.

.
.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 21

Rozdział 21
Udało mi się napisać ten rozdział w ciągu tego całego miesiąca przerwy, za który was przepraszam. Za tydzień egzaminy gimnazjalne i w końcu będzie z głowy. Tak więc do następnego weekendu... ale jednak nie, ponieważ mam dla was niespodziankę. Rozdział Świąteczny i mam nadzieję że już jutro czyli w lany poniedziałek będziecie mogli go przeczytać. Miłego czytania i WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH i mokrego śmigusa dyngusa ;p
Klaus:
- Co tu robisz? – Zastanawiałem się skąd się tu wziął.
- Słyszałem, że wyłączyłeś uczucia.
- Gdyby tak było to prawdopodobnie już byś nie żył.
- Nie. Tym razem to nie przez nas je wyłączyłeś. – Spojrzałam na niego zły. Skąd to wszystko wie?
- Ach więc ciekawy jestem na kim zatrzymały się twoje podejrzenia.
- Caroline. – Wtrąciła się Rebeka. Spojrzałem na nią ukrywając zdziwienie. Czy to aż tak oczywiste? Czy Caroline pierwsza na to wpadła? Spojrzałem na blondynkę i omal nie wybuchnąłem śmiechem. Caroline stała z rozchylonymi ze zdziwienia wargami i patrzyła na moje rodzeństwo starannie unikając mojego spojrzenia.
- Uważacie, że jedna młoda wampirzyca jest w stanie aż tak zamieszać mi w głowie?
- Na to wygląda. Miłość to nie słabość Niklausie.
- Naprawdę uważacie że to możliwe? – Zaśmiałem się gorzko. Nie chciałem o tym rozmawiać. Wszystkie uczucia to słabość, a ja nie jestem słaby.
- On ma racje. Musicie się mylić. – Usłyszałem cichy głosik Caroline. Wszyscy spojrzeli w jej kierunku.
- Caroline… - Zaczął Elijah.
- Ty też miałeś racje. – Spojrzała na Elijaha. – Ktoś taki nie istnieje. – Spojrzała na mnie, przez chwile wydawało mi się że w jej oczach czai się smutek ale potem pojawiła się złość. – Chcemy odzyskać Elenę.
- Nie jestem Świętym Mikołajem. Nie przychodźcie do mnie z życzeniami. – Odburknąłem zły. Ale dlaczego zły? Dlatego bo nie przyszła tu dla mnie? Nie to nie może być to. Nie obchodzi mnie po co tu przyszła. Ona wcale mnie nie obchodzi.
- Niklausie myślę że możemy to chociaż przedyskutować.
- Jedyne co możemy przedyskutować to, to kto cię uwolnił. Ale jak rozumiem byli to bracia Salvatore.
- Klaus może porozmawiamy o tym później. – Spojrzał przelotnie w stronę Caroline.
- Dlaczego? Przecież to oni cię uwolnili. Nie rozumiem dlaczego nie moglibyśmy to przedyskutować z nimi. Jestem bardzo ciekawy jak udało im się cię znaleźć skoro założyłem bardzo mocne zaklęcie aby nikt nie mógł cię znaleźć.
- Bonnie Bennett, wiesz mała, ciemne włosy, czarownica… - No tak jako moja czarownica była w stanie złamać to zaklęcie.
- Rozumiem, ale wciąż nie wiem dlaczego uwolniliście mojego brata. Nie uważam aby waszą sprawą było wtrącanie się w to kogo z mojej rodziny zasztyletuję a kogo nie. – Ktoś gwałtownie zaczerpnął powietrza.
- Ty nie… nie mógłbyś… - Caroline patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Ja mogę wszystko. – Uśmiechnąłem się do niej łobuzersko. Przeniosła wzrok na mojego brata.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Oddychała bardzo płytko.
- Caroline… ja nie chciałem… - Co mają znaczyć te rozmowy? Od jak dawna się znają? Byłem zły.
- Jakie to sentymentalne. – Drwiłem. – Dlaczego mi nie powiedziałeś. – Przedrzeźniałem ją.
- Och po prostu powiedz czego chcesz w zamian za Elenę! – Wybuchła robiąc krok w moją stronę.
- Nie oddam wam Eleny. Potrzebuję jej krwi. Dlaczego tak ci na niej zależy? Myślisz że ona zrobiła by to samom dla ciebie? Oczywiście, że by tego nie zrobiła. – Byłem wściekły. Dlaczego tak bardzo zależy jej na kimś kto przy pierwszej lepszej okazji zostawiłby ją nawet się nie odwracając.
- Nic o niej nie wiesz. O niej ani o mnie. Więc nie waż się mnie oceniać!
- Nic o tobie nie wiem? Nie trzeba cię długo znać aby się na tobie poznać. Jesteś samolubna, chcesz uratować Elenę dla siebie a nie dla niej. Nie chcesz jej po prostu stracić tak jak Tylera! – Wiedziałem że to nieprawda tak samo dobrze jak wiedziałem że te słowa ją ranią, ale nie potrafiłem przestać. – Jesteś samolubna Caroline. Chcesz mieć wszystko dla siebie…
- Niklaus natychmiast przestań! – Wtrącił się Elijah. – Nie widzisz że doprowadzasz ją do płaczu? – Oczy Caroline rzeczywiście napuchły od łez.
- Wygrałeś. Masz racje. Jestem beznadziejna. Poddaję się. – Nie sądziłem usłyszeć kiedykolwiek czegoś takiego z ust mojej Caroline.
- Car… - Zaczął Stefan.
- Stefan proszę nie. – Odwróciła się, a gdy Stefan ją złapał wyrwała mu się z uścisku. – Potrzebuję być teraz sama. – I zniknęła. Przez chwilę miałem ochotę za nią pobiec. Ale po co? Przecież nic do niej nie czuje. ‘Nic do niej nie czuję’ powtórzyłem w myślach.
- Negocjacje uważam za zamknięte. – Już się odwróciłem ale przypomniałem sobie o jeszcze jednej rzeczy. – Elijah zamierzasz mieszkać z naszą siostrą?
- Elijah może mieszkać z nami? – Usłyszałem okrzyk wesołości.
- Rebeka twoja obecność w tym miejscu wyklucza możliwość powrotu do domu. Lepiej znajdź sobie miejsce w łóżku u jednego z braci to może pozwolą ci zostać u siebie. Może wrócisz do Stefana?
- Nik…
- Chyba nie oczekiwałaś, że po tym wszystkim wrócisz ze mną tak po prostu.
- Ale ja nie chcę ci zaszkodzić Nik. Ja chcę ci pomóc odzyskać uczucia.
- Ty też Beka? – Roześmiałem się posępnie i w wampirzym tempie znalazłem się w rezydencji. Z niechęcią stwierdziłem, że siedzenie samemu w domu powoduje, że moje myśli obierały niewłaściwy tor. Dlaczego powiedziałem jej te wszystkie kłamstwa? Wstałem z fotela.
Caroline:
Łzy nie chciały  przestać płynąć. Jak ja mogłam być tak głupia. On nigdy nie widział we mnie niczego więcej niż zabawkę. Może powinnam była zginąć z rąk Tylera tamtego dnia? Czy wtedy wszystko potoczyło by się inaczej? Rozejrzałam się. Znajdowałam się na boisku szkolnym. Było już naprawdę późno. To był strasznie długi dzień. Położyłam się na trawie i spojrzałam w górę. Niebo było czarne i bezchmurne. Księżyc miał kształt cienkiego rogala, wokół niego błyszczały gwiazdy. Tak daleko stąd, małe i błyszczące. Otarłam łzy. Wzięłam głęboki wdech chcąc uspokoić szarpany oddech po płaczu. Pozwoliłam wiatrowi bawić się moimi włosami rozrzuconymi po trawie. Chłodne nocne powietrze wysuszyło moje łzy. Starając się nie myśleć o niczym zaczęłam liczyć gwiazdy, zupełnie tak jak byłam mała. 1… 2… 3… Kiedy leżałam na trawie przed domem marząc o tym, że kiedy dorosnę zostanę księżniczką i zakocham się w kocięciu. Tym jednym, jedynym który będzie mnie chronił. Ku mojej uldze te myśli nie sprawiały mi bólu. 113… 114… Marzenia o tym, że kiedyś będę jeździć po świecie. 156… Ale nigdy nie marzyłam o tym żeby zostać wampirem. Miałam może parę marzeń na temat nadprzyrodzonych stworzeń, ale były to raczej wróżki które pomagały w odnalezieniu ojca którego nigdy nie poznałam. Nigdy nie przeszły mi jednak przez myśl wampiry. To nie tak że tego nienawidzę. Odkąd jestem wampirem jestem pewniejsza siebie, nieśmiertelna, silna i to mi się podoba, ale stając się wampirem wkroczyłam świat do którego księżniczki ani wróżki z marzeń nie docierają. Świata w którym miłość powoduje jedynie cierpienie. 399… Poczułam, że ogarnia mnie senność i zasnęłam.
Otworzyłam pomału oczy. Leżałam w swoim łóżku. Co ja tu robię? Ostatnie wspomnienie jakie miałam to gwiazdy nad stadionem. Wstałam z łóżka i zbiegłam na dół. Czy to możliwe, że on mnie tu przyniósł? Usłyszałam ruch na altance. Serce podskoczyło mi do gardła. Otworzyłam powoli drzwi.
- Wszyscy cię szukali. – Przed domem stał Elijah. A więc to on mnie tu przyniósł.
- Mnie? – Stłumiłam w sobie jęk rozczarowania. Oczywiście to nie Klaus mnie tu przyniósł.
- Wczoraj opuszczałaś nas w nienajlepszy humorze.
- Przepraszam.
- To ja powinienem raczej cię przeprosić w imieniu mojego brata.
- Możemy teraz o tym nie mówić? – Poczułam skurcz w żołądku. Wstałam z huśtawki. – Jestem głodna, idę do szpitala. – Spojrzałam na niego. Skoro przyniósł mnie tu i jeszcze tu jest, to może chce ze mną o czymś porozmawiać. – Idziesz ze mną?
- Mogę. Ale wyjaśnij mi coś. Żywisz się chorymi ludźmi?
- Oczywiście, że nie! Pożyczam stamtąd tylko woreczki  z krwią.
- Więc nie pijesz z żyły?
- Nie.
- Niesamowita kontrola jak na tak młodego wampira.
- Dziękuję, chyba. – Uśmiechnęłam się.
- Powiedziałaś wcześniej że ‘pożyczasz’ woreczki. Czy to znaczy, że kiedyś je zwracasz?
- Nie. Nie do końca. Po prostu od czasu do czasu poproszę kogoś z mieszkańców o oddanie krwi do szpitala. Nie mogę oddać własnej ponieważ oboje wiemy jak to może się skończyć. Ta krew może uleczyć ale także przemienić. – Przypomniałam sobie wczorajsze słowa Klausa. Zatrzymałam się raptownie. – Myślisz że to samolubne?
- Oczywiście że nie Caroline. Większość wampirów zabija swoje ofiary, a ty nawet nie pijesz prosto z żyły.
- Ale biorę za darmo, a w zamian za to ktoś inny płaci swoją krwią. On miał rację. Jestem beznadziejna.
- Caroline on nie ma prawa cię osądzać. Jego każdy posiłek kończy się śmiercią kilku osób. Nie ma lepszej możliwości zdobywania krwi, a przecież musimy ją pić. Zrozum Caroline, że to co robisz jest naprawdę dobre.
- Dziękuję. – Weszliśmy do szpitala, zahipnotyzowałam pielęgniarkę a ta pozwoliła nam wziąć tyle krwi ile chcemy. Wciąż targana jednak poczuciem, że robię źle wzięłam tylko 10 woreczków mając nadzieję, że wystarczy mi to na cały tydzień. Na miejscu od razu wypiłam jeden. Zaproponowałam też Elijahowi ale on odmówił. Schowałam woreczki w torebce i razem z pierwotnym wyszłam ze szpitala.
- Więc co robiłaś wczoraj kiedy nas zostawiłaś?
- Szłam przed siebie i nawet nie wiadomo kiedy doszłam do boiska. A potem zaczęłam liczyć gwiazdy i zasnęłam.
- Zasnęłaś na boisku? A co potem? – Spojrzałam na niego zdziwiona.
- No jak to co? – Znaleźliśmy się przed domem. Otworzyłam drzwi idąc prosto do lodówki. Odwróciłam się wyczuwając że za mną nie idzie. Stał przed drzwiami jakby nie mógł wejść… Przecież on nie jest zaproszony! – Jak ci się udało wnieść mnie na górę, skoro nie jesteś zaproszony?
- Wnieść cię na górę? Nic nie rozumiem. Myślałem, że sama tam weszłaś.
- Nie. Już ci mówiłam, zasnęłam na murawie, ale obudziłam się w domu. Myślałam że to ty mnie tu przyniosłeś.
- Jednak to chyba nie mogłem być ja. Nie był to też Stefan ani Damon bo kiedy cię znaleźliśmy to już byłaś w domu. Stefan i Damon weszli na górę i powiedzieli że smacznie śpisz w swoim łóżku. Nie masz jakiegoś innego pomysłu kto to mógł być? – Oczywiście że miałam. Po myślałam o nim na samym początku, ale potem wykluczyłam tę możliwość. – Caroline?
- Klaus? – To pytanie było skierowane bardziej do mnie niż do niego.
- Klaus… więc to oznacza, że przez waszą wczorajszą kłótnię jego uczucia wracają.
- Ale on nigdy nie utracił żadnych uczuć, przecież słyszałeś co wczoraj powiedział.
- Caroline posłuchaj mnie uważnie. Skoro wyłączył uczucia to znaczy, że wcześniej coś do ciebie czuł. Nie wiem czy to były tak wielkie uczucia jak twoje, ale jakieś musiały być. I chyba wiem jak możemy je przywrócić. Potrzebujemy omówić ten plan z braćmi Salvatore.
- Jaki plan? – Czułam podekscytowanie i przerażenie.
- Caroline ufasz mi? – Czy ja mu ufam? Znam go od wczoraj!
- Tak.
- Kierunek dom Damona i Stefana. – Pobiegłam za nim starając się nadrobić dzielącą nas odległość. Oczywiście pierwotnych przybiegł pierwszy. Wpadliśmy do domu. Obaj bracia siedzieli w salonie, obaj lekko pijani.
- Co tu się dzieje? – Spytał Damon na nasz widok.
- Wiem jak możemy przywrócić ucz… uratować Elenę. – Poprawił się szybko. Oboje zerwali się z miejsc. – Aby uratować waszą dziewczynę musimy najpierw przywrócić jego uczucia względem Caroline.
- A jak masz zamiar to zrobić?
- Musimy sprowokować Klausa. Caroline. – Zwrócił się do mnie. – Musisz znaleźć sobie chłopaka.
- To nie jest plan! – Oburzyłam się.
- Powiedziałaś że mi ufasz. To musi się udać. Gdy Klaus tylko zobaczy cię z kimś innym…
- Ale jeśli uważasz że to pomoże, to czy on nie zabije tego kto zostanie chłopakiem Caroline? – Stefan ma rację pomyślałam przerażona.
- Najprawdopodobniej… ten sygnał byłby znakiem że nam się udało.
- To ma jakiś sens. Ale uda się tylko jeśli on naprawdę wyłączył uczucia. – Zauważył Damon.
- O to się nie martw.
- Czy wyście całkiem oszaleli? Nawet jakbym się zgodziła na udawanie że mam chłopaka to nie zgodzę się aby ktoś miał umrzeć!
- Dlatego potrzebujemy jakiegoś wampira. Najlepiej pierwotnego.
- Chyba żartujesz Damon. Nawet jeśli Klaus nie zabiłby Elijaha, to istnieje ryzyko, że go znów zasztyletuje!
- Zgadzam się.
- Co? – Czy on w ogóle kiedykolwiek myśli o sobie? Przyjechał tu ratować brata który go zasztyletował a teraz jeszcze chce ryzykować że znów zostanie zasztyletowany!?
- To zbyt ryzykowne!
- Caroline zastanów się jeszcze. Nawet jeśli by mnie zasztyletował, to nic w porównaniu z tym że już nigdy nie miałby czuć tego co czuł. – Też chciałabym aby to czuł, ale jakim kosztem?
Po skończonej dyskusji wraz z pierwotnym wyszliśmy z domu.
- Może pójdziesz ze mną na drinka?
- Chętnie.
W Mistyce Grill było dość tłoczno jak na tak wczesną porę. Zamówiliśmy jednego drinka a potem następnego i następnego. Na początku rozmowa się nie kleiła i dotyczyła przekonywania mnie na temat planu, potem jednak zaczęliśmy mówić o innych rzeczach. Elijah opowiadał mi o swoich podróżach, a ja o szkolnych imprezach i moim byłym szkolny życiu. Kiedy byłam już tak pijana, że ledwo trzymałam się na nogach wyszliśmy z baru. Było późne popołudnie. Wychodząc z baru omal nie upadłam na chodnik, Elijah złapał mnie jednak w pasie pomagając złapać równowagę.  W tym samym momencie wyczułam czyjeś spojrzenie i podniosłam oczy. Jego niebieskie źrenice świdrowały mnie sprawiając wręcz nie fizyczny ból. Przyjrzałam mu się uważnie. Jej jaki on jest przystojny. Mój wzrok zatrzymał się na młodej dziewczynie uwieszonej na jego ramieniu z wielkim triumfalnym uśmiechem. Chodziła ze mną chyba na chemię. Poczułam dziwne ukucie. Jemu w ogóle na mnie nie zależy. Z trudem odwróciłam wzrok i spojrzałam na Elijaha jego twarz była dość blisko mojej.
- Ufasz mi? – Szepnął.
- Tak. – Odpowiedziałam i pocałowałam go ciesząc się że tyle wypiłam. Nie to żeby Elijah nie był przystojny, bo był i to bardzo, jednak ja go nie kochałam, tak właściwie to ja go ledwo znałam. Całowanie go przed oczami Klausa… Poczułam mocne odepchnięcie do tyłu i czyjś krótki smutny śmiech.
- Jesteś gorsza niż myślałem. Wystarczy że znasz kogoś więcej niż dzień i już wskoczyłabyś mu do łóżka. A może to chodzi o władzę? Matka Tylera to tutejsza burmistrz, a Elijah to pierwotny wampir. Gratuluję! – Spojrzałam na Klausa który stał teraz między mną a Elijahem.
- Klaus posłuchaj… - Zaczął jego brat, ale ja mu przerwałam.
- Nie rozumiem co ci w tym przeszkadza Klaus! Nie sądzę aby to co się działo między mną a kimkolwiek mogło cię obchodzić! Nawet jeśli jest to twój brat!
- Może mnie nie obchodzi, a może jednak obchodzi! Mam dziś wyjątkowo zły humor Caroline więc lepiej nie pogarszaj sytuacji.
- Och proszę cię! Ty masz zły humor!? Tak mi przykro wasza wysokość! Byłam święcie przekonana, że jedyne czego trzeba ci do szczęścia to Elena!
- Może się mylisz!?
- Klaus! – Elijah w końcu doszedł do głosu. – Ona nic do mnie nie czuje. Pocałowała mnie tylko dla tego, że przywrócić twoje uczucia. I się udało.
- Udało się? – Usłyszałam swój szept. Klaus nic nie odpowiedział, patrzył na mnie wielkimi oczami i z niedowierzaniem złapał się za klatkę piersiową w miejscu serca. Wyostrzyłam słuch starając się wychwycić jego bicie serca. Bardzo szybkie bicie serca! Spojrzałam mu w oczy. Jego niebieskie oczy błyszczały teraz w dziwny tajemniczy sposób. Podszedł do mnie pokonując odległość nas dzielącą dwoma krokami. Poczułam bicie własnego serca. Teraz kiedy dzieliły nas już tylko centymetry czułam na sobie jego ciepły oddech. Poczułam jego silne ramiona w tali, które przyciągnęły mnie do niego łapczywie i niewiele unosząc nad ziemią. Patrzyłam na jego odchylona usta, a potem zamknęłam oczy czując miękkość jego warg na swoich. Pocałunek był bardzo łapczywy, lecz nagle się skończył. Otworzyłam oczy. Klaus odsunął się ode mnie przyglądając mi się uważnie i wyczekująco, jakby obawiał się mojej reakcji. Byłam niezadowolona tym że przestał mnie całować i zirytowana, że obchodzi się ze mną jak z jajkiem. Zrobiłam krok i wplotłam palce w jego włosy, a on z triumfalnym uśmieszkiem przysunął się bliżej mnie i znów zaczęliśmy się całować. Tym razem pomału. Kiedy nasz pocałunek się skończył przypomniałam sobie o Elijahu i towarzyszce Klausa. Rozejrzałam się, ale nigdzie ich nie było. Odetchnęłam z ulgą. Klaus wciąż mi się przyglądał.
- Do mnie czy do ciebie? – Jego głos był zachrypnięty i taki seksowny.
- Ja do mnie, ty do siebie. – Zrobił zdziwioną minę.
- Chyba nie myślisz że jednym pocałunkiem wymażesz ostatnie tygodnie w których traktowałeś mnie jak… nie wiem czy wymyślono już tak mocne określenie. – Jego uśmiech zbladł. – Poza tym chyba przyszedłeś tu z jakąś dziewczyną, nie uważasz, że to z nią powinieneś  się całować? – Oczywiście ja tak nie uważałam, nie mogłam mu jednak tak szybko wybaczyć togo jak mnie traktował przez ostatnie dni. Prawda? To naprawdę nie było łatwe, udawanie niedostępnej, ale świadomość, że kiedy jutro rano wstanę a on będzie Nikiem którego znam, dawała mi otuchy. – Możesz mnie za to odprowadzić.
Klaus:
- Oczywiście, z wielką przyjemnością. – Odkąd odzyskałem uczucia nie mogłem oderwać od  niej wzroku. Chciałem spędzić każdą następną sekundę mojego życia z nią. Kiedy znaleźliśmy się pod jej domem miałem ochotę zostać z nią, albo lepiej zabrać ją stąd do mojej sypialni i…
- Muszę już iść. – Nachyliłem się aby ją pocałować, ale ona odwróciła twarz tak, że natrafiłem na jej policzek. O co chodzi? Myślałem że wszystko jest w porządku. Co prawda miała prawo być na mnie zła za to jak ją traktowałem przez ostatnie dni, czego bardzo żałowałem, ale… Caroline stanęła na palcach i pocałowała mnie delikatnie, odwzajemniłem pocałunek czując wzbierające we mnie pożądanie.
- Dobranoc. – Powiedział mój Anioł kiedy pocałunek się skończył.

- Dobranoc Caroline. – Powiedziałem do dziewczyny znikającej za drzwiami. Teraz prawdopodobnie powinienem rozmyślać jak nieracjonalnie zachowuję się bawiąc się w odprowadzanie kobiety której najbardziej pragnę pod dom i pozwalając jej spać samej. Zaśmiałem się w duchu.

1 komentarz:

  1. Po pierwsze - cieszę się, że w końcu dodałaś ten rozdział. Czekałam na niego wieki! Ale jest tak długi, że po prostu nie mogę się na Ciebie gniewać! :D
    Po drugie - chciałam skomentować rozdział pod postem wielkanocnym, ale kiedy tylko go przeczytałam, stwierdziłam, że za dużo pisałabym w tym miejscu, gdzie nie trzeba, także... :p
    WOW. Mimo wszystko nie polubiłam Klausa bez uczuć. A szczególnie sposób w jaki traktował Caroline. Chociaż w dzisiejszym (a raczej wczorajszym :p) rozdziale było coś, co się zmieniło. Nareszcie Klaus zaczął posiadać jakies uczucia. Przynajmniej ich przejawy. A to, że przeniósł Care do łóżka było słodkie. *o* Ajajaja, myślałam, że Elijah będzie trochę dłużej udawał chłopaka Care, no ale co zrobić. Ważne, że Klaroline było. <3
    Mogłabym napisać dłuższy komentarz, ale dzisiaj po prostu wysiadam, przepraszam. :( Tak w skórcie: Cudowny rozdział, podobał mi się na....... 100%! <3
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka i wszystkiego innego. <3

    http://we-have-immortality-tvd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń