.

.
.

czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 29

Rozdział 29
Ostrzegam, że rozdział może wydać się wręcz bulwersujący pod względem zachowania jednego z bohaterów, ale obiecuję, że wszystko się wkrótce wyjaśni. Zapraszam do czytania i komentowania.
Caroline:
Droga na lotnisko trwała 2 godziny, co było spowodowane korkami. Kiedy dojechaliśmy samolot, a raczej odrzutowiec już na nas czekał. Przed nim stał Alex. Klaus minął go bez słowa i podszedł do schodków. Podał mi rękę i pomógł wsiąść do samolotu. Przechodząc koło Alexa uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Wydawał się całkiem sympatyczny. Rozejrzałam się po pokładzie. Wydawał się przestronny i drogi. Na jednym z foteli siedział Kol.
- No w końcu jesteś. - Przywitał się z bratem.
- Startuj. – Klaus powiedział to do małego mikrofonu w ścianie. Maszyna ruszyła.
- Gdzie lecimy? Do Nowego Orleanu?
- Dlaczego akurat tam? – Zastanawiałam się dlaczego Kol zapytał akurat o to miasto.
- Do Mystic Falls.
- Nigdy o tym nie słyszałem.
- Nie powinieneś.
- Co jest w Nowym Orleanie? – Przypomniałam sobie mój sen.
- Dom. – Obaj bracia powiedzieli to prawie jednocześnie. Potem zapadła cisza, zmęczona zasnęłam.
Obudziłam się dopiero przy lądowaniu. Za parę godzin będę w domu. Kiedy wylądowaliśmy przesiedliśmy się do auta które już na nas czekało. Kiedy byliśmy już na obrzeżach miasta samochód zahamował gwałtownie.
- Co do… - Klaus urwał kiedy drzwi od mojej strony otworzyły się gwałtownie. W drzwiach stała urocza blondynka. Miała brązowe oczy w których tańczyły iskierki. Wyglądała na wyższą ode mnie. Miała na sobie obcisłą czarną sukienkę bez ramiączek, która ledwo sięgała do ud, odsłaniając długie i piękne nogi. Make-up zrobiony był wręcz perfekcyjnie.
- Clarissa? – Kol wydawał się zaskoczony. Zaraz, czyżby to jego sprawka? Przecież musiał wiedzieć gdzie lecimy, mówił też coś o niespodziance dla Klausa. Czy ta kobieta, ta wampirzyca ma coś wspólnego z ich przeszłością? Spojrzałam na Kola. Niesamowity z niego aktor. Jego zdziwienie można by uznać wręcz na prawdziwe. Pomyślałam kąśliwie.
- Klaus! Kol! – Dziewczyna ucieszyła się na ich widok.
- Co tu się dzieje? – Kol spojrzał najpierw na brata a potem na mnie. A następnie wyszedł z drugiej strony samochodu. Klaus wciąż wpatrywał się w uśmiechniętą twarz Clarissy. Nagle dziewczyna cofnęła się aby przywitać się z Kolem. Uświadomiłam sobie iż wstrzymuję oddech. Wzięłam głęboki wdech. Z zewnątrz dochodziły odgłosy powitania.
- Klaus? – To nie ja to powiedziałam. Wampirzyca nachylała się nad Klausem patrząc mu w oczy. Następnie pocałowała go w policzek.
- Clary co ty tu robisz? – Klaus wyszedł z auta. Clary? Chciałam wysiąść ale pasy zatrzymały mnie na miejscu. Przyzwyczajenie z ludzkiego życia. Zaczęłam się z nimi nieudolnie mocować.
- Pomóc? – Kol zaglądał mi przez drzwi. Sięgnął i jednym zgrabnym ruchem je odpiął.
- Dzięki. – Zabrzmiało to bardziej warknięcie, niż podziękowanie. Chciałam wyjść, ale Kol wciąż sterczał w drzwiach.
- Przesuń się.
- Spokojnie. Nie musisz na mnie warczeć. Zanim Cię jednak przepuszczę. Wiesz co ona tu robi?
- Clary? – Powiedziałam to słodkim głosikiem. – Przypuszczam, iż przekonuje Klausa iż jestem tak naprawdę nikim, ale ty wiesz najlepiej! – Wyszłam drugimi drzwiami.
- Klaus? – Spojrzałam na hybrydę stojącą naprzeciw blondynki.
- Clary, to jest Caroline. Caroline, to jest Clary, moja przyjaciółka z dzieciństwa. – Przyjaciółka z dzieciństwa?
- Kolejna p-pierwotna?! – Clarissa zaśmiała się dźwięcznie.
- Oczywiście, że nie.
- Pierwsza osoba zamieniona przez nas w wampira. – Burknął ponuro Kol.
- A dokładniej przez Klausa. – Brązowooka uśmiechnęła się uroczo.
- Znasz go od czasu przemiany? – Jakieś tysiąc lat? Poczułam jak zazdrość rozsadza mnie od środka.
- Nie. Znałam go jeszcze długo przed tym. Byliśmy razem prawie od urodzenia. Potem kiedy stali się wampirami byłam pierwszą która została przemieniona. – Razem? Gdybym była balonem wypełnianym zazdrością zamiast powietrzem już bym wybuchła.
- Więc znałaś go jako człowieka? – Nie potrafiłam odpuścić. Jaki on był kiedy był małym chłopcem? Czy bał się ciemności? Często się śmiał? Jego pierwsza dziewczyna? Pierwszy pocałunek?
- Tak. Ale o wiele bardziej wolę go jako hybrydę. Silny, bezlitosny, niepokonany.
- Nie uznałabym tego za najlepsze cechy.
- Nie znałaś go kiedy był mały.
- Co ty nie powiesz!
- Wyglądasz na młodą. Ile masz lat?
- To nie twój interes!
- Caroline co cię ugryzło? – To nie był mój Nik, a może Nik nie należał do mnie, tylko do niej?
- Nic. Jestem po prostu zmęczona i chcę wrócić już do domu.
- Zaraz cię odwiozę.
- Nie trzeba. Przejdę się.
- Mogę cię odprowadzić. – Zaproponował Kol.
- Nie dotykaj mnie! – Cofnęłam się gdy podszedł do mnie. – Wszystko psujesz! – Wiedziałam, że on nie ma wpływu na to, jak zachowuje się Klaus, ale potrzebowałam zwalić to wszystko na kogoś. A przecież to on ją tu sprowadził. Pobiegłam jak najszybciej przed siebie. Potrzebuję zajęcia. Powinnam sprawdzić jak czuje się Elena. Tak, powinnam to zrobić.
Od razu ruszyłam w stronę domu Salvatorów, po drodze mijając willę Mikaelsonów. Samochód Rebeki właśnie wyjeżdżał z posesji.
- Caroline! – Wampirzyca wydawała się cieszyć na mój widok. – Jak udało wam się tu dolecieć w tak krótkim czasie? A tak właściwie, to gdzie Nik?
- Jest zajęty.
- Przecież miał uwolnić Elijaha! – Zupełnie zapomniałam o tym, że jego starszy brat wciąż jest uwięziony.
- Jak on się czuje?
- Dobrze, ale czułby się lepiej na wolności. Próbowałam sama wyważyć kraty, ale nie da rady. Co go zatrzymało?
- Wasza przyjaciółka. Przeurocza Clarissa. – Powiedziałam to z dużą porcją sarkazmu.
- Kto?
- No wasza koleżanka od dzieciństwa. Ona i Klaus zawsze byli razem…
- Co ta żmija tu robi? – Zaczęłam zastanawiać się, czy to nie z moich ust wypłynęły te słowa. Rebeka wydawała się jej nie lubić.
- Nie takiej reakcji się spodziewałam. Myślałam, że naszą drogą Clary wszyscy kochają.
- Ona zawsze wszędzie za nimi chodziła, a mi zabraniała, ale Nik i tak mi pozwalał.
- Naprawdę? Dziś wyglądał na jej największą fankę.
- Gdzie oni są! – Rebeka wyglądała na złą.
- Na obrzeżach miasta. Miłej zabawy.
- Nie idziesz tam ze mną?
- Właśnie stamtąd wracam.
- A co z kluczem? Kto uwolni Elijaha?
- Klucz? Klaus ma jakiś na szyi. Ale jeśli dotrzyma obietnicy, to powinien go uwolnić.
- Obietnicy?
- Rebeka nie mam naprawdę siły na tą rozmowę.
- Zaraz przemówię mu do rozsądku! – Ruszyłam przed siebie nie próbując nawet zrozumieć znaczenia jej słów. Parę minut później ze sztucznym uśmiechem na ustach zapukałam do drzwi. Otworzył mi Stefan.
- Caroline! Tak się cieszę, że wróciłaś. Martwiłem się o ciebie.
- Blondi nie ma co, ale tym razem akcja ratunkowa ci się udała. – Usłyszałam głos Damona. Jego postać wyłoniła się właśnie zza rogu.
- Gdzie Elena?
- Śpi. – Stefan gestem ręki zaprosił mnie do środka.
- Jak się czuje?
- Trudno powiedzieć. Wygląda na to, że hybryda znęcał się nad jej umysłem nie ciałem. – Słowa Damona sprawiły iż zaczęłam zastanawiać się nad jej zachowaniem w Paryżu. Kiedy Klaus wszedł do naszego pokoju moja przyjaciółka zaczęła krzyczeć i piszczeć wymyślając to nową teorię spiskową. Może to wina Klausa?
- A  co z Bonnie?
- Jest na górze u Eleny. Wygląda na to, że czuje się całkiem dobrze.
- A wy?
- Głupie pytanie. Muszę z nim mieszkać. – Damon trącił brata łokciem.
- A ty? – Stefan spytał z troską.
- Jestem strasznie zmęczona.
- To zrozumiałem. Po tak upojnej nocy… - Wymierzyłam Damonowi mocny cios w głowę.
- Pilnuj lepiej swoich spraw.
- Au!
- Wrócę chyba teraz do domu i prześpię się w takim razie.
- Do zobaczenia później?
- Tak. Wpadnę zobaczyć się z Eleną. – I wyszłam. Tak naprawdę nie byłam zmęczona. Spałam w końcu kilka godzin w samolocie. Postanowiłam jednak wrócić do domu. Jutro poniedziałek. Muszę przyszykować się do szkoły i zaplanować imprezę, która miała odbyć się w piątek. Wygląda na to, ze znalazłam sobie zajęcie na kolejne kilka godzin.
Klaus:
Kol wciąż wypytywał Clary o jej przyjazd. Czułem, że coś mi umyka, że coś jest nie tak, ale nie mogłem tego zdefiniować. Może to po prostu to, że pierwszy raz od tak dawna spotkałem ją, moją pierwszą miłość kiedy byłem jeszcze człowiekiem, dziewczynę z którą całowałem się pierwszy raz. Ale dlaczego my się w ogóle rozstaliśmy? To stało się po jej przemianie. Zmieniła się. Stała się dwulicowa i arogancka. Tylko, że przemiana w wampira nie zmienia charakteru, a jedynie wzmacnia. Wtedy mi to przeszkadzało, ale czy teraz wciąż mi przeszkadza? Jest piękna, silna, nie boi się niczego, ani nikogo. Przebyła długą podróż aby nie zobaczyć. Spojrzałem na nią. W jej oczach zauważyłem wyczekiwanie.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Przybliżyła swoją twarz do mojej i pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek. Nie rozumiałem co było nie tak, ale ten pocałunek nie smakował tak jak powinien. Nie czuć było miłości, ani pożądania. A może tylko mi się wydaje? W jej oczach widziałem pożądanie.
- Nie przeszkadza ci, że jeszcze chwilę temu całował się z Caroline? – Kol chyba pierwszy raz nazwał ją po imieniu. Coś we mnie drgnęło. Caroline. Pocałunek. Miłość. Wsunąłem palce we włosy wampirzycy. Jej włosy nie są takie miękkie jak loki Caroline.
- Klaus! Skończ tą swoją głupią grę, bo ją stracisz! – Oderwałem się od dziewczyny.
- Beka! – Uśmiechnąłem się do siostry. – Kogo stracę? – Jej torebka z impetem odbiła się od mojej głowy.
- Nic się nie zmieniałaś. – Zaśmiała się Clarissa.
- Zamknij się! To nie twój interes. Wiesz dobrze jak skończyła się wasza znajomość. Klaus zauważył jaka jesteś naprawdę i zrozumiał, ze tak naprawdę nigdy cię nie kochał!
- Jesteś zazdrosna? Zawsze byłaś. Byłaś zazdrosna o to, że mógł kochać inną kobietę niż ciebie.
- To nie to! Nie mam nic przeciwko kobiecie w sercu Nika. Ale to musi być ktoś kto jest tego godny.
- Jak Caroline? – Wtrącił się Kol. Wszyscy w wyczekiwaniu zwróciliśmy na nią oczy. Zapadło chwilowe milczenie.
- Tak. Jak Caroline.
- Myślałem że jej nie lubisz. – Drażniłem się z nią.
- A ja, że ją kochasz.
- Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem! – Te słowa wyrwały mi się z ust. Wcale nie chciałem tego powiedzieć. Rebeka stała jak wryta.
- Powiedziałeś. – Wtrącił się Kol. Powiedziałeś mi to w Paryżu. Powiedziałeś, że ją kochasz i że nic tego nie zmieni. Ze muszę to zaakceptować albo zniknąć. Powiedziałeś…
- Dosyć. – Clary zaśmiała się wesoło. – Nie chcemy chyba, aby rodzina się rozpadła przez jakąś młodą wampirzycę. Uczucia się zmieniają, a pierwsza miłość zawsze pozostaje najsilniejsza.
- Co ty…

- Dość Rebeka. Na dziś wystarczy. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Porozmawiamy o tym jutro na spokojnie. – Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim sądzić kochałem Caroline. Ale czuję, ze Clary ma rację. Stara miłość nie rdzewieje. Ja i blond wampirzyca pojechaliśmy dalej samochodem. Moje rodzeństwo zostało przy aucie Beki.

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 28

Rozdział 28
Ach te zwariowane wakacje! Człowiek myśli, że znajdzie więcej czasu na bloga a jak na razie to rzadko w domu bywa. Przepraszam, że tak długo czekaliście. Mam nadzieję, że się nie nudzicie, ale gdyby jednak to na nudę najlepsze czytanie. Zapraszam więc do zapoznania się z nowym rozdziałem. Koniecznie napiszcie co o nim sądzicie.
Caroline:
Czy ja ostatnio nie za często budzę się z bólem głowy? Skrzywiłam się. Co ja wczoraj wyprawiałam? Otworzyłam oczy. Leżałam w łóżku, w pokoju było jasno. Ale to nie była moja sypialnia. Nie był to też pokój w którym zatrzymała się Rebeka. Spojrzałam przez otwarte na oścież drzwi balkonowe. Z ust wyrwało mi się krótkie westchnienie. Pokój z widokiem na Wieżę Eiffla! Usłyszałam cichy szelest. Spojrzałam w tamtą stronę a moje usta znów wydały niepożądany odgłos. Z jednych z drzwi wyszedł właśnie bosy Klaus. Miał na sobie jedynie jeansy. Wycierał wilgotne włosy ręcznikiem. Pojedyncze krople z włosów spadały na jego umięśniony tors. Mały metalowy kluczyk wiszący na rzemyku błyszczał w słońcu. Poczułam ochotę aby dotknąć jego umięśnionego brzucha. Klaus zauważył, że mu się przyglądam i uśmiechnął się zadowolony.
- Dzień dobry Kochana.
- Jak tu dotarłam?
- Jak zawsze kiedy ze mną pijesz. – Jego uśmiech nie znikał z twarzy. Zdziwiona uniosłam brwi. – Przyniosłem cię.
- Dziękuję… - Odwrócił  się i wyszedł na balkon.
- Cała przyjemność po mojej stronie. – Stał do mnie tyłem. Ręcznik którym wcześniej wycierał włosy spoczywał teraz na jego ramionach. Najchętniej zrzuciłabym go aby nie zasłaniał jego umięśnionych ramion… Klaus odwrócił się.
- Zamówię lunch.
- Która godzina?
- Za dziesięć dwunasta.
- Już tak późno? – Zerwałam się z łóżka i poczułam zawroty głowy. Klaus już ruszył w moją stronę ale zatrzymałam go gestem ręki. Podparłam się o łóżko. Nie wiadomo jak by się to skończyło gdybym znalazła się teraz w jego ramionach.
- Kac? – Pokiwałam twierdząco głową.
- Marzy mi się długa kąpiel. – Nieświadomie powiedziałam to na głos.
- Łazienka jest tam. – Wskazał mi drzwi z których sam niedawno wyszedł. Skinęłam głową i powoli udałam się w tamtym kierunku. Zatrzymałam się w drzwiach i spojrzałam na sukienkę którą wciąż miałam na sobie. Najchętniej bym się w coś przebrała. Ale oczywiście niczego ze sobą nie zabrałam. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i upewniłam się raz jeszcze czy są zamknięte. Ściągnęłam sukienkę i weszłam pod prysznic. Po kąpieli owinięta w ręcznik spojrzałam niechętnie na brudną już sukienkę. Moją uwagę przykuła czysta kupka idealnie złożonych kobiecych ubrań. Czyżby należały do jednej z jego… Przełknęłam ślinę i podeszłam do kolorowej sterty. Podniosłam białą letnią sukienkę. O dziwo miała jeszcze metkę. Do tego błękitny sweterek, pasek i szpilki.
- W łazience masz ubrania na przebranie. – Usłyszałam głos Klausa z za drzwi. – Rebeka powiedziała, że będą na ciebie dobre.
- Mhm. – Nie mając zbytnio innej perspektywy ubrałam się w pozostawione mi rzeczy. Przeczesałam palcami włosy i wyszłam z łazienki. Hybryda przyglądała mi się ze skupieniem. Z uśmiechem podszedł do mnie i stając za mną odgarnął mi włosy z karku.
- Nie oderwałaś metki głuptasie.
- Głuptasie? – Klaus zignorował moje pytanie. – To dla tego, że mam nadzieję ją oddać. – Mina Klausa stężała.
- Prezentów się nie oddaje.
- Ale też nie przyjmuje się ich od nieznajomych. Szczególnie kiedy są tak drogie. – Wyraz jego twarzy stał się nieodgadniony.
- A więc tym dla ciebie jestem? Po prostu nieznajomym? – Podszedł do mnie niebezpiecznie blisko. Zaczęłam się powoli cofać.
- Nie to miałam na myśli…
- Zawsze całujesz się z nieznajomymi mężczyznami na szczycie Wieży Eiffla? – Jego bliskość sprawiała iż nie mogłam racjonalnie myśleć.
- Pierwszy raz byłam na Wieży Eiffla… - Klaus roześmiał się złowrogo.
- Co to miało znaczyć? Uważaj Caroline, nie chciałabyś wiedzieć co ja robię z nieznajomymi kobietami. – Poczułam, że nie mogę się już dalej cofać, natrafiłam na jakąś przeszkodę. Przełknęłam ślinę.
- Nie chciałam, aby to tak zabrzmiało. Chodzi o to, że chwilami mam wrażenie, że cię nie znam. Raz jesteś wobec mnie miły i czuły a innym razem agresywny i niebezpieczny.
- Agresywny? Niebezpieczny? Wobec ciebie? – Znów złowrogi śmiech który tym razem zamarł na jego ustach. Popchnął mnie, a ja poczułam pod sobą miękki materac.
- Klaus? Co robisz?!
- Agresywny? Mogę ci przysiąc, że jeszcze nigdy nie byłem wobec ciebie agresywny… ani nigdy nie byłem dla ciebie aż tak niebezpieczny jak mogę być. – Jego głos był zimny i beznamiętny. – Ale jeśli chcesz, mogę pokazać ci o co właśnie mnie osądziłaś. – Próbowałam się zerwać z łóżka jednak on złapał mnie z ogromną siłą za  nadgarstki.
- Puść! To boli! - Dlaczego? Dlaczego Nik tak się zachowywał? Mój Nik…
- O nie. To jeszcze nawet nie zaczęło boleć. Usiadł nade mną okrakiem i zaczął zaborczo całować po szyi i biuście.
- Proszę przestań! – Nie przestał. Jego dotyk parzył mnie, czułam jak moja skóra reaguje na jego pocałunki. Ale nie sprawiało mi to przyjemności a jedynie ból.
- Gratuluję Kochana. Udało ci się dopiąć swego. Pokarzę ci dziś jak traktuję nieznajome. – Jego głos był trochę ochrypły.
- Przestań! Przestań bo zacznę krzyczeć!
- Nikt ci nie pomoże. Możesz krzyczeć ile chcesz.
- Jest ktoś… ktoś kto na pewno mi pomoże… - Wiedziałam to, jest sposób aby go powstrzymać, nie wiedziałam tylko czy on wciąż istnieje i czy ja wciąż istnieję dla niego.
- Wątpię. Pamiętasz chyba, że jesteśmy we Francji? Nie ma tu Stefana ani Damona, nie ma też Elijaha. – Wyszeptał mi przy ciele muskając moją skórę wargami. Jedną ręką złapał moje nadgarstki, druga wędrowała wzdłuż moich ud, coraz wyżej i wyżej…
- Nie o nich myślałam. – Nabrałam w płuca powietrza i z całej siły zaczęłam krzyczeć. – NIK! NIK! Proszę przestań! – Czułam się jak głupia bohaterka kreskówki. To co właśnie robiłam było głupie, ale wydawało się skutkować. Klaus zesztywniał na chwilę, następnie podniósł głowę i spojrzał na moją twarz, starannie unikając mojego wzroku. Potem na ręce które w miejscu ucisku zrobiły się fioletowe. Zobaczyłam w jego oczach pogardę i odrazę. Poczułam ból w klatce piersiowej, nie mogłam patrzeć jak się obwinia. W końcu to ja zaczęłam. Klaus miał rację, nigdy nie stanowił dla mnie zagrożenia. Poczułam, że uścisk zniknął, tak samo jak ciężar jego ciała. Klaus właśnie wstawał z łóżka nie patrząc na mnie. Podniosłam się więc szybko i tym razem to ja popchnęłam go na łóżko. Nie opierał się. W jego oczach widziałam ból. Dlaczego aż tak bardzo się tym przejął? Przecież do niczego nie doszło! Nagle na jego policzku pojawiła się kropla, łza. Moja łza. Otarłam oczy zanim kolejna łza wylądowała na jego twarzy. Klaus w końcu spojrzał na mnie i znów poczułam ukłucie bólu. Jego smutne oczy patrzyły na mnie przepraszająco. Kolejna łza skapnęła, tym razem na pościel tuż obok jego ucha. Klaus odwrócił głowę, ale ja chwilę później złapałam ją w dłonie i delikatnie obróciłam w moją stronę. Tym razem patrzył na mnie ze… zrozumieniem? Nie zdążyłam się im przyjrzeć ponieważ zamknął oczy. Otarłam nowe łzy i Pochyliłam się nad nim. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Czyżby to był pierwszy raz kiedy to ja go pocałowałam? Klaus gwałtownie otworzył oczy. Uśmiechnęłam się wciął mając swoje usta na jego i pogłębiłam pocałunek. Klaus powoli, jakby niepewnie oddał go.
Klaus:
Nic nie rozumiałem. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie miałem kontroli nad sytuacją. Zrozumiałem co się dzieje dopiero kiedy zaczęła krzyczeć. Ale dlaczego krzyczała moje imię? Myślałem, że za to co jej zrobiłem… za to co chciałem zrobić… za to co mogło się stać. Myślałem, że chce zemsty. Widziałem przecież jak płacze, nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. Mój Anioł skrzywdzony przeze mnie! Kiedy poddałem się jej myślałem, że chce mnie ukarać lub spróbuje mnie nawet zabić…
- Dlaczego?
- Dlaczego co? – Spytała wciąż zdyszana.
- To nie była kara.
- To nie miała być kara. – Uśmiechnęła się do mnie promienie.
- Dlaczego sądziłaś, ze kiedy powiesz do mnie Nik, to zadziała?
- Poznałam cię jako Nika. Wiem też, że tak mówią do ciebie tylko bliskie ci osoby i ja. – Teraz rozumiałem.
- Jesteś dla mnie bliską osobą.
- Wiem. – Zaczerwieniła się. – Nie chciałam żeby to tak wyszło. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. To ja powiniene… Znów mnie pocałowała, a ja poczułem nieodpartą ochotę aby przyciągnąć ją do siebie i rozerwać tę białą sukienkę… Ale nie mogłem, nie po tym co zrobiłem. Mój telefon zadzwonił a Caroline odsunęła się ode mnie. Niechętnie podniosłem urządzenie do ucha.
- Halo?
- Wylecieliście zgodnie z planem? O której lądujecie?
Caroline:
Na śmierć zapomniałam! Dziś mamy samolot.
- Która godzina?
- Dwie godziny po tym jak powinniście być w samolocie… Czy tylko mi się wydaje, ze was tam nie ma? – Głos Rebeki zabrzmiał w telefonie.
- O nie!
- Następny lot jest dopiero jutro o 6.
- Nie musimy się śpieszyć. Jesteśmy w końcu nieśmiertelni. – Z zadowoleniem zauważył Klaus.
- Jutro jest szkoła, że tak wtrącę. – Celna uwaga Rebeki spowodowała iż Klaus spojrzał na mnie i znów na telefon.
– Nie przejmuj się Beki. Jeszcze dziś będziemy. – I się rozłączył. Chciałam zapytać go jak to zrobimy skoro samolot leci już od dobrych dwóch godzin, ale nie zdążyłam, ponieważ Klaus znów przyłożył słuchawkę do ucha. Wiem, że nie powinnam, ale mimo wszystko wyostrzyłam słuch.
- Panie? – Przekręciłam oczami. Zakochałam się w kimś kto ma kompleks wyższości!
- Potrzebuję samolotu za dwie godziny.
- Ale ostatni samolot dzisiaj…
- Samolot ma na mnie czekać na lotnisku i za dwie godziny ma się wzbić w powietrze. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz.
- Rozumiem. – A ja nie. Co to znaczy? Że ma być? Co on mu karze zrobić? Chyba nie użyje perswazji i zmieni kurs jakiegoś innego samolotu tylko dla tego, że ja chcę być w poniedziałek w szkole. A co z tymi wszystkimi ludźmi? A co jeśli przez zmianę kursu zdarzy się tragedia i się rozbijemy? Poczułam, że Klaus mi się przygląda. Westchnął ciężko.
- Skorzystaj z mojego konta w Szwajcarii. Powinno wystarczyć pieniędzy.
- Na tamtym koncie wystarczyło by pieniędzy na zakup kilku odrzut… - Klaus rozłączył się.
- To nie było konieczne. To tylko szkoła.
- Nie robię tego dla szkoły, tylko dla ciebie. – Podsunęłam się bliżej i wtuliłam w jego tors.
Klaus:
Objąłem Caroline znamionami, myśląc nad tym jak krucha jest jej osoba. Wtuliłem twarz w jej włosy delektując się ich miękkością i zapachem. Tak niewiele brakowało mi do szczęścia. Jedynie de blond loki, duże niebieskie oczy, uroczy nosek, piękne usta, to drobne ciałko, nieziemski uśmiech… Niby niewiele, ale bez tego wszystkiego nie mam nic. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie zasługuję na nią. Nie zasługuję nawet na jej uśmiech, nie zasługuję na to aby tak ją trzymać.
Caroline:
Chwile później musieliśmy już się zbierać, aby mimo korków dojechać na czas. Miałam nadzieję, że udało się temu nieszczęśnikowi załatwić samolot. Już raz omal nie byłam świadkiem kary za nie wykonanie polecenia. Kiedy wyszliśmy przed hotelem stał już srebrny kabriolet z szoferem.
- Nie przypominam sobie, abym prosił cię o podwózkę.
- Spokojna głowa, jeśli chcesz, to możesz prowadzić.
- Kol?!
- Wsiadasz bracie?
- Co zamierzasz? – Klaus zmierzył wzrokiem brata który właśnie okrążał auto aby siąść na miejscu pasażera.
- Jadę z tobą. – Uśmiechnął się. Poczułam się jak piąte koło u wozu.
- Po co? Myślałem, że chciałeś mieć własne życie.
- Wsiadaj bo się spóźnimy na samolot.
- Skąd wiesz, że mamy samolot? – Kol wydawał się nawet nie słyszeć mojego pytania. Przyjrzałam się samochodowi. Wyglądało na raczej dwuosobowe auto z odrobiną miejsca z tyłu niż na pięcioosobowy pojazd. Klaus chyba też to zauważył.
- W takim razie spotkamy się na lotnisku. – Pożegnał go Klaus i podszedł do parkingowego. Spojrzałam na najmłodszego Mikaelsona. Przyglądał mi się z otwartą wrogością. Przeszedł mnie dreszcz.
- Nie ma szans, że Klaus wytrzyma z tobą dłużej niż tydzień. Nie szczególnie gdy zobaczy mój prezent powitalny. – Uśmiechnął się złośliwie.
- Dlaczego tak mnie nie lubisz? – Czarne BMW stanęło tuż za samochodem Kola. Klaus obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera. Kol odjechał z piskiem opon. Wygląda na to, że nie jest mi pisane poznać odpowiedź na to pytanie. Nieco zamyślona wsiadłam do samochodu. Poczułam badawczy wzrok Klausa.
- Ładny samochód. Skąd go masz? – Zaczęłam niewinną rozmowę.
- Pożyczyłem. – Uniosłam brwi.
- Ukradłeś?
- Pożyczyłem. Kiedy zostawię go na płucie lotniska właściciel będzie mógł go stamtąd odebrać.
- Jesteś niereformowalny.
- Raczej mam swoje poglądy. – Poprawił mnie. – Zresztą ty też bywasz nieznośna.
- Nieznośna?
- Dokładnie. Nieznośnie dobra. Przyleciałaś tu aby ratować swoją koleżankę która będąc w niewoli majaczyła wzywając wszystkich oprócz ciebie. Damona, Stefana, a nawet Bonnie.
- Naprawdę?

- Przepraszam. Nie powinienem tego mówić. Zapomnij, że to powiedziałem. – Zapadła cisza. Dlaczego Elena nie wołała mnie? Jestem za słaba, żeby jej pomóc?