Rozdział 21
Udało mi się napisać ten rozdział w ciągu tego całego miesiąca przerwy, za który was przepraszam. Za tydzień egzaminy gimnazjalne i w końcu będzie z głowy. Tak więc do następnego weekendu... ale jednak nie, ponieważ mam dla was niespodziankę. Rozdział Świąteczny i mam nadzieję że już jutro czyli w lany poniedziałek będziecie mogli go przeczytać. Miłego czytania i WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH i mokrego śmigusa dyngusa ;p
Klaus:
Klaus:
- Co tu
robisz? – Zastanawiałem
się skąd się tu wziął.
- Słyszałem,
że wyłączyłeś uczucia.
- Gdyby tak
było to prawdopodobnie już byś nie żył.
- Nie. Tym
razem to nie przez nas je wyłączyłeś. – Spojrzałam na niego zły. Skąd to
wszystko wie?
- Ach więc
ciekawy jestem na kim zatrzymały się twoje podejrzenia.
- Caroline.
– Wtrąciła się Rebeka. Spojrzałem na nią ukrywając zdziwienie. Czy to aż tak
oczywiste? Czy Caroline pierwsza na to wpadła? Spojrzałem na blondynkę i omal
nie wybuchnąłem śmiechem. Caroline stała z rozchylonymi ze zdziwienia wargami i
patrzyła na moje rodzeństwo starannie unikając mojego spojrzenia.
- Uważacie,
że jedna młoda wampirzyca jest w stanie aż tak zamieszać mi w głowie?
- Na to
wygląda. Miłość to nie słabość Niklausie.
- Naprawdę
uważacie że to możliwe? – Zaśmiałem się gorzko. Nie chciałem o tym rozmawiać.
Wszystkie uczucia to słabość, a ja nie jestem słaby.
- On ma
racje. Musicie się mylić. – Usłyszałem cichy głosik Caroline. Wszyscy spojrzeli
w jej kierunku.
- Caroline…
- Zaczął Elijah.
- Ty też
miałeś racje. – Spojrzała na Elijaha. – Ktoś taki nie istnieje. – Spojrzała na
mnie, przez chwile wydawało mi się że w jej oczach czai się smutek ale potem
pojawiła się złość. – Chcemy odzyskać Elenę.
- Nie jestem
Świętym Mikołajem. Nie przychodźcie do mnie z życzeniami. – Odburknąłem zły.
Ale dlaczego zły? Dlatego bo nie przyszła tu dla mnie? Nie to nie może być to.
Nie obchodzi mnie po co tu przyszła. Ona wcale mnie nie obchodzi.
- Niklausie
myślę że możemy to chociaż przedyskutować.
- Jedyne co
możemy przedyskutować to, to kto cię uwolnił. Ale jak rozumiem byli to bracia
Salvatore.
- Klaus może
porozmawiamy o tym później. – Spojrzał przelotnie w stronę Caroline.
- Dlaczego?
Przecież to oni cię uwolnili. Nie rozumiem dlaczego nie moglibyśmy to
przedyskutować z nimi. Jestem bardzo ciekawy jak udało im się cię znaleźć skoro
założyłem bardzo mocne zaklęcie aby nikt nie mógł cię znaleźć.
- Bonnie
Bennett, wiesz mała, ciemne włosy, czarownica… - No tak jako moja czarownica
była w stanie złamać to zaklęcie.
- Rozumiem,
ale wciąż nie wiem dlaczego uwolniliście mojego brata. Nie uważam aby waszą
sprawą było wtrącanie się w to kogo z mojej rodziny zasztyletuję a kogo nie. –
Ktoś gwałtownie zaczerpnął powietrza.
- Ty nie…
nie mógłbyś… - Caroline patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Ja mogę
wszystko. – Uśmiechnąłem się do niej łobuzersko. Przeniosła wzrok na mojego
brata.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Oddychała bardzo płytko.
- Caroline…
ja nie chciałem… - Co mają znaczyć te rozmowy? Od jak dawna się znają? Byłem
zły.
- Jakie to
sentymentalne. – Drwiłem. – Dlaczego mi nie powiedziałeś. – Przedrzeźniałem ją.
- Och po
prostu powiedz czego chcesz w zamian za Elenę! – Wybuchła robiąc krok w moją
stronę.
- Nie oddam
wam Eleny. Potrzebuję jej krwi. Dlaczego tak ci na niej zależy? Myślisz że ona
zrobiła by to samom dla ciebie? Oczywiście, że by tego nie zrobiła. – Byłem
wściekły. Dlaczego tak bardzo zależy jej na kimś kto przy pierwszej lepszej
okazji zostawiłby ją nawet się nie odwracając.
- Nic o niej
nie wiesz. O niej ani o mnie. Więc nie waż się mnie oceniać!
- Nic o
tobie nie wiem? Nie trzeba cię długo znać aby się na tobie poznać. Jesteś
samolubna, chcesz uratować Elenę dla siebie a nie dla niej. Nie chcesz jej po
prostu stracić tak jak Tylera! – Wiedziałem że to nieprawda tak samo dobrze jak
wiedziałem że te słowa ją ranią, ale nie potrafiłem przestać. – Jesteś
samolubna Caroline. Chcesz mieć wszystko dla siebie…
- Niklaus
natychmiast przestań! – Wtrącił się Elijah. – Nie widzisz że doprowadzasz ją do
płaczu? – Oczy Caroline rzeczywiście napuchły od łez.
- Wygrałeś.
Masz racje. Jestem beznadziejna. Poddaję się. – Nie sądziłem usłyszeć
kiedykolwiek czegoś takiego z ust mojej Caroline.
- Car… -
Zaczął Stefan.
- Stefan
proszę nie. – Odwróciła się, a gdy Stefan ją złapał wyrwała mu się z uścisku. –
Potrzebuję być teraz sama. – I zniknęła. Przez chwilę miałem ochotę za nią
pobiec. Ale po co? Przecież nic do niej nie czuje. ‘Nic do niej nie czuję’
powtórzyłem w myślach.
- Negocjacje
uważam za zamknięte. – Już się odwróciłem ale przypomniałem sobie o jeszcze
jednej rzeczy. – Elijah zamierzasz mieszkać z naszą siostrą?
- Elijah
może mieszkać z nami? – Usłyszałem okrzyk wesołości.
- Rebeka
twoja obecność w tym miejscu wyklucza możliwość powrotu do domu. Lepiej znajdź
sobie miejsce w łóżku u jednego z braci to może pozwolą ci zostać u siebie.
Może wrócisz do Stefana?
- Nik…
- Chyba nie
oczekiwałaś, że po tym wszystkim wrócisz ze mną tak po prostu.
- Ale ja nie
chcę ci zaszkodzić Nik. Ja chcę ci pomóc odzyskać uczucia.
- Ty też
Beka? – Roześmiałem się posępnie i w wampirzym tempie znalazłem się w
rezydencji. Z niechęcią stwierdziłem, że siedzenie samemu w domu powoduje, że
moje myśli obierały niewłaściwy tor. Dlaczego powiedziałem jej te wszystkie
kłamstwa? Wstałem z fotela.
Caroline:
Łzy nie
chciały przestać płynąć. Jak ja mogłam
być tak głupia. On nigdy nie widział we mnie niczego więcej niż zabawkę. Może
powinnam była zginąć z rąk Tylera tamtego dnia? Czy wtedy wszystko potoczyło by
się inaczej? Rozejrzałam się. Znajdowałam się na boisku szkolnym. Było już
naprawdę późno. To był strasznie długi dzień. Położyłam się na trawie i
spojrzałam w górę. Niebo było czarne i bezchmurne. Księżyc miał kształt
cienkiego rogala, wokół niego błyszczały gwiazdy. Tak daleko stąd, małe i
błyszczące. Otarłam łzy. Wzięłam głęboki wdech chcąc uspokoić szarpany oddech
po płaczu. Pozwoliłam wiatrowi bawić się moimi włosami rozrzuconymi po trawie.
Chłodne nocne powietrze wysuszyło moje łzy. Starając się nie myśleć o niczym
zaczęłam liczyć gwiazdy, zupełnie tak jak byłam mała. 1… 2… 3… Kiedy leżałam na
trawie przed domem marząc o tym, że kiedy dorosnę zostanę księżniczką i
zakocham się w kocięciu. Tym jednym, jedynym który będzie mnie chronił. Ku mojej
uldze te myśli nie sprawiały mi bólu. 113… 114… Marzenia o tym, że kiedyś będę
jeździć po świecie. 156… Ale nigdy nie marzyłam o tym żeby zostać wampirem.
Miałam może parę marzeń na temat nadprzyrodzonych stworzeń, ale były to raczej
wróżki które pomagały w odnalezieniu ojca którego nigdy nie poznałam. Nigdy nie
przeszły mi jednak przez myśl wampiry. To nie tak że tego nienawidzę. Odkąd
jestem wampirem jestem pewniejsza siebie, nieśmiertelna, silna i to mi się
podoba, ale stając się wampirem wkroczyłam świat do którego księżniczki ani
wróżki z marzeń nie docierają. Świata w którym miłość powoduje jedynie cierpienie.
399… Poczułam, że ogarnia mnie senność i zasnęłam.
Otworzyłam
pomału oczy. Leżałam w swoim łóżku. Co ja tu robię? Ostatnie wspomnienie jakie
miałam to gwiazdy nad stadionem. Wstałam z łóżka i zbiegłam na dół. Czy to
możliwe, że on mnie tu przyniósł? Usłyszałam ruch na altance. Serce podskoczyło
mi do gardła. Otworzyłam powoli drzwi.
- Wszyscy
cię szukali. – Przed domem stał Elijah. A więc to on mnie tu przyniósł.
- Mnie? –
Stłumiłam w sobie jęk rozczarowania. Oczywiście to nie Klaus mnie tu
przyniósł.
- Wczoraj
opuszczałaś nas w nienajlepszy humorze.
-
Przepraszam.
- To ja
powinienem raczej cię przeprosić w imieniu mojego brata.
- Możemy
teraz o tym nie mówić? – Poczułam skurcz w żołądku. Wstałam z huśtawki. –
Jestem głodna, idę do szpitala. – Spojrzałam na niego. Skoro przyniósł mnie tu
i jeszcze tu jest, to może chce ze mną o czymś porozmawiać. – Idziesz ze mną?
- Mogę. Ale
wyjaśnij mi coś. Żywisz się chorymi ludźmi?
-
Oczywiście, że nie! Pożyczam stamtąd tylko woreczki z krwią.
- Więc nie
pijesz z żyły?
- Nie.
-
Niesamowita kontrola jak na tak młodego wampira.
- Dziękuję,
chyba. – Uśmiechnęłam się.
-
Powiedziałaś wcześniej że ‘pożyczasz’ woreczki. Czy to znaczy, że kiedyś je
zwracasz?
- Nie. Nie
do końca. Po prostu od czasu do czasu poproszę kogoś z mieszkańców o oddanie
krwi do szpitala. Nie mogę oddać własnej ponieważ oboje wiemy jak to może się
skończyć. Ta krew może uleczyć ale także przemienić. – Przypomniałam sobie
wczorajsze słowa Klausa. Zatrzymałam się raptownie. – Myślisz że to samolubne?
- Oczywiście
że nie Caroline. Większość wampirów zabija swoje ofiary, a ty nawet nie pijesz
prosto z żyły.
- Ale biorę
za darmo, a w zamian za to ktoś inny płaci swoją krwią. On miał rację. Jestem
beznadziejna.
- Caroline
on nie ma prawa cię osądzać. Jego każdy posiłek kończy się śmiercią kilku osób.
Nie ma lepszej możliwości zdobywania krwi, a przecież musimy ją pić. Zrozum
Caroline, że to co robisz jest naprawdę dobre.
- Dziękuję.
– Weszliśmy do szpitala, zahipnotyzowałam pielęgniarkę a ta pozwoliła nam wziąć
tyle krwi ile chcemy. Wciąż targana jednak poczuciem, że robię źle wzięłam
tylko 10 woreczków mając nadzieję, że wystarczy mi to na cały tydzień. Na
miejscu od razu wypiłam jeden. Zaproponowałam też Elijahowi ale on odmówił.
Schowałam woreczki w torebce i razem z pierwotnym wyszłam ze szpitala.
- Więc co
robiłaś wczoraj kiedy nas zostawiłaś?
- Szłam
przed siebie i nawet nie wiadomo kiedy doszłam do boiska. A potem zaczęłam liczyć
gwiazdy i zasnęłam.
