.

.
.

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 14

Rozdział 14
Klaus:
Proszę zapiąć pasy, startujemy. Usłyszałem głos stewardessy. Nigdy nie rozumiałem ludzkiego strachu przed lataniem. Może dla tego że jestem nieśmiertelny? Katastrofy lotnicze zdarzają się bardzo rzadko, a sam lot jest bardzo przyjemny. A przynajmniej w 1 klasie, którą zawsze latam. Pamiętam jak wymyślono pierwszy samolot. Ja i Kol byliśmy pierwszymi ludźmi którzy nim lecieli, nie licząc oczywiście Orvillea i Wilbura. Trwało to tylko minutę, ale razem z moim bratem świetnie się bawiliśmy. Przy lądowaniu Kol omal nie zniszczył maszyny.
Jedna ze stewardess podeszła do mnie prosząc abym zapiął pasy, przy użyciu perswazji kazałem jej zapomnieć o pasach i przynieść mi drinka. Obok mnie siedział Paul, a w całym samolocie jeszcze dwie hybrydy których nie kazałem ze sobą zabierać. Spojrzałem zirytowany na mojego towarzysza.
- Co oni tu robią?
- To dla bezpieczeństwa… – Na końcu się zawahał jakby chciał coś dodać. Mówiłem żeby nie nazywali mnie panie, tylko Klaus, ale nie może im to przejść przez gardło. Przywiązanie bywa czasami trochę irytujące, trudno jest traktować ich jak rodzinę lub przyjaciół kiedy płaszczą się przed tobą i nigdy nie zaprzeczą. I choć na początku mi się to podobało, jednak po pewnym czasie może się to znudzić. Moje rodzeństwo rzadko się ze mną zgadza, a nawet jeśli to robią, to któreś z nich, czytaj Kol albo Beka muszą dorzucić coś kąśliwego. Jednak najczęściej się kłócimy, lub przedrzeźniamy o wszelkie błahostki na przykład o termin balu albo wystrój salonu. A przynajmniej tak było dawniej, zanim odwrócili się przeciw mnie, zanim zasztyletowałem ich w trumnach. Nie wiem co gorsze uniżone hybrydy, czy nieznośna Rebeka pomyślałem z uśmiechem. Caroline, uciszyłem tę myśl, to prawda była przekorna jak moje rodzeństwo, co raczej jest niespotykane. Oni są nieśmiertelni, i nie boją się mnie, może tylko wieczności w trumnie, ale Caroline? Mogę ją zabić w mgnieniu oka, a ona i tak wykłóca się o jakąś głupią książkę… którą zresztą zostawiła u mnie kiedy uciekała. Ale ona nie przyszła po to, aby mi ją oddać, ona tylko mnie rozpraszała aby ukryć obecność… jej chłopaka. A ja myślałem że jest taka czysta, szczera, dobra… nie mam prawa jej oceniać, nie ja.
- Jestem nieśmiertelny, pamiętasz? – Spytałem w końcu ironicznie. – Nie potrzebuję obstawy, tylko czarodzieja, aby znalazł mi miejsce pobytu Joshua.
- Alan już czeka na Pan… lotnisku. – Przekręciłem oczami.
Caroline:
Nigdzie jej nie ma. Czyżbym zostawiła ją w domu Klausa? Pójście tam po nią było by raczej dziwne biorąc pod uwagę że nawet jej on niego nie chciałam. Ale chciałem go zobaczyć. Czy gniewa się że uciekłam? Odrzuciłam tę myśl, nie chciałam żeby patrzył na mnie jak moi przyjaciele na niego, z nienawiścią. Może już zaniósł mi ją do pokoju, a ja tylko tracę czas. Pocieszyłam się w duchu i pełna nadziei ruszyłam do swojego domu. Na mojej altance natknęłam się na Tylera.
- Cześć kochana. – Znowu to, starałam się nie skrzywić słysząc to słowo.
- Cześć. – Pocałował mnie. – W końcu mamy trochę czasu dla siebie. Jak tam lepiej się czujesz? Spacer pomógł? – Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć a już zaczął kolejne pytanie. – Słyszałem, że Klaus cię uratował, mówił ci może o swoim słabym punkcie. Wiesz jak możemy go pokonać? – Objął mnie ramieniem gdy usiedliśmy na altance. Nie miałam na to zbytniej ochoty, ale Tyler napierał mnie mocno ramieniem.
- Nie oczywiście że nie. – I nie chciałam tego wiedzieć.
- Zastanów się dobrze może coś ci mówił? – Spytał natarczywiej. Łapiąc mnie za ramię z całej siły.
- Ała to boli, puść! Naprawdę nic nie wiem. – Kiedy mnie puścił wstałam i odsunęłam się od niego.
