Rozdział 15
Przepraszam, że tak długo. Rozdział trochę krótki, ale następny będzie dłuższy. Następny już niedługo. Mam nadzieje że się wciągniecie.
Caroline:
Tym razem
budzik zadzwonił wyjątkowo punktualnie, z wielkim wysiłkiem otworzyłam oczy. Wczoraj
długo nie mogłam zasnąć, przekręcałam się z boku na bok, próbując zagłuszyć
wszystkie niepewności. Skupiałam się na szkole i balu, ale moje myśli
nieustannie powracały do Klausa i Tylera. Wstałam z łóżka i stanęłam przed
lustrem. Uśmiechnęłam się sztucznie, teraz lepiej. Nie tak wyobrażałam sobie
początek ostatniej klasy. Przebrałam się i zeszłam do kuchni. Kiedy byłam już
po śniadaniu, wypiłam woreczek krwi i wyszłam. Wsiadłam do samochodu, na
szkolnym parkingu byłam o 7.40. Miałam nadzieję że Elena i Bonnie już tu będą,
na parkingu ich jednak nie było. Weszłam więc do środka kierując się w stronę sali
w której mamy pierwsze zajęcia. Po drodze podeszłam jeszcze do swojej szafki i
zostawiłam tam wszystkie rzeczy oprócz książek które były mi potrzebne na
pierwszą lekcję. Niedaleko ode mnie zauważyłam Matta stojącego z grupką kolegów
z drużyny.
- Cześć. –
Podeszłam do niego. Podniósł wzrok i kiedy mnie zobaczył natychmiast spojrzał w
innym kierunku.
- Cześć. –
Odpowiedział wciąż unikając mojego spojrzenia. Coś jest nie tak, ale co?
- Nie wiesz
gdzie jest Elena albo Bonnie? – Wstrzymał na sekundę oddech, a jego serce
zabiło mocniej. A więc to o nie chodzi? Chciałam spytać, ale właśnie przybiegł
jeden z chłopaków z jego drużyny i powiedział że trener ich woła i to w tej
chwili.
- Nie wiem,
przepraszam ale muszę iść. – powiedział z widoczną ulgą. O co chodzi? Czyżby
się pokłócili? Miałam nadzieję się tego dowiedzieć od dziewczyn więc czym
prędzej ruszyłam w stronę sali biologicznej. Ale nie było ich tam, tak
właściwie to nie było ich w ogóle na pierwszej lekcji. Napisałam im parę SMS-ów
ale żadna z nich nie odpisała. Na przerwie próbowałam się do nich dodzwonić,
ale żadna nie odebrała. Tak samo jak Stefan i Damon. Został już tylko Tyler,
nie byłam pewna czy zamierza w ogóle chodzić do szkoły, ale miałam nadzieję że
wie gdzie jest Elena. Zaczynałam się o nią coraz bardziej martwić.
- Hej tu… -
usłyszałam jego głos
- Tyler! –
ucieszyłam się, ale moja radość nie trwała długo.
- Nie mogę
teraz odebrać. Po sygnale zostaw wiadomość. – Rozłączyłam się. Teraz byłam już szczerzę
przerażona. A co jeśli coś im się stało? Nie myśląc wiele wyszłam ze szkoły,
równo z dzwonkiem oznaczającym początek drugiej lekcji. W domu Salvatorów
jednak nikogo nie było. Wpadłam w panikę, spróbowałam znów dodzwonić się po raz kolejny do
kogoś z nich.
- Matt. –
Wyszeptałam. Jego dzisiejsze zachowanie. On musi coś wiedzieć. Zadzwoniłam do
niego. Nie odebrał, a ja przypomniałam sobie że jest lekcja. Napisałam mu więc
że ma to odebrać niezależnie czy ma lekcję czy spotkanie z prezydentem.
Odczekałam minutę i zadzwoniłam ponownie. Jeden sygnał, drugi, trzeci…
- Caroline?
- Matt gdzie
oni są?!
- Caroline…
- Matt po
prostu mi powiedz zanim stanie się coś niedobrego.
- No więc
oni mają plan, i kiedy dowiedzieli się że Klaus dziś wraca…
- Nie! –
Pisnęłam i się rozłączyłam. Czy oni poszli zabić Klausa? Nic mi nie mówiąc?
Poczułam się nagle odrzucona. Nie ufają mi? Nawet Matt wiedział. Nie myśląc
więcej w wampirzym tępię ruszyłam pod dom pierwotnych. Wszędzie panowała cisza,
było wręcz za cicho, naglę jednak do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk.
Sekundę później już tam byłam. Ale wszystko co tam zobaczyłam nie miało sensu. Nad
dziwnie wysuszonym ciałem Klausa stali moi przyjaciele, przytrzymując go,
Bonnie szeptała z daleka jakieś zaklęcia, a Elena stała obok niej przyglądając
się całej sytuacji. Nagle w ręce Tylera znalazł się dziwny biały kołek.
Chciałam krzyknąć, jednak nie mogłam. Czułam jak w moim gardle narasta wielka
gula, nie mogłam nic powiedzieć. Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Chyba
nie zamierzasz tak stać i biernie się przyglądać! Krzyczałam do siebie w
myślach. Ale czy to nas
nie zabije? Głupia samolubna Caroline on umiera! Pomogło, czułam że odzyskałam władzę nad
ciałem, było już jednak za późno. Kołek z białego dębu utkwił w sercu Niklausa.
Nagle poczułam, że znów tracę władzę nad ciałem. Opadłam na kolana. Moje oczy
strasznie piekły, ale prawie tego nie czułam, liczył się tylko ból w klatce, jak
gdyby ktoś wyrwał mi serce. Obraz się zamazał, nic nie widziała, nic się nie
liczyło. Myślałam że zabicie Klausa jest niemożliwe. Przecież oni sami tak mi
mówili. Czyżby mnie okłamali? Tyler, to on go zabił. Nie chciałam go więcej
widzieć. Nagle poczułam że ktoś uderzył mnie z całej siły w klatkę odpychając
parę metrów do tyłu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą, jak na złość,
wściekłą twarz Tylera. Mojego chłopaka pomyślałam z kpiną. Mrugnęłam aby odgonić
łzy, które rozmazały mi wszystko. Tyler przygniatał mnie swoim ciałem, czyżby
mnie też zamierzał zabić? Nie myliłam się, nad sobą zobaczyłam kawałek drewna.
Wilkołak wziął zamach a ja zamknęłam oczy czekając na uderzenie. Śmierć jednak
nie nadeszła, doszły mnie wzburzone głosy i nagle ciężar Tylera znikł.
Otworzyłam powoli oczy. Obok mnie leżało martwe ciało Tylera, a nad nim moi…
przyjaciele. Uratowali mnie, pomyślałam z ulgą, to już drugi raz w tym
tygodniu, kiedy ktoś omal mnie nie zabił. Ale czy ja chciałam aby mnie
uratowali? Nagle wszystko do mnie dotarło. Tyler nie żyje, ale to nie on się
liczył, Klaus… Nik nie żyje. Elena podbiegła do mnie i uklękła obok.
- Caroline,
co ty tu robisz? – Spytała zaniepokojona i zdziwiona. Nie mogłam odpowiedzieć.
Gula w gardle robiła się coraz większa, a kłębiących się we mnie uczuć było za
dużo, wybuchłam gorzkim płaczem. – Tak mi przykro. Musieliśmy go zabić, inaczej
zabiłby ciebie. – Nie zrozumiałam. Musiałam zamrugać kilka razy, aby zrozumieć
o czym do mnie mówi. Ona myśli że ja płaczę za Tylerem… Chciałam zaprzeczyć,
ale co to zmieni? To nie zwróci Klausowi życia. – Musiał oszaleć. - Nic nie
powiedziałam. Ale to miało sens. Oszalał, odkąd tu przyjechał, nie potrafił
mówić o niczym innym niż o zabiciu pierwotnej hybrydy. Podniosłam się powoli i
ruszyłam w stronę ciała Klausa. Po drodze rzucając pogardliwe spojrzenie w
stronę martwego Tylera. Ciała Klausa jednak nie było, została tylko czarne
miejsce w którym spłonęło jego ciało. Obraz znów stał się zamazany. Nie został
nawet popiół. Mimo żalu, i pustki nagle uświadomiłam sobie, że coś było nie
tak. Otarłam łzy rękawem. Bonnie leżała na brzuchu, blada i nieruchoma. Nie!
