odsunęłam się od niego i jeszcze raz podziękowałam.
- Może wejdziesz do środka? – Spojrzałam na czarnego mustanga stojącego przed domem. Auto było niesamowite i wróżyło obecność właściciela w środku.
- Może nie tym razem. Klaus pozwolił ci tu mieszkać?
- Tak.
- Aha, a Rebece?
- Też. Wczoraj kiedy wrócił był w szampańskim nastroju.
- Teraz może się to zmienić. – Wymruczała pod nosem. – Mam nadzieję, że uda ci się coś zdziałać. Inaczej Damon i Stefan będą próbować czegoś innego, a tego wolałabym uniknąć.
- Zobaczę co da się zrobić i dam ci znać. – Pożegnałam się z pierwotnym i ruszyła z powrotem. Z wampirzą prędkością znalazłam się w mieście, dopiero tam zwolniłam do zwykłego ludzkiego kroku. Miałam wiele rzeczy do przemyślenia.
Klaus:
Wróciłem do domu w bardzo złym humorze. Dlaczego to musiało się tak skończyć? Wczoraj ani słowo nie padło na temat tej małej Gilbertówny! Nie mogę oddać tej dziewczyny Caroline. Nie mogę, nawet jeśli chodzi o moją Caroline. Trzasnąłem za sobą drzwiami. W domu nikogo nie było. Nalałem sobie odrobinę bursztynowego płynu i usiadłem w fotelu z moim szkicownikiem. Pogrążony w myślach nakreśliłem chyba tysięczny w moim życiu szkic Caroline. Przedstawiał jej dzisiejszy wyraz twarzy. Nienawiść i gorycz. Zmiąłem natychmiast kartkę i zacząłem od nowa tym razem rysując ją śpiącą z burzą rozsypanych włosów rozrzuconych wokół jej głowy niczym aureola. Mój Anioł. Kiedy skończyłem usłyszałem odgłos samochodu. Zapewne był to Elijah lub Rebeka. Nie będąc w nastroju na rozmowę z żadnym z nich zacząłem szkicować następny rysunek. Moja ukochana ze zdziwioną miną, zaraz po tym jak zleciała z łóżka. W trakcie rysowania uświadomiłem sobie iż ktokolwiek przyjechał nie wszedł do domu. Podszedłem do okna i znieruchomiałem. Elijah rozmawiał z Caroline… Moją Caroline! Wyostrzyłem słuch.
- Dobrze moja droga. Spróbuję z nim porozmawiać. – Moja droga? Poczułem złość. Jak on śmie mówić tak do mojego Anioła!
- Dziękuję! –  Krzyknęła dziewczyna i zawisła mu na szyi. Nie mogłem w to uwierzyć. Jeszcze wczoraj oboje zapewniali mnie, że nic między nimi nie ma! Ścisnąłem z całej siły naczynie które trzymałem w ręce a ono rozpadło się na tysiąc drobnych kawałeczków.
- Ale niczego nie obiecuję.
- Może wejdziesz do środka?
- Może nie tym razem. Klaus pozwolił ci tu mieszkać? – Dlaczego interesuje ją gdzie on mieszka? Poczułem narastające uczucie… zazdrości? Podszedłem do stolika ze szkicownikiem i wywróciłem go jednym kopnięciem. Wróciłem do okna, nie chcąc stracić zbyt wiele z ich rozmowy.

- …dam ci znać. – Usłyszałem końcówkę wypowiedzi mojego brata. Nie mogąc już dłużej tego słuchać podszedłem do przewróconego i połamanego stolika i ułamałem jedną drewnianą nogę. Wyszedłem z domu i w sekundę później znalazłem się przy samochodzie Elijaha. Caroline już tam nie było.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział Wielkanocny

Rozdział Wielkanocny
Tak jak obiecałam - rozdział specjalny w lany poniedziałek. Mam nadzieję że ktoś was porządnie oblał ;p Ja na przykład jestem cała mokra i własnie się suszę. Miłego czytania.
 Ps. Trzymajcie za mnie kciuki na egzaminie.
Klaus:
To było prostsze niż myślałem, co jednocześnie było pocieszające i niepokojące. Muszę nauczyć ją zablokowywać umysł inaczej każdy będzie mógł wejść do jej głowy podczas snu. Rozejrzałem się. Co to za miejsce? Znajdowałem się na polance pełnej kolorowych kwiatów.
- Caroline? – Zawołałem cicho pewny że mnie usłyszy.
- Klaus? – Nagle zobaczyłem ją pod jednym z drzew ubraną w żółtą sukienkę i apaszkę pod szyją.
- To nie będzie konieczne. – Siłą umysłu sprawiłem iż apaszka znikła.
- Co… co to było? Jak to zrobiłeś?
- To twój sen Caroline. A swoją drogą to przypomnij mi jutro że mam ci pokazać kilka sztuczek blokujących umysł. Dużo dziś piłaś? – Przypomniałem sobie jej stan kiedy wychodziła z baru.
- Czy dużo dziś piłam? – Próbowała się skupić i już zauważyłem przebłyski wspomnień gdy nagle wszystko ustało. – Nie mogę o tym myśleć bo ty wtedy też to zobaczysz. Prawda? – Nie zaprzeczyłem.