- Zasnęłaś
na boisku? A co potem? – Spojrzałam na niego zdziwiona.
- No jak to
co? – Znaleźliśmy się przed domem. Otworzyłam drzwi idąc prosto do lodówki.
Odwróciłam się wyczuwając że za mną nie idzie. Stał przed drzwiami jakby nie mógł
wejść… Przecież on nie jest zaproszony! – Jak ci się udało wnieść mnie na górę,
skoro nie jesteś zaproszony?
- Wnieść cię
na górę? Nic nie rozumiem. Myślałem, że sama tam weszłaś.
- Nie. Już
ci mówiłam, zasnęłam na murawie, ale obudziłam się w domu. Myślałam że to ty
mnie tu przyniosłeś.
- Jednak to
chyba nie mogłem być ja. Nie był to też Stefan ani Damon bo kiedy cię
znaleźliśmy to już byłaś w domu. Stefan i Damon weszli na górę i powiedzieli że
smacznie śpisz w swoim łóżku. Nie masz jakiegoś innego pomysłu kto to mógł być?
– Oczywiście że miałam. Po myślałam o nim na samym początku, ale potem
wykluczyłam tę możliwość. – Caroline?
- Klaus? –
To pytanie było skierowane bardziej do mnie niż do niego.
- Klaus…
więc to oznacza, że przez waszą wczorajszą kłótnię jego uczucia wracają.
- Ale on
nigdy nie utracił żadnych uczuć, przecież słyszałeś co wczoraj powiedział.
- Caroline
posłuchaj mnie uważnie. Skoro wyłączył uczucia to znaczy, że wcześniej coś do
ciebie czuł. Nie wiem czy to były tak wielkie uczucia jak twoje, ale jakieś
musiały być. I chyba wiem jak możemy je przywrócić. Potrzebujemy omówić ten
plan z braćmi Salvatore.
- Jaki plan?
– Czułam podekscytowanie i przerażenie.
- Caroline
ufasz mi? – Czy ja mu ufam? Znam go od wczoraj!
- Tak.
- Kierunek
dom Damona i Stefana. – Pobiegłam za nim starając się nadrobić dzielącą nas
odległość. Oczywiście pierwotnych przybiegł pierwszy. Wpadliśmy do domu. Obaj
bracia siedzieli w salonie, obaj lekko pijani.
- Co tu się
dzieje? – Spytał Damon na nasz widok.
- Wiem jak
możemy przywrócić ucz… uratować Elenę. – Poprawił się szybko. Oboje zerwali się
z miejsc. – Aby uratować waszą dziewczynę musimy najpierw przywrócić jego
uczucia względem Caroline.
- A jak masz
zamiar to zrobić?
- Musimy
sprowokować Klausa. Caroline. – Zwrócił się do mnie. – Musisz znaleźć sobie
chłopaka.
- To nie
jest plan! – Oburzyłam się.
-
Powiedziałaś że mi ufasz. To musi się udać. Gdy Klaus tylko zobaczy cię z kimś
innym…
- Ale jeśli
uważasz że to pomoże, to czy on nie zabije tego kto zostanie chłopakiem Caroline? –
Stefan ma rację pomyślałam przerażona.
-
Najprawdopodobniej… ten sygnał byłby znakiem że nam się udało.
- To ma
jakiś sens. Ale uda się tylko jeśli on naprawdę wyłączył uczucia. – Zauważył
Damon.
- O to się
nie martw.
- Czy wyście
całkiem oszaleli? Nawet jakbym się zgodziła na udawanie że mam chłopaka to nie
zgodzę się aby ktoś miał umrzeć!
- Dlatego
potrzebujemy jakiegoś wampira. Najlepiej pierwotnego.
- Chyba
żartujesz Damon. Nawet jeśli Klaus nie zabiłby Elijaha, to istnieje ryzyko, że
go znów zasztyletuje!
- Zgadzam
się.
- Co? – Czy
on w ogóle kiedykolwiek myśli o sobie? Przyjechał tu ratować brata który go
zasztyletował a teraz jeszcze chce ryzykować że znów zostanie zasztyletowany!?
- To zbyt
ryzykowne!
- Caroline
zastanów się jeszcze. Nawet jeśli by mnie zasztyletował, to nic w porównaniu z
tym że już nigdy nie miałby czuć tego co czuł. – Też chciałabym aby to czuł,
ale jakim kosztem?
Po
skończonej dyskusji wraz z pierwotnym wyszliśmy z domu.
- Może
pójdziesz ze mną na drinka?
- Chętnie.
W Mistyce
Grill było dość tłoczno jak na tak wczesną porę. Zamówiliśmy jednego drinka a
potem następnego i następnego. Na początku rozmowa się nie kleiła i dotyczyła
przekonywania mnie na temat planu, potem jednak zaczęliśmy mówić o innych
rzeczach. Elijah opowiadał mi o swoich podróżach, a ja o szkolnych imprezach i
moim byłym szkolny życiu. Kiedy byłam już tak pijana, że ledwo trzymałam się na
nogach wyszliśmy z baru. Było późne popołudnie. Wychodząc z baru omal nie
upadłam na chodnik, Elijah złapał mnie jednak w pasie pomagając złapać
równowagę. W tym samym momencie wyczułam
czyjeś spojrzenie i podniosłam oczy. Jego niebieskie źrenice świdrowały mnie
sprawiając wręcz nie fizyczny ból. Przyjrzałam mu się uważnie. Jej jaki on jest
przystojny. Mój wzrok zatrzymał się na młodej dziewczynie uwieszonej na jego
ramieniu z wielkim triumfalnym uśmiechem. Chodziła ze mną chyba na chemię.
Poczułam dziwne ukucie. Jemu w ogóle na mnie nie zależy. Z trudem odwróciłam
wzrok i spojrzałam na Elijaha jego twarz była dość blisko mojej.
- Ufasz mi?
– Szepnął.
- Tak. –
Odpowiedziałam i pocałowałam go ciesząc się że tyle wypiłam. Nie to żeby Elijah
nie był przystojny, bo był i to bardzo, jednak ja go nie kochałam, tak właściwie
to ja go ledwo znałam. Całowanie go przed oczami Klausa… Poczułam mocne
odepchnięcie do tyłu i czyjś krótki smutny śmiech.
- Jesteś
gorsza niż myślałem. Wystarczy że znasz kogoś więcej niż dzień i już
wskoczyłabyś mu do łóżka. A może to chodzi o władzę? Matka Tylera to tutejsza
burmistrz, a Elijah to pierwotny wampir. Gratuluję! – Spojrzałam na Klausa
który stał teraz między mną a Elijahem.
- Klaus
posłuchaj… - Zaczął jego brat, ale ja mu przerwałam.
- Nie
rozumiem co ci w tym przeszkadza Klaus! Nie sądzę aby to co się działo między
mną a kimkolwiek mogło cię obchodzić! Nawet jeśli jest to twój brat!
- Może mnie
nie obchodzi, a może jednak obchodzi! Mam dziś wyjątkowo zły humor Caroline
więc lepiej nie pogarszaj sytuacji.
- Och proszę
cię! Ty masz zły humor!? Tak mi przykro wasza wysokość! Byłam święcie
przekonana, że jedyne czego trzeba ci do szczęścia to Elena!
- Może się
mylisz!?
- Klaus! –
Elijah w końcu doszedł do głosu. – Ona nic do mnie nie czuje. Pocałowała mnie
tylko dla tego, że przywrócić twoje uczucia. I się udało.
- Udało się?
– Usłyszałam swój szept. Klaus nic nie odpowiedział, patrzył na mnie wielkimi
oczami i z niedowierzaniem złapał się za klatkę piersiową w miejscu serca.
Wyostrzyłam słuch starając się wychwycić jego bicie serca. Bardzo szybkie bicie
serca! Spojrzałam mu w oczy. Jego niebieskie oczy błyszczały teraz w dziwny
tajemniczy sposób. Podszedł do mnie pokonując odległość nas dzielącą dwoma
krokami. Poczułam bicie własnego serca. Teraz kiedy dzieliły nas już tylko
centymetry czułam na sobie jego ciepły oddech. Poczułam jego silne ramiona w
tali, które przyciągnęły mnie do niego łapczywie i niewiele unosząc nad ziemią.
Patrzyłam na jego odchylona usta, a potem zamknęłam oczy czując miękkość jego
warg na swoich. Pocałunek był bardzo łapczywy, lecz nagle się skończył.
Otworzyłam oczy. Klaus odsunął się ode mnie przyglądając mi się uważnie i
wyczekująco, jakby obawiał się mojej reakcji. Byłam niezadowolona tym że
przestał mnie całować i zirytowana, że obchodzi się ze mną jak z jajkiem.
Zrobiłam krok i wplotłam palce w jego włosy, a on z triumfalnym uśmieszkiem
przysunął się bliżej mnie i znów zaczęliśmy się całować. Tym razem pomału.
Kiedy nasz pocałunek się skończył przypomniałam sobie o Elijahu i towarzyszce
Klausa. Rozejrzałam się, ale nigdzie ich nie było. Odetchnęłam z ulgą. Klaus
wciąż mi się przyglądał.
- Do mnie
czy do ciebie? – Jego głos był zachrypnięty i taki seksowny.
- Ja do
mnie, ty do siebie. – Zrobił zdziwioną minę.
- Chyba nie
myślisz że jednym pocałunkiem wymażesz ostatnie tygodnie w których traktowałeś
mnie jak… nie wiem czy wymyślono już tak mocne określenie. – Jego uśmiech
zbladł. – Poza tym chyba przyszedłeś tu z jakąś dziewczyną, nie uważasz, że to
z nią powinieneś się całować? –
Oczywiście ja tak nie uważałam, nie mogłam mu jednak tak szybko wybaczyć togo
jak mnie traktował przez ostatnie dni. Prawda? To naprawdę nie było łatwe,
udawanie niedostępnej, ale świadomość, że kiedy jutro rano wstanę a on będzie
Nikiem którego znam, dawała mi otuchy. – Możesz mnie za to odprowadzić.
Klaus:
-
Oczywiście, z wielką przyjemnością. – Odkąd odzyskałem uczucia nie mogłem
oderwać od niej wzroku. Chciałem spędzić
każdą następną sekundę mojego życia z nią. Kiedy znaleźliśmy się pod jej domem
miałem ochotę zostać z nią, albo lepiej zabrać ją stąd do mojej sypialni i…
- Muszę już
iść. – Nachyliłem się aby ją pocałować, ale ona odwróciła twarz tak, że
natrafiłem na jej policzek. O co chodzi? Myślałem że wszystko jest w porządku.
Co prawda miała prawo być na mnie zła za to jak ją traktowałem przez ostatnie
dni, czego bardzo żałowałem, ale… Caroline stanęła na palcach i pocałowała mnie
delikatnie, odwzajemniłem pocałunek czując wzbierające we mnie pożądanie.
- Dobranoc.
– Powiedział mój Anioł kiedy pocałunek się skończył.
- Dobranoc
Caroline. – Powiedziałem do dziewczyny znikającej za drzwiami. Teraz
prawdopodobnie powinienem rozmyślać jak nieracjonalnie zachowuję się bawiąc się
w odprowadzanie kobiety której najbardziej pragnę pod dom i pozwalając jej spać
samej. Zaśmiałem się w duchu.
Po pierwsze - cieszę się, że w końcu dodałaś ten rozdział. Czekałam na niego wieki! Ale jest tak długi, że po prostu nie mogę się na Ciebie gniewać! :D
OdpowiedzUsuńPo drugie - chciałam skomentować rozdział pod postem wielkanocnym, ale kiedy tylko go przeczytałam, stwierdziłam, że za dużo pisałabym w tym miejscu, gdzie nie trzeba, także... :p
WOW. Mimo wszystko nie polubiłam Klausa bez uczuć. A szczególnie sposób w jaki traktował Caroline. Chociaż w dzisiejszym (a raczej wczorajszym :p) rozdziale było coś, co się zmieniło. Nareszcie Klaus zaczął posiadać jakies uczucia. Przynajmniej ich przejawy. A to, że przeniósł Care do łóżka było słodkie. *o* Ajajaja, myślałam, że Elijah będzie trochę dłużej udawał chłopaka Care, no ale co zrobić. Ważne, że Klaroline było. <3
Mogłabym napisać dłuższy komentarz, ale dzisiaj po prostu wysiadam, przepraszam. :( Tak w skórcie: Cudowny rozdział, podobał mi się na....... 100%! <3
Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka i wszystkiego innego. <3
http://we-have-immortality-tvd.blogspot.com/