.

.
.

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 18

Rozdział 18
Wiem, wiem ostatnio rzadko wkładam posty, ale musicie mi wybaczyć, mam teraz sporo nauki w szkole i jeszcze bierzmowanie... Ale postaram się częściej. Przynajmniej raz w tygodniu. Jest nowy rozdział. Specjalnie dla wyczekujących. Mam nadzieję że wam się spodoba.
Caroline:
Obudziłam się z bólem głowy, jednak mimo wszystko wstałam z łóżka. Ubrałam się w letnią sukienkę, zrobiłam lekki make-up i wyszłam z domu. Po raz pierwszy od początku roku miałam ochotę iść do szkoły, to było jednak niemożliwe. Najpierw muszę odzyskać dwie ważne w moim życiu osoby. Przyjaciółkę porwaną przez psychopatę i Nika… będącego tymczasowo psychopatą. Wzięłam głęboki wdech delektując się świeżym powietrzem i promieniami słońca na swojej twarzy. Zamknęłam oczy chcąc zatrzymać tę błogą chwilę choć na chwilę, to jednak nie było mi dane. Usłyszałam koło siebie dźwięk silnika a następnie klakson. Otworzyłam oczy i spojrzałam w kierunku samochodu który stał właśnie na moim podjeździe.
- Wsiadasz? – Spytał Damon patrząc na mnie spod swoich okularów.
- Znowu ty? – Powiedziałam zrezygnowana przypominając sobie wczorajszą żenującą sytuację, kiedy rozmawialiśmy o Klausie. – Czego chcesz? – Dobrze że byłam wtedy pijana.
- Musisz mi pomóc.
- Zaraz zaraz… - Przerwałam mu. – Czy Damon Salvatore prosi mnie właśnie o pomoc? – Kpiłam z niego. Choć byłam bardzo ciekawa o co może chodzić.
- Bardzo zabawne. – Nie wyglądał na rozbawionego. – Chodzi o Stefana. Chce się ofiarować Klausowi w zamian za Elenę.
- Co!? – Cała złość jaką do niego miałam za wczoraj, nagle uleciała.
- Gdzie on jest?
-Spokojnie. Zamknąłem go w piwnicy. Więc jak będzie? – Normalnie sprzeczałabym się z nim, ale tu chodziło o mojego przyjaciela. Wsiadłam do auta które sekundę później ruszyło z piskiem opon. Przez pewien czas panowało niezręczne milczenie.
- A ty? – Nie wytrzymałam. Nic nie powiedział tylko spojrzał na mnie zdziwiony. – Jak ty to znosisz? – Znów milczenie. Wydawał się niewzruszony. – Przecież wszyscy wiemy że ją kochasz. Jak sobie z tym radzisz? – Ciągle nic. – Mi możesz powiedzieć. – Zaczynało mnie to irytować.
- Przecież i tak jej nie zabije. Potrzebuje jej krwi. – Wydawało by się, że naprawdę nic nie czuje, ale to nieprawda. Jego postawa przypominała mi kogoś.
- Och przestań w końcu! Oboje dobrze wiemy że coś do niej czujesz i że teraz to przeżywasz! Więc nie bądź tchórzem i nie udawaj że te uczucia nie istnieją! – Słowa płynęły z moich ust bez mojej zgody. Damon nacisnął z całej siły hamulec, a auto zrobiło trzy fikołki do przodu i wylądowało z powrotem na kołach. Wstrzymałam oddech. Gdybym nie była nieśmiertelna prawdopodobnie już bym nie żyła. Cała przednia szyba była wybita, a dach zgnieciony. Siedziałam tak na fotelu oglądając szkody. Spojrzałam na Damona.
- Co ty wypr…
- Nigdy więcej nie nazywaj mnie tchórzem! – Zaczął krzyczeć. – Tak, kocham ją najbardziej na świecie, dzięki niej staję się lepszą osobą, nie wiem co bym zrobił gdybym ją stracił. Ale nie rozumiem co mi da rozmowa z tobą. Nie jestem Stefanem, nie oczekuj po mnie, że będę okazywał swoje uczucia w taki sposób! – Zatkało mnie. Nie wiedziałam, że kryje się za tym aż tyle uczuć.
- Przepraszam. Masz rację. – Przyznałam szeptem. – Choć nie powiem, że jego okazywanie uczuć jest bardziej bezpieczne i mniej kosztowne. – Dodałam żeby rozładować napięcie, wskazując na wrak samochodu w którym wciąż siedzieliśmy.
- No może odrobinę. – Dodał już wesoło Damon i oboje wypchnęliśmy śmiechem. Potem wyszliśmy z auta, i zaczęliśmy się wyjmowaniem kawałków szkła które wbiły nam się w całe ciało.
- To co? Ścigamy się? – Spytał Damon.
- Nie masz ze mną szans. – Prychnęłam.
- Na trzy. Raz… dwa... – I pobiegł.
- Ej miało być na trzy! – Pobiegłam za nim.
Damon oczywiście dobiegł pierwszy. Ja chwilę za nim.
- Miało być na trzy! Oszukiwałeś! – Już miał coś powiedzieć ale przerwał mu ostry zgrzyt metalu. Oboje zbiegliśmy do piwnicy.
- Stefan? – Patrzyłam na niego przez kratkę w metalowych drzwiach. Podniósł głowę i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. – Caroline musimy ją uratować.
- Wiem, wiem… Damon czy mógłbyś już otworzyć te drzwi? – Zrobił jak poprosiłam. Usiadłam na ziemi obok Stefana. – Uratujemy ją, ale nie w taki sposób, nie możesz wykupić Eleny kosztem siebie. Jej nie skrzywdzi, przynajmniej na razie, a ciebie może zabić.
- Nie sądzę. – Wtrącił się Damon. – To starzy kumple. – Myślałam że żartuje.
- Damon czy mógłbyś na chwilę się zamknąć?
- Ale ja mówię serio. Sama go spytaj. – Popatrzyłam pytająco na Stefana.
- To prawda, kiedyś byliśmy przyjaciółmi, ale wtedy byłem rozpruwaczem. – Patrzyłam na niego oszołomiona.
- Ale ty przecież wczoraj mówiłeś że ja nie mogłabym zakochać się w kimś takim… a sam byłeś jego przyjacielem?
- Ale wtedy nie byłem sobą. Byłem bezmyślnym mordercą! – Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie było czasu na kłótnie.
- Nie ważne. Proponuję przejść do salonu i tam coś wymyślić. Przecież musi być jakiś sposób żeby ją uwolnić.
Stefan pokiwał głową i wyszedł z celi. Wszyscy razem usiedliśmy w salonie, Damon rozdał nam po szklance brandy.
- No więc? Blondi?
- Dlaczego ja? Przecież w twoim mniemaniu ja jestem ta głupia. Pamiętasz?
- Niby tak. Stefan?
- Ej! Miałeś zaprzeczyć!
- Yyy mam kłamać? – Popatrzył na mnie z kpiącym uśmieszkiem.
- Tak to rzeczywiście nie w twoim stylu. – Odpowiedziałam urażona.
- Musimy mieć coś na czym mu zależy. Barbie?
- Nie patrz na mnie. Ja nic nie wiem.
- Szkoda że już się na tobie poznał, bo mógłbym wykorzystać ciebie. – Spojrzałam na niego gniewnie.
- Musi być coś na czym mu zależy!
- Rodzina. – Powiedziałam po namyśle.
- Rebeki raczej nie uprowadzimy. Jakieś inne pomysły?
- Może ma więcej rodzeństwa. – To był tylko sen! Powtarzałam sobie w myślach zła że nie mogę wyrzucić go z głowy.
- Rebeka wspominała kiedyś o rodzeństwie. Ale nie wiem gdzie oni są. – Klaus ma rodzeństwo? Patrzyłam na Stefana oszołomiona.
- Może Bonnie mogłaby rzucić zaklęcie lokalizujące? – Zagadnęłam.
- Bo jego rodzeństwo to nie są wcale pierwotni, których we dwójkę nie uda nam się złapać. – Kpił Damon. – O ile w ogóle istnieją.
- Zawsze możemy spróbować. Może nam pomogą. Z resztą nie mamy innego wyboru. Przynajmniej do puki nie wymyślimy czegoś innego.
- Caroline ma rację musimy spróbować. – Poparł mnie Stefan. Damon nadal nie był przekonany.
- Masz lepszy pomysł?
- Dobra, już dobra.
Wsiadaliśmy do auta Damona i pojechaliśmy do domu Bonnie. Wiedźma czuła się już zupełnie na siłach.
- I co macie jakiś pomysł? – Spojrzałam na nią zdziwiona. Myślałam że jeszcze nie wie.
- Wszystko jej powiedziałem. – Wyjaśnił mi Stefan.
Usiedliśmy wszyscy w salonie, a Stefan wyjaśnił co chcemy zrobić. Przy okazji dowiedziałam się, że naszyjnik Eleny, który wykorzystaliśmy do znalezienia rodziny pierwotnych, należał kiedyś do Rebeki. Bonnie zapewniając nas, że czuje się już na siłach zaczęła mamrotać zaklęcie lokalizujące.
- I co? Udało się? – Spytałam, kiedy już skończyła.
- Chyba tak, choć to było dziwne. Poczułam, że ta osoba jest chroniona przez silne zaklęcie, a mimo wszystko byłam w stanie ją znaleźć.
- Czyli jesteś silniejsza niż czarownica która założyła tamto zaklęcie? – Byłam ciekawa.
- Nie, to raczej… jakbym miała pozwolenie.
- W Jackson? To jedynie dwie godziny stąd.
- Chyba dwie i pół godziny stąd. – Poprawiłam go.
- Zależy kto prowadzi. – Puścił do mnie oko. – A gdzie dokładnie?
Bonnie podała nam dokładny adres i we trójkę pojechaliśmy na spotkanie z pierwotnym. Po niecałych dwóch godzinach wysiadłam z auta szczęśliwa na widok ziemi.
- Przejechałeś jakieś 97 mil w mniej niż dwie godziny!
- To wyrazy uznania? – Spojrzałam na niego spod ukosa.
- To chyba pomyłka. To nie jest adres domu, tylko numer boxu. - Rzeczywiście, Stefan miał rację. Staliśmy przed rzędem metalowych baraków, służących do przetrzymywania przeróżnych rzeczy, ale nie do mieszkania.
- To co wracamy? W drugą stronę pobiję ten rekord i przejadę tę trasę w czasie półtorej godziny.
- Najpierw sprawdźmy. – Zareagowałam szybko nie mając ochoty znów wsiadać do samochodu z Damonem za kierownicą.
- Chodźmy. – Poparł mnie Stefan. Weszliśmy do odpowiedniego boxu, ale nikogo tam nie było. Barak był prawie pusty, nie licząc drewnianej trumny na środku.
- Totalny psychopata. Ciekawe dla kogo jest ta trumna. – Damon podszedł i uchylił wieko. – U ten nieszczęśnik chyba nam się już nie przyda, ale dobra wiadomość jest taka, że to nie mógł być jego brat. Zanim zdążyłam podejść zobaczyłam tylko jak Damon szybkim ruchem wyciąga bogato zdobiony sztylet z trumny. – Ale cacko. Jemu już się chyba nie przyda.
Podeszłam do trumny, ale tam nikogo nie było. Poczułam tuż koło siebie ruch powietrza, obróciłam się w tamtą stronę. I poczułam że moje serce bije szybciej niż Damon jeździ. Wysoki mężczyzna, o szarej popękanej skórze ściskał Damona za gardło. Usłyszałam szmer i Stefan znalazł się koło mnie. Damon próbował coś powiedzieć ale wampir ściskał go zbyt mocno.
- Kim jesteś? – Spytał Stefan. Nieznajomy odwrócił się do nas twarzą i zamarłam. On wyglądał zupełnie jak…
- Elijah? – Pierwotny patrzył teraz tylko na mnie lustrując mnie wzrokiem, bardziej z ciekawością niż ze złością.

1 komentarz: