Rozdział
Sylwestrowy
Kochani to chyba najdłuższy rozdział jaki w życiu napisałam i będzie miał on trochę wspólnego z przyszłymi rozdziałami.
To ostatni rozdział w tym roku, więc zrobię małe podsumowanie. Dziękuję wszystkim, że wytrzymaliście ze mną już prawie miesiąc! Weszliście na mojego bloga 680 razy, a przynajmniej na razie, natomiast wszystkich opublikowanych komentarzy ( czyli łącznie z moimi odpowiedziami ) jest 26. ( Może się nie znam ale to tak trochę blado porównując do liczby wejść). Chciałabym w szczególności podziękować komentującym i oczywiście czytającym, i zachęcam do komentowania w przyszłym roku.
Życzę wam szczęśliwego Nowego Roku i spełnienia marzeń.
Otworzyłam
oczy i rozejrzałam się po pokoju. Coś było nie tak. Czułam to, ale nie
potrafiłam powiedzieć co. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na zewnątrz
wszystko było pokryte białym puchem. Ale przecież to niemożliwe! Mamy dopiero
końcówkę sierpnia. Coś mi to przypominało… Mój sen i Boże Narodzenie. Czyżby to
znowu był sen?
- Mam
świadomy sen? – Pisnęłam radośnie. – Ale czy to możliwe? Rozejrzałam się po
pokoju. Wszystko na pozór wyglądało tak samo. Spojrzałam na kalendarz - 31
grudzień. A więc znowu grudzień?
Hmm co wiem
o świadomym śnie? Mogę robić co chcę… I podobno istnieje sposób aby przeniknąć do
czyjegoś snu. Wystarczy przejść przez lustro czy jakoś tak. Nie mam nic do
stracenia więc… No chyba że to jest rzeczywistość a ja przespałam 4 miesiące
mojego życia. Więc lepiej żeby to był sen!
Odwróciłam
się w stronę lustra. Oby działało, bo mimo wszystko nie chciałabym odbić się od
zimnej tafli zwierciadła. Widziałam coś takiego kiedyś na filmie. Przykładasz
rękę, a zamiast gładkiej powierzchni znajduje się błona przez którą
przechodzisz. Do kogo by się tu wybrać? Może Elena? To chyba nienajlepszy
pomysł, może jej się śnić któryś z braci i tylko bym przeszkadzała a więc może
Tyler? Nie odzywa się co prawda, ale przecież to tylko mój sen, a to może
przynajmniej pomoże mi uporządkować swoje myśli i uczucia. Więc myśląc o
Tylerze ruszyłam w stronę lustra. Dotknęłam powierzchni lustra ręką, która
teraz znajdowała się po drugiej stronie.
- Udało się!
– Krzyknęłam i szybko zakryłam sobie drugą ręką usta. Nie wiem która godzina,
ale nie chcę obudzić mamy z mojego snu. Ja chyba zaczynam wariować. Zdjęłam
rękę z ust i wsunęłam ją jak poprzednią. Następnie wzięłam oddech i przechodząc
przez lustro zaczęłam się zastanawiać czy w jego śnie może znajdować się Klaus?
To by było raczej dziwne, chociaż biorąc pod uwagę moje sny to na pewno się stanie.
Pierwotny śnił mi się w końcu dość często.
Poczułam
dziwne wirownie i nagle do mojego nosa wdarł się zapach alkoholu. Przewróciłam
się wpadając na kogoś.
- Caroline? –
spytał mnie zdziwiony głos Klausa. Spojrzałam na niego a następnie rozejrzałam
się. Tylera tu nie było. Nie to niemożliwe i nagle mnie olśniło, przechodząc
przez lustro myślałam o nim a nie o Tylerze!
- Gdzie my
jesteśmy? – Spytałam wyrywając się z jego uścisku w którym się znalazłam od kiedy
mnie złapał.
- Co ty
robisz w moim śnie? – Nie odpowiedział na moje pytanie. A więc jednak miałam
racje. Jestem w śnie hybrydy, to ta jakbym była w jego głowie.
- Zadałam
pytanie pierwsza. – Spojrzał na mnie surowo, a potem opuścił ramiona w geście
poddania i spojrzał na mnie wesoło.
- Jesteś w
moim śnie. W Nowym Orleanie.
- Nowy
Orlean? Słynne miasto w którym rzekomo będziesz studiował sztukę? – Spytałam lekko
zirytowana.
- To nie
było kłamstwo Kochana. – Wierzyć mu czy nie wierzyć?
- Więc
udowodnij! Pokaż mi swoje rysunki!
- Chętnie,
ale proponuje zająć się bardziej naglącą sprawą. – Lustrował mnie wzrokiem od
stup do głów.
- O co ci
znowu chodzi? Nie próbuj się wykręcać! – Czy on myśli, że tak łatwo dam się
zwieść?
- Oj
przepraszam, może źle zinterpretowałem twój strój. – Powiedział z lekkim
rozbawieniem nie odrywając ode mnie wzroku. – Ale to mi wygląda na jedwabną i
dość skąpą piżamkę.
O nie!
Kompletnie zapomniałam spojrzałam na swoje ubranie. Miałam na sobie szorty i bluzeczkę
do kompletu i koronką. Moja piżama na lato rzeczywiście była skąpa, a ja stałam
w niej, w samym środku klubu w NO. Ale nie to było najgorsze stałam w niej przed
Klausem.
- Zupełnie
zapomniałam. – Wyszeptałam, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. – Nie gap
się! – Skarciłam pierwotnego i w tej samej chwili poczułam ciężar materiału na
ramionach. Podniosłam wzrok na pierwotnego który stał przede mną już bez swojej
kurtki. Poczułam jak moje rumieńce się pogłębiają. Może on nie jest taki zły?
- Dziękuję. –
Wyszeptałam cicho, wiedząc że usłyszy mimo głośnej muzyki. Nic nie odpowiedział, tylko wziął mnie za rękę i zaczął zmierzać w stronę drzwi. Nic nie mówiąc ruszyłam
za nim.
Kiedy
wyszliśmy na zewnątrz poczułam chłód zimnego powietrza. Wszędzie wokół leżał
śnieg. Tu też? Spojrzałam na Klausa który też wyglądał na zdziwionego.
- Co ci się
wcześniej śniło? – Spytał rozglądając się w zamyśleniu.
- No więc
śniło mi się że budzę się w swoim pokoju… - niepewna czy mnie słucha zamilkłam
za chwilę, jego oczy powędrowały w moją stronę. – Za oknem był śnieg więc
stwierdziłam, że to sen. Śniło mi się już kiedyś podobna sytuacja. – Też z tobą, pomyślałam przypominając sobie ten sen. Tego jednak nie powiedziałam na głos. –
Spojrzałam na kalendarz a tam 31 grudzień. Przypomniałam sobie wszystko co wiem
o świadomym śnie i o przechodzeniu do czyichś snów. No a potem przeszłam przez
lustro i wpadłam na ciebie. Na jego ustach zagościł ogromny uśmiech.
- A więc
myślałaś o mnie?
-
Oczywiście, że nie! – zawahałam się.
- Przecież
wiesz zapewne jak to działa, trafiasz do snu osoby o której myślisz.
- No to
najwyraźniej myślałam o tym jak bardzo cię nienawidzę i jak bardzo potrafisz
być irytujący. – Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać najwyraźniej nie wierząc w
moje słowa, ale nie widziałam w tym nic dziwnego, ponieważ sama w nie nie
wierzyłam.
- Jestem
zaszczycony że wybrałaś właśnie mój sen. – Skłonił się teatralnie.
- Nie
wygłupiaj się. Ludzie patrzą!
- Caroline,
jesteśmy w moim śnie, w którym co prawda
trochę zamieszałaś pojawiając się tu z Sylwestrem. Ale ci ludzie tak naprawdę tego nie widzą.
- Z
Sylwestrem? Dziś w śnie jest 31 grudzień więc jest Sylwester. – Jak mogłam o
tym zapomnieć. Spojrzałam na pierwotnego. Chyba nie zamierzał zabrać mnie na
Sylwestra? Nie to żebym miała coś przeciwko, ale mam na sobie piżamę.
Rozejrzałam się i coś przykuło moją uwagę. Ludzie których mijaliśmy, pojazdy,
Klaus, coś było nie w porządku. Wszyscy ludzie i Niklaus mieli na sobie stroje
z zupełnie innej epoki. A obok nas zamiast samochodów jeździły powozy. Stanęłam
jak wryta.
- Co się
stało? – Usłyszałam zaniepokojony głos Klausa.
- Klaus,
który mamy rok?
- Kochana
znajdujemy się właśnie na Bourbon Street. Jest rok 1713, piękne lata. W Europie
powstają pierwsze loże wolnomularzy, wiek rozwoju nauki. Dopiero co
przyjechaliśmy więc jeszcze nie wygląda jakoś specjalnie, ale już zdążyłem stworzyć
tę ulicę i pierwsze bary.
- 300 lat
temu. – Wyszeptałam. Nagle jego słowa do mnie dotarły. - Wy zbudowaliście to
miasto?
- Można to
tak nazwać. – Uśmiechnął się i ruszył dalej. Ale ja wciąż stałam w miejscu.
- Ale jacy
wy? – Odwrócił się do mnie i zmarszczył brwi.
- Jeśli
chcesz opowiem ci wszystko tylko zajmijmy się najpierw twoim strojem. No chyba
że wolisz… - Przerwałam mu.
- Nie! Masz
racje zajmijmy się najpierw moim strojem. – Ruszyłam za nim przeklinając się w duchu
że o tym zapomniałam. Parę minut później staliśmy pod wielkim sklepem. Nigdy nie
kupowałam ubrań w XVIII wieku ale mimo wszystko ten sklep wyglądał na drogi.
Spojrzałam na Klausa.
- Tu jest
chyba drogo.
- Słońce
jesteśmy w moim śnie. – No racja. Gdybym liczyła wszystkie gafy które przy nim popełniam
brakło by mi palców.
Weszliśmy do
środka. Sklep był duży, przestronny. Sprzedawczyni ubrana tak jak inne panie
które mijaliśmy po ulicy podeszła do mnie. Miała no sobie długą prostą sukienkę
w kolorze brązu z długimi rękawami, lekko bufiastymi na ramionach.
- Czego
państwo szukacie? Spojrzała na mnie jakby nie widząc że jestem tylko w piżamie.
Podniosłam oczy na pierwotnego posyłając mu zdziwione spojrzenie. Ten
odpowiedział mi szerokim uśmiechem. – Czegoś na co dzień czy może wieczorowej
sukni? – Spojrzałam na Nika. No właśnie czego szukamy?
- Potrzebujemy
jakiejś sukienki na co dzień, jednak nie jakąś tam zwyczajną, musi być
najlepsza! – Powiedział bez wahania.
- Dobrze,
rozumiem proszę za mną. – Poszliśmy za nią w głąb sklepu. Kobieta wyciągnęła
trzy suknie proste, ale bardzo wytrawne. Pierwsza była śnieżnobiała z małymi
błyszczącymi kamyczkami, druga była w kolorze delikatnego różu a może to beż?
Trzecia natomiast w kolorze brązu, trochę jaśniejszego niż ten który miała na
sobie sprzedawczyni.
- Róż
wenecki. – Głos Klausa wyrwał mnie z zamyślenia. No proszę, niezły jest.
- Pozwoli
panienka ze mną do przymierzalni. – Popatrzyłam na Klausa niepewna czy mam iść.
Ale on patrzył teraz przez okno więc ruszyłam za kobietą. Suknia była równie
piękna jak i skomplikowana, na szczęście ekspedientka pomogła mi ją włożyć.
Spojrzałam w lustro. Miałam na sobie piękną suknie długą do ziemi, jak się przed
chwilą dowiedziałam w kolorze weneckiego różu. Miała kwadratowy dekolt, jak się
na szczęście okazało wcale nie tak duży, a po środku miał małą kokardkę. Od
dekoltu do pasa znajdował się marszczony materiał w kształcie odwróconego
trójkąta. Rękawy były przy ramionach proste, za to na wysokości łokci były
szerokie. A następnie się zwężały i kończyły na długości ¾. Dalej sukienka
biegła prosto aż do samej ziemi, a na niej, po bokach spoczywała jeszcze jedna
warstwa materiału, który falował przy każdym moim kroku. Z tyłu sznurowana, na
szczęście nie mocno, i oddychanie przychodziło mi bez trudu. Wyszłam z za
kotary aby zaprezentować się Klausowi. Obróciłam się raz i zobaczyłam jak w
jego oczach pojawiają się iskierki.
- Bierzemy.
Potrzebny nam będzie jeszcze płaszcz i mufka. – Mufka? Na prawdę? Byłam coraz
bardziej podniecona. Kiedy mieliśmy już wszystko Klaus zapłacił za zakupy
tłumacząc że to jego sen i że i tak nie traci ani grosza i dodając że wydawanie
na mnie pieniędzy to sama przyjemność. Na co nie odpowiedziałam. Ale poczułam
jak gdzieś w sercu topi mi się ogromny mur z lodu. Następnie wsiedliśmy do bogato
zdobionego powozu, z wielką złotą literą ‘M’ na drzwiczkach. Jechaliśmy chwilę,
aż dotarliśmy na granice miasta. Moja ciekawość sięgnęła zenitu.
- Gdzie jedziemy?
Myślałam że mieszkasz w mieście.
- Nie
mieszkam na wsi. Sama zobaczysz czemu.
- Chyba
rozumiem – powiedziałam z zachwytem na widok ogromnej willi wyłaniającej się
właśnie z za alejki którą jechaliśmy. - A ja myślałam że wasz dom w Mystic Falls to
pałac. Więc jak na to mówisz?
- Dom. –
Odpowiedział dziwnie zachrypniętym głosem. Kiedy kareta się zatrzymała wysiadł
i podał mi rękę. Wysiadałam ostrożnie uważając na suknię. Weszliśmy do środka i
ku mojemu zdziwieniu nie było zimne i puste a raczej wesołe i pełne zapracowanych
i krzątających się ludzi.
- Co tu się
dzieje?
- Oh
zapomniałem Beka urządzała Sylwestra w tym roku. Ale pamiętaj że to twoja wina.
– Powiedział żartobliwie.
- Ej. – Uderzyłam
go pięścią w ramię. – To ty wybierałeś rok!
- Nik dobrze
że jesteś musisz się przebrać a bal już za 2 godziny. A jeszcze tyle nie
zrobione.
- Rebeka? –
Zapytałam raczej samą siebie niż ją. Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Zgadza
się. Jestem jego siostrą a ty zapewne jego partnerką? Bosko! Miło mi cię poznać
mów mi Beka.
- Caroline. –
Wyszeptałam zdziwiona jej zachowaniem. To tylko sen, to tylko sen!
- Cieszę się
że już jesteś. Klaus zaprowadzi cię do swojego pokoju, gdzie będziesz mogła się
przebrać. Nie, nie, nie! To nie ma być tam! – Krzyknęła w stronę gromadki ludzi
krzątających się przy stołach. – Przepraszam ale mam urwanie głowy. - I uciekła.
- Rebeka? – Powtórzyłam
pytanie tym razem do Klausa.
- Żeby
tylko. Na Tym Sylwestrze byliśmy wszyscy. – Powiedział jakby z dumą.
- Wszyscy? –
Nie rozumiałam co ma na myśli.
- Tak
jeszcze Kol i Elijah.
- Masz
jeszcze 2 braci?
- Widzę że
nie wiele o mnie wiesz. No ale na razie musimy się przebrać potem ci ich
przedstawię. – Ruszyłam za nim.
- Ale ja nie
mam za co się przebrać!
- Tym się
nie przejmuj. Mam coś co będzie na tobie leżeć idealnie.
Poszliśmy
jak przypuszczam do jego sypialni. Wszystkie meble i podłoga były z ciemnego
drewna. Ściany natomiast były beżowe. Klaus wyciągnął duże okrągłe pudełko i podał
mi je. Przyjęłam je, położyłam na łóżku i niepewnie otworzyłam wieczko. W
środku znajdowała się Niebieska suknia, długa do ziemi o zupełnie innym kroju
niż ta którą mam na sobie. Klaus wyszedł a ja się przebrałam. Nie udało mi się
jedynie zasznurować jej z tyłu.
- Można?
- Tak. – Powiedziałam
niepewna tego co robię. Klaus wchodząc zauważył że próbuje zawiązać sobie
sukienkę podszedł do mnie i szepnął mi do ucha:
- Może
pomóc. – Poczułam na szyi jego oddech.
- Chętnie. -
Odpowiedziałam czując jak stabilny grunt usuwa mi się z pod nóg. Był za blisko.
Czułam jego zapach jego oddech na mojej skórze. Kiedy skończył złapał mnie w
tali jedną ręką i obrócił w swoją stronę. Nasze twarze dzieliły zaledwie
centymetry. Nie mogę być tak blisko, bo jeśli by mnie teraz pocałował nie
protestowałabym. A przecież ja nawet nie wiem co do niego czyje. A może wiem?
Poczułam mocniejsze bicie serca. Czy ja go kocham? Niestety nie umiałam
zaprzeczyć. Ale też nie potwierdziłam prawda? A co on do mnie czuje? Jeśli
tylko się mną bawi. Odsunęłam się o jeden krok do tyłu. Jeśli tak jest to nie
mogę go pocałować. Przyjrzałam mu się uważnie próbując odciągnąć myśli i oczy
od jego ust. Po wcześniejszym stroju w jakim chodził w czasach współczesnych
nie było śladu. Teraz wyglądał jak książę. Miał na sobie Jasną garnitur i białą
koszule. Ale w takim starym stylu. Wyglądał ja król i władca, ale jego wyraz
twarzy należał do Nika. Więc może jego oba oblicza są prawdziwe? Tylko czy
można być zarazem dwiema tak skrajnie różnymi osobowościami?
- Wyglądasz
jak księżniczka. – Powiedział i zobaczyłam że jego oczy pociemniały.
- Dziękuje.
A ty jak król. Król Nowego Orleanu. – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Bo nim jestem.
- No nie
przesadzajmy. Może Księciem. – Drażniłam się z nim.
Zeszliśmy na
dół. Zbliżała się 18, czyli wyznaczona godzina. Rebeka poprosiła Klausa aby się
czymś zajął, tak więc zostałam z blond pierwotną, patrząc jak krząta się po
pokoju.
- Mogę jakoś
pomóc. – Spytałam. – Uwielbiam przygotowania do balu.
- Ja
również. Zobaczmy. Możesz układać róże do tego wazonu. - wskazała wazon obok siebie, a sama zajęła się
drugim. – Nik bywa czasem hmm trudny, ale w głębi serca bardzo zależy mu na
rodzinie. Może się wydawać zamknięty, ale wystarczy czasu i można się do niego
dostać. Nie sądziłam że to powiem kiedyś. Ale wystarczyło że raz na niego
spojrzałam i zrozumiałam że coś do ciebie czuje. Pamiętaj jedno, jeśli go
zranisz będziesz miała ze mną do czynienia! – W głowie wirowało mi coraz
szybciej. Rebeka czuła? Zranić Klausa? Jak na mnie patrzył? O co tu chodzi?
Podparłam się o stół.
- Dzień
dobry pięknym panią. – Usłyszałam za sobą czyjś głos. Odrobinę podobny do głosu
Klausa. Odwróciłam się, a zawroty głowy nagle ustały. – My się chyba jeszcze
nie znamy. Jestem Kol.
- Caroline. –
Odpowiedziałam zmieszana. Brat Klausa był do niego trochę podobny.
- Co tu
robisz Caroline? – Spytał kładąc mi rękę
na tali której nie zdążyłam strząsnąć ponieważ ktoś zrobił to za mnie.
- Za wysokie
progi na twoje nogi. – Usłyszałam głos Klausa.
- Jesteś z
nim?! – Pierwotny wskazał na Nika, mówiąc to jak obelgę. Przez co dostało mu się
od brata. Od popychania skończyło się na tym że obaj turlali się po podłodze.
Na początku bała się, że coś sobie zrobią i chciałam im przeszkodzić, ale
czyjaś ręka zatrzymała mnie.
- Spokojnie.
To u nich normalne. – Spojrzałam w górę i zobaczyłam pogodną uśmiechniętą twarz
mężczyzny. Było w nim coś co sprawiło że od razu mu zaufałam. – Jestem Elijah
Mikaelson. Najstarszy z rodzeństwa.
- Caroline
Forbes.
- Miło mi
panią poznać pani Forbes. - pocałował mnie w dłoń.
- Proszę mów
mi Caroline. Więc jesteś starszym bratem Klausa? A Kol?
- Kol jest młodszy.
Jesteś tu z Klausem?
- Tak ze
mną. – Potwierdził Klaus zbierając się z podłogi.
- Goście! – Krzyknęła
Rebeka.
Potem
wszystko działo się tak szybko. Klaus w sumie nie przedstawił mi już nikogo
więcej. Tańczyłam prawie całą noc tylko z nim, nie licząc jednego tańca z
Elijahem i jednego z Kolem, choć na to Klaus nie chciał się zgodzić. Cudownie
było wirować z Nikiem w pięknej sukni po olbrzymiej Sali balowej. Sufit był
bardzo wysoki, a z niego zwisł
kryształowe żyrandole. Stoły były syto zastawione, a potrawy przepyszne.
Serwowała je służba! Siedziałam między Nikiem a Elijahem który zajmował czołowe
miejsce przy stole. Naprzeciw niego siedziała Rebeka gdzieś na drugim końcu
tego długaśnego stołu. To wszystko było tak realne że prawie zapomniałam, że to
sen.
Kilka minut
przed północą wszyscy wstaliśmy i rozdano nam kieliszki z prawdziwie drogim
szampanem. O północy wznieśliśmy toast za nadchodzący nowy rok i wszyscy oprócz
mnie i Klausa zaczęli pić. Też zamierzałam to zrobić, jednak Klaus mnie
powstrzymał łapiąc mnie za nadgarstek. Przybliżył usta do mojego ucha i
wyszeptał słowa obietnicy które będą prawdopodobnie prześladować mnie do końca
życia:
- Caroline.
Do następnego sylwestra będziesz moja. – A następnie wypił swoją porcję
szampana. Oszołomiona zrobiłam to samo. Najgorsze jest to, że w jego słowach
nie było groźby, a obietnica. A ja gdzieś w środku czułam, że tego chce. Nagle
wraz z końcem dzwonu wybijającego północ skończył się mój sen. Obraz stał się
zamazany, a Klaus znikł. Otworzyłam niezadowolona oczy. Kto śmie mnie budzić! Nagłe dopadło mnie poczucie pustki i żalu że ten sen się skończył. Spojrzałam na telefon
którego melodia mnie obudziła. Na wyświetlaczu widniało jedno słowo. Elena. Do diabła z
Eleną pomyślałam i wyłączyłam telefon. W głowie oprócz strasznego bólu czułam jeszcze rozczarowanie i poczucie, że to tylko sen, że to nie był on, że
on tego nie mówił. Że nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Położyłam się z
powrotem na łóżko, przykrywając głowę poduszką. Czemu ona tak boli!