.

.
.

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 28

Rozdział 28
Ach te zwariowane wakacje! Człowiek myśli, że znajdzie więcej czasu na bloga a jak na razie to rzadko w domu bywa. Przepraszam, że tak długo czekaliście. Mam nadzieję, że się nie nudzicie, ale gdyby jednak to na nudę najlepsze czytanie. Zapraszam więc do zapoznania się z nowym rozdziałem. Koniecznie napiszcie co o nim sądzicie.
Caroline:
Czy ja ostatnio nie za często budzę się z bólem głowy? Skrzywiłam się. Co ja wczoraj wyprawiałam? Otworzyłam oczy. Leżałam w łóżku, w pokoju było jasno. Ale to nie była moja sypialnia. Nie był to też pokój w którym zatrzymała się Rebeka. Spojrzałam przez otwarte na oścież drzwi balkonowe. Z ust wyrwało mi się krótkie westchnienie. Pokój z widokiem na Wieżę Eiffla! Usłyszałam cichy szelest. Spojrzałam w tamtą stronę a moje usta znów wydały niepożądany odgłos. Z jednych z drzwi wyszedł właśnie bosy Klaus. Miał na sobie jedynie jeansy. Wycierał wilgotne włosy ręcznikiem. Pojedyncze krople z włosów spadały na jego umięśniony tors. Mały metalowy kluczyk wiszący na rzemyku błyszczał w słońcu. Poczułam ochotę aby dotknąć jego umięśnionego brzucha. Klaus zauważył, że mu się przyglądam i uśmiechnął się zadowolony.
- Dzień dobry Kochana.
- Jak tu dotarłam?
- Jak zawsze kiedy ze mną pijesz. – Jego uśmiech nie znikał z twarzy. Zdziwiona uniosłam brwi. – Przyniosłem cię.
- Dziękuję… - Odwrócił  się i wyszedł na balkon.
- Cała przyjemność po mojej stronie. – Stał do mnie tyłem. Ręcznik którym wcześniej wycierał włosy spoczywał teraz na jego ramionach. Najchętniej zrzuciłabym go aby nie zasłaniał jego umięśnionych ramion… Klaus odwrócił się.
- Zamówię lunch.
- Która godzina?
- Za dziesięć dwunasta.
- Już tak późno? – Zerwałam się z łóżka i poczułam zawroty głowy. Klaus już ruszył w moją stronę ale zatrzymałam go gestem ręki. Podparłam się o łóżko. Nie wiadomo jak by się to skończyło gdybym znalazła się teraz w jego ramionach.
- Kac? – Pokiwałam twierdząco głową.
- Marzy mi się długa kąpiel. – Nieświadomie powiedziałam to na głos.
- Łazienka jest tam. – Wskazał mi drzwi z których sam niedawno wyszedł. Skinęłam głową i powoli udałam się w tamtym kierunku. Zatrzymałam się w drzwiach i spojrzałam na sukienkę którą wciąż miałam na sobie. Najchętniej bym się w coś przebrała. Ale oczywiście niczego ze sobą nie zabrałam. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i upewniłam się raz jeszcze czy są zamknięte. Ściągnęłam sukienkę i weszłam pod prysznic. Po kąpieli owinięta w ręcznik spojrzałam niechętnie na brudną już sukienkę. Moją uwagę przykuła czysta kupka idealnie złożonych kobiecych ubrań. Czyżby należały do jednej z jego… Przełknęłam ślinę i podeszłam do kolorowej sterty. Podniosłam białą letnią sukienkę. O dziwo miała jeszcze metkę. Do tego błękitny sweterek, pasek i szpilki.
- W łazience masz ubrania na przebranie. – Usłyszałam głos Klausa z za drzwi. – Rebeka powiedziała, że będą na ciebie dobre.
- Mhm. – Nie mając zbytnio innej perspektywy ubrałam się w pozostawione mi rzeczy. Przeczesałam palcami włosy i wyszłam z łazienki. Hybryda przyglądała mi się ze skupieniem. Z uśmiechem podszedł do mnie i stając za mną odgarnął mi włosy z karku.
- Nie oderwałaś metki głuptasie.
- Głuptasie? – Klaus zignorował moje pytanie. – To dla tego, że mam nadzieję ją oddać. – Mina Klausa stężała.
- Prezentów się nie oddaje.
- Ale też nie przyjmuje się ich od nieznajomych. Szczególnie kiedy są tak drogie. – Wyraz jego twarzy stał się nieodgadniony.
- A więc tym dla ciebie jestem? Po prostu nieznajomym? – Podszedł do mnie niebezpiecznie blisko. Zaczęłam się powoli cofać.
- Nie to miałam na myśli…
- Zawsze całujesz się z nieznajomymi mężczyznami na szczycie Wieży Eiffla? – Jego bliskość sprawiała iż nie mogłam racjonalnie myśleć.
- Pierwszy raz byłam na Wieży Eiffla… - Klaus roześmiał się złowrogo.
- Co to miało znaczyć? Uważaj Caroline, nie chciałabyś wiedzieć co ja robię z nieznajomymi kobietami. – Poczułam, że nie mogę się już dalej cofać, natrafiłam na jakąś przeszkodę. Przełknęłam ślinę.
- Nie chciałam, aby to tak zabrzmiało. Chodzi o to, że chwilami mam wrażenie, że cię nie znam. Raz jesteś wobec mnie miły i czuły a innym razem agresywny i niebezpieczny.
- Agresywny? Niebezpieczny? Wobec ciebie? – Znów złowrogi śmiech który tym razem zamarł na jego ustach. Popchnął mnie, a ja poczułam pod sobą miękki materac.
