.

.
.

środa, 17 września 2014

Rozdział 31

Rozdział 31
Przepraszam, że tak długo, ale zaczęłam właśnie liceum... i powiem wam, że jeśli ma być tyle nauki jak się zapowiada to ja się wypisuję! Zazdroszczę wszystkim, którzy już przeżyli ;p Bo krążą plotki że jakiś procent ma to szczęście :D
Nowy rozdział. Trochę specyficzny. Jak dla mnie trochę za bardzo dramatyczny... ale  musiałam.
Miłego czytania i KOMENTOWANIA :)
Caroline:
Przyglądałam się zawartości pudełka z niedowierzaniem. Spodziewałam się słodkiej sukieneczki. Natomiast przede mną leżała bluzka z baskinką, skórzane szorty oraz szpilki z ćwiekami. Wszystkie te rzeczy były czarne. Podniosłam kolejny liścik który znajdował się w środku.
„ Z takim ekwipunkiem musisz wygrać!”
Uśmiechnęłam się. A jakże by inaczej. W końcu mam prawie całą rodzinę pierwotnych po swojej stronie. Wzięłam długi prysznic i położyłam się do łóżka. Dziś chyba nie zasnę. Jak to będzie wyglądać? Klaus totalnie mnie unika a do tego sypia… sypia ze swoją pierwszą miłością. Nie wiem nawet jak udało mi się zasnąć.
Następnego dnia rano ubrana stanęłam przed rezydencją pierwotnego. Serce biło mi jak oszalałe. Do puki miałam jeszcze odwagę zmierzyć się z Klausem twarzą w twarz zapukałam głośno w drzwi.
- Czego znowu zapomniałeś Kol? – Klaus otworzył drzwi. Kiedy mnie zobaczył zamilkł. Poczułam, że moja pewność siebie wyparowała magicznie. Kolana zrobiły się miękkie , nie chcąc jednak dać tego po sobie poznać bez pytania weszłam do domu. – Caroline? – Odezwał się w końcu.
- Musimy porozmawiać.
- Też tak uważam. Może usiądziesz? – Wskazał na fotel w salonie. Usiadłam na nim, a on na fotelu obok.
- Klaus…
- Caroline. Cokolwiek czułem do ciebie wcześniej, tego już nie ma. Teraz czuję inaczej. – Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- Co? – Ledwo udało mi się to wyszeptać. Powstrzymywałam napływające łzy czekając aż Klaus wstanie i powie że to wszystko jeden wielki żart.
- Przepraszam. Wyglądasz na naprawdę poruszoną. – Zauważył ze zdziwieniem. - Nie wiem co do mnie czułaś…
- Czułam? Ja wciąż… - Przerwałam ponieważ Klaus wstał z fotela i podszedł do mnie. Nachylił się nade mną.
- Twoje serce. Bije bardzo szybko. – Nie wiedziałam, czy powiedział to bardziej do siebie czy do mnie. Dotknął swojej klatki piersiowej, a następnie przybliżył swoje usta do moich. Pocałunek był najpierw lekki a następnie się pogłębił. Byłam totalnie zdezorientowana. Czy to był moment w którym Klaus mówił, że to wszystko kosmiczny żart? Czułam słony smak łez które spływały na nasze usta. Klaus oderwał się w końcu ode mnie. Teraz ja słyszałam bicie naszych serc bijących szybko do jednej melodii.
- Przepraszam, ale musiałem coś sprawdzić.
- Jak to? – Nic nie rozumiałam. Czułam się słabo, kręciło mi się w głowie.
- Musiałem spróbować ostatni raz. – Uderzyłam do z całej siły w twarz.
- Ty podły draniu! Ty dupku, ty… - Nie potrafiłam już dłużej siedzieć w tym salonie z Tym mężczyzną. Wstałam i szybko wyszłam. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Cały świat wirował w zawrotnej szybkości, potem była już tylko ciemność.

Czułam się jak na jeździe na kolejce w koło i w koło, i w koło…
- Zamknij się! Zamknij się i dopóki nie wróci ci rozum nie odzywaj się do mnie. A do niej nie waż się więcej zbliżać. Nigdy!
- Rebeka ma rację. Dokonałeś swojego wyboru.
- Nawet nie miałem takiego zamiaru.
Ktoś rozmawiał głośno gdzieś niedaleko. Głosy rozsadzały mi głowę. Powieki były za ciężkie aby je otworzyć. Kolejka przyśpieszyła wpadając znów w cichą ciemność.
 Klaus:
Czego oni wszyscy chcą ode mnie i od tej dziewczyny? Kiedyś coś do niej czułem, ale to już koniec. Choć wciąż reaguję na nią inaczej niż na kogokolwiek na tym świecie, szybsze bicie serca, to dziwne uczucie, szum w głowie. Fakt, że nie mogę oderwać od niej oczu.  Coś było nie tak. Nie wiedziałem jak się przy niej zachować. Jest tak drobna, mógłbym skrzywdzić ją jednym ruchem ręki. Choć kiedy wychodziła… Złapałem się za policzek który w ogóle nie bolał. Wydaje się, że skrzywdziłem ją nawet bez użycia ręki. Nie rozumiałem tego. Nikt na świecie nie mógłby mnie takiego pokochać. Wszyscy którzy wciąż są ze mną to rodzina i osoby które znały mnie jeszcze przed przeminą. Tak właściwie to nie mam już nawet rodziny. Caroline też już nigdy więcej nie zobaczę. Nigdy nie dowiem się dlaczego czułem przy niej to co czułem. Ale to już nie ma znaczenia.
Caroline:
Nie chciałam się budzić. Nie chciałam pamiętać, cokolwiek powinnam pamiętać. Ciemność była piękna, cisza kojąca, pustka niesamowicie znajoma. Dlaczego więc dźwięki zaczęły przedzierać się do moich uszu? Dlaczego światło rozjaśniło ciemność? A skoro wszystko się zmieniało, to dlaczego pustka nie znika?
- Caroline? – Rebeka pochylała się nade mną.
- Zostaw mnie. – Znów zamknęłam oczy.
- Rozumiem jeśli nie chcesz mnie widzieć. – W jej głosie słyszałam ból.
- Ty nie masz z tym nic wspólnego. A teraz daj mi proszę spokój. Nie mam zamiaru już się więcej odzywać.
- Już idę. Jeśli będziesz czegoś potrzebować to mi powiedz. – Usłyszałam zamykane drzwi. Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. To był mój pokój. Skąd Rebeka miała zaproszenie? W tym momencie miałam to gdzieś. Poczułam, że tracę siły. Skuliłam się na podłodze. Czułam jak coś rozdziera mnie od środka. Nie mogę żyć z tym bólem! Nie mogę! Nie obchodziło mnie to, że nikt mnie nie chciał. Nie mogłam żyć ze świadomością, że On mnie nie chciał, że On mnie nie kochał. Spojrzałam na siebie. Byłam wciąż we wczorajszym stroju. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, ładnie się umalowałam i przebrałam w ładną wiosenną sukienkę. Następnie spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i wyskoczyłam przez okno. Starając się nie myśleć o niczym szłam przez las w stronę rzeki. Stanęłam na moście patrząc na toń wody. Szkoda, że wampir nie może utonąć. Taka myśl przeszła mi przez głowę. Wyciągnęłam z torby wszystkie rzeczy. Spojrzałam na kartki które trzymałam w rękach. Kartka świąteczna od Klausa i jego rysunek z moją podobizną, które nie powinny w ogóle istnieć, ponieważ to wydarzyło się w jednym z moich pierwszych snów o pierwotnym. Znajdowała się tam też kartka po tym kiedy się upiłam i kiedy dał mi książkę do historii sztuki i jeszcze kilka liścików które mi o nim przypominały. Poczułam że oczy znów mnie pieką i przez chwilę pomyślałam, że nie dam rady. Może jednak powinnam wyłączyć uczucia? Odgoniłam tę myśl. Najwyraźniej zasługuję na ten ból. Wyrzuciłam wszystkie kartki, które powoli tańcząc na wietrze spadały w dół. Zatrzymały się na tafli wody i niesione prądem zniknęły mi z oczu. Potem wyciągnęłam olbrzymiego białego misia. Wciąż nim pachniał. Wtuliłam się w jego miękkie pluszowe futerko. Poczułam wielką gulę w gardle.
- Żegnaj. – Wychrypiałam. Wypuściłam plaszaka z ramion, a on spadł. Nie trafił jednak do wody. Zatrzymał się na gałęzi. Lekki wiatr strącił go na ziemię tuż pod drzewem. Zeszłam z mostu i stanęłam nad nim. Podniosłam z ziemi kamień i grubszą gałąź. Kamieniem wyryłam na pniu literę „C”. Chciałam już wyryć inną literę, ale się powstrzymałam. To było by żałosne. Zresztą jak całe to moje zachowanie.
Klaus:
Wszyscy się wyprowadzili. I dobrze! Czułem się dziwnie samotny i rozbity, ale w końcu siedziałem sam w domu. Ciekawe czy Clary z Kolem dobrze się bawią. Usłyszałem trzask drzwi wejściowych.
- Już wróciliście? – Zrobiłem krok w stronę wejścia, ale nagle to poczułem. Jego obecność. Moje mięśnie przygotowały się do ataku.
- Niklaus. – Mężczyzna wyszedł z za rogu.
- Ojcze. – Starałem się aby mój głos był spokojny.
- A gdzie reszta rodziny? Wszyscy cię opuścili?
- Co tu robisz?
- Nie zadawaj głupich pytań chłopcze. – Prawie warknął. – Uciekasz przede mną od stuleci.
- Jak mnie znalazłeś?
- To nie ma teraz znaczenia. – Najszybciej jak umiałem sięgnąłem po sztylet z białego dębu i rzuciłem się na Mikaela. W połowie drogi upadłem jednak przez pulsujący ból w mojej głowie. Z za rogu wyłonił się inny mężczyzna. Miał brązowe włosy i mniej więcej 30 lat.
- Czarodziej. –Wysyczałem.
- Gdyby tylko. – Zaśmiał się ojciec.
- Nazywam się Silas. I jestem czymś więcej niż zwykłym czarownikiem. Potrafię mieszać w nadprzyrodzonych umysłach.
- Do diabła z tobą!
- Jestem nieśmiertelny. – Zaśmiał się.
- Czego chcesz? – Zwróciłem się do ojca.
- Twojego cierpienia, twojej śmierci. – Zaśmiałem się ponuro.
- Jak zamierzasz to osiągnąć? Spaliłem wszystkie kołki z białego dębu, a sztylet mnie nie zabije, nawet mnie nie uśpi. Jestem hybrydą. – Powiedziałem z dumą podkreślając fakt iż ta cecha sprawia, że nie jestem jego synem. Lecz gdyby nie ona nie byłbym ścigany przez tysiące lat.
- Wiem. Dlatego na razie zadowolę się twoim cierpieniem. Potem sam coś wymyślisz. – Uśmiechnął się tajemniczo.
- Sugerujesz, że będę błagać cię o śmierć?- Zaśmiałem się szczerze. Czegoś podobnego wcześniej nie słyszałem.
- Kiedy dowiesz się wszystkiego. Kiedy poznasz prawdę której teraz nie widzisz.
- Co to za łamigłówki? Od kiedy stałeś się filozofem ojcze? – Kpiłem z niego ignorując ból w skroniach.
- Zamilcz. Ciesz się, że mam dziś dobry humor szczeniaku.
- Może zechcesz mnie oświecić co tak dokładnie ma wywołać u mnie stan najgłębszej depresji?
- Z największą przyjemnością. Silas. – Skinął na czarownika. Poczułem jak coś opuszcza mój umysł. Natłok informacji zaczął docierać do mnie z ogromną prędkością.
- Nie! Nie możliwe! Przestań! – Poczułem coś mokrego na policzku.
Rebeka:
- Elijah! Elijah! Nie ma jej! Uciekła przez okno! – Caroline zniknęła i to jeszcze w takim stanie…
- Na pewno nie poszła daleko. Znajdziemy ją. – Elijah szedł właśnie po schodach w moją stronę. Odłożyłam tacę z gorącym kakao i świeżym rogalikiem. Coś na biurku przykuło moją uwagę. Kartka wyrwana z zeszytu. Tylko jedno słowo. Nic więcej nie było tam napisane.
- Elijah! – Zrozpaczona krzyknęłam najgłośniej jak umiałam, co było zbędne. Brat zaglądając mi przez ramie właśnie przyglądał się temu co ja.
„Dziękiuję.”
Bez podpisu, bez zbędnych słów. To było pożegnanie i oboje to wiedzieliśmy. Dla kogo? Dla matki? Dla Eleny? Dla nas? Dla wszystkich?
- Elijah… - Wyszeptałam. – Ja naprawdę ją lubiłam, ja naprawdę chciałam aby została moją siostrą.
- Może po postu uciekła. – Podbiegłam do szafy. Była pełna. Wszystkie ubrania były na swoim miejscu. Poczułam się bezsilna, zupełnie bezsilna. Zaczęłam płakać. Tak dawno nie płakałam…
Caroline:
Wróciłam na most stawiając uważnie kroki, aby nie wpaść do wody. Barierka była bardzo śliska, ale jako wampir umiałam utrzymać się na każdej powierzchni. Jestem  żałosna. Podniosłam gałąź na wysokość serca.

- Kocham cię.