Rozdział 28
Ach te zwariowane wakacje! Człowiek myśli, że znajdzie więcej czasu na bloga a jak na razie to rzadko w domu bywa. Przepraszam, że tak długo czekaliście. Mam nadzieję, że się nie nudzicie, ale gdyby jednak to na nudę najlepsze czytanie. Zapraszam więc do zapoznania się z nowym rozdziałem. Koniecznie napiszcie co o nim sądzicie.
Caroline:
Czy ja
ostatnio nie za często budzę się z bólem głowy? Skrzywiłam się. Co ja wczoraj
wyprawiałam? Otworzyłam oczy. Leżałam w łóżku, w pokoju było jasno. Ale to nie
była moja sypialnia. Nie był to też pokój w którym zatrzymała się Rebeka.
Spojrzałam przez otwarte na oścież drzwi balkonowe. Z ust wyrwało mi się
krótkie westchnienie. Pokój z widokiem na Wieżę Eiffla! Usłyszałam cichy
szelest. Spojrzałam w tamtą stronę a moje usta znów wydały niepożądany odgłos.
Z jednych z drzwi wyszedł właśnie bosy Klaus. Miał na sobie jedynie jeansy.
Wycierał wilgotne włosy ręcznikiem. Pojedyncze krople z włosów spadały na jego
umięśniony tors. Mały metalowy kluczyk wiszący na rzemyku błyszczał w słońcu.
Poczułam ochotę aby dotknąć jego umięśnionego brzucha. Klaus zauważył, że mu
się przyglądam i uśmiechnął się zadowolony.
- Dzień
dobry Kochana.
- Jak tu
dotarłam?
- Jak zawsze
kiedy ze mną pijesz. – Jego uśmiech nie znikał z twarzy. Zdziwiona uniosłam
brwi. – Przyniosłem cię.
- Dziękuję…
- Odwrócił się i wyszedł na balkon.
- Cała
przyjemność po mojej stronie. – Stał do mnie tyłem. Ręcznik którym wcześniej
wycierał włosy spoczywał teraz na jego ramionach. Najchętniej zrzuciłabym go
aby nie zasłaniał jego umięśnionych ramion… Klaus odwrócił się.
- Zamówię
lunch.
- Która
godzina?
- Za
dziesięć dwunasta.
- Już tak
późno? – Zerwałam się z łóżka i poczułam zawroty głowy. Klaus już ruszył w moją
stronę ale zatrzymałam go gestem ręki. Podparłam się o łóżko. Nie wiadomo jak
by się to skończyło gdybym znalazła się teraz w jego ramionach.
- Kac? –
Pokiwałam twierdząco głową.
- Marzy mi
się długa kąpiel. – Nieświadomie powiedziałam to na głos.
- Łazienka
jest tam. – Wskazał mi drzwi z których sam niedawno wyszedł. Skinęłam głową i
powoli udałam się w tamtym kierunku. Zatrzymałam się w drzwiach i spojrzałam na
sukienkę którą wciąż miałam na sobie. Najchętniej bym się w coś przebrała. Ale
oczywiście niczego ze sobą nie zabrałam. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i
upewniłam się raz jeszcze czy są zamknięte. Ściągnęłam sukienkę i weszłam pod
prysznic. Po kąpieli owinięta w ręcznik spojrzałam niechętnie na brudną już
sukienkę. Moją uwagę przykuła czysta kupka idealnie złożonych kobiecych ubrań.
Czyżby należały do jednej z jego… Przełknęłam ślinę i podeszłam do kolorowej
sterty. Podniosłam białą letnią sukienkę. O dziwo miała jeszcze metkę. Do tego błękitny
sweterek, pasek i szpilki.
- W łazience
masz ubrania na przebranie. – Usłyszałam głos Klausa z za drzwi. – Rebeka
powiedziała, że będą na ciebie dobre.
- Mhm. – Nie
mając zbytnio innej perspektywy ubrałam się w pozostawione mi rzeczy.
Przeczesałam palcami włosy i wyszłam z łazienki. Hybryda przyglądała mi się ze
skupieniem. Z uśmiechem podszedł do mnie i stając za mną odgarnął mi włosy z
karku.
- Nie
oderwałaś metki głuptasie.
- Głuptasie?
– Klaus zignorował moje pytanie. – To dla tego, że mam nadzieję ją oddać. –
Mina Klausa stężała.
- Prezentów
się nie oddaje.
- Ale też
nie przyjmuje się ich od nieznajomych. Szczególnie kiedy są tak drogie. – Wyraz
jego twarzy stał się nieodgadniony.
- A więc tym
dla ciebie jestem? Po prostu nieznajomym? – Podszedł do mnie niebezpiecznie
blisko. Zaczęłam się powoli cofać.
- Nie to
miałam na myśli…
- Zawsze
całujesz się z nieznajomymi mężczyznami na szczycie Wieży Eiffla? – Jego bliskość
sprawiała iż nie mogłam racjonalnie myśleć.
- Pierwszy
raz byłam na Wieży Eiffla… - Klaus roześmiał się złowrogo.
- Co to
miało znaczyć? Uważaj Caroline, nie chciałabyś wiedzieć co ja robię z
nieznajomymi kobietami. – Poczułam, że nie mogę się już dalej cofać, natrafiłam
na jakąś przeszkodę. Przełknęłam ślinę.
- Nie
chciałam, aby to tak zabrzmiało. Chodzi o to, że chwilami mam wrażenie, że cię
nie znam. Raz jesteś wobec mnie miły i czuły a innym razem agresywny i
niebezpieczny.
- Agresywny?
Niebezpieczny? Wobec ciebie? – Znów złowrogi śmiech który tym razem zamarł na
jego ustach. Popchnął mnie, a ja poczułam pod sobą miękki materac.
- Klaus? Co
robisz?!
- Agresywny?
Mogę ci przysiąc, że jeszcze nigdy nie byłem wobec ciebie agresywny… ani nigdy
nie byłem dla ciebie aż tak niebezpieczny jak mogę być. – Jego głos był zimny i
beznamiętny. – Ale jeśli chcesz, mogę pokazać ci o co właśnie mnie osądziłaś. –
Próbowałam się zerwać z łóżka jednak on złapał mnie z ogromną siłą za nadgarstki.
- Puść! To
boli! - Dlaczego? Dlaczego Nik tak się zachowywał? Mój Nik…
- O nie. To
jeszcze nawet nie zaczęło boleć. Usiadł nade mną okrakiem i zaczął zaborczo
całować po szyi i biuście.
- Proszę
przestań! – Nie przestał. Jego dotyk parzył mnie, czułam jak moja skóra reaguje
na jego pocałunki. Ale nie sprawiało mi to przyjemności a jedynie ból.
- Gratuluję
Kochana. Udało ci się dopiąć swego. Pokarzę ci dziś jak traktuję nieznajome. –
Jego głos był trochę ochrypły.
- Przestań!
Przestań bo zacznę krzyczeć!
- Nikt ci
nie pomoże. Możesz krzyczeć ile chcesz.
- Jest ktoś…
ktoś kto na pewno mi pomoże… - Wiedziałam to, jest sposób aby go powstrzymać,
nie wiedziałam tylko czy on wciąż istnieje i czy ja wciąż istnieję dla niego.
- Wątpię.
Pamiętasz chyba, że jesteśmy we Francji? Nie ma tu Stefana ani Damona, nie ma
też Elijaha. – Wyszeptał mi przy ciele muskając moją skórę wargami. Jedną ręką
złapał moje nadgarstki, druga wędrowała wzdłuż moich ud, coraz wyżej i wyżej…
- Nie o nich
myślałam. – Nabrałam w płuca powietrza i z całej siły zaczęłam krzyczeć. – NIK!
NIK! Proszę przestań! – Czułam się jak głupia bohaterka kreskówki. To co
właśnie robiłam było głupie, ale wydawało się skutkować. Klaus zesztywniał na
chwilę, następnie podniósł głowę i spojrzał na moją twarz, starannie unikając mojego
wzroku. Potem na ręce które w miejscu ucisku zrobiły się fioletowe. Zobaczyłam
w jego oczach pogardę i odrazę. Poczułam ból w klatce piersiowej, nie mogłam
patrzeć jak się obwinia. W końcu to ja zaczęłam. Klaus miał rację, nigdy nie
stanowił dla mnie zagrożenia. Poczułam, że uścisk zniknął, tak samo jak ciężar
jego ciała. Klaus właśnie wstawał z łóżka nie patrząc na mnie. Podniosłam się
więc szybko i tym razem to ja popchnęłam go na łóżko. Nie opierał się. W jego
oczach widziałam ból. Dlaczego aż tak bardzo się tym przejął? Przecież do
niczego nie doszło! Nagle na jego policzku pojawiła się kropla, łza. Moja łza.
Otarłam oczy zanim kolejna łza wylądowała na jego twarzy. Klaus w końcu
spojrzał na mnie i znów poczułam ukłucie bólu. Jego smutne oczy patrzyły na
mnie przepraszająco. Kolejna łza skapnęła, tym razem na pościel tuż obok jego
ucha. Klaus odwrócił głowę, ale ja chwilę później złapałam ją w dłonie i
delikatnie obróciłam w moją stronę. Tym razem patrzył na mnie ze… zrozumieniem?
Nie zdążyłam się im przyjrzeć ponieważ zamknął oczy. Otarłam nowe łzy i
Pochyliłam się nad nim. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Czyżby to
był pierwszy raz kiedy to ja go pocałowałam? Klaus gwałtownie otworzył oczy.
Uśmiechnęłam się wciął mając swoje usta na jego i pogłębiłam pocałunek. Klaus
powoli, jakby niepewnie oddał go.
Klaus:
Nic nie
rozumiałem. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie miałem kontroli nad sytuacją.
Zrozumiałem co się dzieje dopiero kiedy zaczęła krzyczeć. Ale dlaczego
krzyczała moje imię? Myślałem, że za to co jej zrobiłem… za to co chciałem
zrobić… za to co mogło się stać. Myślałem, że chce zemsty. Widziałem przecież
jak płacze, nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. Mój Anioł skrzywdzony
przeze mnie! Kiedy poddałem się jej myślałem, że chce mnie ukarać lub spróbuje
mnie nawet zabić…
- Dlaczego?
- Dlaczego
co? – Spytała wciąż zdyszana.
- To nie
była kara.
- To nie
miała być kara. – Uśmiechnęła się do mnie promienie.
- Dlaczego
sądziłaś, ze kiedy powiesz do mnie Nik, to zadziała?
- Poznałam
cię jako Nika. Wiem też, że tak mówią do ciebie tylko bliskie ci osoby i ja. –
Teraz rozumiałem.
- Jesteś dla
mnie bliską osobą.
- Wiem. –
Zaczerwieniła się. – Nie chciałam żeby to tak wyszło. Przepraszam.
- Nie
przepraszaj. To ja powiniene… Znów mnie pocałowała, a ja poczułem nieodpartą
ochotę aby przyciągnąć ją do siebie i rozerwać tę białą sukienkę… Ale nie
mogłem, nie po tym co zrobiłem. Mój telefon zadzwonił a Caroline odsunęła się
ode mnie. Niechętnie podniosłem urządzenie do ucha.
- Halo?
-
Wylecieliście zgodnie z planem? O której lądujecie?
Caroline:
Na śmierć
zapomniałam! Dziś mamy samolot.
- Która
godzina?
- Dwie
godziny po tym jak powinniście być w samolocie… Czy tylko mi się wydaje, ze was
tam nie ma? – Głos Rebeki zabrzmiał w telefonie.
- O nie!
- Następny
lot jest dopiero jutro o 6.
- Nie musimy
się śpieszyć. Jesteśmy w końcu nieśmiertelni. – Z zadowoleniem zauważył Klaus.
- Jutro jest
szkoła, że tak wtrącę. – Celna uwaga Rebeki spowodowała iż Klaus spojrzał na
mnie i znów na telefon.
– Nie
przejmuj się Beki. Jeszcze dziś będziemy. – I się rozłączył. Chciałam zapytać
go jak to zrobimy skoro samolot leci już od dobrych dwóch godzin, ale nie
zdążyłam, ponieważ Klaus znów przyłożył słuchawkę do ucha. Wiem, że nie
powinnam, ale mimo wszystko wyostrzyłam słuch.
- Panie? –
Przekręciłam oczami. Zakochałam się w kimś kto ma kompleks wyższości!
- Potrzebuję
samolotu za dwie godziny.
- Ale
ostatni samolot dzisiaj…
- Samolot ma
na mnie czekać na lotnisku i za dwie godziny ma się wzbić w powietrze. Nie
obchodzi mnie jak to zrobisz.
- Rozumiem.
– A ja nie. Co to znaczy? Że ma być? Co on mu karze zrobić? Chyba nie użyje
perswazji i zmieni kurs jakiegoś innego samolotu tylko dla tego, że ja chcę być
w poniedziałek w szkole. A co z tymi wszystkimi ludźmi? A co jeśli przez zmianę
kursu zdarzy się tragedia i się rozbijemy? Poczułam, że Klaus mi się przygląda.
Westchnął ciężko.
- Skorzystaj
z mojego konta w Szwajcarii. Powinno wystarczyć pieniędzy.
- Na tamtym
koncie wystarczyło by pieniędzy na zakup kilku odrzut… - Klaus rozłączył się.
- To nie
było konieczne. To tylko szkoła.
- Nie robię
tego dla szkoły, tylko dla ciebie. – Podsunęłam się bliżej i wtuliłam w jego
tors.
Klaus:
Objąłem
Caroline znamionami, myśląc nad tym jak krucha jest jej osoba. Wtuliłem twarz w
jej włosy delektując się ich miękkością i zapachem. Tak niewiele brakowało mi
do szczęścia. Jedynie de blond loki, duże niebieskie oczy, uroczy nosek, piękne
usta, to drobne ciałko, nieziemski uśmiech… Niby niewiele, ale bez tego
wszystkiego nie mam nic. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie zasługuję na
nią. Nie zasługuję nawet na jej uśmiech, nie zasługuję na to aby tak ją
trzymać.
Caroline:
Chwile
później musieliśmy już się zbierać, aby mimo korków dojechać na czas. Miałam
nadzieję, że udało się temu nieszczęśnikowi załatwić samolot. Już raz omal nie
byłam świadkiem kary za nie wykonanie polecenia. Kiedy wyszliśmy przed hotelem
stał już srebrny kabriolet z szoferem.
- Nie
przypominam sobie, abym prosił cię o podwózkę.
- Spokojna
głowa, jeśli chcesz, to możesz prowadzić.
- Kol?!
- Wsiadasz
bracie?
- Co
zamierzasz? – Klaus zmierzył wzrokiem brata który właśnie okrążał auto aby
siąść na miejscu pasażera.
- Jadę z
tobą. – Uśmiechnął się. Poczułam się jak piąte koło u wozu.
- Po co?
Myślałem, że chciałeś mieć własne życie.
- Wsiadaj bo
się spóźnimy na samolot.
- Skąd
wiesz, że mamy samolot? – Kol wydawał się nawet nie słyszeć mojego pytania.
Przyjrzałam się samochodowi. Wyglądało na raczej dwuosobowe auto z odrobiną
miejsca z tyłu niż na pięcioosobowy pojazd. Klaus chyba też to zauważył.
- W takim
razie spotkamy się na lotnisku. – Pożegnał go Klaus i podszedł do parkingowego.
Spojrzałam na najmłodszego Mikaelsona. Przyglądał mi się z otwartą wrogością.