Nie chciałam już nikogo dziś stracić. Podbiegłam do niej.
- Bonnie! –
Wychrypiałam. Elena znalazła się koło mnie. Odwróciłam wiedźmę pomału na plecy.
Oczy miała zamknięte, a z nosa spływały jej dwa strumienie krwi. Wyczułam jej
delikatny puls i płytki oddech. Już miałam nadgryźć nadgarstek, jednak ktoś
mnie wyprzedził. Stefan przyłożył rękę do ust dziewczyny, a jego krew spłynęłam
do jej ust. Uniosłam jej delikatnie głowę. Bonnie zaczęła pić. Odetchnęłam z
ulgą. Jej rany zaczęły się goić, ale dziewczyna była zbyt słaba i zasnęła.
Stefan wziął ją na ręce.
- Jak się
czujesz? – Spytał patrząc w moim kierunku. Co miałam mu odpowiedzieć? Właśnie
straciłam kogoś kogo kocham. Spuściłam wzrok, nie chcąc patrzeć mu w oczy i
dopiero teraz zobaczyłam w jakim jest stanie. Jego ubranie było poszarpane, a
jego ciało jeszcze się nie uleczyło.
- Potrzebuję
chwili dla siebie. – Wyszeptałam. Posłał mi współczujący uśmiech i z Bonnie na
rękach wyszedł z domu. Zaraz za nim Elena, która próbowała ułożyć rękę
nieprzytomnej koleżanki w jak najwygodniejszy sposób na ramieniu Stefana. Damon
zaczekał sekundę, chciał chyba coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. Dołączył do
reszty, a ja zostałam sama. Ruszyłam w stronę miejsca gdzie jeszcze parę minut
wcześniej leżało ciało Klausa. Mój Nik, nie żyje. Zatrzymałam się, nie
potrafiłam zrobić ani jednego kroku. Już nigdy nie miałam ujrzeć jego twarzy.
Już nigdy nie powie do mnie Kochana, tak jak tylko on potrafi, z tym swoim
akcentem. Już nigdy nie uśmiechnie się do mnie… Wybuchłam głośnym płaczem.
Dlaczego ich nie słuchałam, kiedy to planowali? Dla czego… nie dałam mu się
pocałować?! Nie mogłam już tego dłużej wytrzymać. Czułam, że te wszystkie
uczucia zaraz wybuchną. Wstałam i poczułam nieodpartą chęć aby biec, biec przed
siebie. Musiałam, jednak coś wcześniej zrobić. Podeszłam do ciała Tylera i
podniosłam leżący obok niego kawałek drewna, ten sam którym chciał mnie zabić. Uniosłam
go na ziemię mierząc w zimne, martwe serce leżące obok ciała wilkołaka, a
raczej hybrydy. Ale nie potrafiłam tego zrobić, upuściła kołek i spojrzałam po
raz ostatni na jego twarz. Ruszyłam przed siebie biegnąc z wampirzą prędkością.
Chciałam biec jak najszybciej, mając nadzieję, że to straszne uczucie pustki
przeminie. Zatrzymałam się dopiero koło wodospadu, wspięłam się na skałę obok,
przypominając sobie jak zeszłego lata spędzałyśmy tu wakacje. Ale już nigdy tak
nie będzie, całe życie ze mnie uszło. Spojrzałam na piętrzącą się pode mną
pianę i skoczyłam lecąc twarzą w stronę wody, rozkładając szeroko ręce. Wpadłam
do chłodnej wody, wokół mnie unosiły się bąbelki powietrza. Siedziałam pod
wodą, dopóki moje płuca nie zaczęły niemiłosiernie boleć. Wypłynęłam na
powierzchnie i wzięłam głęboki wdech. Wyszłam z wody i biegiem wróciłam do
domu. Nic się nie liczyło, szkoła, zadania, a nawet to, że w mokrych ciuchach
położyłam się na czystej pościeli. Może powinnam wyjechać. Już raz nad tym
rozmyślałam, wtedy powstrzymała mnie szkoła, ale jeśli nie jest ona już dla
mnie ważna, to mogę wyjechać. A co z moimi przyjaciółmi? Nie miałam ochoty o
tym myśleć. Zamknęłam oczy. Przez chwilę miałam nadzieję, że za niedługo
poczuję bul i umrę, przecież to on miał być twórcą naszej linii krwi. Minęłam
godzina, może dwie, a ból nie nadchodził, tak samo jak sen. Moje oczy ciągle
były napuchnięte. Zaczęłam przypominać sobie wszystkie nasze spotkania, jak go
poznałam był strasznym nieznajomym, potem cudownym Nikiem, potem legendarnym
Klausem, ale jednak ciągle Nikiem. Dla czego musiałam uświadomić sobie, że go kocham dopiero jak umarł? Łzy znów zaczęły płynąć.
Klaus:
Nie
sądziłem, że to może tak niemiłosiernie boleć. Ale to nie było ważne. Teraz musiałem się tylko zemścić na tej nędznej kreaturze Tylerze i zabrać w końcu Elenę.
OK. Przez większość rozdziału siedziałam, normalnie z miną :O i nie mogłam w nic uwierzyć. Wolę nie myśleć nawet, jak to dziwnie musiało wyglądać, ale oki. Ty mi tutaj cios za ciosem, jak nie wiem w sumie co! Najpierw Klaus... to było jedne wielkie OSZ W MORDĘ! :O Jak to przeczytałam, to w pierwszej chwili chciałam zabić tych gnojów (wybacz, za wyrażenie, ale jak inaczej można nazwać te podłe kreatury, które same powinny gnić (oprócz Stefcia, chociaż w tej chwili to zastanawiam się, czy na pewno go pominąć) w piekle!), a potem miałam ochotę płakać (i dalej ich zabić) i w ogóle to :(. Jeszcze jak Tyler podbiegł do Care i chciał ją zabić, to nie wierzyłam własnym oczom, że aż tak zdziczał przez ten pobyt w lesie (czy gdzie on tam był). Już nawet zdążyłam pomyśleć, że ją zabije, ale w końcu banda zabijmy-Klausa-może-uratujemy-świat-chociaż-sami-umrzemy (btw. oni wiedzieli, że Klaus tworzy ich linię?) na coś się przydała! I co nagle się stało? Bonnie umarła! Znaczy nie, ale myślałam że tak. xD Na szczęście (chyba) nie.
OdpowiedzUsuńNo bez kitu! Dlaczego uświadomiła sobie, że go kocha, kiedy (nie)umarł?! Ech, docenia się dopiero, kiedy się straci (ja-poetka). Końcówka sjdhasldadlad! <3 Już ty mnie nie strasz, że Klaus umiera, bo... no! xD Fajnie, że Klaus pozostał Klausem i powiedział coś w jego stylu po... w sumie... on umarł, czy Bonnie coś na niego rzuciła? Czy o co chodzi? xD Weź, nie wiem. Hahaha. A już myślałam, że wiem, ale zdałam sobie sprawę, że jednak nie. Więc dodaj szybko rozdział, bo umrę (będziesz miała mnie na sumieniu! xD) z ciekawości i no. :D Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów itp, itd! <3
PS. HEJ! xD
PS2. ROZDZIAŁ PRZE-ŚWIETNY. <3
Mega :-D uwierzyłam zw Klaus umarł :'( no masakra , potem Caroline chcieli sprzątnąc i do tego Boni, nieźle. Zafundowalas mi niezła jazdę :-D czekam na nowy :-D
OdpowiedzUsuń