.

.
.

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 19

Rozdział 19
Nowy rozdział! Martwi mnie trochę to, że pod ostatnim postem był tylko jeden komentarz, dziękuję za niego Alusia Suchan. Rozumiem że ostatnio rzadko piszę, jednak zależy mi bardzo na waszej opinii i proszę was piszcie jak najwięcej komentarzy.
Miłego czytania ;*
Pierwotny puścił Damona który upadł na ziemię i zrobił krok w moją stronę. Stefan odsunął się i pociągnął mnie ze sobą. Czy to możliwe, że to on? Elijah zatrzymał się.
- Czy my się znamy?
- Nie do końca. – Chciałam zrobić krok w jego stronę ale Stefan złapał mnie za ramię. Spojrzałam na niego. Rozglądał się gorączkowo próbując wymyślić jakąś drogę ucieczki. – Stefan? – Szepnęłam i popatrzyłam na jego rękę , a on poluzował uścisk, ale wciąż nie puszczał.
- To pierwotny, jest niebezpieczny. – Wyszeptał i spojrzał na Damona zbierającego się z podłogi.
- Zaufaj mi. – Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i podeszłam o krok do wampira, niepewna tego co robię. Mam nadzieję, że mimo wszystko jest taki jak w moim śnie.
- Może wytłumaczysz mi co znaczy ‘Nie do końca’?
- Przecież nie żyłeś! – Krzyknął Damon. Oboje go zignorowaliśmy.
- To długa historia. Może porozmawiamy o tym w przyjemniejszym miejscu? – Próbowałam udobruchać brata Klausa. Spojrzałam na jego wysuszoną skórę. Miałam do niego tyle pytań, jednak musiałam z nimi zaczekać. – Przy krwi?
Pierwotny wciąż przyglądał mi się uważnie.
- Czy mógłbym poznać twoje imię?
- Caroline. – Pierwotny pokiwał głową w zamyśleniu jakby próbował sobie coś przypomnieć.
- Nie pamiętam cię.
- Nie powinieneś. – Uwagę pierwotnego przykuło coś za mną. Podszedł znów do starszego z braci.
- Sztylet. – Wyciągnął rękę w stronę Damona.
- Nie oddam sztyletu komuś kto próbował mnie zabić!
- Damon… nie uważam aby… - Nie dokończyłam, ciało Damona było już w górze uniesione przez rękę pierwotnego, jakby nic nie warzyło. Stefan rzucił się w obronę brata. W pewnym momencie obaj bracia byli przygwożdżeni do podłogi, a ręce pierwotnego były zanurzone w ich klatkach piersiowych.
– Proszę przestańcie. – Zaczynałam wpadać w panikę. To nie może się tak skończyć! – Jesteś taki sam jak Klaus. Niecierpliwy, musisz mieć wszystko co chcesz. Myślała że jesteś tym starszym, odpowiedzialnym bratem, ale najwyraźniej się myliłam. – Nie wiedziałam czy te słowa podziałają na moją korzyść, czy może wręcz przeciwnie. Pierwotny w ułamku sekundy podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Gdzie on jest? – Jego uścisk sprawiał mi gól.
- W Mystic Falls.
- Wysłał was tu abyście wyjęli ze mnie sztylet? – Świdrował mnie wzrokiem.
- Nie. Przyszliśmy tu po pomoc.
- Niklaus nie wie, że tu jesteście?
- Oczywiście że nie. – Nie rozumiałam słów pierwotnego. Przecież gdyby wiedział to by go uwolnił. - Ała. – Nie wytrzymała już dłużej jego uścisku. Zaczynałam powoli mieć tego dość. W środku zrobiło się duszno, a Stefan i Damon, patrząc na ich porozumiewawcze spojrzenia, chyba znów coś planowali. Pierwotny puścił mnie i odsunął się o krok. Chyba chciał coś powiedzieć, ale byłam pierwsza. – Mam tego dość! Proszę bardzo, ja wychodzę, a wy możecie się pozabijać, tylko ciekawe kto wtedy uratuje Elenę i przywróci dawnego Klausa… - Drugiej części zdania nie chciałam wypowiedzieć na głos, ale nie miałam siły się nad tym zastanawiać, chciałam jedynie odetchnąć świeżym powietrzem. Zrobiłam raptem dwa kroki w stronę drzwi i wpadłam na Elijaha.
- Co miałaś na myśli mówiąc ‘przywróci dawnego Klausa’? – Minęłam go i wyszłam w końcu na zewnątrz. Czułam, że wampir wciąż idzie za mną, ale nie mogłam go słyszeć, ponieważ poruszał się bezszelestnie. Słyszałam za to Damona i Stefana którzy zmęczeni szarpaniną, trzymali się od nas na dystans.
- Klaus wyłączył uczucia? Z jakiego powodu?
- Klaus wyłączył uczucia? – Z jakichś niewyjaśnionych powodów wydało mi się to nagle oczywiste, choć nie miało żadnego sensu. – Nie! Przynajmniej ja nic o tym nie wiem.
- Przecież powiedziałaś, że chcesz przywrócić dawnego Klausa… więc co innego miałaś na myśli? – Zatrzymałam się i wzięłam głęboki wdech. Pomału odwróciłam się i mimowolnie uśmiechnęłam. Zrobiłam krok w tył.
- Czy u was to rodzinne?
- Co?
- Stanie za osobą tak blisko, że ta kiedy się obróci wręcz w was wpada?
- Znasz moją rodzinę?
- Znam Klausa, a przynajmniej tak mi się wydawało. Rebekę widziałam może ze dwa razy i znam ją też z opowiadań, ale moje źródło okazało się mało wiarygodne, a przynajmniej w przypadku Nika…olasa. – Wstrzymałam oddech, wyczekując jego reakcji, on jednak tylko mi się przyglądał z coraz większą ciekawością.
- A resztę? – Reszta? Czyżby Kol również istniał? Mogłam się tego dowiedzieć pytając go lub…
- Masz na myśli Kola. Porywczego bruneta? – Przygryzłam wargę czekając na jego reakcję i mając nadzieję, że nie zrobiłam z siebie idiotki. Proszę, niech Kol istnieje!
- Znasz go chyba tylko od najlepszej strony.
- Nie znam go.
- Powinienem to rozumieć? Który mamy rok?
- 2014.
- Więc byłem zasztyletowany zaledwie 5 lat. – Elijah mówił bardziej do siebie niż do mnie.
- Gdzie się właściwie znajdujemy?
- W Jackson. – Czułam się jak na przesłuchaniu.
- Jak długo… - Pokiwałam przecząco głową, a najstarszy Mikaelson nie dokończył pytania.
- Myślę, że teraz moja kolej.
- Dobrze.
- Zacznijmy może od trumny. Jesteś pierwotnym, więc nie możesz umrzeć, a mimo wszystko mówisz, że przez ostatnie 5 lat byłeś martwy.
- To nie jest pytanie. – Racja, to bynajmniej nie było pytanie. – Myślałem, że wyciągając ze mnie sztylet wszystko już wiecie. – Pokiwałam przecząco głową. Już chciałam go poprosić aby mi wszystko wyjaśnił, ale uświadomiłam sobie, że skoro był zamknięty w trumnie przez tak długi czas, musi być strasznie wysuszony.
- Czy nie piłeś krwi, odkąd zamknięto cię w trumnie? – Potwierdził. – Jeśli chcesz… na pewno chce ci się pić. – Chciałam zdobyć jego zaufanie.
- Czy jest tu w pobliżu jakiś dom? – Spytał najwyraźniej przystając na moją propozycję. Nie przemyślałam jej jednak. To pierwotny, on nie pije krwi z woreczka, a nawet jeśli chciałabym mu to zaproponować, to jesteśmy prawie 100 mil od domu. Patrzyłam na niego, a moje przerażenie wzrastało z każdą sekundą, podsycane wizja rosnącej sterty ciał. Kiedy Klaus przyjechał do miasta, zginęło kilka a może nawet kilkanaście ludzi. A ile zginie, jeśli Elijah nie jadł od kilku lat! Nieświadomie wciąż wpatrywałam się w twarz wampira z szeroko otwartymi oczami.
- Coś nie tak? – Jego głos z powrotem sprowadził mnie na ziemię.
- Nie to po prostu… - Nie wiedziałam co powiedzieć. Pierwotny zmarszczył brwi.
- Boisz się, że zabiję wielu ludzi prawda? – Spuściłam głowę. – To nie będzie konieczne.
- Naprawdę? – Moja reakcja była natychmiastowa.
- Nie jesteśmy aż takimi potworami. Kiedyś my też w końcu byliśmy ludźmi. – Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.
- Przepraszam, ja nie chciałam, to po prostu… kiedy Klaus przyjechał do miasta zginęło bardzo dużo osób.
- Jak daleko stąd jest Mystic Falls?
- Jakieś dwie godziny drogi stąd.
- Muszę się tam dostać.
- Za niedługo tam wracamy. Ale czy nie powinieneś najpierw…
- Nie muszę.
- Ale powinieneś. Nie wyobrażam sobie, jak bardzo musisz być głodny.
Zgodził się . Wszyscy w czwórkę poszliśmy do miasta. Damon też napił się prosto z żyły, mimo protestów Stefana, a może żeby mu zrobić na złość? Pierwotny tak jak powiedział, nie zabił nikogo. Napił się tylko od dwóch osób, co wydawało mi się mało, ale on twierdził, że mu wystarczy. Oczywiście nie obeszło się bez kolejnej sprzeczki braci, gdy Damon próbował przekonać Stefana, aby się napił. Kiedy już zażegnaliśmy konflikt pojawił się kolejny problem. Pierwotny zniknął.
- Mówiłem że nie powinniśmy mu ufać.
- Przestań, na pewno nie uciekł. Musi być gdzieś w pobliżu.
- Tak bo on nie ma co robić, tylko użerać się z tobą! – Wstawiłam mu język. W tej samej sekundzie podjechał duży czarny suv z przyciemnionymi szybami. Jedna z nich od strony pasażera odsunęła się.
- Muszę dostać się do Klausa. – Usłyszałam głos Elijaha z środka.
- Ale my mamy auto Damona. Możemy cię zabrać.
- Chyba nie oczekujesz ode mnie abym jechał z braćmi Salvatore w jednym samochodzie? – W sumie, jakby to przemyśleć, to rozwiązanie dojazdu na dwa auta było dobrym pomysłem, ale czy pierwotny mógł jechać sam? Już raz omal go nie zgubiliśmy, a on jest naszą jedyną nadzieją.
- Jadę z tobą. – Zdecydowałam w końcu.
- Caroline! – Stefan próbował mnie złapać za ramię, ale ja byłam szybsza i już byłam przy drzwiach.
- Nie martw się Stefan. – I wsiadłam, rozkoszując się wizją przejechania tej trasy wolniej niż Damon. Prawda? Spojrzałam na pierwotnego siedzącego obok mnie. Mężczyzna był wysoki, choć chyba trochę niższy niż Klaus. Miał na sobie idealnie skrojoną marynarkę i białą koszulę. Nie wyglądał na kogoś kto jeździ szybko.
- I co?
- Co co?
- Przyglądasz mi się już od dłuższego czasu więc pytam do jakiego wniosku doszłaś.
- Przepraszam. Zastanawiałam się tylko czy masz w zwyczaju pobijać swoje rekordy życiowe w prędkości jazdą samochodem. – Pierwotny wyglądał na zdziwionego
- Czy z twoich ust padnie kiedykolwiek jasna wypowiedź? – Roześmiałam się. Było w nim coś, co sprawiało, że czułam, że mogę mu wszystko powiedzieć. – To też jest u was rodzinne? – Spytałam tym razem pod nosem.
- Jaka tym razem cecha łączy mnie z moim rodzeństwem? - Ach ten wampirzy słuch!
- Niezależnie z którym z was spotykam się po raz pierwszy zawsze odczuwam niepokojące zaufanie. – Czy powinnam mu to mówić?
- To bardziej niż niepokojące. – Samochód zwolnił, choć nie zauważyłam nawet kiedy ruszyliśmy. Elijah spojrzał na mnie. – Nie jestem pewien czy lokujesz w odpowiednich ludziach zaufanie.
– Co to miało znaczyć?
- Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, oznacza to, że nie znasz nas zbyt dobrze.
- Pewnie masz racje, sama powinnam już dojść do tego wniosku, ale Klaus mimo tego, że nie spełnia naszych oczekiwań ma w sobie dobro, które tkwi gdzieś tam w środku, nawet nie tak bardzo głęboko. – Oczami wyobraźni widziałam jak siedzi ze mną pod drzewem. Nieświadomie przeszłam na konkretną osobę, choć mówiliśmy wcześniej bardzo ogólnie.
- Kim dla niego jesteś? – Co to za pytanie? ‘Jesteś dla mnie nikim’. Przypomniałam sobie jego słowa.
- Nikim… - Znów szczera odpowiedź. Wiem, że nie powinnam, ale nie potrafię tego powstrzymać. Poczułam, że oczy zaczynają mnie piec, więc zmieniłam temat. – Ale teraz moja kolej. – W końcu mogłam poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. – Gdzie jest teraz Kol?
- Nie wiem. – Okej to możliwe. W końcu nie widział się z nim od co najmniej 5 lat.
- Gdzie byłeś w Sylwestra 1413 roku?
- Zadajesz dość dziwne pytania. Ale odpowiem na nie, pod jednym warunkiem, ty odpowiesz na moje.
- Zgoda. – Zgodziłam się niechętnie.
- W Nowym Orleanie. Jak zresztą całe nasze rodzeństwo. – Czyli jednak to prawda!
- Moja kolej. Dlaczego najpierw mówisz o Klausie w taki sposób, a potem twierdzisz, że jesteś dla niego nikim?
- To były jego słowa, kiedy ostatni raz z nim rozmawiałam. Jakim cudem żelazny sztylet potrafi cię zabić, ale wciąż żyjesz? – To pytanie nie było chyba nawet poprawne.
- Ten sztylet, - wskazał na swoją kieszeń – zamoczony w popiele z białego dębu wbity w serce jest w stanie chwilowo uśmiercić pierwotnego. Ale jeśli ktoś go wyciągnie, znów wracamy do życia. – Pierwotny zamilkł. – Ale nie jestem pewny czy jesteś osobą której mogę ufać.
- Możesz. Dopóki będziemy stali po jednej stronie, mamy wspólny cel. Daje ci moje słowo, że nigdy nie użyję tego sztyletu przeciwko tobie.
- Twoje słowo nic dla mnie nie znaczy. – To zabolało.
- Nie wystarczy, że wsiadłam do tego samochodu? Nie mam z tobą żadnych szans.
- To prawda. W takim razie i ja daję ci moje słowo, że dopóki będziemy po jednej stronie, nic nie grozi ci z mojej strony. – Ok to już coś.
- Skąd masz sztylet? Myślałam, że tam został.
- Wziąłem go, kiedy poszedłem po auto. Od jak dawna znasz Klausa?
- Ej a to nie była przypadkiem moja kolej?
- Zapytałaś o to skąd mam sztylet. A teraz o swoją kolej, więc jesteś mi winna dwa pytania. Więc od jak dawna znasz Klausa?
- Od dwóch tygodni.
- Co was łączy?
- Oszukujesz.
- Nie rozumiem.
- Nie mogę odpowiedzieć ci na pytanie co nas łączy, bo sama tego nie wiem. Spytaj brata. Co to jest biały dąb?
- To jedyna na świecie roślina która jest w stanie zabić pierwotnego, jednak została już w całości spalona. Skoro nie potrafisz odpowiedzieć na tamto, to może odpowiesz na to: Co do niego czujesz?
- Nie wiem… ja… ale dlaczego o to pytasz?
- Przepraszam, nie powinienem. To wasza prywatna sprawa. Powiedz mi zatem, czy Rebeka mieszka z nim?
- Tak. I nie ma ‘naszej’ sprawy. – Niestety. – Dlaczego nikt z twojego rodzeństwa cię nie uwolnił?
- Nie mieli ku temu żadnych podstaw.
- Jak to?
- Nie mieli takiej możliwości. Jak długo Klaus zamierza zostać w waszym mieście?
- Nie wiem. Kto zamknął cię w trumnie? – Samochód znów zwolnił. Miałam dziwne wrażenie, że rozwiązanie tej zagadki ma bardzo kluczowy wpływ. Czułam, że Klaus ma coś z tym wspólnego. Nie wiedziałam jednak co może go łączyć z zamknięciem jego brata w trumnie.
- Nie wierz? Myślałem… Co Klaus powiedział ci o mnie dokładnie?
- Nic. Ale nie odpowiedziałeś na pytanie. – Przez chwilę panowało milczenie. - Powiem ci, ale tylko pod jednym warunkiem. Powiesz mi co czujesz do Niklausa.
- To nie fair!
- To mój jedyny warunek. Nie musisz mi mówić.
- Ale to moje prywatne sprawy!

- A to moje prywatne sprawy. – Oboje zamilkliśmy.

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 18

Rozdział 18
Wiem, wiem ostatnio rzadko wkładam posty, ale musicie mi wybaczyć, mam teraz sporo nauki w szkole i jeszcze bierzmowanie... Ale postaram się częściej. Przynajmniej raz w tygodniu. Jest nowy rozdział. Specjalnie dla wyczekujących. Mam nadzieję że wam się spodoba.
Caroline:
Obudziłam się z bólem głowy, jednak mimo wszystko wstałam z łóżka. Ubrałam się w letnią sukienkę, zrobiłam lekki make-up i wyszłam z domu. Po raz pierwszy od początku roku miałam ochotę iść do szkoły, to było jednak niemożliwe. Najpierw muszę odzyskać dwie ważne w moim życiu osoby. Przyjaciółkę porwaną przez psychopatę i Nika… będącego tymczasowo psychopatą. Wzięłam głęboki wdech delektując się świeżym powietrzem i promieniami słońca na swojej twarzy. Zamknęłam oczy chcąc zatrzymać tę błogą chwilę choć na chwilę, to jednak nie było mi dane. Usłyszałam koło siebie dźwięk silnika a następnie klakson. Otworzyłam oczy i spojrzałam w kierunku samochodu który stał właśnie na moim podjeździe.
- Wsiadasz? – Spytał Damon patrząc na mnie spod swoich okularów.
- Znowu ty? – Powiedziałam zrezygnowana przypominając sobie wczorajszą żenującą sytuację, kiedy rozmawialiśmy o Klausie. – Czego chcesz? – Dobrze że byłam wtedy pijana.
- Musisz mi pomóc.
- Zaraz zaraz… - Przerwałam mu. – Czy Damon Salvatore prosi mnie właśnie o pomoc? – Kpiłam z niego. Choć byłam bardzo ciekawa o co może chodzić.
- Bardzo zabawne. – Nie wyglądał na rozbawionego. – Chodzi o Stefana. Chce się ofiarować Klausowi w zamian za Elenę.
- Co!? – Cała złość jaką do niego miałam za wczoraj, nagle uleciała.
- Gdzie on jest?
-Spokojnie. Zamknąłem go w piwnicy. Więc jak będzie? – Normalnie sprzeczałabym się z nim, ale tu chodziło o mojego przyjaciela. Wsiadłam do auta które sekundę później ruszyło z piskiem opon. Przez pewien czas panowało niezręczne milczenie.
- A ty? – Nie wytrzymałam. Nic nie powiedział tylko spojrzał na mnie zdziwiony. – Jak ty to znosisz? – Znów milczenie. Wydawał się niewzruszony. – Przecież wszyscy wiemy że ją kochasz. Jak sobie z tym radzisz? – Ciągle nic. – Mi możesz powiedzieć. – Zaczynało mnie to irytować.
- Przecież i tak jej nie zabije. Potrzebuje jej krwi. – Wydawało by się, że naprawdę nic nie czuje, ale to nieprawda. Jego postawa przypominała mi kogoś.
- Och przestań w końcu! Oboje dobrze wiemy że coś do niej czujesz i że teraz to przeżywasz! Więc nie bądź tchórzem i nie udawaj że te uczucia nie istnieją! – Słowa płynęły z moich ust bez mojej zgody. Damon nacisnął z całej siły hamulec, a auto zrobiło trzy fikołki do przodu i wylądowało z powrotem na kołach. Wstrzymałam oddech. Gdybym nie była nieśmiertelna prawdopodobnie już bym nie żyła. Cała przednia szyba była wybita, a dach zgnieciony. Siedziałam tak na fotelu oglądając szkody. Spojrzałam na Damona.
- Co ty wypr…
- Nigdy więcej nie nazywaj mnie tchórzem! – Zaczął krzyczeć. – Tak, kocham ją najbardziej na świecie, dzięki niej staję się lepszą osobą, nie wiem co bym zrobił gdybym ją stracił. Ale nie rozumiem co mi da rozmowa z tobą. Nie jestem Stefanem, nie oczekuj po mnie, że będę okazywał swoje uczucia w taki sposób! – Zatkało mnie. Nie wiedziałam, że kryje się za tym aż tyle uczuć.
- Przepraszam. Masz rację. – Przyznałam szeptem. – Choć nie powiem, że jego okazywanie uczuć jest bardziej bezpieczne i mniej kosztowne. – Dodałam żeby rozładować napięcie, wskazując na wrak samochodu w którym wciąż siedzieliśmy.
- No może odrobinę. – Dodał już wesoło Damon i oboje wypchnęliśmy śmiechem. Potem wyszliśmy z auta, i zaczęliśmy się wyjmowaniem kawałków szkła które wbiły nam się w całe ciało.
- To co? Ścigamy się? – Spytał Damon.
- Nie masz ze mną szans. – Prychnęłam.
- Na trzy. Raz… dwa... – I pobiegł.
- Ej miało być na trzy! – Pobiegłam za nim.
Damon oczywiście dobiegł pierwszy. Ja chwilę za nim.
- Miało być na trzy! Oszukiwałeś! – Już miał coś powiedzieć ale przerwał mu ostry zgrzyt metalu. Oboje zbiegliśmy do piwnicy.
- Stefan? – Patrzyłam na niego przez kratkę w metalowych drzwiach. Podniósł głowę i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. – Caroline musimy ją uratować.
- Wiem, wiem… Damon czy mógłbyś już otworzyć te drzwi? – Zrobił jak poprosiłam. Usiadłam na ziemi obok Stefana. – Uratujemy ją, ale nie w taki sposób, nie możesz wykupić Eleny kosztem siebie. Jej nie skrzywdzi, przynajmniej na razie, a ciebie może zabić.
- Nie sądzę. – Wtrącił się Damon. – To starzy kumple. – Myślałam że żartuje.
- Damon czy mógłbyś na chwilę się zamknąć?
- Ale ja mówię serio. Sama go spytaj. – Popatrzyłam pytająco na Stefana.
- To prawda, kiedyś byliśmy przyjaciółmi, ale wtedy byłem rozpruwaczem. – Patrzyłam na niego oszołomiona.
- Ale ty przecież wczoraj mówiłeś że ja nie mogłabym zakochać się w kimś takim… a sam byłeś jego przyjacielem?
- Ale wtedy nie byłem sobą. Byłem bezmyślnym mordercą! – Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie było czasu na kłótnie.
- Nie ważne. Proponuję przejść do salonu i tam coś wymyślić. Przecież musi być jakiś sposób żeby ją uwolnić.
Stefan pokiwał głową i wyszedł z celi. Wszyscy razem usiedliśmy w salonie, Damon rozdał nam po szklance brandy.
- No więc? Blondi?
- Dlaczego ja? Przecież w twoim mniemaniu ja jestem ta głupia. Pamiętasz?
- Niby tak. Stefan?
- Ej! Miałeś zaprzeczyć!
- Yyy mam kłamać? – Popatrzył na mnie z kpiącym uśmieszkiem.
- Tak to rzeczywiście nie w twoim stylu. – Odpowiedziałam urażona.
- Musimy mieć coś na czym mu zależy. Barbie?
- Nie patrz na mnie. Ja nic nie wiem.
- Szkoda że już się na tobie poznał, bo mógłbym wykorzystać ciebie. – Spojrzałam na niego gniewnie.
- Musi być coś na czym mu zależy!
- Rodzina. – Powiedziałam po namyśle.
- Rebeki raczej nie uprowadzimy. Jakieś inne pomysły?
- Może ma więcej rodzeństwa. – To był tylko sen! Powtarzałam sobie w myślach zła że nie mogę wyrzucić go z głowy.
- Rebeka wspominała kiedyś o rodzeństwie. Ale nie wiem gdzie oni są. – Klaus ma rodzeństwo? Patrzyłam na Stefana oszołomiona.
- Może Bonnie mogłaby rzucić zaklęcie lokalizujące? – Zagadnęłam.
- Bo jego rodzeństwo to nie są wcale pierwotni, których we dwójkę nie uda nam się złapać. – Kpił Damon. – O ile w ogóle istnieją.
- Zawsze możemy spróbować. Może nam pomogą. Z resztą nie mamy innego wyboru. Przynajmniej do puki nie wymyślimy czegoś innego.
- Caroline ma rację musimy spróbować. – Poparł mnie Stefan. Damon nadal nie był przekonany.
- Masz lepszy pomysł?
- Dobra, już dobra.
Wsiadaliśmy do auta Damona i pojechaliśmy do domu Bonnie. Wiedźma czuła się już zupełnie na siłach.
- I co macie jakiś pomysł? – Spojrzałam na nią zdziwiona. Myślałam że jeszcze nie wie.
- Wszystko jej powiedziałem. – Wyjaśnił mi Stefan.
Usiedliśmy wszyscy w salonie, a Stefan wyjaśnił co chcemy zrobić. Przy okazji dowiedziałam się, że naszyjnik Eleny, który wykorzystaliśmy do znalezienia rodziny pierwotnych, należał kiedyś do Rebeki. Bonnie zapewniając nas, że czuje się już na siłach zaczęła mamrotać zaklęcie lokalizujące.
- I co? Udało się? – Spytałam, kiedy już skończyła.
- Chyba tak, choć to było dziwne. Poczułam, że ta osoba jest chroniona przez silne zaklęcie, a mimo wszystko byłam w stanie ją znaleźć.
- Czyli jesteś silniejsza niż czarownica która założyła tamto zaklęcie? – Byłam ciekawa.
- Nie, to raczej… jakbym miała pozwolenie.
- W Jackson? To jedynie dwie godziny stąd.
- Chyba dwie i pół godziny stąd. – Poprawiłam go.
- Zależy kto prowadzi. – Puścił do mnie oko. – A gdzie dokładnie?
Bonnie podała nam dokładny adres i we trójkę pojechaliśmy na spotkanie z pierwotnym. Po niecałych dwóch godzinach wysiadłam z auta szczęśliwa na widok ziemi.
- Przejechałeś jakieś 97 mil w mniej niż dwie godziny!
- To wyrazy uznania? – Spojrzałam na niego spod ukosa.
- To chyba pomyłka. To nie jest adres domu, tylko numer boxu. - Rzeczywiście, Stefan miał rację. Staliśmy przed rzędem metalowych baraków, służących do przetrzymywania przeróżnych rzeczy, ale nie do mieszkania.
- To co wracamy? W drugą stronę pobiję ten rekord i przejadę tę trasę w czasie półtorej godziny.
- Najpierw sprawdźmy. – Zareagowałam szybko nie mając ochoty znów wsiadać do samochodu z Damonem za kierownicą.
- Chodźmy. – Poparł mnie Stefan. Weszliśmy do odpowiedniego boxu, ale nikogo tam nie było. Barak był prawie pusty, nie licząc drewnianej trumny na środku.
- Totalny psychopata. Ciekawe dla kogo jest ta trumna. – Damon podszedł i uchylił wieko. – U ten nieszczęśnik chyba nam się już nie przyda, ale dobra wiadomość jest taka, że to nie mógł być jego brat. Zanim zdążyłam podejść zobaczyłam tylko jak Damon szybkim ruchem wyciąga bogato zdobiony sztylet z trumny. – Ale cacko. Jemu już się chyba nie przyda.
Podeszłam do trumny, ale tam nikogo nie było. Poczułam tuż koło siebie ruch powietrza, obróciłam się w tamtą stronę. I poczułam że moje serce bije szybciej niż Damon jeździ. Wysoki mężczyzna, o szarej popękanej skórze ściskał Damona za gardło. Usłyszałam szmer i Stefan znalazł się koło mnie. Damon próbował coś powiedzieć ale wampir ściskał go zbyt mocno.
- Kim jesteś? – Spytał Stefan. Nieznajomy odwrócił się do nas twarzą i zamarłam. On wyglądał zupełnie jak…
- Elijah? – Pierwotny patrzył teraz tylko na mnie lustrując mnie wzrokiem, bardziej z ciekawością niż ze złością.

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 17

Rozdział 17
Baaaaardzo przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Miałam trochę zamieszania w szkole, ale zamierzam się poprawić. Dziś rozdział dość nietypowy, bo oczami  miłej Rebeki. Dedykuję go wszystkim komentującym. Dziękuję wam kochane za wsparcie, przesyłam całusy ;*
Caroline:
- Biedna Caroline. Nikt jej nie uwierzył. – Zastygłam, bojąc się odwrócić. To nie może być ten sam akcent. To nie może być on! Poczułam, że moje oczy zaczynają piec, więc mrugnęłam kilka razy. Odwróciłam powoli głowę. To on! Poczułam radość i smutek, nadzieję i zwątpienie. To było jego ciało, ale to nie był on, to nie był mój Nik. Jego oczy były matowe, bez życia, bez uczuć, przesuwał się po naszych twarzach. Nie zmienił swojego wyrazu ani na sekundę, nawet kiedy patrzył na mnie. To mnie zabolało jeszcze mocniej. Obaj bracia stali wyprostowani jak struny. Widzicie! Pomyślałam kąśliwie.
Klaus:
Uwielbiałem ten stan. Stan kiedy coś co do tej pory miało znaczenie, nagle je traci. Patrzyłem na jej twarz i nic nie czułem. Widziałem jedynie ładną blondynkę, w sukience która podkreślała jej szczupłą talię. Ale nawet makijaż nie był  stanie zatuszować wciąż jeszcze napuchniętych oczu. Biedna dziewczyna, kiedy jej chłopak wrócił w końcu do miasta zginął, pomyślałem kpiąco. Naprawdę było mi szkoda, że Tyler zginął. Nie wiem jak to się stało, ale to ja miałem go zbić. Ale teraz jest mi to bez różnicy. Zginęła ostatnia osoba, która wie jak można wyzwolić się z pod mojej kontroli.
- No co tu tak cicho? Nie macie mi nic do powiedzenia?
- Ale jak? – Spytał Damon.
- Czary. Najwyraźniej wasza wiedźma nie dała rady.
- Ale widziałam jak twoje ciało płonie, nie został nawet popiół… - Spojrzałem na dziewczynę która wydawała się zdziwiona że powiedziała to na głos.
- Dziwne, nie widziałem cię tam. Ale nie ważne, przejdźmy do rzeczy, przyszedłem po Elenę. – Jak na zawołanie dziewczyna zbiegła ze schodów.
- Bonnie się obudziła. Ale jest jakaś dziwna, powiedziała ‘on tu jest’ i chciała zejść, więc musiałam ją uło… - W końcu mnie zauważyła i zaprzestała swą beznadziejną paplaninę. Uśmiechnąłem się do niej promiennie.
- O jak miło z twojej strony. Pani pozwoli ze mną. – Złapałem ją w pasie i przewiesiłem przez ramię. Jak przewidziałem, obaj bracie rzucili się na mnie. Odłamałem dwie nogi od krzesła i wpiłem im je w klatki piersiowe, w tym samym czasie.
- Następnym razem będzie w serce. Ja nigdy dwa razy nie chybię. – I skręciłem im karki. Odwróciłem się w stronę Caroline która zerwała się z fotel i ściskała z całej siły pięści. Ściągnąłem wrzeszczącą i szlochającą Elenę z ramienia i zerwałem jej naszyjnik z werbeną.
- Zamknij się wreszcie! – Wrzasnąłem zirytowany patrząc jej w oczy. Dziewczyna zamilkła. – A teraz idź prosto do mojego auta, i usiądź na miejscu pasażera. - Posłusznie wyszła. Ja zostałem jeszcze chwilę. Spojrzałem w kierunku braci, którzy teraz nieprzytomni zwisali na kołkach, a następnie na Caroline. Patrzyła na mnie jakby mnie do kogoś porównując.
- Czytałaś karteczkę? – Spytałem zadowolony z tego liściku. Nic nie odpowiedziała, a przedłużająca się cisza działała mi na nerwy. –Nie dość, że jesteś głupia, to jeszcze jesteś tchórzem Caroline. Wszyscy rzucili się na ratunek biednej Elenie, z wyjątkiem ciebie. – Próbowałem ją sprowokować, ale i to nie pomogło. Usłyszałem ciche kroki, ktoś powoli schodził po schodach.
- Moja ulubiona czarownica Bonnie. – Przywitałem ją uśmiechem. Widać było że jest jeszcze słaba. Wiedźma uniosła rękę a ja na ułamek sekundy poczułem ból w skroniach. Zaśmiałem się pogardliwie, kiedy dziewczyna upadła. – Nie jesteś w stanie mnie pokonać, już nigdy nie będziesz. – Caroline podbiegła o młodej Bennett i przytuliła ją do siebie. Prychnąłem pogardliwie w ich kierunkuj. Odwróciłem się w stronę drzwi, i zrobiłem krok, ale drogę zastawiła mi wampirzyca. A więc jednak zamierza być tak żałosna jak jej przyjaciele i udawać, że sama może mnie pokonać?
- Przepuść mnie, chyba nie chcesz zniszczyć sukienki? – Drażniłem ją. Nagle poczułem jej rękę na policzku, która wylądowała tam z wielką siłą. Przycisnąłem ją do ściany, wyrwałem jedną nogę stołu i wbiłem w nią, o milimetr od serca. – Za kogo się uważasz smarkulo?!
- Nie rozumiem. Przecież to nie ja cię zabiłam, a nawet o tym nie wiedziałam. Więc czemu?
- To najbardziej żałosny sposób na uratowanie swojego życia jaki można sobie wyobrazić. Aż tak nisko upadłaś?
- Czemu mnie nienawidzisz? – Spytała bardzo cicho. Najwyraźniej drewno które tkwiło w jej klatce piersiowej nie pozwalało jej mówić. Teraz to ja nie rozumiałem. Dlaczego jej na tym zależy?
- Kochana. – Powiedziałem to w taki sposób jak mówiłem to dawniej i ujrzałem błysk w jej oczach. – Moja nienawiść to luksus, którym obdarzam tylko wyjątkowe osoby. A ty jesteś dla mnie nikim, ja cię nie nienawidzę, ja tobą gardzę. A to co było kiedyś, to była tylko niewinna zabawa.
Caroline:
- Idź do diabła! – Nie widziałam co odpowiedzieć. Kiedy powiedział ‘Kochana’, pomyślałam, że może się myliłam, może gdzieś tam głęboko jest Nik. Ale się myliłam i żałowałam że w ogóle wyszłam z łóżka. Traktował mnie jak pustą blondynkę, którą najwyraźniej jestem. Kiedy wyszedł wyciągnęłam i z wielkim trudem nogę stołu ze swojej klatki piersiowej, a następnie to samo zrobiłam z Damonem i Stefanem. Potem podbiegłam do Bonnie która wciąż siedziała na ziemi.
- Nie rozumiem, miałam wystarczająco mocy, by go ogłuszyć i przewrócić, a on nawet nic nie poczuł. Moja moc po prostu uleciała.
- Wszystko będzie dobrze. – Powtarzałam jej. Ułożyłam ją z powrotem do łóżka i wróciłam do domu. Potrzebowałam krwi. Wypiłam kilka woreczków krwi, ale potrzebowałam oprócz tego alkoholu. Przebrałam się z dziurawej i zakrwawionej sukienki i wyszłam. Na piechotę ruszyłam w stronę domu Bonnie. Zamierzałam zaczekać aż Damon i Stefan się obudzą. Po drodze rozmyślałam nad tym co się tam zdarzyło. Kiedy wymierzyłam mu policzek, nie mogłam już dłużej znieść w jaki sposób mi ubliżał, w jaki sposób o mnie mówił. Przez chwilę miałam wrażenie, że mnie zabije, to byłoby najprostsze rozwiązanie. Nie wiem czy potrafię żyć ze świadomością, że on tak naprawdę tylko udawał Nika, ktoś taki nie istnieje. On tylko grał, dla zabawy, z nudów… nie wiem. Kiedy doszłam do domu Bonnie, dziewczyna wciąż spała, a bracia ciągle leżeli nieprzytomni. Wyjęłam butelkę wina z kredensu czarownicy i wypiłam łyk, potem kolejny i aż do ostatniej kropli. Kiedy zaczynałam drugą butelkę obudził się Damon. Spojrzał na mnie i nic nie mówiąc wyciągnął tylko rękę w moją stronę. Rzuciłam mu jedną butelką.
- Nie masz może krwi? – Spytał kiedy skończył w końcu butelkę wina.
- Nie pomyślałam o tym. – Odpowiedziałam trochę niewyraźnie. W tej samej chwili obudził się Stefan. – Może butelkę? Została już tylko jedna? – Zaproponowałam mu, sama kończąc drugą.
- Przestańcie pić! Musimy odzyskać Elenę!
- Mądrze… - Zaczął Damon.
- Ale czy to w ogóle możliwe? – Dokończyłam bełkocząc.
- Musi być jakiś sposób! – Stefan zerwał się z miejsca.
- Wątpię. Skoro nawet Blondi nie dała rady to my tym bardziej. – Powiedział zrezygnowany Damon. Wyczuwając moje spojrzenie dodał. – Bez urazy.
- Spoko, właśnie przyswajam tę myśl. - Byłam już nieźle pijana.
- Czy możecie być przez chwilę poważni. To co wygadujecie nie jest zmieszczone.
- Bynajmniej! – Powiedziałam zła na jego słowa. Stefan spojrzał na mnie zdziwiony.
- Myślę, że ją uraziłeś. Bo to zabrzmiało, jakby śmieszył cię fakt, że oni mogliby razem kręcić. – Wytłumaczył bratu Damon.
- Oboje jesteście pijani! – Wykrzyknął zbulwersowany Stefan. – Caroline nigdy nie zakochała by się w kimś takim jak Klaus! – Wstałam oburzona i już trochę pijana.
- Tak uważasz? Może mnie nie znasz? Przecież jestem zwykłą pustą blondynką. Wszyscy mnie tylko wykorzystują. Najpierw Matt kiedy Elena z nim zerwała, potem Damon, dla zabawy, potem zbzikowany psychopata, a na końcu Klaus z nudów. Zapomniałam o kimś?
- Chyba nie. – Odpowiedział mi Damon. Stefan stał osłupiały.
- Caroline, ja nie wiedziałem…
- Nikt nie wiedział, ja nie wiedziałam.
- Ja wiedziałem! – Wyrwał się Damon.
- No, wygląda na to, że tylko on wiedział. – Wstałam. – Jak coś wymyślicie, to zadzwońcie. – I wyszłam.
Rebeka:
Dziewczyny nie było w domu, więc udałam się na poszukiwania do miasta. Po paru minutach zobaczyłam ją idącą chwiejnym krokiem w stronę baru.
- Musimy porozmawiać. – Zaczęłam bez owijania w bawełnę
- Myślałam, że wyjechałaś. – Patrzyła na mnie zdziwiona. Przyjrzałam się jej uważnie. Dziewczyna miała rozczochrane włosy i była ewidentnie pijana.
- Więc trafiłam do odpowiedniej osoby? – Spytałam bardziej siebie niż ją. Miałam nadzieję, że jej stan upojenia ma coś wspólnego z Nikiem.
- A poszukujesz pustej blondynki która tylko czeka aż ktoś ją porzuci? – Spytała zrezygnowana i chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie.
- To przez ciebie Klaus wyłączył uczucia?
- Klaus co? – Nagle otrzeźwiała.
- Nie wiesz? – Zdziwiłam się.
- Wiem, że jest nieczuły, nie ma serca, jest nieziemsko przystojny i ma boski akcent… - Ugryzła się w język.
- Ewidentnie mówimy o tej samej osobie. – Roześmiałam się. Jeszcze nikt nigdy nie opisał go w taki sposób, choć obie wiedziałyśmy, że to nie do końca prawda.
- Nie obraź się ale wyczuwam w tobie bratnią duszę. – Powiedziała żartobliwie. – Klaus wyłączył uczucia!?
- No nie tak zupełnie.
- To tak można?
- Oczywiście, inaczej to miasteczko już byłoby zrównane z ziemią. Wyłączył uczucia dotyczące tylko jednego aspektu życia. To mu się często zdarza. Na przykład 1939 rok. Przebywał wtedy w Europie. Był wtedy zły na mnie i… zresztą nieważne.
- Zaraz ale czy to nie wtedy zaczęła się II wojna światowa?
- Sama widzisz. Gdyby wyłączył je całkiem prawdopodobnie nie było by już nikogo kto by o tym pamiętał… Nik jeszcze nigdy nie wyłączył całkiem uczuć.
- Jak go nazwałaś?
- Nik, pozwala mówić tak do siebie tylko najbliższym. I jak widzę twoją minę to chyba należałaś do tego grona. – Na początku mnie to zdziwiło, ale biorąc pod uwagę, okoliczności, kiedy wyłączał uczucia, zawsze przez kogoś bliskiego.
- Nie, on mną gardzi! – Caroline zamilkła uświadamiając sobie że powiedziała to na głos. Przez chwile milczałyśmy.
- Co to ma wspólnego ze mną? – Westchnęłam.
- Nadal nie rozumiesz? Myślę, że to przez ciebie wyłączył uczucia. Wyłączył wszystkie uczucia dotyczące ciebie. – Przypomniałam sobie jego zachowanie po powrocie.
- Nie rozumiem dla czego mi to mówisz.
- Bo stał się nieznośny. Spalił wszystkie swoje szkice z tobą i nagle wszystko związane z tym miastem stało mu się obojętne.
- Szkice ze mną? – Spytała podejrzliwie.
- Tysiące. Do tej pory nie miałam do nich dostępu, ale od kiedy wyłączył uczucia palił nimi w kominku. – Spojrzałam na mnie nieufnie.
- Może i jestem pijana, ale wciąż mam mózg.
- Wiedziałam, że mi nie uwierzysz, więc przyniosłam ci jeden. Wręczyłam jej jeden z rysunków które udało mi się niepostrzeżenie uratować od płomieni. Rysunek przedstawiał ewidentnie Caroline, szeroko uśmiechniętą i w balowej sukni. Sukni którą Nik podarował mi jakieś 300 lat temu.
- Nie rozumiem czemu mi to mówisz.
- Mam swoje powody. Pomożesz mi przywrócić mu te uczucia, czy nie?
- Zgoda. – Zawahała się jakby niepewna co robi. – Ale pod jednym warunkiem. Powiesz mi dlaczego chcesz to zrobić. – Wampirzyca spojrzała na mnie, a ja westchnęłam.
- Ok, ale ty wyjaśnisz mi dlaczego Nik namalował cię w mojej sukni balowej.
- Czuję, że możemy się dogadać. – Zgodziła się.
Weszłyśmy do baru i usiadłyśmy w jednym ze stolików w rogu. Zamówiłam dwa drinki, mając nadzieję, że dziewczyna będąc już pijana bardzo ułatwi mi sprawę.
- Więc ty zaczynaj. – Poganiała mnie.
- No dobra. Ale nie będziesz mogła się już wycofać.
- Jasne, przecież się zgodziłam.
- No więc zapisałam się tu do szkoły. – Zaczęłam śmiało dumna z tego pomysłu.
- Będziesz chodzić ze mną do liceum? – Wampirzyca wydawała się zdziwiona, ale nie zaniepokojona. – Klaus też?
Wybuchłam śmiechem, a ona zaraz do mnie dołączyłam.
- Masz poczucie humoru. – Powiedziałam, czując się choć raz w tym miasteczku, jak w domu.
- Rzeczywiście Klaus jako uczeń w liceum to dość komiczna wizja. A tak w ogóle to jestem Caroline. – Podała mi rękę. Rzeczywiście nie zostałyśmy sobie jeszcze przedstawione. Pewnie bracia Salvatore naopowiadali jej o mnie dużo złego.
- Rebeka. – Uścisnęłam jej dłoń.
- Wieszcz tak właściwie to już byłyśmy kiedyś przedstawione. W 1713 w Nowym Orleanie, na Sylwestrze. – Spojrzałam na nią zdziwiona. Myślałam że ma zaledwie rok lub dwa jako wampir. Pamiętam ten rok bardzo dobrze. To jeden z niewielu, w którym byliśmy wszyscy razem. - Ale przecież… ty jesteś młodym wampirem prawda? Jesteś młodsza od Salvatorów, tak?
- Tak…
- Więc jak? – Spojrzałam na nią zaciekawiona i ku mojemu zdziwieniu ona odpowiedziała równie zdziwionym wzrokiem.
- A więc taki Sylwester miał miejsce?
- Teraz zupełnie już nic nie rozumiem. Punkt dla ciebie Caroline. Myślałam, że już nic mnie na tym świecie nie zdziwi, a ty to robisz już drugi raz odkąd tu przyjechałam.
- Drugi?
- Najpierw Klaus zaczyna do ciebie czuć coś tak mocnego, że wyłącza uczucia, a potem mówisz mi o rzeczach, których nie pamiętam, ale które zgadzają się pod względem wszystkich sytuacji, nie licząc twojego wieku.
- Klaus czuje do mnie coś bardzo mocnego? – Czy ona naprawdę tego nie zauważyła. Spojrzałam na nią jak na moją młodszą siostrę, która jeszcze nic nie wie o dorosłym życiu.
- Poprawka, czuł, a naszym zadaniem jest zrobić wszystko, żeby znów to poczuł. – Uśmiechnęłam się pocieszająco.
- A jeśli się mylisz?
- Znam mojego brata już ponad tysiąc lat i możesz mi wierzyć że wiem co do ciebie czuje. – Tym razem to na pewno nie jest coś powierzchownego. Nik jeszcze nigdy nie wyłączył uczuć przez dziewczynę.
- Czuł. – Poprawiła mnie. – Nadal nie rozumiem co to ma wspólnego z tobą.
- Jedyny sposób abym mogła się tu uczyć jest zatrzymanie go tu. – Powiedziałam zgodnie z prawdą, choć może nie do końca. Robiłam to również dla niego, ale nikt nie może o tym wiedzieć.
- I niby ja miałabym go tu zatrzymać?
- Tak, a przynajmniej zakręcić mu w głowie tak, żeby pozwolił mi tu zostać. – Miałam nadzieję, że to jest możliwe.
- Nie możesz decydować sama czy tu zostaniesz, czy nie? – Zapadło milczenie. Nie mogę jej tego powiedzieć, jeśli powiem jej, że moja ostatnia odmowa skończyła się w trumnie na 50 lat…
- Więc co z tą suknią? Miałaś mi powiedzieć. – Zmieniłam temat.
- Widzisz na tym Sylwestrze, nie miałam własnej sukni i Klaus dał mi tę. – Wskazała na szkic.
- Ale ja dostałam ją od niego dopiero następnego roku na moje urodziny w lutym. A tak w ogóle wytłumacz mi jak znalazłaś się w roku 1713.
- To był tylko sen, a przynajmniej tak myślałam, dopóki nie pokazałaś mi tego rysunku.
- Oj widzę, że dzieje się między wami coś o wiele bardziej poważnego niż myślałam. – Klaus pokazywał jej swoją przeszłość przez sny?
- Przestań. Dziś omal mnie nie zabił i powiedział, że jestem dla niego nikim.
- Pamiętaj że ma wyłączone uczucia. – Nic  nie odpowiedziała.
- Więc jaki jest plan odzyskania ich? – Spytała wciąż niepewnie.
- Będziesz musiała zachowywać się jak dawniej. Może odtworzyć jakieś wasze rozmowy. Może jeszcze raz go pocałować…
- Ale my się nigdy nie całowaliśmy. – Patrzyła teraz na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. - To dlatego tamtego dnia chodził jak bomba zegarowa.
- Tamtego dnia?
- Przepraszam, nie chciałam wam przeszkodzić. Nie wiedziałam, że zamierzacie się całować. – Przypomniałam sobie dziwną scenę z tamtego dnia.
- I tyle? Tak po prostu.
- Nie możemy nic więcej zrobić. Ale uważaj, może być teraz trochę…
- Chamski, nie do zniesienia? Zdążyłam się przyzwyczaić. W końcu chodzi już jako zmartwychwstały ponad dwie doby.
- Pamiętaj zostało mało czasu. – Przerwałam na chwilę, żałując, że muszę to zrobić. Choć znałam ją dopiero jakąś godzinę… uważałam ją za moją siostrę… Nie, to tylko utrudnia sprawę. Przybrałam kamienny wyraz twarzy, nie chcą pokazywać swoich prawdziwych uczuć. - Jesteś miła, nie sądziłam, że wymazanie ci pamięci będzie dla mnie tak bolesne. Przepraszam, nie chcę tego robić. Ale zrozum, nie możesz wiedzieć co on do ciebie czuje, nie ode mnie. Myślę, że on sam jeszcze nie wie, że cię kocha. – Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam jej w oczy. - Muszę jeszcze wiedzieć, kochasz go? Kochasz mojego brata? – Użyłam perswazji. Znałam już odpowiedź na to pytanie, jednak muszę wiedzieć to na pewno.
- Tak, kocham go. – Uśmiechnęła się.
- Wiedziałam, ale musiałam zapytać. – Znów spojrzałam jej w oczy. – Kiedy stąd wyjdę, zapomnisz wszystko, zapomnisz, że mnie spotkałaś, zapomnisz o tej rozmowie. Pamiętaj tylko, że go kochasz i nie poddawaj się, rozkochaj go w sobie na nowo. – Wstałam, wzięłam kieliszek ze stolika, zapłaciłam i wyszłam. Powodzenia Caroline, pomyślałam i z powrotem przybrałam maskę wrednej i lodowatej.
Caroline:

Zamrugałam oczami. Co ja tu robię? Spojrzałam na pustą szklankę przede mną. Wygląda na to, że przedłużam balangę. Wszystko zaczęło składać się w całość. Wyszłam od Bonnie w niezbyt dobrym humorze, potem poszłam do baru i ciągle tu jestem. Spojrzałam na zegarek. Od jakichś 2 godzin. Pora się zbierać. W mojej głowie pojawił się ból, oraz mała iskierka nadziei. Kocham go i nie zamierzam poddać się tak łatwo!