- Klaus? Co robisz?!
- Agresywny? Mogę ci przysiąc, że jeszcze nigdy nie byłem wobec ciebie agresywny… ani nigdy nie byłem dla ciebie aż tak niebezpieczny jak mogę być. – Jego głos był zimny i beznamiętny. – Ale jeśli chcesz, mogę pokazać ci o co właśnie mnie osądziłaś. – Próbowałam się zerwać z łóżka jednak on złapał mnie z ogromną siłą za  nadgarstki.
- Puść! To boli! - Dlaczego? Dlaczego Nik tak się zachowywał? Mój Nik…
- O nie. To jeszcze nawet nie zaczęło boleć. Usiadł nade mną okrakiem i zaczął zaborczo całować po szyi i biuście.
- Proszę przestań! – Nie przestał. Jego dotyk parzył mnie, czułam jak moja skóra reaguje na jego pocałunki. Ale nie sprawiało mi to przyjemności a jedynie ból.
- Gratuluję Kochana. Udało ci się dopiąć swego. Pokarzę ci dziś jak traktuję nieznajome. – Jego głos był trochę ochrypły.
- Przestań! Przestań bo zacznę krzyczeć!
- Nikt ci nie pomoże. Możesz krzyczeć ile chcesz.
- Jest ktoś… ktoś kto na pewno mi pomoże… - Wiedziałam to, jest sposób aby go powstrzymać, nie wiedziałam tylko czy on wciąż istnieje i czy ja wciąż istnieję dla niego.
- Wątpię. Pamiętasz chyba, że jesteśmy we Francji? Nie ma tu Stefana ani Damona, nie ma też Elijaha. – Wyszeptał mi przy ciele muskając moją skórę wargami. Jedną ręką złapał moje nadgarstki, druga wędrowała wzdłuż moich ud, coraz wyżej i wyżej…
- Nie o nich myślałam. – Nabrałam w płuca powietrza i z całej siły zaczęłam krzyczeć. – NIK! NIK! Proszę przestań! – Czułam się jak głupia bohaterka kreskówki. To co właśnie robiłam było głupie, ale wydawało się skutkować. Klaus zesztywniał na chwilę, następnie podniósł głowę i spojrzał na moją twarz, starannie unikając mojego wzroku. Potem na ręce które w miejscu ucisku zrobiły się fioletowe. Zobaczyłam w jego oczach pogardę i odrazę. Poczułam ból w klatce piersiowej, nie mogłam patrzeć jak się obwinia. W końcu to ja zaczęłam. Klaus miał rację, nigdy nie stanowił dla mnie zagrożenia. Poczułam, że uścisk zniknął, tak samo jak ciężar jego ciała. Klaus właśnie wstawał z łóżka nie patrząc na mnie. Podniosłam się więc szybko i tym razem to ja popchnęłam go na łóżko. Nie opierał się. W jego oczach widziałam ból. Dlaczego aż tak bardzo się tym przejął? Przecież do niczego nie doszło! Nagle na jego policzku pojawiła się kropla, łza. Moja łza. Otarłam oczy zanim kolejna łza wylądowała na jego twarzy. Klaus w końcu spojrzał na mnie i znów poczułam ukłucie bólu. Jego smutne oczy patrzyły na mnie przepraszająco. Kolejna łza skapnęła, tym razem na pościel tuż obok jego ucha. Klaus odwrócił głowę, ale ja chwilę później złapałam ją w dłonie i delikatnie obróciłam w moją stronę. Tym razem patrzył na mnie ze… zrozumieniem? Nie zdążyłam się im przyjrzeć ponieważ zamknął oczy. Otarłam nowe łzy i Pochyliłam się nad nim. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Czyżby to był pierwszy raz kiedy to ja go pocałowałam? Klaus gwałtownie otworzył oczy. Uśmiechnęłam się wciął mając swoje usta na jego i pogłębiłam pocałunek. Klaus powoli, jakby niepewnie oddał go.
Klaus:
Nic nie rozumiałem. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie miałem kontroli nad sytuacją. Zrozumiałem co się dzieje dopiero kiedy zaczęła krzyczeć. Ale dlaczego krzyczała moje imię? Myślałem, że za to co jej zrobiłem… za to co chciałem zrobić… za to co mogło się stać. Myślałem, że chce zemsty. Widziałem przecież jak płacze, nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. Mój Anioł skrzywdzony przeze mnie! Kiedy poddałem się jej myślałem, że chce mnie ukarać lub spróbuje mnie nawet zabić…
- Dlaczego?
- Dlaczego co? – Spytała wciąż zdyszana.
- To nie była kara.
- To nie miała być kara. – Uśmiechnęła się do mnie promienie.
- Dlaczego sądziłaś, ze kiedy powiesz do mnie Nik, to zadziała?
- Poznałam cię jako Nika. Wiem też, że tak mówią do ciebie tylko bliskie ci osoby i ja. – Teraz rozumiałem.
- Jesteś dla mnie bliską osobą.
- Wiem. – Zaczerwieniła się. – Nie chciałam żeby to tak wyszło. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. To ja powiniene… Znów mnie pocałowała, a ja poczułem nieodpartą ochotę aby przyciągnąć ją do siebie i rozerwać tę białą sukienkę… Ale nie mogłem, nie po tym co zrobiłem. Mój telefon zadzwonił a Caroline odsunęła się ode mnie. Niechętnie podniosłem urządzenie do ucha.
- Halo?
- Wylecieliście zgodnie z planem? O której lądujecie?
Caroline:
Na śmierć zapomniałam! Dziś mamy samolot.
- Która godzina?
- Dwie godziny po tym jak powinniście być w samolocie… Czy tylko mi się wydaje, ze was tam nie ma? – Głos Rebeki zabrzmiał w telefonie.
- O nie!
- Następny lot jest dopiero jutro o 6.
- Nie musimy się śpieszyć. Jesteśmy w końcu nieśmiertelni. – Z zadowoleniem zauważył Klaus.
- Jutro jest szkoła, że tak wtrącę. – Celna uwaga Rebeki spowodowała iż Klaus spojrzał na mnie i znów na telefon.
– Nie przejmuj się Beki. Jeszcze dziś będziemy. – I się rozłączył. Chciałam zapytać go jak to zrobimy skoro samolot leci już od dobrych dwóch godzin, ale nie zdążyłam, ponieważ Klaus znów przyłożył słuchawkę do ucha. Wiem, że nie powinnam, ale mimo wszystko wyostrzyłam słuch.
- Panie? – Przekręciłam oczami. Zakochałam się w kimś kto ma kompleks wyższości!
- Potrzebuję samolotu za dwie godziny.
- Ale ostatni samolot dzisiaj…
- Samolot ma na mnie czekać na lotnisku i za dwie godziny ma się wzbić w powietrze. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz.
- Rozumiem. – A ja nie. Co to znaczy? Że ma być? Co on mu karze zrobić? Chyba nie użyje perswazji i zmieni kurs jakiegoś innego samolotu tylko dla tego, że ja chcę być w poniedziałek w szkole. A co z tymi wszystkimi ludźmi? A co jeśli przez zmianę kursu zdarzy się tragedia i się rozbijemy? Poczułam, że Klaus mi się przygląda. Westchnął ciężko.
- Skorzystaj z mojego konta w Szwajcarii. Powinno wystarczyć pieniędzy.
- Na tamtym koncie wystarczyło by pieniędzy na zakup kilku odrzut… - Klaus rozłączył się.
- To nie było konieczne. To tylko szkoła.
- Nie robię tego dla szkoły, tylko dla ciebie. – Podsunęłam się bliżej i wtuliłam w jego tors.
Klaus:
Objąłem Caroline znamionami, myśląc nad tym jak krucha jest jej osoba. Wtuliłem twarz w jej włosy delektując się ich miękkością i zapachem. Tak niewiele brakowało mi do szczęścia. Jedynie de blond loki, duże niebieskie oczy, uroczy nosek, piękne usta, to drobne ciałko, nieziemski uśmiech… Niby niewiele, ale bez tego wszystkiego nie mam nic. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie zasługuję na nią. Nie zasługuję nawet na jej uśmiech, nie zasługuję na to aby tak ją trzymać.
Caroline:
Chwile później musieliśmy już się zbierać, aby mimo korków dojechać na czas. Miałam nadzieję, że udało się temu nieszczęśnikowi załatwić samolot. Już raz omal nie byłam świadkiem kary za nie wykonanie polecenia. Kiedy wyszliśmy przed hotelem stał już srebrny kabriolet z szoferem.
- Nie przypominam sobie, abym prosił cię o podwózkę.
- Spokojna głowa, jeśli chcesz, to możesz prowadzić.
- Kol?!
- Wsiadasz bracie?
- Co zamierzasz? – Klaus zmierzył wzrokiem brata który właśnie okrążał auto aby siąść na miejscu pasażera.
- Jadę z tobą. – Uśmiechnął się. Poczułam się jak piąte koło u wozu.
- Po co? Myślałem, że chciałeś mieć własne życie.
- Wsiadaj bo się spóźnimy na samolot.
- Skąd wiesz, że mamy samolot? – Kol wydawał się nawet nie słyszeć mojego pytania. Przyjrzałam się samochodowi. Wyglądało na raczej dwuosobowe auto z odrobiną miejsca z tyłu niż na pięcioosobowy pojazd. Klaus chyba też to zauważył.
- W takim razie spotkamy się na lotnisku. – Pożegnał go Klaus i podszedł do parkingowego. Spojrzałam na najmłodszego Mikaelsona. Przyglądał mi się z otwartą wrogością. Przeszedł mnie dreszcz.
- Nie ma szans, że Klaus wytrzyma z tobą dłużej niż tydzień. Nie szczególnie gdy zobaczy mój prezent powitalny. – Uśmiechnął się złośliwie.
- Dlaczego tak mnie nie lubisz? – Czarne BMW stanęło tuż za samochodem Kola. Klaus obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera. Kol odjechał z piskiem opon. Wygląda na to, że nie jest mi pisane poznać odpowiedź na to pytanie. Nieco zamyślona wsiadłam do samochodu. Poczułam badawczy wzrok Klausa.
- Ładny samochód. Skąd go masz? – Zaczęłam niewinną rozmowę.
- Pożyczyłem. – Uniosłam brwi.
- Ukradłeś?
- Pożyczyłem. Kiedy zostawię go na płucie lotniska właściciel będzie mógł go stamtąd odebrać.
- Jesteś niereformowalny.
- Raczej mam swoje poglądy. – Poprawił mnie. – Zresztą ty też bywasz nieznośna.
- Nieznośna?
- Dokładnie. Nieznośnie dobra. Przyleciałaś tu aby ratować swoją koleżankę która będąc w niewoli majaczyła wzywając wszystkich oprócz ciebie. Damona, Stefana, a nawet Bonnie.
- Naprawdę?

- Przepraszam. Nie powinienem tego mówić. Zapomnij, że to powiedziałem. – Zapadła cisza. Dlaczego Elena nie wołała mnie? Jestem za słaba, żeby jej pomóc?

2 komentarze:

  1. HEJ !
    Bardzo fajny rozdział, dobrze że już wróciłaś. Caroline i Klaus...... mmmmmmm ! Podobał mi się ten moment chociaż przyznam, że wcześniejszego nie mogłam pojąć. Ale że jak ?! Co on robi ? :O ale dobre zakończenie jest OK. KOL KOL KOL... jak ja go uwieeeeeeelbiam, chociaż w tym opowiadaniu się go boję :O Co on wymyśla ? a no i to zakończenie... ELENA jak mogłaś ? jedyna osoba która cię ratuje a ty nawet o niej nie myślisz ? :O w sumie nie lubię postaci Eleny no ale tu mnie bardzo zdenerwowała, dlatego czekam na wyjaśnienie sprawy, oby jak najszybciej pozdrawiam !
    Zuzka !
    realitybeingadream.blogspot.com

    P.S. Katherine Rebekah Caroline ?

    OdpowiedzUsuń
  2. WHAAAT? Ale co to za brutalne czyny w stosunku do Care, Klaus?! :O Dziwię się, że Care tak szybko mu wybaczyła, ale czego się nie robi dla miłości, ech. xD Hahah, jak mogli zapomnieć o samolocie? xD Dobrze, że Nikuś miał w zanadrzu parę sztuczek, bo Care nie poszłaby do szkoły. Miły jest dla niej. Baaardzo miły, taki kochany. <3
    Za to Kol? Kocham go, ale no ej! Co on taki niedobry dla Caroline? :( Zazdrosny jest o brata czy jak? xd Cholera, skąd w nim tyle nienawiści?! :O Zakładam że ta niespodziewanka to jakaś seksowna kobieta z przeszłości. Albo nie z przeszłości. Tak czy srak, to na pewno kobieta. I już się boję. :( Chociaż wiem, że Klausio nigdy nie zostawiłby Care dla jakieś tam babki. :D
    A Elena znowu pokazała swoją głupotę i jeszcze bardziej jej nie lubię. :/ Niech się wypcha swoimi przyjaciółmi. Szkoda mi Care, że myśli o Elenie jak o przyjaciółce. Wyrzucić ją na stos i spalić! HUEHUE. xD To bardzo niemiłe ze strony Elci. :(
    Rozdział cudo, więc pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, wiateru i udanych wakacji. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń