.

.
.

wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział Sylwestrowy

Rozdział Sylwestrowy
Kochani to chyba najdłuższy rozdział jaki w życiu napisałam i będzie miał on trochę wspólnego z przyszłymi rozdziałami.
To ostatni rozdział w tym roku, więc zrobię małe podsumowanie. Dziękuję wszystkim, że wytrzymaliście ze mną już prawie miesiąc! Weszliście na mojego bloga 680 razy, a przynajmniej na razie, natomiast wszystkich opublikowanych komentarzy ( czyli łącznie z moimi odpowiedziami ) jest 26. ( Może się nie znam ale to tak trochę blado porównując do liczby wejść). Chciałabym w szczególności podziękować komentującym i oczywiście czytającym, i zachęcam do komentowania w przyszłym roku.
 Życzę wam szczęśliwego Nowego Roku i spełnienia marzeń.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Coś było nie tak. Czułam to, ale nie potrafiłam powiedzieć co. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na zewnątrz wszystko było pokryte białym puchem. Ale przecież to niemożliwe! Mamy dopiero końcówkę sierpnia. Coś mi to przypominało… Mój sen i Boże Narodzenie. Czyżby to znowu był sen?
- Mam świadomy sen? – Pisnęłam radośnie. – Ale czy to możliwe? Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko na pozór wyglądało tak samo. Spojrzałam na kalendarz - 31 grudzień. A więc znowu grudzień?
Hmm co wiem o świadomym śnie? Mogę robić co chcę… I podobno istnieje sposób aby przeniknąć do czyjegoś snu. Wystarczy przejść przez lustro czy jakoś tak. Nie mam nic do stracenia więc… No chyba że to jest rzeczywistość a ja przespałam 4 miesiące mojego życia. Więc lepiej żeby to był sen!
Odwróciłam się w stronę lustra. Oby działało, bo mimo wszystko nie chciałabym odbić się od zimnej tafli zwierciadła. Widziałam coś takiego kiedyś na filmie. Przykładasz rękę, a zamiast gładkiej powierzchni znajduje się błona przez którą przechodzisz. Do kogo by się tu wybrać? Może Elena? To chyba nienajlepszy pomysł, może jej się śnić któryś z braci i tylko bym przeszkadzała a więc może Tyler? Nie odzywa się co prawda, ale przecież to tylko mój sen, a to może przynajmniej pomoże mi uporządkować swoje myśli i uczucia. Więc myśląc o Tylerze ruszyłam w stronę lustra. Dotknęłam powierzchni lustra ręką, która teraz znajdowała się po drugiej stronie.
- Udało się! – Krzyknęłam i szybko zakryłam sobie drugą ręką usta. Nie wiem która godzina, ale nie chcę obudzić mamy z mojego snu. Ja chyba zaczynam wariować. Zdjęłam rękę z ust i wsunęłam ją jak poprzednią. Następnie wzięłam oddech i przechodząc przez lustro zaczęłam się zastanawiać czy w jego śnie może znajdować się Klaus? To by było raczej dziwne, chociaż biorąc pod uwagę moje sny to na pewno się stanie. Pierwotny śnił mi się w końcu dość często.
Poczułam dziwne wirownie i nagle do mojego nosa wdarł się zapach alkoholu. Przewróciłam się wpadając na kogoś.
- Caroline? – spytał mnie zdziwiony głos Klausa. Spojrzałam na niego a następnie rozejrzałam się. Tylera tu nie było. Nie to niemożliwe i nagle mnie olśniło, przechodząc przez lustro myślałam o nim a nie o Tylerze!
- Gdzie my jesteśmy? – Spytałam wyrywając się z jego uścisku w którym się znalazłam od kiedy mnie złapał.
- Co ty robisz w moim śnie? – Nie odpowiedział na moje pytanie. A więc jednak miałam racje. Jestem w śnie hybrydy, to ta jakbym była w jego głowie.
- Zadałam pytanie pierwsza. – Spojrzał na mnie surowo, a potem opuścił ramiona w geście poddania i spojrzał na mnie wesoło.
- Jesteś w moim śnie. W Nowym Orleanie.
- Nowy Orlean? Słynne miasto w którym rzekomo będziesz studiował sztukę? – Spytałam lekko zirytowana.
- To nie było kłamstwo Kochana. – Wierzyć mu czy nie wierzyć?
- Więc udowodnij! Pokaż mi swoje rysunki!
- Chętnie, ale proponuje zająć się bardziej naglącą sprawą. – Lustrował mnie wzrokiem od stup do głów.
- O co ci znowu chodzi? Nie próbuj się wykręcać! – Czy on myśli, że tak łatwo dam się zwieść?
- Oj przepraszam, może źle zinterpretowałem twój strój. – Powiedział z lekkim rozbawieniem nie odrywając ode mnie wzroku. – Ale to mi wygląda na jedwabną i dość skąpą piżamkę.
O nie! Kompletnie zapomniałam spojrzałam na swoje ubranie. Miałam na sobie szorty i bluzeczkę do kompletu i koronką. Moja piżama na lato rzeczywiście była skąpa, a ja stałam w niej, w samym środku klubu w NO. Ale nie to było najgorsze stałam w niej przed Klausem.
- Zupełnie zapomniałam. – Wyszeptałam, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. – Nie gap się! – Skarciłam pierwotnego i w tej samej chwili poczułam ciężar materiału na ramionach. Podniosłam wzrok na pierwotnego który stał przede mną już bez swojej kurtki. Poczułam jak moje rumieńce się pogłębiają. Może on nie jest taki zły?
- Dziękuję. – Wyszeptałam cicho, wiedząc że usłyszy mimo głośnej muzyki. Nic nie odpowiedział, tylko wziął mnie za rękę i zaczął zmierzać w stronę drzwi. Nic nie mówiąc ruszyłam za nim.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz poczułam chłód zimnego powietrza. Wszędzie wokół leżał śnieg. Tu też? Spojrzałam na Klausa który też wyglądał na zdziwionego.
- Co ci się wcześniej śniło? – Spytał rozglądając się w zamyśleniu.
- No więc śniło mi się że budzę się w swoim pokoju… - niepewna czy mnie słucha zamilkłam za chwilę, jego oczy powędrowały w moją stronę. – Za oknem był śnieg więc stwierdziłam, że to sen. Śniło mi się już kiedyś podobna sytuacja. – Też z tobą, pomyślałam przypominając sobie ten sen. Tego jednak nie powiedziałam na głos. – Spojrzałam na kalendarz a tam 31 grudzień. Przypomniałam sobie wszystko co wiem o świadomym śnie i o przechodzeniu do czyichś snów. No a potem przeszłam przez lustro i wpadłam na ciebie. Na jego ustach zagościł ogromny uśmiech.
- A więc myślałaś o mnie?
- Oczywiście, że nie! – zawahałam się.
- Przecież wiesz zapewne jak to działa, trafiasz do snu osoby o której myślisz.
- No to najwyraźniej myślałam o tym jak bardzo cię nienawidzę i jak bardzo potrafisz być irytujący. – Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać najwyraźniej nie wierząc w moje słowa, ale nie widziałam w tym nic dziwnego, ponieważ sama w nie nie wierzyłam.
- Jestem zaszczycony że wybrałaś właśnie mój sen. – Skłonił się teatralnie.
- Nie wygłupiaj się. Ludzie patrzą!
- Caroline, jesteśmy w moim śnie, w którym  co prawda trochę zamieszałaś pojawiając się tu z Sylwestrem. Ale ci ludzie tak naprawdę tego nie widzą.
- Z Sylwestrem? Dziś w śnie jest 31 grudzień więc jest Sylwester. – Jak mogłam o tym zapomnieć. Spojrzałam na pierwotnego. Chyba nie zamierzał zabrać mnie na Sylwestra? Nie to żebym miała coś przeciwko, ale mam na sobie piżamę. Rozejrzałam się i coś przykuło moją uwagę. Ludzie których mijaliśmy, pojazdy, Klaus, coś było nie w porządku. Wszyscy ludzie i Niklaus mieli na sobie stroje z zupełnie innej epoki. A obok nas zamiast samochodów jeździły powozy. Stanęłam jak wryta.
- Co się stało? – Usłyszałam zaniepokojony głos Klausa.
- Klaus, który mamy rok?
- Kochana znajdujemy się właśnie na Bourbon Street. Jest rok 1713, piękne lata. W Europie powstają pierwsze loże wolnomularzy, wiek rozwoju nauki. Dopiero co przyjechaliśmy więc jeszcze nie wygląda jakoś specjalnie, ale już zdążyłem stworzyć tę ulicę i pierwsze bary.
- 300 lat temu. – Wyszeptałam. Nagle jego słowa do mnie dotarły. - Wy zbudowaliście to miasto?
- Można to tak nazwać. – Uśmiechnął się i ruszył dalej. Ale ja wciąż stałam w miejscu.
- Ale jacy wy? – Odwrócił się do mnie i zmarszczył brwi.
- Jeśli chcesz opowiem ci wszystko tylko zajmijmy się najpierw twoim strojem. No chyba że wolisz… - Przerwałam mu.
- Nie! Masz racje zajmijmy się najpierw moim strojem. – Ruszyłam za nim przeklinając się w duchu że o tym zapomniałam. Parę minut później staliśmy pod wielkim sklepem. Nigdy nie kupowałam ubrań w XVIII wieku ale mimo wszystko ten sklep wyglądał na drogi. Spojrzałam na Klausa.
- Tu jest chyba drogo.
- Słońce jesteśmy w moim śnie. – No racja. Gdybym liczyła wszystkie gafy które przy nim popełniam brakło by mi palców.
Weszliśmy do środka. Sklep był duży, przestronny. Sprzedawczyni ubrana tak jak inne panie które mijaliśmy po ulicy podeszła do mnie. Miała no sobie długą prostą sukienkę w kolorze brązu z długimi rękawami, lekko bufiastymi na ramionach.
- Czego państwo szukacie? Spojrzała na mnie jakby nie widząc że jestem tylko w piżamie. Podniosłam oczy na pierwotnego posyłając mu zdziwione spojrzenie. Ten odpowiedział mi szerokim uśmiechem. – Czegoś na co dzień czy może wieczorowej sukni? – Spojrzałam na Nika. No właśnie czego szukamy?
- Potrzebujemy jakiejś sukienki na co dzień, jednak nie jakąś tam zwyczajną, musi być najlepsza! – Powiedział bez wahania.
- Dobrze, rozumiem proszę za mną. – Poszliśmy za nią w głąb sklepu. Kobieta wyciągnęła trzy suknie proste, ale bardzo wytrawne. Pierwsza była śnieżnobiała z małymi błyszczącymi kamyczkami, druga była w kolorze delikatnego różu a może to beż? Trzecia natomiast w kolorze brązu, trochę jaśniejszego niż ten który miała na sobie sprzedawczyni.
- Róż wenecki. – Głos Klausa wyrwał mnie z zamyślenia. No proszę, niezły jest.
- Pozwoli panienka ze mną do przymierzalni. – Popatrzyłam na Klausa niepewna czy mam iść. Ale on patrzył teraz przez okno więc ruszyłam za kobietą. Suknia była równie piękna jak i skomplikowana, na szczęście ekspedientka pomogła mi ją włożyć. Spojrzałam w lustro. Miałam na sobie piękną suknie długą do ziemi, jak się przed chwilą dowiedziałam w kolorze weneckiego różu. Miała kwadratowy dekolt, jak się na szczęście okazało wcale nie tak duży, a po środku miał małą kokardkę. Od dekoltu do pasa znajdował się marszczony materiał w kształcie odwróconego trójkąta. Rękawy były przy ramionach proste, za to na wysokości łokci były szerokie. A następnie się zwężały i kończyły na długości ¾. Dalej sukienka biegła prosto aż do samej ziemi, a na niej, po bokach spoczywała jeszcze jedna warstwa materiału, który falował przy każdym moim kroku. Z tyłu sznurowana, na szczęście nie mocno, i oddychanie przychodziło mi bez trudu. Wyszłam z za kotary aby zaprezentować się Klausowi. Obróciłam się raz i zobaczyłam jak w jego oczach pojawiają się iskierki.
- Bierzemy. Potrzebny nam będzie jeszcze płaszcz i mufka. – Mufka? Na prawdę? Byłam coraz bardziej podniecona. Kiedy mieliśmy już wszystko Klaus zapłacił za zakupy tłumacząc że to jego sen i że i tak nie traci ani grosza i dodając że wydawanie na mnie pieniędzy to sama przyjemność. Na co nie odpowiedziałam. Ale poczułam jak gdzieś w sercu topi mi się ogromny mur z lodu. Następnie wsiedliśmy do bogato zdobionego powozu, z wielką złotą literą ‘M’ na drzwiczkach. Jechaliśmy chwilę, aż dotarliśmy na granice miasta. Moja ciekawość sięgnęła zenitu.
- Gdzie jedziemy? Myślałam że mieszkasz w mieście.
- Nie mieszkam na wsi. Sama zobaczysz czemu.
- Chyba rozumiem – powiedziałam z zachwytem na widok ogromnej willi wyłaniającej się właśnie z za alejki którą jechaliśmy. -  A ja myślałam że wasz dom w Mystic Falls to pałac. Więc jak na to mówisz?
- Dom. – Odpowiedział dziwnie zachrypniętym głosem. Kiedy kareta się zatrzymała wysiadł i podał mi rękę. Wysiadałam ostrożnie uważając na suknię. Weszliśmy do środka i ku mojemu zdziwieniu nie było zimne i puste a raczej wesołe i pełne zapracowanych i krzątających się ludzi.
- Co tu się dzieje?
- Oh zapomniałem Beka urządzała Sylwestra w tym roku. Ale pamiętaj że to twoja wina. – Powiedział żartobliwie.
- Ej. – Uderzyłam go pięścią w ramię. – To ty wybierałeś rok!
- Nik dobrze że jesteś musisz się przebrać a bal już za 2 godziny. A jeszcze tyle nie zrobione.
- Rebeka? – Zapytałam raczej samą siebie niż ją. Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Zgadza się. Jestem jego siostrą a ty zapewne jego partnerką? Bosko! Miło mi cię poznać mów mi Beka.
- Caroline. – Wyszeptałam zdziwiona jej zachowaniem. To tylko sen, to tylko sen!
- Cieszę się że już jesteś. Klaus zaprowadzi cię do swojego pokoju, gdzie będziesz mogła się przebrać. Nie, nie, nie! To nie ma być tam! – Krzyknęła w stronę gromadki ludzi krzątających się przy stołach. – Przepraszam ale mam urwanie głowy. - I uciekła.
- Rebeka? – Powtórzyłam pytanie tym razem do Klausa.
- Żeby tylko. Na Tym Sylwestrze byliśmy wszyscy. – Powiedział jakby z dumą.
- Wszyscy? – Nie rozumiałam co ma na myśli.
- Tak jeszcze Kol i Elijah.
- Masz jeszcze 2 braci?
- Widzę że nie wiele o mnie wiesz. No ale na razie musimy się przebrać potem ci ich przedstawię. – Ruszyłam za nim.
- Ale ja nie mam za co się przebrać!
- Tym się nie przejmuj. Mam coś co będzie na tobie leżeć idealnie.
Poszliśmy jak przypuszczam do jego sypialni. Wszystkie meble i podłoga były z ciemnego drewna. Ściany natomiast były beżowe. Klaus wyciągnął duże okrągłe pudełko i podał mi je. Przyjęłam je, położyłam na łóżku i niepewnie otworzyłam wieczko. W środku znajdowała się Niebieska suknia, długa do ziemi o zupełnie innym kroju niż ta którą mam na sobie. Klaus wyszedł a ja się przebrałam. Nie udało mi się jedynie zasznurować jej z tyłu.
- Można?
- Tak. – Powiedziałam niepewna tego co robię. Klaus wchodząc zauważył że próbuje zawiązać sobie sukienkę podszedł do mnie i szepnął mi do ucha:
- Może pomóc. – Poczułam na szyi jego oddech.
- Chętnie. - Odpowiedziałam czując jak stabilny grunt usuwa mi się z pod nóg. Był za blisko. Czułam jego zapach jego oddech na mojej skórze. Kiedy skończył złapał mnie w tali jedną ręką i obrócił w swoją stronę. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Nie mogę być tak blisko, bo jeśli by mnie teraz pocałował nie protestowałabym. A przecież ja nawet nie wiem co do niego czyje. A może wiem? Poczułam mocniejsze bicie serca. Czy ja go kocham? Niestety nie umiałam zaprzeczyć. Ale też nie potwierdziłam prawda? A co on do mnie czuje? Jeśli tylko się mną bawi. Odsunęłam się o jeden krok do tyłu. Jeśli tak jest to nie mogę go pocałować. Przyjrzałam mu się uważnie próbując odciągnąć myśli i oczy od jego ust. Po wcześniejszym stroju w jakim chodził w czasach współczesnych nie było śladu. Teraz wyglądał jak książę. Miał na sobie Jasną garnitur i białą koszule. Ale w takim starym stylu. Wyglądał ja król i władca, ale jego wyraz twarzy należał do Nika. Więc może jego oba oblicza są prawdziwe? Tylko czy można być zarazem dwiema tak skrajnie różnymi osobowościami?
- Wyglądasz jak księżniczka. – Powiedział i zobaczyłam że jego oczy pociemniały.
- Dziękuje. A ty jak król. Król Nowego Orleanu. – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Bo nim jestem.
- No nie przesadzajmy. Może Księciem. – Drażniłam się z nim.
Zeszliśmy na dół. Zbliżała się 18, czyli wyznaczona godzina. Rebeka poprosiła Klausa aby się czymś zajął, tak więc zostałam z blond pierwotną, patrząc jak krząta się po pokoju.
- Mogę jakoś pomóc. – Spytałam. – Uwielbiam przygotowania do balu.
- Ja również. Zobaczmy. Możesz układać róże do tego wazonu. -  wskazała wazon obok siebie, a sama zajęła się drugim. – Nik bywa czasem hmm trudny, ale w głębi serca bardzo zależy mu na rodzinie. Może się wydawać zamknięty, ale wystarczy czasu i można się do niego dostać. Nie sądziłam że to powiem kiedyś. Ale wystarczyło że raz na niego spojrzałam i zrozumiałam że coś do ciebie czuje. Pamiętaj jedno, jeśli go zranisz będziesz miała ze mną do czynienia! – W głowie wirowało mi coraz szybciej. Rebeka czuła? Zranić Klausa? Jak na mnie patrzył? O co tu chodzi? Podparłam się o stół.
- Dzień dobry pięknym panią. – Usłyszałam za sobą czyjś głos. Odrobinę podobny do głosu Klausa. Odwróciłam się, a zawroty głowy nagle ustały. – My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Kol.
- Caroline. – Odpowiedziałam zmieszana. Brat Klausa był do niego trochę podobny.
- Co tu robisz Caroline? – Spytał kładąc  mi rękę na tali której nie zdążyłam strząsnąć ponieważ ktoś zrobił to za mnie.
- Za wysokie progi na twoje nogi. – Usłyszałam głos Klausa.
- Jesteś z nim?! – Pierwotny wskazał na Nika, mówiąc to jak obelgę. Przez co dostało mu się od brata. Od popychania skończyło się na tym że obaj turlali się po podłodze. Na początku bała się, że coś sobie zrobią i chciałam im przeszkodzić, ale czyjaś ręka zatrzymała mnie.
- Spokojnie. To u nich normalne. – Spojrzałam w górę i zobaczyłam pogodną uśmiechniętą twarz mężczyzny. Było w nim coś co sprawiło że od razu mu zaufałam. – Jestem Elijah Mikaelson. Najstarszy z rodzeństwa.
- Caroline Forbes.
- Miło mi panią poznać pani Forbes. - pocałował mnie w dłoń.
- Proszę mów mi Caroline. Więc jesteś starszym bratem Klausa? A Kol?
- Kol jest młodszy. Jesteś tu z Klausem?
- Tak ze mną. – Potwierdził Klaus zbierając się z podłogi.
- Goście! – Krzyknęła Rebeka.
Potem wszystko działo się tak szybko. Klaus w sumie nie przedstawił mi już nikogo więcej. Tańczyłam prawie całą noc tylko z nim, nie licząc jednego tańca z Elijahem i jednego z Kolem, choć na to Klaus nie chciał się zgodzić. Cudownie było wirować z Nikiem w pięknej sukni po olbrzymiej Sali balowej. Sufit był bardzo wysoki,  a z niego zwisł kryształowe żyrandole. Stoły były syto zastawione, a potrawy przepyszne. Serwowała je służba! Siedziałam między Nikiem a Elijahem który zajmował czołowe miejsce przy stole. Naprzeciw niego siedziała Rebeka gdzieś na drugim końcu tego długaśnego stołu. To wszystko było tak realne że prawie zapomniałam, że to sen.
Kilka minut przed północą wszyscy wstaliśmy i rozdano nam kieliszki z prawdziwie drogim szampanem. O północy wznieśliśmy toast za nadchodzący nowy rok i wszyscy oprócz mnie i Klausa zaczęli pić. Też zamierzałam to zrobić, jednak Klaus mnie powstrzymał łapiąc mnie za nadgarstek. Przybliżył usta do mojego ucha i wyszeptał słowa obietnicy które będą prawdopodobnie prześladować mnie do końca życia:
- Caroline. Do następnego sylwestra będziesz moja. – A następnie wypił swoją porcję szampana. Oszołomiona zrobiłam to samo. Najgorsze jest to, że w jego słowach nie było groźby, a obietnica. A ja gdzieś w środku czułam, że tego chce. Nagle wraz z końcem dzwonu wybijającego północ skończył się mój sen. Obraz stał się zamazany, a Klaus znikł. Otworzyłam niezadowolona oczy. Kto śmie mnie budzić! Nagłe dopadło mnie poczucie pustki i żalu że ten sen się skończył. Spojrzałam na telefon którego melodia mnie obudziła. Na wyświetlaczu widniało jedno słowo. Elena. Do diabła z Eleną pomyślałam i wyłączyłam telefon. W głowie oprócz strasznego bólu czułam jeszcze rozczarowanie i poczucie, że to tylko sen, że to nie był on, że on tego nie mówił. Że nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Położyłam się z powrotem na łóżko, przykrywając głowę poduszką. Czemu ona tak boli!

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 11

Rozdział 11
Jest kolejny rozdział! Zachęcam do komentowania.
Przykryłam głowę poduszką w ramach protestu na napływające problemy.
- Odczepcie się! Dajcie mi chociaż jeszcze 3 dni. Potem zacznie się ostatnia klasa w liceum, wtedy możecie wrócić. – Mruczałam niezadowolona pod nosem. Mimo wszystko uśmiechnęłam się. – Możecie wrócić bo i tak nie będę się wami przejmować. Będę w ostatniej klasie. – Podniosłam się z łóżka - Moimi problemami będzie zorganizowanie balu na koniec roku, przemówienia i kupienie sukienki! – A przynajmniej taką mam nadzieję.
W znacznie już lepszym humorze ubrałam się szybko. Kiedy wychodziłam z łazienki natknęłam się na stertę mokrych jeszcze ubrań. To była dopiero kąpiel pomyślałam z zadowoleniem. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Potem zabrałam się za zmywanie naczyń i nagle uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie nadprzyrodzone wydarzenia zupełnie zapomniałam kupić książek. Spojrzałam na zegarek. Ok trzeba się brać do pracy!
Wsiadłam do auta i podjechałam do księgarni, potem do papierniczego po przybory i 4 godziny później byłam gotowa. Miałam już wszystko, no prawie wszystko, nie miałam tylko książki którą nauczycielka plastyki kazała nam kupić. Mieliśmy ją przerabiać w pierwszym miesiącu, nudy no ale trudno. Niestety wszystkie zostały już wykupione. Została mi już tylko jedna opcja – biblioteka. Wchodząc do niej poczułam znajomy zapach książek. Lubiłam ten zapach. Przy ladzie siedziała drobna kobieta z miną męczennicy.
- Dzień dobry. Szukam książki do plastyki… - Nie zdążyłam dokończyć ponieważ wysoki głos kobiety mi przerwał.
- Niestety ale ostatnie dwa zostały wypożyczone kilka dni temu. – Nie możliwe! Dlaczego to właśnie mi musiało się to przytrafić! Po co komu dwa? Gdybym dowiedziała się kto to wypożyczył może udałoby mi się go ‘przekonać’ że może obejść się bez jednej książki. Nie używałam swoich zdolności zbyt często, a jeśli już to robiłam to nie po to żeby zmusić ich do oddania krwi! Nie lubiłam zmuszać ludzi do robienia czegoś w brew ich woli. Pewnie dla tego że sama byłam tak traktowana przez Damona na początku naszej znajomości. Ale przecież to tylko książka. Podeszłam bliżej do kasy.
- Kto wypożyczył ostatnie dwie? – Spytałam używając odrobiny perswazji.
- Nie znam go osobiście, ale był to wysoki niesamowicie przystojny mężczyzna. Myślę że to ten nowy Mikaelson. – Wypuściłam głośno powietrze w geście zrezygnowania. Po co mu u licha książki które obowiązują w liceum! Czy on to zrobił specjalnie? Nie to nie możliwe. Nie mógł wiedzieć że jeszcze ich nie kupiłam, a z resztą po co miał by to robić? Ale dla czego dwie? No i mamy kolejne pytanie bez odpowiedzi z rubryki ‘Pierwotna hybryda’. Zobaczmy pytanie numer 1. Który on to on? Wiem brzmi dziwnie. 2. Po co mu dwie ostatnie książki których ja potrzebuję?A no i jeszcze 3. Co on do mnie czuje? On tylko się mną bawi, a potem jak mu się znudzę to po prostu mnie zostawi czy… No właśnie czy co? O czym ja w ogóle myślę przecież to mnie w ogóle nie obchodzi! A przynajmniej nie powinno, dodałam zrezygnowana.
Przez chwile w mojej głowie zaświtała myśl żeby pójść do niego i zapytać o książki ale zaraz odepchnęłam ja uświadamiając sobie niedorzeczność tej sytuacji. Tak więc nie mając innego wyjścia wróciłam do domu. Rozpakowałam zakupy i usiadłam przed telewizorem. W telewizji jednak nie leciało nic ciekawego, przez co chcąc czy nie zaczęłam myśleć o Tylerze. Nie odzywał się do mnie od kont mnie ugryzł nie napisał, nie zadzwonił. Czy to znaczy że z nami koniec? Właściwie nie czułam się samotna z tego powodu. Może ja go nigdy nie kochałam? Normalnie bym zaprzeczyła ale teraz nie byłam już pewna niczego, a szczególnie swoich uczuć. Co czuję do Tylera? Co czuję do Klausa? A co oni czują do mnie? Nie wiedziałam. Zagłębiłam się bardziej w te myśli mając coraz więcej pytań a coraz mniej odpowiedzi. Na szczęście z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk SMSa. Spojrzałam na wyświetlacz z nadzieją że to może Tyler wysłał mi wiadomość i to pomoże mi się odnaleźć. Ale to nie był on, a Elena. Pytała czy nie chcę za pół godziny spotkać się z nią w barze. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam że wszystko jest leprze niż siedzenie tu samej z własnymi myślami.
Tak więc o wyznaczonej porze zaparkowałam pod barem. Zanim otworzyłam drzwi zawahałam się. A co jeśli on tam będzie? Przecież będę z Eleną, więc jak się będzie wtedy zachowywać. A jeżeli zechce ją porwać? Ta myśl pchnęła mnie na przód, otworzyłam drzwi i rozejrzałam się uważnie zwracając szczególną uwagę na bar. Nie było tam jednak ani hybrydy ani nikogo znajomego. Nagle poczułam czyjś wzrok na sobie, spojrzałam w tamtą stronę ale to nie był Klaus, a moi przyjaciele. Nie wiem czy poczułam ulgę czy rozczarowanie że to nie on, starając się zagłuszyć te myśli ruszyłam w stronę Eleny, Bonnie, Stefana, Damona i Matta który najwyraźniej skończył już swoją zmianę. Spojrzałam na Elenę mrużąc oczy z niezadowoleniem. Myślałam że będziemy tylko we dwie albo trzy i że zrobimy sobie babski wieczór, a nie że znów będziemy coś planować. Prosiłam tylko o 3 dni! Jęknęłam w duchu.
- Cześć Car. – Zaczęła Elena ale widząc mój spojrzenie dodała – Spokojnie, nic dziś nie planujemy, mamy dzień wolny.
- Cześć. – Odpowiedziałam już weselej. – A to co obstawa? – Wskazałam na chłopaków po przeciwnej stronie stołu.
- Niestety, straszne z nich uparciuchy! – Przekręciła oczami.
- No trudno, może da rady jakoś z nimi wytrzymać. – Mrugnęłam porozumiewawczo do dziewczyn.
- Dobra zabawa to to nie będzie, ale… - Dorzuciła Bonnie.
- Może jakoś wytrzymamy. – Dokończyła Elena i wszystkie trzy wybuchłyśmy śmiechem. Reszta towarzystwa udawała że się obraziła, ale po chwili i oni dołączyli do nas, śmiejąc się głośno. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze bawiliśmy się wszyscy razem. Tęskniłam za tym, przyjaźń to coś co jest mi teraz potrzebne. Skoro nie mam szczęścia w miłości może przynajmniej będę miała prawdziwych przyjaciół. No właśnie jestem chyba najbardziej pechową dziewczyną w MF. Nigdy nie byłam prawdziwie zakochana chyba że liczyć Tylera, ale czy nie powinnam czuć w sercu pustki, jakbym była tylko w połowie sobą? Tak to uczucie zawsze sobie wyobrażałam ale może się mylę? Pamiętam jak na początku żadna z nas nie chciała mieć chłopaka - singielki z wyboru. Ale potem Elena zaczęła chodzić z Mattem. Wtedy stwierdziłam że też potrzebuje chłopaka, ale w tedy byłam inna. Próżna i pusta blondynka, ale to dawna ja, mam nadzieję że już taka nie jestem.
‘Jesteś piękna, pełna światła, dobra.’ Przypomniałam sobie jego słowa. To takie miłe, kiedy ktoś na głos potwierdza moje nadzieje i to jeszcze w taki czarujący sposób. Nasze spotkanie się już skończyło, a ja właśnie jako ostatnia wychodziłam z knajpy, gdy nagle poczułam dziwny dreszcz podniecenia. Podniosłam oczy i zobaczyłam Klausa stojącego po przeciwnej stronie ulicy. Zawahałam się nie wiedząc, czy iść do samochodu, czy porozmawiać z pierwotnym. Ten w mgnieniu oka znalazł się naprzeciw mnie.
- Caroline co tu robisz o tak późnej porze, sama? – Spytał z tym swoim akcentem. Przez niego zakręciło mi się w głowie, i nie mogłam się skupić. Która może być godzina? Przecież zostałam zaledwie o jednego drinka dłużej niż moi przyjaciele.
- Właśnie wychodzę z baru, a ty blokujesz mi przejście. A co do późnej pory to chyba nie musisz się o mnie martwić, jestem wampirem pamiętasz?
- Oczywiście, ale jest bardzo dużo potężniejszych od ciebie stworzeń na przykład starsze wampiry, albo wilkołaki, moja siostra, hybrydy… ja. – Dokończył patrząc mi w oczy. Nie boje się ciebie chciałam powiedzieć ale tego nie zrobiłam. Jaka była by jego reakcja na takie słowa?
- Nie sądzę abyś musiał zaprzątać sobie tym głowy.
- Nie dała byś się namówić przypadkiem na jeszcze jednego drinka?
- Powiedzmy że jeszcze jeden drink nie da mi różnicy więc czemu nie. – Odpowiedziałam już trochę pijana. – Ale pod jednym warunkiem.
- Co tylko zechcesz.
- No to chodźmy. – Otworzył przede mną drzwi i puścił mnie przodem. – Ależ z ciebie dżentelmen. – Mruknęłam spoglądając w jego kierunku nie zatrzymując się. Nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się łobuzersko.
Usiedliśmy przy barze.
- Co pijesz? – Zastanowiłam się chwilę.
- Zdam się na ciebie, ty mi coś wybierz. – Uśmiechnął się najwyraźniej usatysfakcjonowany tą odpowiedzią. Złożył zamówienie i odwrócił się w moją stronę.
- Więc o co chciałaś zapytać?
- A tak, no więc: Po co ci książki z plastyki do liceum? – Zdziwił się na to pytanie.
- Śledzisz mnie? – Spytał z rozbawieniem. Jego odpowiedź wyprowadziła mnie z równowagi.
- Chyba żartujesz! Możesz sobie pomarzyć!
 - Już się nie dąsaj. Skąd wiesz, że je wypożyczyłem?
- Też próbowałam je wypożyczyć ale wszystkie już zostały wypożyczone. – Sięgnęłam po kieliszek. – Mmm dobre.
- Dla Rebeki i dla mnie, ale jeśli chcesz to ci oddam moja.
- Nie! Nie trzeba. Poradzę sobie bez niej. – Wypiłam ostatni łyk. Potem Klaus postawił mi kolejkę, a ja byłam już tak pijana, że kiedy wstałam prawie się przewróciłam. Klaus jednak złapał mnie i wziął na ręce.
- Na ciebie już chyba pora. Odwiozę cię do domu. – Chciałam zaprotestować, jednak nie byłam w stanie nawet ustać więc tylko kiwnęłam głową ze zrezygnowaniem. W wampirzym tempie znalazłam się w jego samochodzie.
- A moje auto?
- O to się nie martw. Ja się wszystkim zajmę. – Posłuchałam go i zanim dojechaliśmy do mojego domu zasnęłam. Obudziłam się dopiero kiedy poczułam pod sobą miękką pościel.
- Klaus, proszę nie idź. – Ale jego już nie było. – Zostań. – Szepnęłam, ale pokój był pusty. Poczułam się dziwnie samotnie, ale zmęczenie wzięło górę i zasnęłam.
Klaus:
Położyłem ją delikatnie na łóżku i spojrzałem na jej piękną twarz.
- Klaus, proszę nie idź. Zostań. – Powiedziało to bardzo cicho i rozejrzała się po pokoju. Nie zauważyła mnie jednak. Stałem w cieniu jej szafy. Czy to tylko przez to że jesteś pijana? Jutro będzie bolała cię trochę głowa. Mówiłem w myślach. Położyłem więc koło niej kubek z wodą i coś na ból głowy. Wróciłem do domu, zostawiłem tam mój samochód, wziąłem książkę z mojego biurka i w wampirzym tempie pobiegłem na parking. Włamanie się do auta nie jest niczym trudnym. Odpaliłem i podjechałem pod dom mojej ukochanej. Mojej ukochanej? Jest ze mną coraz gorzej pomyślałem i uśmiechnąłem się mimowolnie. Pozostawiłem książkę na szafce nocnej koło jej łóżka z małą karteczką w środku. Ciekawe czy jutro będzie cokolwiek pamiętać z dzisiejszej nocy?

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 10

Rozdział 10
Hej Kochani jest kolejny rozdział! Może niezbyt długi ale jest. Jak tam po Świętach?
Za niedługo sylwester więc mam pytanie: Podoba Wam się pomysł z tematycznymi rozdziałami takimi jak 'Rozdział Świąteczny'? Piszcie proszę w komentarzach co o tym myślicie i ewentualnie o jakich wydarzeniach mają opowiadać. Może walentynki w Lutym? ;*
Ps. Czy tylko do mnie wiosna przyszła o 3 miesiące za wcześnie ;p
Siedziałam w swoim pokoju zastanawiając się co ze sobą zrobić. Moi przyjaciele wyszli niedawno. Siedzieli u mnie od rana, od kiedy dowiedzieli się że przeżyłam. Nie mogli zrozumieć dla czego Klaus mnie uratował. Sama tego nie wiedziałam. Nie powiedziałam im jak dokładnie wyglądało nasze spotkanie, nie wiedziałam jak.
Wstałam z łóżka i postanowiłam się przejść. Ruszyłam w stronę parku, ale kiedy przechodziłam obok baru, jakaś dziwna siła ciągnęła mnie w tym kierunku. Wchodząc do środka przyłapałam się na tym że miałam nadzieję go tam spotkać. Ale co w tedy? Jak bym się wtedy zachowała? Rozejrzałam się po barze. Wygląda że zaraz miałam poznać odpowiedzi na te pytania, ponieważ mężczyzna siedzący przy barze odwrócił się właśnie do mnie. Na jego ustach zagościł promienny uśmiech. Kolana się pode mną ugięły. Myśl o Tylerze! No właśnie, odkąd mnie ugryzł, nie widziałam go wcale.
- Caroline – odezwał się kiedy podeszłam do baru.
- Klaus – Odpowiedziałam obojętnie. Mój ton głosu najwyraźniej go zdziwił.
-  Coś nie tak Kochana?
- Ależ skąd! U mnie wszystko po staremu. No może nie licząc tego że wczoraj omal nie umarłam, a mój chłopak nie odzywa się do mnie od tego pamiętnego dnia! – Dokończyłam ze złością.
- To już nie moja wina. – Odpowiedział spokojnie. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Czy to znaczy że Tyler nie chce mnie już więcej widzieć? – Sam chciałbym wiedzieć gdzie on jest.
- Jak to? Nie wiesz gdzie on jest?
- Nie. – Odpowiedział z niezadowoleniem. Ale czy to prawda?
- Nie rozumiem a co z przywiązaniem? – Na chwile zapadła niezręczna cisza. Nikt z nas się nie odezwał. Słyszałam przyśpieszone bicie mojego serca. Dla czego jego obecność tak na mnie działa?
- Lepiej porozmawiajmy o czymś innym. – Nik przerwał ciszę. Zawahałam się.
- Zgoda. Więc o czym chcesz rozmawiać?
- O tobie. – Odpowiedział patrząc mi w oczy. Gdybym teraz stała moje kolana pewnie znów by się ugięły.
- Już to przerabialiśmy na balu. – Przypomniałam mu. – Zapomniałeś już?
- Oczywiście że nie Kochana. Ale chciałbym dowiedzieć się o tobie czegoś więcej.
- Dlaczego? – Spojrzał na mnie jakby nie rozumiejąc pytania. – Dlaczego ja?
- Czy to takie dziwne? Jesteś piękna, pełna światła, dobra. – Powiedział to pewnym głosem, jakby wygłaszał znaną na całym świecie opinie. Poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce. Spuściłam oczy. Moje serce zaczęło teraz walić jak młot. Mam nadzieję że tego nie słyszy. I nagle poczułam się jakoś dziwnie. Jeszcze nikt mi tego nie powiedział. Co prawda Tyler wspominał wiele razy że jestem piękna, ale to co innego. On patrzył na wygląd zewnętrzny.
- Dziękuje. – Usłyszałam swój własny szept. Czułam się… kochana? Nie to nie możliwe. On na pewno tylko się mną bawi. A ja co ja do niego czuję?
- Za co Kochana? – Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos. Oderwałam spojrzenie z podłogi i spojrzałam na niego. Przyglądał mi się uważnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy i iskierkami w oczach. Zatrzymałam na chwilę spojrzenie na jego ustach.
- Za to co powiedziałeś, o mnie. Jeszcze nikt nie powiedział mi czegoś tak miłego. – Spojrzał na mnie zdziwiony. Otworzył usta chcąc o coś zapytać ale tego nie zrobił. Przez chwilę panowało milczenie. Dla czego ja się tak cieszę z tych słów? Przecież ja powinnam go nienawidzić! Ale nie zależnie jak długo to sobie powtarzałam nie potrafiłam sobie tego wmówić. To co do niego czułam na pewno nie było nienawiścią. W tym momencie czułam się przy nim jak przy moim Niku. Te myśli i uczucia zaczęły mnie przytłaczać, zrobiło się duszno, a moje myśli pędziły wciąż na przód. Nie mogę ich zatrzymać! A może on mnie kocha? A co ja czuje? Czy ja też go… Stop! Krzyknęłam w myślach. Muszę się z tond wydostać i to jak najszybciej. Jestem za blisko niego.
- To był bardzo miły wieczór ale muszę już iść. – Przerwałam ciszę zwracając się do hybrydy siedzącej obok.
- Skoro musisz. – Wstał i podał mi rękę kiedy schodziłam z wysokiego stołka barowego.
- Dziękuje Nik. – Czułam się przy nim tak swobodnie, że zupełnie zapomniałam o realnym świecie. Ups. Spojrzałam na pierwotnego badając jego reakcję na moje słowa. Przez sekundę zobaczyłam na jego twarzy zdziwienie ale potem zagościł szeroki uśmiech, jakbym właśnie powiedziała że jest najprzystojniejszym mężczyzną na ziemi. A ja przecież po prostu nazwałam go Nik. No dobra nie po prostu bo postanowiłam już tak do niego nie mówić, ale i tak już złamałam tę obietnicę. Raz czy dwa, na przykład wczoraj. No i nie wykluczam opcji że niestety może być najprzystojniejszym facetem na tej planecie. Niestety, bo jak na razie na liście Eleny widnieje on na górze listy ‘WROGOWIE’ a przynajmniej tak my było, gdyby taka lista rzeczywiście istniała. Zresztą nawet gdyby nie istniała to dla czego największe ciach na tej planecie miało by się zakochać właśnie we mnie? To raczej nie możliwe. – Do widzenia. – Rzuciłam i wyszłam.
- Do zobaczenia. – Dobiegł mnie jego głos. W końcu wyszłam na świeże powietrze. Wzięłam głęboki wdech i w obawie że wciąż jestem za blisko baru ruszyłam do parku, gdzie zamierzałam iść na samym początku. Na ulicy było mało osób prawdopodobnie prze późną porę. Powietrze było chłodne i orzeźwiające. Usiadłam na ławce. Skupiłam się na dźwięku który wydawał wiatr, szelest liści. Moje myśli ulotnił się, poczułam się lżejsza. Wstałam z ławki i zaczęłam spacerować. Nagle w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie. Jedno ale bardzo irytujące. Które oblicze Klausa jest prawdziwe? Mój Nik czy Klaus – potwór bez sumienia? Klaus który porywa Tylera i karze mu mnie ugryźć czy ten który pociesza mnie w parku i mówi mi rzeczy których nikt mi jeszcze nie powiedział? Czy kiedykolwiek się tego dowiem? Czy chcę to wiedzieć? Nie wiem, nie wiem! Dopiero teraz uświadomiłam sobie że biegnę z wampirzą prędkością. Rozejrzałam się dookoła gdzie ja jestem? Zrobiło się jeszcze ciemniej ale dzięki wyostrzonym zmysłom mogłam widzieć wszystko wyraźnie. Znajdowałam się w lesie, niedaleko słyszałam szum wody. Ruszyłam w tamtym kierunku. Stanęłam nad brzegiem rozglądając się. Po mojej lewej stronie znajdował się most na którym w wypadku samochodowym zginęli rodzice Eleny. Ruszyłam w jego stronę i nagle zatrzymałam się w pół kroku. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma. Cofnęłam się od spokojnego nurtu rzeki, obróciłam na pięcie i wskoczyłam do rzeki na bombkę. Raz się żyje, a wczoraj omal nie umarłam chyba mi się należy nie? Zimna woda uspokoiła mnie. Zanurzyłam głowę, czułam jak moje włosy wiją się w wodzie. Zanurkowałam głębiej i odbiłam z całej siły nogami od dna. Poczułam jak przecinam wodę a potem wyskakuję z wody do połowy pasa. Zaczęłam głośno się śmiać. Czułam się wolna jak nigdy przedtem. W tym momencie nie myślałam o żadnych problemach. Po prostu śmiałam się w niebo ciesząc się chwilą wytchnienia. Byłam lekka i beztroska jakby wszystkie moje problemy i zmartwienia zniknęły. Zanurzyłam się jeszcze raz i w końcu wyszłam z wody. Poczułam jak wiatr uderza w moje mokre ubrania i bawi się moimi wilgotnymi włosami. Nagle świat nabrał zupełnie innych barw. Las był cały w srebrzystej poświecie księżyca, gdzieś nade mną słyszałam sowę. Wiatr nucił cichą radosną melodię. W cudownym nastroju ruszyłam do domu. Pobiegłam do łazienki i wskoczyłam dla odmiany pod ciepły prysznic, zrzucając z siebie mokre ubrania pachnące jeszcze lasem i rzeką. Zmęczona całym długim dniem położyłam się spać nie próbując wracać do rzeczywistych problemów.
Klaus:
 To był raczej udany dzień. Choć nie mam Eleny, coraz bardziej podoba mi się to ‘miasto’ – przed moimi oczami pojawiła się młoda blond wampirzyca. Nie wiem czemu ale mam wrażenie że przez Caroline mój wyjazd przeciąga się w czasie. A najgorsze że mi to nie przeszkadza. Uśmiechnąłem się na wspomnienie dzisiejszego wieczoru. Spojrzałem na szkicownik, widniała tam moja Caroline z lekko uchylonymi ustami wyrażającymi  zakłopotanie. Nie wiem dla czego wybrałem akurat moment zaraz po tym ja mi podziękowała i nazwała mnie Nik. Może dla tego, że jej usta wyglądały wtedy tak seksownie, a może dla tego że nazwała mnie tak jak dawniej? To znaczy że już nie jest na mnie zła? Znów spojrzałem na rysunek. Jej oczy zapatrzone we mnie w wyczekiwaniu. Ciekawe jakiej reakcji się spodziewała. Znów się uśmiechnąłem. Na początku nie rozumiałem za co mi dziękuję ale kiedy mi powiedziała chciałem zapytać jak to możliwe. A co z Tylerem? Czy on nigdy jej nie powiedział że jest piękna i niesamowita? A inni? Przecież musiała mieć wcześniej jakiegoś chłopaka.  Chciałem o to zapytać ale powstrzymałem się nie chcąc psuć tak miłego wieczoru kłótnią na temat Tylera.    Poczułem znów tę samą złość co w barze. Na myśl że ktoś mógł ją przytulać, całować… zacisnąłem pięści. 

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział Swiąteczny

Rozdział Świąteczny
Chciałabym życzyć Wam Wesołych Świąt Bożego Narodzenia.
Ten rozdział nie ma nic wspólnego z fabułą bloga. Tak jak mówiłam wynagradzam ostatnie przerwy oraz krótki wpis.
Obudziłam się chyba dość wcześnie. Wyjrzałam przez okno, od którego aż biło światło. Zdziwiona podeszłam do okna. Zmrużyłam oczy, oślepiona bielą na zewnątrz. Wszystko było pokryte białym puchem, od którego odbijały się poranne promienie słońca.
- Śnieg – pisnęłam uradowana. Racja Dziś Wigilia. Uradowana zbiegłam na dół. Moja mama miała dziś wolne i najwyraźniej zamierzała dziś dużej pospać. Postanowiłam zrobić dziś na śniadanie naleśniki. Zabrałam się więc do pracy, słuchając kolęd lecących cicho w radiu. Kiedy właśnie skończyłam moja mama weszła do kuchni jeszcze zaspana.
- Śniadanie? – Spytała na widok naleśników.
- Tak, tu są twoje. – Podsunęłam jej jeden z talerzy na stole. Po śniadaniu umyłam naczynia i poszłam szybko do swojej sypialni. Na zegarku widniała godzina 10.05. Przebrałam się z piżamy i ruszyłam na zakupy. Musiałam kupić sporo prezentów. Zaczęłam od mamy. Kupiłam jej delikatny naszyjnik, który będzie pasował jej do sukienki. Potem Elena, Bonnie, Stefan, Matt no i nawet Damon. Na koniec został mi Tyler. Ruszyłam do sklepu z ubraniami. Rozglądałam się chwile aż w końcu to ujrzałam. Tweedowa marynarka. To było coś w czym chciałabym go zobaczyć. Wybrałam odpowiedni rozmiar i podeszłam do kasy. Przy pomocy wampirzych zdolności namówiłam kasjerkę na 50% świątecznej obniżki. Marynarka i tak była bardzo droga. Kiedy szłam już w kierunku domu przyglądałam się wystawą sklepów, kolorowym i świecącym napisom. Uwielbiam Święta Bożego Narodzenia. Nagle przechodząc koło sklepu z artykułami artystycznymi pomyślałam o jedynej osobie która niedostanie ode mnie prezentu. Ale niby za co? Przecież on zabił tyle niewinnych osób… Tak samo jak Damon i Stefan. Ale to co innego! Tłumaczyłam sobie w głowie. Odwróciłam wzrok od witryny sklepu i ruszyłam szybkim krokiem naprzód, próbując pozbyć się uczucia które przypominało trochę poczucie winy.
Po przyjściu do domu zaniosłam wszystkie prezenty do sypialni i zaczęłam się szykować na Wigilię. Kiedy byłam już gotowa zeszłam po schodach. Przy drzwiach czekała już moja mama. Wyglądała wyjątkowo odświętnie. Miła odmiana po codziennym noszeniu munduru. Zanim mnie zauważyła w tempie niezauważalnym dla ludzkiego oka położyłam mały prezencik pod choinką, a następnie dołączyłam do mamy. Na początku myślałam że przyjęcie odbędzie się u Tylera, w domu pani burmistrz, jednak szybko przekonałam się że jest inaczej. Kiedy mama zatrzymała samochód przed rezydencją Mikaelsonów poczułam nie wiedziałam co mam robić. Nie byłam na to przygotowana. Wzięłam kilka głębokich wdechów i kiedy się uspokoiłam wyszłam z auta. Ich dom cały świecił. Na tym jednym domu znajdowało się chyba więcej świateł niż w całym miasteczku. Była to prawdopodobnie sprawka Rebeki. Nagle w moich myślach pojawił się obraz pierwotnego który wspina się po drabinie aby zawiesić kolorowe ozdoby. Nie Klaus na pewno by ich nie wieszał jednak ta wizja tak mnie rozbawiła że wchodząc przez drzwi zaczęłam śmiać się głośno. Próbowałam się uspokoić ale przed oczami pojawiały mi się coraz to nowe niedorzeczne obrazy. Hybryda ubierająca choinkę, robiąca ciasto, a na końcu lepiąca bałwana. Ta ostatnia wizja sprawiła że nie mogłam złapać oddechu. Zauważywszy sporą grupkę gapiów wybiegłam szybko na zewnątrz.
- Cieszę się że przychodzisz w tak dobrym humorze – usłyszałam za sobą głos Klausa. Na chwile udało mi się powstrzymać kolejną fale śmiechu i odwróciłam się do swojego rozmówcy, co jak potem stwierdziłam wcale nie było dobrym pomysłem. Na widok jego twarzy znów wybuchłam gromkim śmiechem.
- Co cię tak bawi? – Spytał zdezorientowany pierwotny. Nie byłam mu w stanie odpowiedzieć, próbowałam się uspokoić. Trwało to chwilę ale w końcu mi się to udało i chichotałam już tylko cicho na wspomnienie zdziwionej miny pierwotnego. – Jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłaś się na mój widok.
- Przestań żartować bo znowu zacznę się śmiać. – Odpowiedziałam z pogardą dla pomysłu iż jest to z radości na jego widok.
- Więc może mnie oświecisz i powiesz mi co jest takiego zabawnego? – Spytał najwyraźniej zirytowany swoją niewiedzą.
- Moim zdaniem tu już jest wystarczająco jasno. – Wskazałam na oświetlony dom.
- Caroline nie bądź taka. – Powiedział to tym swoim akcentem.
- Skoro chcesz ta bardzo wiedzieć… - zawahałam się jakbym ważyła słowa - to ci nigdy nie powiem! – Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę budynku z diabelskim uśmieszkiem. Nagle wpadłam na kogoś. Pierwotny stał przede mną i przytrzymywał mi ramiona.
- Co znowu? – spytałam udając znudzenie i poirytowanie, chociaż ta sytuacja coraz bardziej mnie bawiła.
- Caroline, powiedz mi proszę. – Powiedział to prawie szeptem, a ja żałowałam że patrzę mu w oczy. Nagle znaczenie słodkich oczu nabrało dla mnie sensu. Omal się nie ugięłam aby mu powiedzieć ale w ostatniej chwili się otrząsnęłam.
- Nie, to będzie mój sekret. – Chciałam już iść ale on nadal mnie trzymał.
- No trudno skoro tak. –Powiedział zrezygnowany i mnie puścił. Ruszyłam w stronę wyjścia zastanawiając się czy nie powinnam mu powiedzieć. Ach ten jego urok!
Resztę wieczoru bawiłam się dobrze, nie licząc momentów w których miałam ochotę iść do pierwotnego i mu wszystko opowiedzieć. Ciekawe czy też by się śmiał. A może byłby zły. Moi przyjaciele przynajmniej na ten dzień postanowili nie knuć planów zniszczenia ‘zła na tym świecie’. Obdarowaliśmy się prezentami, a potem bawiliśmy się do końca Wigilii. Klaus nie rozmawiał ze mną już tego dnia. Do domu wróciłam z mamą w okolicy północy. Wykąpałam się i położyłam spać.

Następnego dnia rano zerwałam się na równe nogi i zbiegłam na dół. Pod choinką znalazłam dość duże pudełko. Wzięłam je szybko i otworzyłam. W środku znajdowała się para butów które mierzyłam około tydzień temu w sklepie. Przymierzyłam je i pasowały idealnie. Czasami warto wybrać się z mamą na zakupy nawet jeśli tego dnia nic się nie kupi. Pomyślałam i poszłam do swojego pokoju, przejrzeć się w lustrze. Kiedy przyglądałam mojemu odbiciu coś za mną przykuło moją uwagę. Na moim biurku siedział duży biały miś. Odwróciłam się i podeszłam bliżej. Obok niego leżała mała ozdobna paczuszka oraz koperta, po którą sięgnęłam. Wiadomość była raczej krótka:
‘Wesołych Świąt Caroline
Klaus’
Nic na temat mojego wczorajszego zachowania? Mojej tajemnicy?
Poczułam się winna nie dość że mu nic nie dałam to jeszcze tak się wczoraj zachowałam. Przeniosłam wzrok na misia. Był duży. Przesunęłam po nim dłonią – był bardzo miły i miękki. Przytuliłam się do niego. Pachniał znajomo, ten zapach kogoś mi przypominał. Klaus, ciekawe czy on też się do niego przytulił? Szybko odsunęłam tę myśl. Hybryda przytulająca pluszaka? Zaśmiałam się w duchu. Został już tylko ostatni prezent małe pudełeczko. Otworzyłam wieczko i wyjęłam kartkę. Rozwinęłam ją i zobaczyłam piękną młodą dziewczynę która śmiała się radośnie. Przypominała trochę mnie. Czy on mnie tak widzi? Piękną, z płomykami w oczach. Wyjęłam szybko kartkę i napisałam list do pierwotnego.
Wsunęłam go pod drzwi i czekałam w ukryciu aż go otworzy. Na początku jego wyraz twarzy był niezmienny ale potem roześmiał się. Kiedy skończył czytać usłyszała cichy szept.
- Wizja mnie jako człowieka a nie potwora? Dla czego ty jesteś inna? - Nie byłam pewna czy to ostatnie to nie jest moja wyobraźnia.
Nagle otworzyłam oczy.

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 9

Rozdział 9
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale miałam dużo nauki. Jest nowy rozdział ale krótki niestety :(
Obiecuje że w najbliższym czasie wam to wynagrodzę! Ten rozdział dedykuje wszystkim komentującym. Dziękuję za komentarze ;*
Klaus:
Znowu wszystko poszło na odwrót! Moja Caroline umiera teraz, nienawidząc mnie jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Tyler przez resztę dnia błąkał się po moim domu z żałosną miną, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Wszyscy wiedzieli jakie będzie to miało skutki. Za parę godzin Caroline umrze na skutek działania jadu wilkołaka. Ale jest coś czego nikt z nich nie wie, moja krew może ją uratować. Ale czy powinienem. Przecież to kara za ich zuchwalstwo. To mogło by wyglądać jakbym czuł coś do jakiejś młodej i słabej wampirzycy. Ale czy Caroline rzeczywiście była słaba? Nie i chyba jeszcze dlatego jeszcze jej nie zabiłem. Ponieważ ma silny charakter, ale czy tylko dlatego? Jest ładna, ale ja nie jestem zdolny do uczuć. Uczucia to słabość, a miłość jest jak samobójstwo. Spojrzałem za okno. Było już ciemno. Jestem pierwotną hybrydą, mogę mieć czasami swoje ‘fanaberie’. A dziś postanawiam że chce aby Caroline zakochała się we mnie, dlatego musi żyć. Ruszyłem w stronę drzwi.

Caroline:
Umieram, umieram, umieram! Kolejna łza pociekła mi po policzku. Nigdy nie sądziłam że to się tak skończy. To nie miało być tak! Sprawa śmierci zawsze wydawała mi się taka odległa a szczególnie od kiedy jestem wampirem, ‘nieśmiertelna’. Otarłam łzę. Musiałam być silna. To wszystko jego wina. Nie wiem czemu ale choć wiedziałam że to prawda, coś mi mówiło że on tego nie chciał, przecież ten Nik, którego znam… Przestań! Krzyknęłam w myślach. Nie chciał?! On i tylko on jest tego winien. To on zmusił Tylera aby to zrobił. Stefan mi wszystko wyjaśnił. Przywiązanie, więc dlaczego nie zadzwoni? Dlaczego mnie nie odwiedzi? Próbowałam przekręcić się na drugą stronę, ale ból w miejscu ugryzienia był nie go zniesienia. Czułam jak siły opuszczały mnie coraz bardziej. Obaj bracia, poszli już chwile temu, powiedziałam, że chce być sama. Nie chciałam aby widzieli mnie w takim stanie. Udawałam że zasnęłam, poszli sobie, tak jak prosiłam. A przynajmniej tak myślałam, ale Damon jednak był jeszcze w domu. Wszedł do mojej sypialni i wyszeptał mi do ucha:
- Przepraszam, za to wszystko co ci zrobiłem. Do zobaczenia. – Dodał szybko, a ja usłyszałam w jego głosie smutek. Nie znałam go od tej strony. Kiedy dowiedziałam się kim jest myślałam że to tylko drań. Potem trochę się zmienił, dla Eleny. A ona się w nim zakochała. Tak przynajmniej myślę. Uważałam że powinna być ze Stefanem, ale może Damon nie jest wcale taki zły? Poczułam ruch powietrza a Damona już nie było. I poczułam się nagle samotna, czy naprawdę chciałam, żeby moi przyjaciele zostawili mnie w takiej sytuacji samą? Ciekawe, czy powiedzą Elenie? Chciałabym mieć kogoś kto kochałby mnie tak mocno jak Damon Elenę. Kogoś kto dla mnie by się zmienił. Przed oczami zamigotał mi obraz Tylera. Powinien być teraz ze mną. Ale go nie było. Może Klaus mu zakazał? Nagle usłyszałam jakieś szmery na dole, ktoś chyba przyszedł. Ale nic nie mogłam usłyszeć. Mój organizm zaczął odmawiać mi posłuszeństwa. Wydaje mi się że mama z kimś rozmawia, a potem cisza. Nagle w drzwiach pojawił się pierwotny. Nie bałam się go. Teraz już nic nie może mi zrobić, ja i tak już jestem trupem. Zaciekawiło mnie jedynie po co tu przyszedł. Czyżby zamierzał zabić mnie własnoręcznie. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz.
- Zamierzasz mnie zabić? – Nic nie odpowiedział, podszedł do mojego łóżka.  Przyglądając się mi uważnie odgarnął moje włosy z szyi, odsłaniając ranę. – Przyszedłeś tu aby patrzeć jak umieram?
- Nie, przyszedłem, ponieważ mogę ci pomóc.
- Jak? Ja umieram. Oboje wiemy, że na jad wilkołaka nie ma lekarstwa.
- A jeśli by było? – przysiadł na skraju mojego łóżka. Nie miałam siły się z nim kłócić.
- To ty byłbyś ostatnią osobą którą bym podejrzewała o przyniesienie go do mnie. To wszystko przez ciebie. Ja umieram.
- I mogę pozwolić ci umrzeć jeśli tego chcesz. Jeśli naprawdę wierzysz, że twoje życie nie ma sensu. Sam myślałem o tym raz czy dwa. – Widziałam w jego oczach kłębiące się uczucia. – Ale zdradzę ci mały sekret. Tam jest cały świat, który czeka na ciebie. Wielkie miasta, sztuka i muzyka. Prawdziwe piękno, a ty możesz mieć to wszystko. Jedyne co musisz zrobić to poprosić. – Poczułam że w moich oczach zbierają się łzy. Znów poczułam się przy nim jak przy Niku, moim Niku.
- Nie chcę umierać. – Wyszeptałam, a on przysunął się do mnie, podniósł moją głowę, nadgryzł swój nadgarstek i przyłożył mi go do ust.
- Wypij. – Posłuszna jak dziecko zaczęłam pić jego krew. Ufna w jego słowa. Poczułam jak dziwna siła napełnia mnie wraz z jego krwią. Kiedy oderwałam się w końcu od jego nadgarstka, nachylił się nade mną jeszcze bardziej i zmniejszył odległość między nami. Spojrzał w oczy i wyszeptał ledwo słyszalnie ‘Jesteś zmęczona, musisz odpocząć. Zaśnij.’ Moje powieki stały się ciężkie, a ja pomału opadłam na poduszkę.
- Dziękuję Nick. – Wyszeptałam próbując zwalczyć nagłe zmęczenie. Zasypiałam, ze świadomością że on wciąż jest koło mnie. Czułam iż materac wciąż jest ugięty w miejscu w którym siedział. Byłam bezpieczna. Zasnęłam.

Klaus:
Siedziałem tak jeszcze chwilę wpatrując się w jej piękne blond loki, anielską twarz, napuchniętą jeszcze od łez. Usta które przed zaśnięciem wypowiedziały moje imię. Znów nazwała mnie Nik. Ale czy to oznacza że mi przebaczyła? Odgarnąłem jej niesforny kosmyk włosów który opadł jej na twarz. Wyglądała tak pięknie kiedy spała. Nagle usłyszałem skrzypnięcie schodów. Pani szeryf właśnie wychodziła po schodach. Spojrzałem na mojego anioła po raz ostatni i z nieludzką prędkością wybiegłem z domu.
Miałem cudowny humor. Ruszyłem więc do baru świętować. Byłem głodny.

Caroline:
Obudziły mnie promienie słońca padające przez okno. Przetarłam oczy. Przeciągnęłam się i nagle przypomniałam sobie cały wczorajszy dzień. Zachowanie pierwotnego, jego słowa. Dotknęłam miejsce ugryzienia. Po wczorajszej ranie nie ma nawet śladu. Zeskoczyłam z łóżka jak poparzona. Nie chciałam już w nim dłużej leżeć. Chciałam żyć i korzystać z życia jak nigdy wcześniej. I pomyśleć, że jeszcze 12 godzin temu umierałam! Poszłam do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Zimna woda pozwoliła mi trochę ochłonąć od tych wszystkich uczuć nagromadzonych przez ostatnie 24 godziny. Wyszłam i ubrałam się szybko. Już miałam wychodzić z pokoju, kiedy zauważyłam na szafce nocnej małe pudełeczko. Podeszłam do niego. Uchyliłam jego wieczko, a w środku znalazłam srebrny łańcuszek z małą przywieszką w kształcie łezki, z małym szkiełkiem w środku. Spojrzałam na karteczkę w środku.
‘Mam nadzieję że dobrze spałaś. Klaus’
Nie umiałam się na niego teraz złościć. Włożyłam naszyjnik, nie zastanawiając się ile może on kosztować. W świetnym nastroju wyszłam z pokoju, omal się nie potykając.
- Mama?
- Córciu! Tak się cieszę że żyjesz! – Przytuliła mnie. Odwzajemniłam jej uścisk. Wygląda na to że się pogodziłyśmy. Jak dawno już ze sobą nie rozmawiałyśmy? Nie miałam ochoty się teraz nad tym zastanawiać. Poszłyśmy na dół i zjadłyśmy razem śniadanie. Nie wypiłam ani kropli krwi, najwyraźniej krew Klausa na razie mi wystarczy.

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 8

Rozdział 8
Rozdział pojawił się wcześniej niż planowałam, ale tylko dzięki Artisticsmile. Bardzo dziękuję za szczery komentarz. Cieszę się że komuś się podoba. Postaram się poprawić.  Dedykuję ci ten rozdział, nie jest niestety długi, ale postaram się aby następne były. Zapraszam do dalszego komentowania :*
Jako wampir posiadam ten przywilej że mój kac trwa o wiele krócej niż ludzki. A aby go dostać trzeba wypić dawkę która zabiłaby każdego człowieka. Następnego ranka byłem już niestety całkiem trzeźwy, musiałem zająć się przyziemnymi sprawami. Wyrzuciłem z głowy Caroline i zająłem się wilkiem. Damon i Stefan przyjechali jeszcze przed południem. Chcieli odzyskać Tylera. Zgodziłem się na wymianę, krew Eleny za Tylera. Trwało to chwile zanim się zgodzili, ale w końcu i tak nie mieli wyjścia. Pojawili się następnego dnia rano z woreczkiem krwi.
- Jaka szkoda, myślałam że weźmiecie ze sobą Elenę.
- W umowie była jej krew a nie ona. My dotrzymaliśmy naszej części umowy teraz ty dotrzymaj swojej. – Gorączkował się Damon.
- Spokojnie zaraz wam go przyniosę, zaczekajcie tu! – Zszedłem na dół i podając woreczek Tylerowi, kazałem wypić łyk.
- Zapomnij Klaus! - Podszedłem do niego.
- Wypij to! – Powiedziałem używając więzi. Wilk sięgnął po worek. - Ale tylko łyk! – Zrobił jak mu kazałem. Następnie znów skręciłem mu kark wyładowując złość jaką w sobie czułem.
- Proszę, jest cały wasz. – Powiedziałem rzucając ciało na podłogę przed braćmi.
- Co z nim? – Spytał Damon. A Stefan schylił się i podniósł ciało.
- Co mu zrobiłeś? – Zapytał Stefan.
- Nie ma się czym martwić. Za parę godzin powinien się obudzić. Jeżeli coś wam nie odpowiada służę pomocą. Chętnie zabiorę go z powrotem. – Uśmiechnąłem się złowieszczo.
Bracia już nic nie powiedzieli. Wzięli jedynie wilka i odjechali.
Przemiana trwała o wiele krócej niż się spodziewałem. Około godzinę później cała świta zajechała pod mój dom. No prawie cała brakowało tam tylko Tylera i mojej Caroline.
- Nie przypominam sobie abym zapraszał kogokolwiek.
- Co zrobiłeś Tylerowi?
- O czyżby już się obudził?
- Stefan i Damon powinien wiedzieć jak to się skończy.
- Niemożliwe że tak szybko go przemieniłeś!
- A jednak. – rzuciłem mu uroczy uśmiech. – Ktoś tu nie uważał podczas wczorajszej walki. Wlanie kilku kropel mojej krwi w jego gardło naprawdę nietrwało długo, potem skręciłem mu kark.
Nagle Damon wyciągnął kołek z białego dębu.
- Skąd go masz! – Syknąłem. Kołek z białego dębu to jedyna rzecz która mogła zbić pierwotnego. Damon nic nie odpowiedział. Ruszył jedynie razem ze Stefanem i Eleną wprost na mnie.
- Ten kołek może zabić tylko pierwotnego wampira. Ale nie pierwotną hybrydę! – Nie byłem tego pewny. Może dlatego że jestem jedyną pierwotną hybrydą. Elena zawahała się przez chwilę a ja to wykorzystałem. W wampirzym tempie znalazłem się przy niej. Nie przypuszczałem jednak że Damon również to wykorzysta. Poczułem za sobą ruch powietrza, a zaraz potem następny. Odwróciłem się, aby zobaczyć co powstrzymał Damon od zadania śmiertelnego ciosu.
- Tyler, cieszę się że już jesteś.
- Tyler co ty wyrabiasz! – Syknął Damon przyciśnięty do ściany przez wilczka.
- Po prostu nie możecie go zabić! – Warknął Tyler.
- Może wytłumaczę. – wtrąciłem się - Jest teraz hybrydą przywiązaną do mnie co oznacza, że mimowolnie musi mnie bronić i słuchać. Ale jest jeszcze jedna rzecz. Jestem pierwotnym który stworzył waszą linię więc zabijając mnie zginiecie. Rzazem z Tylerem.
- Skąd mamy wiedzieć że to prawda?
- Nie możecie. Jeśli chcecie sprawdźcie mój blef. Tyler kołek. – Tyler wręczył mi go. – A teraz wynoście się z tond wszyscy zanim was pozabijam.
                                                     Caroline:
Obudził mnie okropny bul w plecach. Otworzyłam oczy i przez pewien czas nie byłam nawet w stanie ocenić gdzie jestem. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało. Nagle moją głowę zalała masa wspomnień. Nik który okazał się Klausem i… O Boże Tyler! Zerwałam się z łóżka. Plecy znów dały o sonie znać. Pierwotni mają naprawdę dużo siły. Pierwotny, ale ja byłam głupia że tego nie zauważyłam i że myślałam że będą starzy a przecież to wampiry. Niezależnie ile żyją nigdy się nie zestarzeją. Weszłam pod prysznic. Właśnie tego trzeba mi było. Skuliłam się w rogu prysznica. Strumienie ciepłej wody spływały mi po twarzy, mieszając się z łzami. Przecież od teraz miało być już tylko łatwiej. Mieliśmy żyć wszyscy razem jak w bajce, ja Tyler, Elena, Bonnie, Damon, Stefan i Matt. Nasze życie w końcu miało być normalne, na tyle, na ile było to możliwe wśród wampirów i czarownic.
Jak ja mogłam mu zaufać ja zaczęłam go nawet lubić, myślałam że  może mógłby zostać moim przyjacielem. Takim który nie ma nadludzkich problemów. Ale przecież nasze pierwsze spotkanie i jego prawdziwe oblicze. A może to oblicze nie było prawdziwe? Przecież kiedy siedzieliśmy pod drzewem i na balu… Kolejna tura gorzkich łez spłynęła z wodą. Nie płacze z jego powodu! Dlaczego w ogóle  tym pomyślałam? Płaczę ponieważ on zabrał Tylera. Musimy go uratować. Za wszelką cenę. Wzięłam się w garść, ubrałam i zeszłam na dół potrzebowałam krwi aby zregenerować siły. Wypiłam aż pięć buteleczek. Musiałam być przygotowana na walkę z Ni… Klausem.
Wsiadłam do auta i pojechałam proso do domu braci. Przypuszczam że tam też jest Elena. Biorąc pod uwagę że Pierwotny potrzebuje jej krwi. Przez sekundę zawahałam się czy przypadkiem nie pojechać od razu do rezydencji Mikaelson’a ale nie mam z nim żadnych szans. Wysiadłam z samochodu i zaczęłam walić pięścią w drzwi. Chwilę później otworzył je Damon. Weszłam do środka.
- Musimy uratować Tylera!
- Już myślałem że nigdy nie przyjdziesz. - Rzucił Damon, przyglądając mi się uważnie.
- O co ci znowu chodzi? – Zaczęłam zastanawiać się która jest godzina. – Jest przecież najwyżej po siódmej.
- Dwa dni po porwaniu Tylera.
- Co?
- Nie przejmuj się. Wszystkim się zajęliśmy i Tyler jest teraz w domu ale… - reszty już nie usłyszałam bo w wampirzym tempie biegłam w stronę domu mojego ukochanego. Weszłam do jego domu bez pytania.
– Tyler?
- Caroline? Co ty tu robisz? – wpadłam mu w ramiona i zaczęłam płakać.
- Bałam się że coś ci się stało!
- Musisz stąd natychmiast wyjść!
- Tyler co się stało? – spytałam i zaczęłam się oglądać.
- Stefan nic ci nie powiedział?
- Tyler co tak długo? – usłyszałam za sobą głos Klausa. Stanęłam między nim a Tylerem.
- Co ty tu robisz?! – Przestraszyła mnie jego obecność w domu Tylera. Musiałam coś szybko wymyślić zanim znów zrobi coś Tylerowi.
- Caroline – Powiedział tym swoim boskim akcentem, Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego ale potem znów przybrał obojętny wyraz twarzy. – Co cię tu sprowadza?
- Ja zadałam pytanie pierwsza! -  Syknęłam. – Z resztą nie uważam aby to był twój interes!
- Spokojnie, właśnie wychodzimy prawda? – Wychodzimy? Spojrzałam na Tylera.
- Tak. – Odpowiedział szybko i ruszył za pierwotnym. Zatrzymałam go.
- Tyler co tu się dzieje? – Szepnęłam nic nie rozumiejąc.
- Znowu nic Ci nie powiedzieli? – Usłyszałam za sobą głos pierwotnego. – Nieładnie – Wyczułam w jego słowach rozbawienie. – Tyler jest teraz po mojej stronie.
- Kłamiesz! – Odwróciłam się raptownie. A nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry.
- Co to za ton Kochana? Nie zapominaj się, jeśli zechcę mogę zabić cię w sekundę. Rozejrzyj się. Czy widzisz tu kogokolwiek kto mógłby ci pomóc? – Oderwałam spojrzenie od jego lodowatych w tym momencie oczu i spojrzałam na Tylera. Czy to co mówił Klaus było prawdą? Odsunęłam się od hybrydy.
- Tyler? – Spytałam z nadzieją w głosie, czekając na zaprzeczenie.
- Caroline, to wszystko prawda, jestem teraz mieszańcem, Klaus mnie wyzwolił. Teraz mogę się zmieniać kiedy chcę. I jestem mu z to bardzo wdzięczny.
- Nie to nie możliwe! – Wyszeptałam. Nie, nie, nie! Spojrzałam jeszcze raz w oczy ukochanego, które przybrały teraz taki sam chłód i obojętność jak Klausa. Poczułam na policzku łzę. Och nie tylko nie to, nie będę przy nim, przy nich płakać. Ruszyłam w stronę drzwi, ale nagle poczułam jak złość we mnie wzrasta. Z wampirzą prędkością znalazłam się przed Klausem.
- To wszystko twoja wina! – Wykrzyczałam mu w twarz. Nie myśląc o konsekwencjach. Pierwotny wampir złapał mnie za ramiona i przygwoździł do ściany.
- Mówiłem, zważaj na słowa! – Był wściekły.
- Zostaw ją! – Usłyszałam głos Stefana. Pierwotny puścił mnie i odwrócił się w jego stronę.
- Stefan! – Powiedział to jakby witał starego przyjaciela. Stefan udając że nie słyszał jego słów znalazł się przy mnie pomagając wstać.
- Nic ci nie jest? – Spytał szeptem.
- Tyler czy zapraszałeś dziś gości? – spytał zirytowany całą sytuacją Klaus. Przygwoździł Stefana do ściany. – Co ty sobie myślisz! Że cię posłucham? – Zaśmiał się. I chwilę później to ja byłam przygwożdżona do ściany. Zaczęłam szukać wzrokiem Stefana, i to co zobaczyłam przeraziło mnie. On miał rację. Tyler trzymał Stefana który chciał rzucić się na hybrydę. Więc naprawdę jest po jego stronie, zdradził nas. Zwróciłam oczy na twarz pierwotnego. Widziałam na niej tylko furię… A może nie tylko, w jego oczach… 
Nie widziałam już jego oczu ponieważ pierwotny zbliżył swoją twarz do mojej szyi. Zawahał się sekundę przed ugryzieniem. Czułam jak moje całe ciało napina się jeszcze bardziej. Nagle poczułam świst powietrza, a pierwotnego już przy mnie nie było.
- Ugryź ją! – Nakazał Tylerowi.
- Nie mogę tego zrobić!
- Powiedziałem ugryź ją! – Tym razem posłuchał, znów byłam przygwożdżona do ściany.

 - Tyler nie, proszę nie – Prosiłam ale to nic nie pomogło. Poczułam lekkie ukłuci na szyi, które potem się pogłębiło. – To boli, puść mnie! – Potem już nic nie mówiłam, moje oczy stały się ciężkie. Była już tylko ciemność.