Przeszedł mnie dreszcz.
- Nie ma
szans, że Klaus wytrzyma z tobą dłużej niż tydzień. Nie szczególnie gdy zobaczy
mój prezent powitalny. – Uśmiechnął się złośliwie.
- Dlaczego
tak mnie nie lubisz? – Czarne BMW stanęło tuż za samochodem Kola. Klaus obszedł
samochód i otworzył drzwi od strony pasażera. Kol odjechał z piskiem opon.
Wygląda na to, że nie jest mi pisane poznać odpowiedź na to pytanie. Nieco
zamyślona wsiadłam do samochodu. Poczułam badawczy wzrok Klausa.
- Ładny
samochód. Skąd go masz? – Zaczęłam niewinną rozmowę.
-
Pożyczyłem. – Uniosłam brwi.
- Ukradłeś?
-
Pożyczyłem. Kiedy zostawię go na płucie lotniska właściciel będzie mógł go
stamtąd odebrać.
- Jesteś
niereformowalny.
- Raczej mam
swoje poglądy. – Poprawił mnie. – Zresztą ty też bywasz nieznośna.
- Nieznośna?
- Dokładnie.
Nieznośnie dobra. Przyleciałaś tu aby ratować swoją koleżankę która będąc w
niewoli majaczyła wzywając wszystkich oprócz ciebie. Damona, Stefana, a nawet
Bonnie.
- Naprawdę?
-
Przepraszam. Nie powinienem tego mówić. Zapomnij, że to powiedziałem. – Zapadła
cisza. Dlaczego Elena nie wołała mnie? Jestem za słaba, żeby jej pomóc?
HEJ !
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział, dobrze że już wróciłaś. Caroline i Klaus...... mmmmmmm ! Podobał mi się ten moment chociaż przyznam, że wcześniejszego nie mogłam pojąć. Ale że jak ?! Co on robi ? :O ale dobre zakończenie jest OK. KOL KOL KOL... jak ja go uwieeeeeeelbiam, chociaż w tym opowiadaniu się go boję :O Co on wymyśla ? a no i to zakończenie... ELENA jak mogłaś ? jedyna osoba która cię ratuje a ty nawet o niej nie myślisz ? :O w sumie nie lubię postaci Eleny no ale tu mnie bardzo zdenerwowała, dlatego czekam na wyjaśnienie sprawy, oby jak najszybciej pozdrawiam !
Zuzka !
realitybeingadream.blogspot.com
P.S. Katherine Rebekah Caroline ?
WHAAAT? Ale co to za brutalne czyny w stosunku do Care, Klaus?! :O Dziwię się, że Care tak szybko mu wybaczyła, ale czego się nie robi dla miłości, ech. xD Hahah, jak mogli zapomnieć o samolocie? xD Dobrze, że Nikuś miał w zanadrzu parę sztuczek, bo Care nie poszłaby do szkoły. Miły jest dla niej. Baaardzo miły, taki kochany. <3
OdpowiedzUsuńZa to Kol? Kocham go, ale no ej! Co on taki niedobry dla Caroline? :( Zazdrosny jest o brata czy jak? xd Cholera, skąd w nim tyle nienawiści?! :O Zakładam że ta niespodziewanka to jakaś seksowna kobieta z przeszłości. Albo nie z przeszłości. Tak czy srak, to na pewno kobieta. I już się boję. :( Chociaż wiem, że Klausio nigdy nie zostawiłby Care dla jakieś tam babki. :D
A Elena znowu pokazała swoją głupotę i jeszcze bardziej jej nie lubię. :/ Niech się wypcha swoimi przyjaciółmi. Szkoda mi Care, że myśli o Elenie jak o przyjaciółce. Wyrzucić ją na stos i spalić! HUEHUE. xD To bardzo niemiłe ze strony Elci. :(
Rozdział cudo, więc pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, wiateru i udanych wakacji. <3
we-have-immortality-tvd.blogspot.com