- A masz coś do ukrycia Kochana?
- Nie twój zakichany interes i wynoś się z mojej głowy!
- Jesteś zbyt pijana żebyś dała rady mnie stąd wyrzucić, zresztą to może  być świetna zabawa.
- Siedzenie w mojej głowie?
- Możesz robić co chcesz, możesz pokazać mi dowolne wspomnienie, ja też mogę ci pokazywać moje.
- Dlaczego nie możemy siedzieć więc w twojej głowie?
- Bo tam jest mniej wolnej przestrzeni. – Zażartowałem, Caroline popatrzyła na mnie z oburzeniem.
- Wynocha!
- Kochana uspokój się. Tylko żartowałem, ale wierz mi że nie chciałabyś być w mojej głowie. Tam jest naprawdę nieprzyjemnie.
- A kto powiedział że w mojej jest przyjemnie!?
- Jak w tak ślicznej blond główce może być coś nieprzyjemnego?
- Masz racje nie było odkąd nie stałeś się dupkiem. – Była chyba troszkę zła. Nagle moją głowę zaczęły bombardować jej wspomnienia i towarzyszące im uczucia. Wspomnienie kiedy zaatakowałem ich w domu Bonnie, jej żal gdy drwiłem z niej, nienawiść przeplatana z jakimś innym uczuciem kiedy wymierzyła mi pliczek, strach kiedy omal jej nie zabiłem tego dnia. Następne wspomnienie to wczorajsza kłótnia kiedy powiedziałem te wszystkie nieprawdziwe rzeczy na jej temat. Jej rozpacz i żal w tamtym momencie, nie chciałam już więcej tego oglądać.
- Caroline przepraszam ja… - Nie dała mi jednak dokończyć, pojawiła się seria moich pustych spojrzeń kiedy miałem wyłączone uczucia. – Rozumiem. – Powiedziałem zrezygnowany. – Już się wynoszę. – Myłem zły, na siebie za to że ją tak skrzywdziłem. Wszystkie jej nieszczęścia w ostatnich tygodniach były spowodowane moim zachowaniem. Nie zasługuję na nią.
- Właśnie chodzi o to, że nie rozumiesz! – Krzyknęła kiedy już miałem wyjść z jej umysłu. Chciałem na nią spojrzeć, ale jedyne co widziałem to kolejne wspomnienie. Śmierć, moją śmierć. Żal, rozpacz… i to wszystko z mojego powodu? Potem atakujący Tyler i uczucie zrezygnowania, pustki. Nienawiść do Tylera, martwego Tylera. Następne wspomnienie było już w pokoju. Caroline szlochająca na łóżku. Próbowałem przejąć kontrolę nad wspomnieniami wybierając te które chcę zobaczyć.
- Klaus przestań! – Usłyszałem odległy głos  Caroline. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Przeskoczyłem do kolejnego momentu z jej przeszłości. Caroline która odnajduje książkę którą zostawiłem jej po mojej ‘śmierci’. Radość i niedowierzanie, nadzieja. Nagle wszystko się urwało.
- STOOOOP! – Usłyszałem krzyk Caroline, rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się na polance. Caroline klęczała oddychając ciężko.
- Przepraszam. – Podbiegłem do niej, chciałem wziąć ją w ramiona, ale nie odważyłem się jej dotknąć. – Caroline nie chciałem sprawić ci bólu. – Te wszystkie sprzeczne uczucia. W jednaj chwili ból i nienawiść w drugiej radość. A to wszystko prze ze mnie.
Wzięła głęboki wdech i wstała.
- Co ty sobie wyobrażasz! To moja głowa i moje wspomnienia i pozwól że to jednak ja będę wybierać które z nich ci pokazać, a które zostaną moją tajemnicą.
- Dobrze.
- Skoro to już ustalone. Może teraz ty mi coś pokarzesz?
- Caroline nie pokarzę ci moich wspomnień związanych z tobą.
- Dlaczego nie? To nie fair!
- Mogę pokazać ci odległą przeszłość jeśli chcesz. – Przez chwilę się wahała.
- Zgoda, ale sylwestra już widziałam.
- Wiem. - Uśmiechnąłem się na wspomnienie jej piżamki z tej nocy. Wyobraziłem sobie ją w niej, a jej strój natychmiast się zmienił. - Pamiętam. – Powiedziałem zadowolony z widoku przede mną, nie trwało to jednak długo, gdyż Caroline najwyraźniej opanowała już technikę zmiany wizerunku. Miała na sobie białą koronkową letnią sukienkę. – Też ładnie. – Powiedziałem lekko zawiedziony.
- Może ty coś zaproponuj.
- Słyszałaś może o typowo Europejskiej tradycji oblewania się wodą?
- Tak, kiedyś zastanawialiśmy się na czym to polega.
- Śmigus dyngus to bardzo zabawna tradycja…
- Śmigus co?
- Śmigus dyngus. Zastanawiam się dlaczego to nigdy nie przyjęło się w  Wielki Poniedziałek tutaj w USA.
- Pokarz mi!
- Dobrze już dobrze. – Wróciłem wspomnieniami do czasów kiedy to świetnie bawiliśmy się w Europie. Znudzeni wraz z Kollem przechodziliśmy pustymi ulicami. Wszyscy ludzie siedzieli w domach szykując się do kościoła, a ponieważ tak jest od czwartku zaczęło nam się nudzić coraz bardziej.
- Bracie proponuję zrobić coś to wprawi ludzi w oburzenie. – Zaproponował Koll udając wyniosłość i powagę.
- Oraz naszego kochanego brata. – Dodałem.
- Ale nie możemy także zapomnieć o naszej siostrze. – Zauważył z rozbawieniem Koll.
- Zgadzam się z tobą. To byłoby bardzo nie miłe z naszej strony. – Oboje się roześmialiśmy. – Tylko co to będzie? – Oboje przez chwilę myśleliśmy aż tu nagle niedaleko od nas objawienie samo spadło na chodnik.
- Będziemy oblewać ludzi wodą z wiaderka! – Krzyknął Koll
- Elegancko wyszykowanych ludzi idących do kościoła? To szaleństwo. – Oboje wybuchliśmy śmiechem. – Kto pierwszy znajdzie jak najwięcej wiader? – Ruszyliśmy na poszukiwana. Po upływie dziesięciu minut mieliśmy już około sto wiader wszystkie wypełnione wodą.
- Idą pierwsi ludzie! – Krzyknął Koll i chwycił za pierwsze wiaderko, w ostatniej chwili jednak go powstrzymałem. - Zaczekaj Najpierw Beka. – Zaczekaliśmy więc jeszcze parę minut aż w końcu pojawiła się na horyzoncie. Czas teraz zmienić trochę bieg wydarzeń. Wyobraziłem sobie idącą w moją stronę siostrę a obok niej Caroline.
Caroline:
Nagle coś się zmieniło. Nie byłam już biernym obserwatorem. Szłam w stronę Klausa i Kolla, obok mnie szła roześmiana Rebeka, za nami Elijah pogrążony w rozmowie z jakimś starszym mężczyzną. Byłam ubrana podobnie do Rebeki. Obie miałyśmy długie czerwone spódnice, białe koszule z bufiastymi rękawami oraz pęk korali na szyi. We włosy miałyśmy wplecione kwiatki. Kto się tak ubiera? Zbliżaliśmy się do punktu gdzie czekali na nas młodsi Bracie Mikaelson.
- Rebeka, Elijah muszę wam coś powiedzieć. – Zastanawiałam się czy w wspomnieniach Klausa mogę z nimi swobodnie rozmawiać.
- O co chodzi? – Rebeka była bardzo miła.
- Klaus i Koll chcą was oblać wodą z wiadra.
- Co takiego? – Chciałam coś powiedzieć jednak zobaczyłam ruch i szybko odciągnęłam Rebekę na bok. Woda trafiła w towarzysza Elijaha.
- Co to ma znaczyć! – Biedny staruszek był mokry od stup do głów.
- Przepraszam bardzo. Zaraz wyjaśnię to nieporozumienie. – Kolejny świst powietrza i tym razem to Rebeka odsunęła mnie do tyłu.
- Klaus! Koll! Zabiję!
- Miało być łatwiej. Caroline, Kochana mieszasz mi we wspomnieniach. – Zaśmiał się Klaus.
- To ty mnie w nie włożyłeś. – Rzuciłam oskarżycielsko. I poczułam że ktoś oblewa mnie wodą. Nie zdążyłam się nawet uchylić, byłam cała mokra.
- Klaus! – Pisnęłam.
- Pięknie wyglądasz kiedy się złościsz. – Zaśmiał się Klaus.
- Koll! Zamorduję! Niech ja was tylko złapię! – Usłyszałam pisk Rebeki i już wiedziałam co się stało. Podeszłam do Mokrej wampirzycy.
- Zemsta? – Spytałam.
- Zemsta! – Obie pobiegłyśmy po wiadra z wodą. Niestety nie udało nam się oblać żadnego z braci. Za to kilkanaście osób zostało oblanych. Elijah w końcu przerwał zabawę i dostała nam się wszystkim bura.
- Czy on zawsze jest taki sztywny? – Spytałam Klausa.
- Nie tylko przez siedem dni w tygodniu.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. – Popatrzyłam na niego. Wyglądał nienagannie. Nie był ani mokry ani brudny, tak samo jak Elijah, Koll natomiast może i nie był mokry, ale położył się właśnie na drodze rozkładając ręce w bok. – Dlaczego leżysz na środku drogi?
- Bo nikt inny tego nie robi.
- Aha. A ja myślałam, że to Klaus jest nieobliczalny.
- Co to ma wspólnego z moim leżeniem?
- To, że on tu nie leży.
- Bo ja tu leże. Gdyby się położył to nie moglibyśmy robić czegoś czego nikt inny nie robi.
- No może i racja. Ale… - Wiadro wody wylądowało na najmłodszym z braci.
- Zdrajca! – twierdził Koll i przewrócił się na brzuch. – Ale skoro już zacząłeś to bądź tak miły i polej mi też w takim razie plecy. – Zaśmiałam się a Klaus spełnił prośbę brata.
- Powinno się was trzymać osobno. – Wciąż się śmiałam. Dopiero teraz zauważyłam tłum gapiów. Najwyraźniej Tylko Rebece i Elijahowi zależało na zdaniu innych.
- Patrz tam. – Klaus wskazał w tłumie na starszą niższą kobietę. – Uważają ją za medium.
- Śmigus i Dyngus! – Krzyczała kobieta pokazując raz na Klaus raz na Kolla.
- Dlaczego ona was tak nazywa?
- Bo robi szopkę przed ludźmi. Ona tak naprawdę nie jest czarownicą.
- Czyli nazwa święta wzięła się od waszych przezwisk?
- Przezwisk? Można to i tak nazwać.
- I od tego czasu wszyscy oblewają się wodą? Tak co roku?
- Zaczekaj, przed tobą jeszcze najlepsze. – Razem z bratem wyszedł na środek placu.
- Tak. Jesteśmy Śmigus… - Rebeka przetłumaczyła mi słowa Klausa.
- I Dyngus. – Dokończył Koll.
- Od tej pory co roku macie oblewać wodą niewiasty. – przetłumaczyła Rebeka słowa Klausa.
- Inaczej spotka was nasz gniew. – Dokończył Koll, a Rebeka przetłumaczyła. Ludzie zaczęli szeptać. Klaus podszedł do mnie.
- I jak?
- Niewiasty? Kto używa takiego słowa?
- Oni. – Wskazał na grupkę ludzi.
- A co to za język?
- Słowiański. Raczej niepopularny. – Obraz zaczął się zamazywać. Znów znajdowaliśmy się na polance.
- To święto wciąż wygląda tak samo?
- Nie, teraz używa się tego. – W rękach Klaus zmaterializował się kolorowy pistolet na wodę. Wyobraziłam sobie taki sam w moich rękach. Zaczęliśmy ganiać się po polance i chlapać wodą. Oczywiście to ja byłam ta mokra i musiałam coś wymyślić aby zetrzeć ten jego triumfalny uśmieszek z twarzy. Wyobraziłam sobie wiaderko spadające na jego głowę, Klaus w mgnieniu oka odskoczył do tyłu a ja się zaśmiałam. Klaus wylądował w jeziorku którego jeszcze przed chwilą tu nie było.
- Sprytne. – Pogratulował mi Klaus. Po chwili jezioro powiększyło się, a ja wpadłam do wody.
- Czy to nie jest tak, że ja już i tak byłam mokra?
- Może… - Powiedział Klaus i podszedł do mnie brodząc w wodzie po pasa. Złapał mnie delikatnie za ramiona i już miał pocałować...

Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w swoim pokoju. Miałam dziwne przeczucie, że obudziłam się z jakiegoś konkretnego powodu, jednak nie mogłam sobie przypomnieć dlaczego. Pulsacyjny ból w skroniach wcale nie pomagał.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 21

Rozdział 21
Udało mi się napisać ten rozdział w ciągu tego całego miesiąca przerwy, za który was przepraszam. Za tydzień egzaminy gimnazjalne i w końcu będzie z głowy. Tak więc do następnego weekendu... ale jednak nie, ponieważ mam dla was niespodziankę. Rozdział Świąteczny i mam nadzieję że już jutro czyli w lany poniedziałek będziecie mogli go przeczytać. Miłego czytania i WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH i mokrego śmigusa dyngusa ;p
Klaus:
- Co tu robisz? – Zastanawiałem się skąd się tu wziął.
- Słyszałem, że wyłączyłeś uczucia.
- Gdyby tak było to prawdopodobnie już byś nie żył.
- Nie. Tym razem to nie przez nas je wyłączyłeś. – Spojrzałam na niego zły. Skąd to wszystko wie?
- Ach więc ciekawy jestem na kim zatrzymały się twoje podejrzenia.
- Caroline. – Wtrąciła się Rebeka. Spojrzałem na nią ukrywając zdziwienie. Czy to aż tak oczywiste? Czy Caroline pierwsza na to wpadła? Spojrzałem na blondynkę i omal nie wybuchnąłem śmiechem. Caroline stała z rozchylonymi ze zdziwienia wargami i patrzyła na moje rodzeństwo starannie unikając mojego spojrzenia.
- Uważacie, że jedna młoda wampirzyca jest w stanie aż tak zamieszać mi w głowie?
- Na to wygląda. Miłość to nie słabość Niklausie.
- Naprawdę uważacie że to możliwe? – Zaśmiałem się gorzko. Nie chciałem o tym rozmawiać. Wszystkie uczucia to słabość, a ja nie jestem słaby.
- On ma racje. Musicie się mylić. – Usłyszałem cichy głosik Caroline. Wszyscy spojrzeli w jej kierunku.
- Caroline… - Zaczął Elijah.
- Ty też miałeś racje. – Spojrzała na Elijaha. – Ktoś taki nie istnieje. – Spojrzała na mnie, przez chwile wydawało mi się że w jej oczach czai się smutek ale potem pojawiła się złość. – Chcemy odzyskać Elenę.
- Nie jestem Świętym Mikołajem. Nie przychodźcie do mnie z życzeniami. – Odburknąłem zły. Ale dlaczego zły? Dlatego bo nie przyszła tu dla mnie? Nie to nie może być to. Nie obchodzi mnie po co tu przyszła. Ona wcale mnie nie obchodzi.
- Niklausie myślę że możemy to chociaż przedyskutować.
- Jedyne co możemy przedyskutować to, to kto cię uwolnił. Ale jak rozumiem byli to bracia Salvatore.
- Klaus może porozmawiamy o tym później. – Spojrzał przelotnie w stronę Caroline.
- Dlaczego? Przecież to oni cię uwolnili. Nie rozumiem dlaczego nie moglibyśmy to przedyskutować z nimi. Jestem bardzo ciekawy jak udało im się cię znaleźć skoro założyłem bardzo mocne zaklęcie aby nikt nie mógł cię znaleźć.
- Bonnie Bennett, wiesz mała, ciemne włosy, czarownica… - No tak jako moja czarownica była w stanie złamać to zaklęcie.
- Rozumiem, ale wciąż nie wiem dlaczego uwolniliście mojego brata. Nie uważam aby waszą sprawą było wtrącanie się w to kogo z mojej rodziny zasztyletuję a kogo nie. – Ktoś gwałtownie zaczerpnął powietrza.
- Ty nie… nie mógłbyś… - Caroline patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Ja mogę wszystko. – Uśmiechnąłem się do niej łobuzersko. Przeniosła wzrok na mojego brata.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Oddychała bardzo płytko.
- Caroline… ja nie chciałem… - Co mają znaczyć te rozmowy? Od jak dawna się znają? Byłem zły.
- Jakie to sentymentalne. – Drwiłem. – Dlaczego mi nie powiedziałeś. – Przedrzeźniałem ją.
- Och po prostu powiedz czego chcesz w zamian za Elenę! – Wybuchła robiąc krok w moją stronę.
- Nie oddam wam Eleny. Potrzebuję jej krwi. Dlaczego tak ci na niej zależy? Myślisz że ona zrobiła by to samom dla ciebie? Oczywiście, że by tego nie zrobiła. – Byłem wściekły. Dlaczego tak bardzo zależy jej na kimś kto przy pierwszej lepszej okazji zostawiłby ją nawet się nie odwracając.
- Nic o niej nie wiesz. O niej ani o mnie. Więc nie waż się mnie oceniać!
- Nic o tobie nie wiem? Nie trzeba cię długo znać aby się na tobie poznać. Jesteś samolubna, chcesz uratować Elenę dla siebie a nie dla niej. Nie chcesz jej po prostu stracić tak jak Tylera! – Wiedziałem że to nieprawda tak samo dobrze jak wiedziałem że te słowa ją ranią, ale nie potrafiłem przestać. – Jesteś samolubna Caroline. Chcesz mieć wszystko dla siebie…
- Niklaus natychmiast przestań! – Wtrącił się Elijah. – Nie widzisz że doprowadzasz ją do płaczu? – Oczy Caroline rzeczywiście napuchły od łez.
- Wygrałeś. Masz racje. Jestem beznadziejna. Poddaję się. – Nie sądziłem usłyszeć kiedykolwiek czegoś takiego z ust mojej Caroline.
- Car… - Zaczął Stefan.
- Stefan proszę nie. – Odwróciła się, a gdy Stefan ją złapał wyrwała mu się z uścisku. – Potrzebuję być teraz sama. – I zniknęła. Przez chwilę miałem ochotę za nią pobiec. Ale po co? Przecież nic do niej nie czuje. ‘Nic do niej nie czuję’ powtórzyłem w myślach.
- Negocjacje uważam za zamknięte. – Już się odwróciłem ale przypomniałem sobie o jeszcze jednej rzeczy. – Elijah zamierzasz mieszkać z naszą siostrą?
- Elijah może mieszkać z nami? – Usłyszałem okrzyk wesołości.
- Rebeka twoja obecność w tym miejscu wyklucza możliwość powrotu do domu. Lepiej znajdź sobie miejsce w łóżku u jednego z braci to może pozwolą ci zostać u siebie. Może wrócisz do Stefana?
- Nik…
- Chyba nie oczekiwałaś, że po tym wszystkim wrócisz ze mną tak po prostu.
- Ale ja nie chcę ci zaszkodzić Nik. Ja chcę ci pomóc odzyskać uczucia.
- Ty też Beka? – Roześmiałem się posępnie i w wampirzym tempie znalazłem się w rezydencji. Z niechęcią stwierdziłem, że siedzenie samemu w domu powoduje, że moje myśli obierały niewłaściwy tor. Dlaczego powiedziałem jej te wszystkie kłamstwa? Wstałem z fotela.
Caroline:
Łzy nie chciały  przestać płynąć. Jak ja mogłam być tak głupia. On nigdy nie widział we mnie niczego więcej niż zabawkę. Może powinnam była zginąć z rąk Tylera tamtego dnia? Czy wtedy wszystko potoczyło by się inaczej? Rozejrzałam się. Znajdowałam się na boisku szkolnym. Było już naprawdę późno. To był strasznie długi dzień. Położyłam się na trawie i spojrzałam w górę. Niebo było czarne i bezchmurne. Księżyc miał kształt cienkiego rogala, wokół niego błyszczały gwiazdy. Tak daleko stąd, małe i błyszczące. Otarłam łzy. Wzięłam głęboki wdech chcąc uspokoić szarpany oddech po płaczu. Pozwoliłam wiatrowi bawić się moimi włosami rozrzuconymi po trawie. Chłodne nocne powietrze wysuszyło moje łzy. Starając się nie myśleć o niczym zaczęłam liczyć gwiazdy, zupełnie tak jak byłam mała. 1… 2… 3… Kiedy leżałam na trawie przed domem marząc o tym, że kiedy dorosnę zostanę księżniczką i zakocham się w kocięciu. Tym jednym, jedynym który będzie mnie chronił. Ku mojej uldze te myśli nie sprawiały mi bólu. 113… 114… Marzenia o tym, że kiedyś będę jeździć po świecie. 156… Ale nigdy nie marzyłam o tym żeby zostać wampirem. Miałam może parę marzeń na temat nadprzyrodzonych stworzeń, ale były to raczej wróżki które pomagały w odnalezieniu ojca którego nigdy nie poznałam. Nigdy nie przeszły mi jednak przez myśl wampiry. To nie tak że tego nienawidzę. Odkąd jestem wampirem jestem pewniejsza siebie, nieśmiertelna, silna i to mi się podoba, ale stając się wampirem wkroczyłam świat do którego księżniczki ani wróżki z marzeń nie docierają. Świata w którym miłość powoduje jedynie cierpienie. 399… Poczułam, że ogarnia mnie senność i zasnęłam.
Otworzyłam pomału oczy. Leżałam w swoim łóżku. Co ja tu robię? Ostatnie wspomnienie jakie miałam to gwiazdy nad stadionem. Wstałam z łóżka i zbiegłam na dół. Czy to możliwe, że on mnie tu przyniósł? Usłyszałam ruch na altance. Serce podskoczyło mi do gardła. Otworzyłam powoli drzwi.
- Wszyscy cię szukali. – Przed domem stał Elijah. A więc to on mnie tu przyniósł.
- Mnie? – Stłumiłam w sobie jęk rozczarowania. Oczywiście to nie Klaus mnie tu przyniósł.
- Wczoraj opuszczałaś nas w nienajlepszy humorze.
- Przepraszam.
- To ja powinienem raczej cię przeprosić w imieniu mojego brata.
- Możemy teraz o tym nie mówić? – Poczułam skurcz w żołądku. Wstałam z huśtawki. – Jestem głodna, idę do szpitala. – Spojrzałam na niego. Skoro przyniósł mnie tu i jeszcze tu jest, to może chce ze mną o czymś porozmawiać. – Idziesz ze mną?
- Mogę. Ale wyjaśnij mi coś. Żywisz się chorymi ludźmi?
- Oczywiście, że nie! Pożyczam stamtąd tylko woreczki  z krwią.
- Więc nie pijesz z żyły?
- Nie.
- Niesamowita kontrola jak na tak młodego wampira.
- Dziękuję, chyba. – Uśmiechnęłam się.
- Powiedziałaś wcześniej że ‘pożyczasz’ woreczki. Czy to znaczy, że kiedyś je zwracasz?
- Nie. Nie do końca. Po prostu od czasu do czasu poproszę kogoś z mieszkańców o oddanie krwi do szpitala. Nie mogę oddać własnej ponieważ oboje wiemy jak to może się skończyć. Ta krew może uleczyć ale także przemienić. – Przypomniałam sobie wczorajsze słowa Klausa. Zatrzymałam się raptownie. – Myślisz że to samolubne?
- Oczywiście że nie Caroline. Większość wampirów zabija swoje ofiary, a ty nawet nie pijesz prosto z żyły.
- Ale biorę za darmo, a w zamian za to ktoś inny płaci swoją krwią. On miał rację. Jestem beznadziejna.
- Caroline on nie ma prawa cię osądzać. Jego każdy posiłek kończy się śmiercią kilku osób. Nie ma lepszej możliwości zdobywania krwi, a przecież musimy ją pić. Zrozum Caroline, że to co robisz jest naprawdę dobre.
- Dziękuję. – Weszliśmy do szpitala, zahipnotyzowałam pielęgniarkę a ta pozwoliła nam wziąć tyle krwi ile chcemy. Wciąż targana jednak poczuciem, że robię źle wzięłam tylko 10 woreczków mając nadzieję, że wystarczy mi to na cały tydzień. Na miejscu od razu wypiłam jeden. Zaproponowałam też Elijahowi ale on odmówił. Schowałam woreczki w torebce i razem z pierwotnym wyszłam ze szpitala.
- Więc co robiłaś wczoraj kiedy nas zostawiłaś?
- Szłam przed siebie i nawet nie wiadomo kiedy doszłam do boiska. A potem zaczęłam liczyć gwiazdy i zasnęłam.
- Zasnęłaś na boisku? A co potem? – Spojrzałam na niego zdziwiona.
- No jak to co? – Znaleźliśmy się przed domem. Otworzyłam drzwi idąc prosto do lodówki. Odwróciłam się wyczuwając że za mną nie idzie. Stał przed drzwiami jakby nie mógł wejść… Przecież on nie jest zaproszony! – Jak ci się udało wnieść mnie na górę, skoro nie jesteś zaproszony?
- Wnieść cię na górę? Nic nie rozumiem. Myślałem, że sama tam weszłaś.
- Nie. Już ci mówiłam, zasnęłam na murawie, ale obudziłam się w domu. Myślałam że to ty mnie tu przyniosłeś.
- Jednak to chyba nie mogłem być ja. Nie był to też Stefan ani Damon bo kiedy cię znaleźliśmy to już byłaś w domu. Stefan i Damon weszli na górę i powiedzieli że smacznie śpisz w swoim łóżku. Nie masz jakiegoś innego pomysłu kto to mógł być? – Oczywiście że miałam. Po myślałam o nim na samym początku, ale potem wykluczyłam tę możliwość. – Caroline?
- Klaus? – To pytanie było skierowane bardziej do mnie niż do niego.
- Klaus… więc to oznacza, że przez waszą wczorajszą kłótnię jego uczucia wracają.
- Ale on nigdy nie utracił żadnych uczuć, przecież słyszałeś co wczoraj powiedział.
- Caroline posłuchaj mnie uważnie. Skoro wyłączył uczucia to znaczy, że wcześniej coś do ciebie czuł. Nie wiem czy to były tak wielkie uczucia jak twoje, ale jakieś musiały być. I chyba wiem jak możemy je przywrócić. Potrzebujemy omówić ten plan z braćmi Salvatore.
- Jaki plan? – Czułam podekscytowanie i przerażenie.
- Caroline ufasz mi? – Czy ja mu ufam? Znam go od wczoraj!
- Tak.
- Kierunek dom Damona i Stefana. – Pobiegłam za nim starając się nadrobić dzielącą nas odległość. Oczywiście pierwotnych przybiegł pierwszy. Wpadliśmy do domu. Obaj bracia siedzieli w salonie, obaj lekko pijani.
- Co tu się dzieje? – Spytał Damon na nasz widok.
- Wiem jak możemy przywrócić ucz… uratować Elenę. – Poprawił się szybko. Oboje zerwali się z miejsc. – Aby uratować waszą dziewczynę musimy najpierw przywrócić jego uczucia względem Caroline.
- A jak masz zamiar to zrobić?
- Musimy sprowokować Klausa. Caroline. – Zwrócił się do mnie. – Musisz znaleźć sobie chłopaka.
- To nie jest plan! – Oburzyłam się.
- Powiedziałaś że mi ufasz. To musi się udać. Gdy Klaus tylko zobaczy cię z kimś innym…
- Ale jeśli uważasz że to pomoże, to czy on nie zabije tego kto zostanie chłopakiem Caroline? – Stefan ma rację pomyślałam przerażona.
- Najprawdopodobniej… ten sygnał byłby znakiem że nam się udało.
- To ma jakiś sens. Ale uda się tylko jeśli on naprawdę wyłączył uczucia. – Zauważył Damon.
- O to się nie martw.
- Czy wyście całkiem oszaleli? Nawet jakbym się zgodziła na udawanie że mam chłopaka to nie zgodzę się aby ktoś miał umrzeć!
- Dlatego potrzebujemy jakiegoś wampira. Najlepiej pierwotnego.
- Chyba żartujesz Damon. Nawet jeśli Klaus nie zabiłby Elijaha, to istnieje ryzyko, że go znów zasztyletuje!
- Zgadzam się.
- Co? – Czy on w ogóle kiedykolwiek myśli o sobie? Przyjechał tu ratować brata który go zasztyletował a teraz jeszcze chce ryzykować że znów zostanie zasztyletowany!?
- To zbyt ryzykowne!
- Caroline zastanów się jeszcze. Nawet jeśli by mnie zasztyletował, to nic w porównaniu z tym że już nigdy nie miałby czuć tego co czuł. – Też chciałabym aby to czuł, ale jakim kosztem?
Po skończonej dyskusji wraz z pierwotnym wyszliśmy z domu.
- Może pójdziesz ze mną na drinka?
- Chętnie.
W Mistyce Grill było dość tłoczno jak na tak wczesną porę. Zamówiliśmy jednego drinka a potem następnego i następnego. Na początku rozmowa się nie kleiła i dotyczyła przekonywania mnie na temat planu, potem jednak zaczęliśmy mówić o innych rzeczach. Elijah opowiadał mi o swoich podróżach, a ja o szkolnych imprezach i moim byłym szkolny życiu. Kiedy byłam już tak pijana, że ledwo trzymałam się na nogach wyszliśmy z baru. Było późne popołudnie. Wychodząc z baru omal nie upadłam na chodnik, Elijah złapał mnie jednak w pasie pomagając złapać równowagę.  W tym samym momencie wyczułam czyjeś spojrzenie i podniosłam oczy. Jego niebieskie źrenice świdrowały mnie sprawiając wręcz nie fizyczny ból. Przyjrzałam mu się uważnie. Jej jaki on jest przystojny. Mój wzrok zatrzymał się na młodej dziewczynie uwieszonej na jego ramieniu z wielkim triumfalnym uśmiechem. Chodziła ze mną chyba na chemię. Poczułam dziwne ukucie. Jemu w ogóle na mnie nie zależy. Z trudem odwróciłam wzrok i spojrzałam na Elijaha jego twarz była dość blisko mojej.
- Ufasz mi? – Szepnął.
- Tak. – Odpowiedziałam i pocałowałam go ciesząc się że tyle wypiłam. Nie to żeby Elijah nie był przystojny, bo był i to bardzo, jednak ja go nie kochałam, tak właściwie to ja go ledwo znałam. Całowanie go przed oczami Klausa… Poczułam mocne odepchnięcie do tyłu i czyjś krótki smutny śmiech.
- Jesteś gorsza niż myślałem. Wystarczy że znasz kogoś więcej niż dzień i już wskoczyłabyś mu do łóżka. A może to chodzi o władzę? Matka Tylera to tutejsza burmistrz, a Elijah to pierwotny wampir. Gratuluję! – Spojrzałam na Klausa który stał teraz między mną a Elijahem.
- Klaus posłuchaj… - Zaczął jego brat, ale ja mu przerwałam.
- Nie rozumiem co ci w tym przeszkadza Klaus! Nie sądzę aby to co się działo między mną a kimkolwiek mogło cię obchodzić! Nawet jeśli jest to twój brat!
- Może mnie nie obchodzi, a może jednak obchodzi! Mam dziś wyjątkowo zły humor Caroline więc lepiej nie pogarszaj sytuacji.
- Och proszę cię! Ty masz zły humor!? Tak mi przykro wasza wysokość! Byłam święcie przekonana, że jedyne czego trzeba ci do szczęścia to Elena!
- Może się mylisz!?
- Klaus! – Elijah w końcu doszedł do głosu. – Ona nic do mnie nie czuje. Pocałowała mnie tylko dla tego, że przywrócić twoje uczucia. I się udało.
- Udało się? – Usłyszałam swój szept. Klaus nic nie odpowiedział, patrzył na mnie wielkimi oczami i z niedowierzaniem złapał się za klatkę piersiową w miejscu serca. Wyostrzyłam słuch starając się wychwycić jego bicie serca. Bardzo szybkie bicie serca! Spojrzałam mu w oczy. Jego niebieskie oczy błyszczały teraz w dziwny tajemniczy sposób. Podszedł do mnie pokonując odległość nas dzielącą dwoma krokami. Poczułam bicie własnego serca. Teraz kiedy dzieliły nas już tylko centymetry czułam na sobie jego ciepły oddech. Poczułam jego silne ramiona w tali, które przyciągnęły mnie do niego łapczywie i niewiele unosząc nad ziemią. Patrzyłam na jego odchylona usta, a potem zamknęłam oczy czując miękkość jego warg na swoich. Pocałunek był bardzo łapczywy, lecz nagle się skończył. Otworzyłam oczy. Klaus odsunął się ode mnie przyglądając mi się uważnie i wyczekująco, jakby obawiał się mojej reakcji. Byłam niezadowolona tym że przestał mnie całować i zirytowana, że obchodzi się ze mną jak z jajkiem. Zrobiłam krok i wplotłam palce w jego włosy, a on z triumfalnym uśmieszkiem przysunął się bliżej mnie i znów zaczęliśmy się całować. Tym razem pomału. Kiedy nasz pocałunek się skończył przypomniałam sobie o Elijahu i towarzyszce Klausa. Rozejrzałam się, ale nigdzie ich nie było. Odetchnęłam z ulgą. Klaus wciąż mi się przyglądał.
- Do mnie czy do ciebie? – Jego głos był zachrypnięty i taki seksowny.
- Ja do mnie, ty do siebie. – Zrobił zdziwioną minę.
- Chyba nie myślisz że jednym pocałunkiem wymażesz ostatnie tygodnie w których traktowałeś mnie jak… nie wiem czy wymyślono już tak mocne określenie. – Jego uśmiech zbladł. – Poza tym chyba przyszedłeś tu z jakąś dziewczyną, nie uważasz, że to z nią powinieneś  się całować? – Oczywiście ja tak nie uważałam, nie mogłam mu jednak tak szybko wybaczyć togo jak mnie traktował przez ostatnie dni. Prawda? To naprawdę nie było łatwe, udawanie niedostępnej, ale świadomość, że kiedy jutro rano wstanę a on będzie Nikiem którego znam, dawała mi otuchy. – Możesz mnie za to odprowadzić.
Klaus:
- Oczywiście, z wielką przyjemnością. – Odkąd odzyskałem uczucia nie mogłem oderwać od  niej wzroku. Chciałem spędzić każdą następną sekundę mojego życia z nią. Kiedy znaleźliśmy się pod jej domem miałem ochotę zostać z nią, albo lepiej zabrać ją stąd do mojej sypialni i…
- Muszę już iść. – Nachyliłem się aby ją pocałować, ale ona odwróciła twarz tak, że natrafiłem na jej policzek. O co chodzi? Myślałem że wszystko jest w porządku. Co prawda miała prawo być na mnie zła za to jak ją traktowałem przez ostatnie dni, czego bardzo żałowałem, ale… Caroline stanęła na palcach i pocałowała mnie delikatnie, odwzajemniłem pocałunek czując wzbierające we mnie pożądanie.
- Dobranoc. – Powiedział mój Anioł kiedy pocałunek się skończył.

- Dobranoc Caroline. – Powiedziałem do dziewczyny znikającej za drzwiami. Teraz prawdopodobnie powinienem rozmyślać jak nieracjonalnie zachowuję się bawiąc się w odprowadzanie kobiety której najbardziej pragnę pod dom i pozwalając jej spać samej. Zaśmiałem się w duchu.