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 7

Rozdział 7
Niestety, ale nie dostaję od was komentarzy. Co prawdopodobnie oznacza że wam się nie podoba :(
Następnego posta włożę za 10 dni, chyba że znajdę pod tym jakieś komentarze.
1 komentarz = jeden dzień krócej!
Caroline:
Obudziłam się po 10. Mamy już nie było. Sprawdziłam jeszcze wiadomości, nic nie przyszło. Wstałam i poszłam się wykąpać. Wzięłam długą i gorącą kąpiel. Jak dobrze że są wakacje, przynajmniej mogę się wyspać. Szkoda tylko że pierwotni nie robią sobie wakacji. Ubrałam się w letnią sukienkę na ramiączkach i zeszłam na dół. Wypiłam buteleczkę krwi. Ciekawe czy im się udało. Wykręciłam numer Stefana.
- Tu telefon Sterana po sygnale najlepiej się rozłącz. – Usłyszałam w słuchawce głos Damona.
- Bardzo zabawne, gdzie Stefan?
- Nie wiem chyba poszedł zranić jakąś sarenkę. Biedne małe zwierzątko… - Powiedział z udawanym smutkiem.
- No trudno. To może ty mi powiesz czego pierwotny szuka w naszym mieście?
- Zadałem mu podobne pytanie jednak jego warunkiem do rozmowy jest obecność Eleny. Co oczywiście nie wróży nic dobrego. Święty Szczepan oczywiście musiał wszystko jej powiedzieć, tak więc Elena uparła się żeby się z nim spotkać. A dalej poszło jak zwykle… Ja mówię NIE! A Elena patrzy na Stefana tymi wielkimi oczami a Stefan na to twój własny wybór… Bla bla bla.
- Czyli zamierzacie się z nim spotkać! – zapytałam zaniepokojona. Po co pierwotnemu Elena?
- Dziś o 17 w barze. Powiedział że mamy być sami więc zostaniecie na zewnątrz. Jakiś sprzeciw, nie słyszę więc dobrze. O Stefan wrócił.
- Z kim rozmawiasz?
- Z nikim. – I rozłączył się.
Z nikim! No dzięki Damon. Co ten Klaus planuje? Postanowiłam zajrzeć do Tylera i sprawdzić czy już mu przeszło. Wsiadłam w auto i pięć minut później stałam przed jego domem. Otworzyła mi pani burmistrz.
- O dzień dobry Caroline. Miło że wpadłaś.
- Dzień dobry pani burmistrz. Jest Tyler?
- Jest chyba jeszcze śpi. Dobrze że jesteś to zwale na ciebie obowiązek budzenia go. Ja musze już iść.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi poszłam wprost do sypialni Tylera.
- Dzień dobry pora wstawać.
- Mmmm Car co ty tu robisz?
- Przyszłam sprawdzić jak się czujesz.
- Tak jak zwykle, nic mnie nie boli ani nie jestem ranny bo ktoś wysłał mnie do domu zamiast pozwolić walczyć!
- Oj już tak nie przeżywaj dziś też idziemy na misję, więc lepiej wracaj do formy.
- Dziś? O której? Będziemy walczyć?
- Dziś o 17 mamy pilnować wejścia z przodu. I wolałabym nie walczyć.
- Oj bo ty jesteś dziewczyną.
- Ej to bolało! To zabrzmiało jak obelga.
- Ależ skąd to był komplement bo wy kobiety macie coś czego my nie  mamy.
- Inteligencje?
- Nie, biust.
W tym momencie rzuciłam w niego poduszką. Posiedziałam jeszcze chwile a w okolicach 13 opuściłam posiadłość Lockwoodów. Zaparkowałam przed moim domem, lecz zamiast wejść do środka poszłam na spacer. Dziś pewnie zobaczę pierwotnych. Po co oni tu w ogóle przyjechali? Choć z drugiej strony przynajmniej wyprawili wspaniały bal. I choć nie tańczyłam z Tylerem udała mi się raz zatańczyć z Nikiem. W tym momencie przypomniał mi się mój ostatni sen. Znajdowałam się w salonie pierwotnych który w śnie był zupełnie pusty. Nie było tam nikogo oprócz mnie. Miałam na sobie przepiękną niebieską suknie i takie same jak moje szklane pantofelki.
Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł Nik ubrany tak jak na przyjęciu. Ale coś w jego wyglądzie sprawiało że nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Miał szeroki uśmiech który docierał nawet do jego oczu. Taki wyraz twarzy widziałam u niego tylko raz, kiedy rozmawialiśmy wczoraj. Podszedł do mnie i poprosił do tańca a ja zgodziłam się i zaczęliśmy tańczyć. Najpierw w ciszy a następnie do muzyki. Była to piosenka którą już raz słyszałam. Jak ona się nazywała? O już wiem When I Fall in Love. Kiedy muzyka ucichła zaprowadził mnie na balkon, objął ramieniem i kiedy już miał mnie pocałować z za horyzontu pojawiły się pierwsze promienie słońca. I nagle się obudziłam. Dlaczego śnił mi się właśnie on a nie Tyler? Może dla tego że on ze mną wczoraj tańczył. Ale kiedy otworzyłam oczy miałam wrażenie że żałuje że się obudziłam…
Kiedy tak rozmyślałam nie zauważyłam nawet że znalazłam się z powrotem przed moim domem. Wciąż się nie pogodziłam z mamą. Może dziś się uda jeśli z pierwotnymi wszystko wyjdzie. Może powinnam coś ugotować? Wróciłam, wypiłam jeszcze jedną buteleczkę krwi na wszelki wypadek i zaczęłam się zastanawiać co założyć na dzisiejszy wieczór. Zdecydowałam że założę botki, brązowe spodnie, fioletową bluzkę i dżinsową kurtkę. Usiadłam przed telewizorem. Godzinę później poszłam się szykować. Założyłam wcześniej przygotowany strój i zrobiłam delikatny make-up. Przeczesałam włosy i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę Mystic Grill. Na miejscu byłam o 16.50. Usiadłam na ławce w parku po przeciwnej stronie baru. Nie musiałam długo czekać. 2 min później na miejscu zjawili się Damon, Elena i Stefan.
- O jesteś pierwsza? To nowość – Rzucił do mnie Damon.
- Czyżbyś znowu rozmawiał z nikim? – Spytałam przypominając mu o naszej ostatniej rozmowie telefonicznej.
- Więc to ty dzwoniłaś Caroline? Czy coś się stało? – Spytał z troską Stefan.
- Nie chciałam się tylko dowiedzieć jak wam poszło. Ale Damon mi wszystko powiedział.
- My tu gadu gadu  a pierwotny nie ma zamiaru stąd zniknąć więc dowiedzmy co trzyma tu jego tyłek i wykopmy go stąd jak najdalej. A gdzie wilczek? Myślałem że pomoże. – Zaczął się rozglądać.
- Pewnie za raz będzie. Tym się nie przejmujcie. Idźcie i dowiedźcie się jak najwięcej. Powodzenia.
I tak cała trójka weszła do środka. Ja natomiast zostałam na ławce. Zaczęłam nasłuchiwać jednak zanim cokolwiek usłyszałam obok mnie jawił się Tyler.
- Cześć! Gdzie reszta?
- Już w środku.
- No jasne zabierają całą zabawę dla siebie.
- Nie poszli się z nim bić tylko rozmawiać!
- Ta jasne.
Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk dochodzący z tyłu budynku.
- Tyler słyszałeś to? – odwróciłam się ale jego już nie było. – Oh z nim to tylko kłopoty!
W wampirzym tempie ruszyłam za nim.
Kiedy znalazłam się na tyłach nagle zauważyłam nieprzytomną Elenę. Podbiegłam do niej.
- Elena! Elena odezwij się! – Słyszałam miarowe bicie jej serca. Żyła, była jedynie nieprzytomna. Nagle głośny dźwięk tuż z za rogu baru wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam jeszcze raz na Elenę i w wampirzym tempie znalazłam się w miejscu skąd pochodził donośny dźwięk. I nagle stanęłam jak wryta. To co wtedy zobaczyłam…
Damon leżał pod jedną ze ścian, był w raczej opłakanym stanie. Stefan właśnie wylądował na śmietniku co prawdopodobnie spowodowało hałas który usłyszałam. Tyler natomiast szykował się właśnie do skoku na...
 - Natychmiast przestańcie – Krzyknęłam i w nieludzkim tempie znalazłam się między nimi. Oboje stanęli jak wryci.
- Odsuń się to niebezpieczne – Krzyknął Tyler i przeskakując nade mną rzucił się na przeciwnika. Ten zwinnie go uniknął co spowodowało iż wilkołak uderzył z ogromnym impetem w ścianę.
- Carolin złotko nie mieszaj się. To nie twoja sprawa.
- Nie nazywaj mnie tak ty kłamco i oszuście! Oh Boże jak ja mogłam przeoczyć fakt że jesteś wampirem! – Ruszyłam w stronę Tylera, jednak Nik, a raczej Klaus zastawił mi drogę.
- Przesuń się KLAUS! – Ostatnie słowo wręcz wysyczałam.
- To w jaki sposób powiedziałaś moje imię, różni się od tego w jaki wypowiadałaś je wcześniej. Jesteś odważna czy głupia? Wiesz już przecież kim jestem prawda? Więc uważaj na słowa, bo mogą być one twoimi ostatnimi. – Nie wiem czemu ale wciąż się go nie bałam, mimo tego co mówił.
- Właśnie teraz już wiem jesteś kłamcą, oszustem, mordercą i najohydniejszym wampirem jakiego kiedykolwiek widziałam. I wiedz jedno jeżeli się teraz nie przesuniesz to zabije cię!
- Oj czyżby bracia Salvatore zapomnieli wspomnieć o kilku szczególikach? Może więc ci się przedstawię. Nazywam się Niklaus Mikaelson, jestem pierwszym wampirem na świeci ale również hybrydą czyli pół wampirem pół wilkołakiem. Poza tym jestem nieśmiertelny, nie można mnie zabić. Posiadam zdolność manipulowania we wszystkich umysłach tak ludzkich jak i nadprzyrodzonych. Jestem najpotężniejszą istotą na Ziemi i zawsze dostaję to czego chcę a tym razem chcę Elenę, o czym twoi jak przypuszczam przyjaciele także ci nie powiedzieli. Potrzebuje jej krwi aby tworzyć wojsko hybryd. A teraz lepiej znikaj z tond dopóki jeszcze żyjesz. – Nie wiem czemu ale poczułam że nie kłamał, nie tym razem.
- Musieli mieć jakiś ważny powód skoro mi o tym nie powiedzieli.
- Ale po ich minach wnioskuję że ty im również nie powiedziałaś o tym, że się znamy. – Powiedział to w uszczypliwy sposób który w ogóle nie pasował do Nika którego znałam. Moje oczy zaczęły piec. Nie! Nigdy więcej się przy nim nie rozpłaczę.
- Masz rację. Ale następnym razem powiedz że jedziesz na studia aktorskie, bo masz ku temu zdolności! A teraz przesuń się!
- Czyżby ten wilk coś dla ciebie znaczył? Przecież to twoje przeciwieństwo. Więc czemu?
- Odezwała się w hybryda. Chcesz wiedzieć czemu? Ponieważ go kocham! Ale ty pewnie nigdy tego nie zrozumiesz!
Klaus:
Dlaczego to musiało się tak potoczyć. Kiedy już miałem zabić tego wilka nagle w wampirzym tempie pojawiła się Caroline. Dlaczego dopiero teraz zauważyłem fakt iż jest wampirem? Znienawidziła mnie i myśli że wszystko co jej powiedziałem to kłamstwo. A do tego powiedziała że kocha tego nędznego wilka! Teraz moja furia była naprawdę widoczna. Złapałem go za głowę i skręciłem mu kark. Pożałujecie tego wszyscy!
- NIE! - Usłyszałem szloch Caroline.
- Dziś zadowolę się jedynie Wilkiem. Nacieszcie się Eleną dopóki możecie. – Przerzuciłem sobie ciało chłopaka przez ramię. Nagle poczułem mocne uderzenie i wylądowałem na ścianie. Spodziewając się któregoś z braci złapałem przeciwnika za szyję i przycisnąłem do przeciwległej ściany. Osobą którą dusiłem była jednak Caroline.
- Zostaw go. Proszę. Nik… - Powiedziała bardzo cicho i zemdlała. Byłem wściekły na siebie, na nią, na wilka! Pozwoliłem osunąć się jej ciału. Spojrzałem na jej twarz i dopiero teraz spostrzegłem na niej kilka łez. Wstałem szybko i w ponad ludzkim tempie opuściłem to miejsce. Wtedy, zanim zemdlała nazwała mnie jeszcze Nik. Wbiegłem do domu, przez hol a następnie schodami w dół aż do piwnicy. Otworzyłem jedną z klatek i wrzuciłem tam ciało.
- Zostaniesz moim psem – rzuciłem tylko i zamknąłem klatkę. Poszedłem do salonu. Wypiłem odrobinę burbonu jednak to nie było to czego potrzebowałem. Potrzebowałem świeżej krwi. W drzwiach natknąłem się na Rebekę.
- O już jesteś Nik.
- Właśnie wychodzę. – Minąłem ją w drzwiach. – A i nie baw się wilkiem w piwnicy, jest mój!
- Bawić się? Wilkiem w piwnicy? – Zapytała ale ja już wyszedłem bez odpowiedzi. Nie trwało długo zanim znalazłem pierwszą ofiarę.
Dzisiejszego wieczoru zabiłem tylko blondynki. Nie wiem czemu, może to tylko przypadek. Nie wiem ile ich dokładnie było może trzy a może pięć. Wypiłem jeszcze parę drinków w barze i wróciłem do domu. Wziąłem szkicownik, papier i usiałem w moim ulubionym fotelu. Nalałem sobie jeszcze jedną szklankę trunku i zacząłem malować. Przez cały wieczór udało mi się namalować tylko jeden rysunek który był w stanie pokazać jej piękno. Błysk w jej wesołych oczach. Jej anielski uśmiech. Reszta spłonęła w kominku.
- Nik dla czego zapaliłeś w kominku? – Spytała rebeka która właśnie wróciła.
- A o której to się wraca do domu? Dobrze się bawiłaś?
- Nik jesteś pijany?
- Nie bardziej niż zazwyczaj.
- Czy coś się stało?
- Nie dlaczego bawiłem się świetnie. Widziałaś wilkołaka? Jutro będzie moją hybrydą.
- Masz już Elenę?
- Oj kochana siostrzyczko czyżbym poczuł zawód w twoim głosie. Czyżby ci się tu podobało? No wiesz zabawa w człowieka i te sprawy.
- Nik a czy nie moglibyśmy tu zostać trochę dłużej. Ci ludzie mnie lubią.
- Oni nie lubią cię ale twoją władzę i pieniądze. Ale Elena jeszcze śpi sobie w domu więc jutro na pewno nie wyjedziemy.
- Och to cudownie bo widzisz… tylko się nie złość. Zapisałam się tu do szkoły. Rok szkolny zaczyna się za tydzień więc tak sobie pomyślałam że mogła bym tu pochodzić na przykład przez miesiąc, dwa albo semestr – dokończyła bardzo cicho.
- Czy ja się przesłyszałem czy ty właśnie powiedziałaś że chciałabyś tu mieszkać i bawić się w uczennicę? – Powiedziałem bardziej rozbawiony niż zły.
- Zastanów się nad tym Nik. Dorze? Obiecaj że się zastanowisz.
- Obiecuję, obiecuję ale na razie daj mi spokój!

- Dziękuję – krzyknęła z radości i na widok mojej obolałej twarzy zaraz dorzuciła – Przepraszam. Oj chyba wypiłeś więcej niż przeciętnie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałeś takiego kaca.