.

.
.

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 5

Rozdział 5
 Ten rozdział dedykuje Alusi Suchan. Dzięki bardzo za komentarz :D Specjalnie dla Ciebie długi rozdział. Mam nadzieje że ci się spodoba!
Caroline:
Szkoda, że nie wiem jak ma na imię. Może idzie na jutrzejszy bal? Przestań, skarciłam się w myślach, przecież idę z moim chłopakiem Tylerem. Tak rozmyślając znalazłam się pod domem Salvatorów. Zapukałam a już po chwili drzwi się otworzyły.
- Cześć Stefan, przepraszam ja...
-Car co się stało? - zapytał zaniepokojony lustrując mnie wzrokiem. I zapraszając równocześnie gestem. Po chwili znaleźliśmy się w salonie.
- Co się stało? - pisnęła Bonnie, i dopiero teraz uświadomiłam sobie jak wyglądam. Moje ubranie było brudne i pomięte od siedzenia na ziemi, a mój makijaż rozmazany przez łzy.
- Pokłóciłam się z mamą. Ale no bo muszę wam coś powiedzieć, wczoraj ktoś zabił osiem dziewczyn. Myślę, że to pierwotny. No a mama... - ucięłam, łzy znów zaczęły płynąć mi z oczu - ona oskarżyła nas, znaczy się zasugerowała, że... że to wy... ja...
- Caroline... - powiedziała Elena - nie płacz ona na pewno nie chciała.
- Tak mi przykro Car - powiedziała Bonnie, przytulając mnie, chwile później dołączyła do nas Elena. Dlaczego od razu do nich nie przyszłam? Przecież to moje przyjaciółki! Z rozmyślań wyrwał mnie znudzony i zirytowany całą sytuacją Damon.
- No błagam, możemy już przejść do omawiania szczegółów?
- Damon - syknęła Elena
- Nie on ma racje - powiedziałam szybko.
Reszta wieczoru upłynęła na planowaniu jutrzejszego balu. Kiedy Tyler i Matt wyszli, a bracia zostawili nas same w pokoju, zaczęłyśmy omawiać nasze jutrzejsze spotkanie. Miałyśmy się spotkać u mnie o 15.00. Bal zaczyna się o 18.00 więc spokojnie zdążymy. Och uwielbiam takie popołudnia, będziemy robić sobie fryzury, makijaż i manikiur.
- O yy Elena mam do ciebie prośbę
- No to mów - zachęcała mnie przyjaciółka
- Mogła byś mnie dziś przenocować? Proszę, tylko na jedną noc. - zrobiłam słodkie oczka szczeniaczka.
- Dziś nie mogę, chłopaki uparli się, żebym spała u nich, no wiesz dla bezpieczeństwa. - Przekręciła oczami.
- Ale ja mogę! - pisnęła Bonnie
- Dziękuje, jutro z samego rana się zmywam, słowo harcerza. - Podniosłam dwa palce do góry
- Przestań przecież ty nigdy nie byłaś harcerzem! A u mnie możesz zostać ile chcesz.
- Nie mogę! - powiedziałam stanowczo.
- Jak to? - spytała zaskoczona Bonnie
- A jak ty to sobie wyobrażasz, że wy przyjdziecie się do mnie stroić, a mnie nie będzie? - W jednej chwili wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
- Co tu się dzieje. - spytał Damon udając że go obudziłyśmy.
- Nic właśnie wychodzę razem z Bonnie - rzuciłam w jego stronę podnosząc się z kanapy.
- A to by wyjaśniało radość Eleny. - Powiedział i puścił do mnie oko.
- O ty! Nie wiesz z kim zadarłeś! - krzyknęłam do niego i dałam mu mocnego kuksańca w bok.
- A ty uważaj z kim zadzierasz! - Powiedział i zaczął mnie gilgotać.
- Prze... prze... przestań, przestań proszę - zapiszczałam między kolejnymi seriami łaskotek.
- Co się mówi?
- Przepraszam
Puścił mnie w końcu z triumfalnym uśmieszkiem.
- Pa musimy już iść -powiedziałam do dziewczyny która przez cały czas była świadkiem tej sceny.
- A co do ciebie, to jednak odwołuję przeprosiny - wystawiłam mu język i wybiegłam w wampirzym tempie na zewnątrz. Dogonił mnie dopiero przy drzwiach.
- Jeszcze się policzymy
- Dobranoc - rzuciłam tylko uśmiechając się łobuzersko. Razem z Bonnie pojechałam do jej domu. 

Obudził mnie zapach naleśników. Zaraz co ja robię u Bonnie, a tak pokłóciłam się z mamą. Wstałam szybko i pobiegłam się umyć do łazienki. Bonnie pożyczyła mi ciuchy żebyśmy nie musiały jechać do mojego domu. Po dwudziestu minutach byłam już gotowa.
- Dzień dobry - powiedziałam do dziewczyny krzątającej się po kuchni.
- Dzień dobry - odpowiedziała radośnie. - Naleśnika?
- Chętnie, umieram z głodu. - Może to dziwne, ale lubiłam jeść ludzkie jedzenie, kwestia przyzwyczajenia.
- Tu masz dżem - wskazała na słoik stojący na stole. - A jak ciuchy?
- Mogą być nawet nie są takie małe jak się spodziewałam.
Zabrałyśmy się za śniadanie, rozmawiając o dzisiejszym balu, ale tylko o pozytywach. Żadna z nas nie wspominała o pierwotnych. Po zjedzonym śniadaniu usiadłyśmy chwile przed telewizorem.
- Która godzina? - zapytałam od niechcenia
- 12.00 a co?
- Która?! - zerwałam się z kanapy - o Boże ale już późno! Musze lecieć do zobaczenia u mnie o 15 ok?
- Ale gdzie ci się tak śpieszy? Przecież masz jeszcze dobre trzy godziny!
- Wiem przepraszam, ale mam jeszcze wpaść do Tylera i powiedzieć w co ma się ubrać, żeby pasował do mojej sukienki.
- Ach cała Caroline. - Westchnęła cicho i przekręciła teatralnie oczami.
- To pa!
- Do zobaczenia
W wampirzym tempie znalazłam się pod domem Tylera. Nacisnęłam za klamkę.
- Cześć Tyler! - krzyknęłam i ruszyłam w stronę salonu.
- O cześć - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam że zbiega właśnie ze schodów. - Co cię sprowadza, w me skromne progi?
- Przyszłam ustalić twój strój na bal, no wiesz, bo ja mam sreb... - nagle złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- I tylko po to przyszłaś? - spytał odsuwając się ode mnie z miną małego szczeniaczka.
- Tak, i nie licz na nic więcej, śpieszę się, dziewczyny przychodzą do mnie o 15.
- Nie przejmuj się skarbie zdążymy. - Nagle znaleźliśmy się w jego pokoju. Zaczął całować mnie w usta. Najpierw delikatnie, potem coraz łapczywiej. popchnął mnie na swoje łóżko a ja już mu się nie opierałam. Zaczął schodzić coraz niżej, po ramionach i po dekolcie. I nagle przed oczami stanęła mi twarz nieznajomego z baru. Nie myślałam o nim odkąd weszłam do domu Salvatorów. Dlaczego akurat teraz!
- Nie, Tyler proszę nie teraz, nie jestem w nastroju. - Dlaczego to powiedziałam? Przecież nie przez tego człowieka... I nagle spojrzałam na zegarek. - O Boże już prawie 13 a ja muszę jeszcze kupić lakier do paznokci, a nie wybrałam nawet stroju dla ciebie! - Chłopak tylko mruknął z niezadowoleniem, ale posłusznie wstał z łóżka.
- Jak dla mnie to proste, marynarka plus spodnie plus koszula plus buty i już - burknął. nic nie odpowiedziałam tylko podeszłam do szafy i zaczęłam wykładać potrzebne rzeczy. Biała koszula z kołnierzykiem, czarny garnitur i spodnie, czarne buty i szary krawat idealnie pasujący do mojej sukienki.
- Cudownie! No to moja praca tutaj skończona. Do zobaczenia wieczorem. I masz włożyć dokładnie to co ci zostawiłam na łóżku. Bądź u mnie o 17.45. Nie spóźnij się ok?
- Ok, ale kiedy dokończymy naszą wcześniejszą "r o z m o w ę"? - podniósł porozumiewawczo brwi.
- Nie wiem.
- Ale ja chce wiedzieć
- Strasznie mi przykro, ale chyba nie masz innego wyjścia. - Powiedziałam kpiąco
- Nie mam?
Nagle przygniótł mnie do ściany z całej siły.
- Tyler puść!
- I co? Zasze jest inne wyjście. - Zaczął całować mnie po dekolcie przytrzymując moje ręce.
- Co robisz przestań się wygłupiać!
Nagle puścił mnie a ja stanęłam w drzwiach i na odchodnym upewniłam się czy pamięta o której ma przyjechać.
Do domu wróciłam po 14, po drodze kupiłam jeszcze bezbarwny lakier do paznokci. Zamierzałam zrobić sobie manikiur francuski. Przygotowałam wszystko do przyjścia dziewczyn. Potem wzięłam buteleczkę krwi i usiadłam na kanapie. Już dawno nie piłam krwi, wzięłam więc drugą. Kiedy wyrzucałam ją do kosza, zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i wpuściłam dziewczyny do środka.
O 17.30 byłyśmy już gotowe, wszystkie wyglądałyśmy zniewalająco. Usiadłyśmy w salonie czekając na chłopaków. Prezes chwile zastanawiałam się czy nie powiedzieć dziewczynom o bogu którego spotkałam ale w końcu sobie odpuściłam. W końcu nie wiem nawet jak ma na imię. Chwile potem pojawili się nasi chłopcy. Czas zacząć nasz plan. Na balu każdy miał przydzieloną odpowiednią rolę. Mieliśmy chodzić w parach, z wyjątkiem Damona bo on nie miał z kim pójść. Ja i Tyler mieliśmy mieć całą sytuację na oku, Stefan który był w parze z Eleną miał być jej najbliższym ochroniarzem, Bonnie i Matt oni... w sumie oni wiele nie robili, Bonnie miała w ostateczności rzucić jakieś czary mary, a Matt... hmm, on chyba nie miał nic do roboty.
Wsiedliśmy do samochodów. Na miejscu byliśmy po dziesięciu minutach. Dokładnie o 18.00 podjechaliśmy pod rezydencję pierwotnych.
- O mój Boże ten dom... ten pałac jest... BRAK MI SŁÓW !
- Wszyscy gotowi? No to ruszamy - powiedział Damon nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
- Idźcie my was za chwile dogonimy, muszę zamienić słówko z Tylerem. - Wilkołak popatrzył na mnie posępnie. Kiedy wszyscy poszli zwróciłam się do Tylera.
- Znając twój temperament, musisz mi obiecać, że nie rzucisz się na pierwotnego bez większego powodu. On może chcieć nas sprowokować. Nie wiemy jak potężny jest więc proszę, nie daj się sprowokować ok?

- Ok, ok ale chodźmy już bo ominie nas najlepsza zabawa. - Zarzucił mi rękę na ramiona, którą ja natychmiast zepchnęłam i ujęłam pod ramię. Powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę głównego wejścia.

1 komentarz:

  1. świetny rozdział:D fajnie ze tak szybko dodałaś nowy :D już niemogę się doczekać miny Caro jak zobaczy Klausa :D

    OdpowiedzUsuń