- Przepraszam, ja po prostu chcę was wszystkich chronić przed nim. To potwór. – Potwór? Nie on nie jest potworem, ale tego nie powiedziałam, nie chciałam ranić Tylera. Jego słowa były szczere. On się o nas martwił.
- Nic się nie stało. Muszę trochę odpocząć.
- Jasne pójdę już. – W połowie schodów zatrzymał się i odwrócił do mnie. – Gdybyś sobie coś przypomniała to zadzwoń. – I poszedł. Weszłam do domu, zamknęłam drzwi i pobiegłam do pokoju. Położyłam się na łóżku. Czy znam jego słaby punkt, czy jest coś co kocha i zrobiłby dla tego wszystko? Rodzina i dom. Przypominałam sobie mój sen. Czy on  naprawdę zrobił by dla nich wszystko? Nich? Przecież oni nie istnieją, są tylko w mojej głowie. Nagle przypomniałam sobie po co tu przyszłam, spojrzałam na szafkę nocną, ale tam nie było ani książki ani żadnego liściku. Może mu się znudziłam, stwierdził że nie będzie uganiał się za jakąś głupią gąską która sama nie wie co chce. Poczułam że łza spływa mi po policzkach. Myśląc o tym jak go poznałam zamknęłam oczy. Zasnęłam.
Klaus:
- Alan przyjacielu. – Powitałem mężczyznę czekającego na lotnisku. - Widzę że ci się trochę postarzało.
- Klaus. – Przywitał mnie. – Myślę, że i tak wyglądam dobrze jak na kogoś kto ma 120 lat.
- Hm jak na człowieka to całkiem dobrze się trzymasz, wyglądasz góra na 40 lat, ale nie zapominaj że ja jestem 10 razy starszy a wyglądam młodziej.
- Uważaj bo się obrażę a wtedy będziesz szukał sobie nowego czarodzieja. – Zagroził, ale potem obaj się zaśmialiśmy. Nie byliśmy jednak przyjaciółmi. Nasze relacje to czysty biznes. On od czasu do czasu mi pomoże, a ja w zamian za to daję mu ochronę. Trochę jak z ‘ojca chrzestnego’. Jego ochroną było samo moje imię. Jeśli ktoś ośmielił by się tknąć mojego czarodzieja musiałby zginąć.
- Jak tam, nie masz żadnych problemów? – Spytałem z ciekawości czy ta metoda wciąż działa. 120 lat to jednak trochę.
- Twoje imię odstrasza wszystkich jak zapach czosnku. – Spojrzałem na niego z ukosu.
- Porównujesz mnie do śmierdzącej rośliny?
- Gdybyś nim był, zabobony ludzi na temat czosnku i wampirów byłyby słuszne.
- Ale nie byłyby zabobonami. - Wsiedliśmy do podstawionego samochodu. – Więc jaki kierunek?
- Jestem sentymentalny.
- Dalej mieszkasz w tej ruderze? – Powiedziałem kierowcy gdzie ma jechać, za nami jechało drugie auto z hybrydami.
- Odezwał się właściciel posiadłości w Nowym Orlenie sprzed 300 lat. – Nic nie odpowiedziałem, uśmiechnąłem się tylko, niewiele osób o tym wiedziało. Do tej niewielkiej grupy należą tylko ludzie z charakterem.
- Masz coś co należy do niego?
- O to się nie martw, mam wszystko.
Caroline:
Obudziłam się z łzami w oczach. Nie pamiętam co mi się śniło, ale wiem że był tam Tyler i Klaus. Spojrzałam na zegarek, była 18.00. Przyłapałam się na tym że z nadzieją spojrzałam na szafkę nocną, jednak nie było tam nic co wskazywało by na to że Klaus tu był. Niechętnie wstałam i z braku pomysłu co robić ruszyłam do baru. Może tam go spotkam? Zatrzymałam się przed barem. Obawiałam się tego jak zareaguje gdy się spotkamy. Otworzyłam drzwi i spojrzałam w stronę baru. Tam jednak go nie było, nie było go też przy żadnym ze stolików. Zamówiłam drinka i usiadłam na wolnym stołku. Nagle coś sobie uświadomiłam. Jutro poniedziałek, pierwszy dzień szkoły. Jutro wygłaszam przemowę dla pierwszoroczniaków. Coś do mnie dotarło. Będzie tak jak wcześniej? Klaus zniknął,a Tyler wrócił. Jakby nic się nie stało… Ta wizja była trochę niepokojąca, miałam dziwne przeczucia że jeśli nawet by się spełniła to że ja nie będę już taka sama. Ja nie zapomnę. Wypiłam może ze trzy drinki, potem jakiś pijany facet zaczął się do mnie przystawiać. Był nawet przystojny ale nie miałam nastroju na jakieś tam flirty, nie tu… gdzie go poznałam.
Wyszłam z baru, postanowiłam więcej nie pić aby jutro na rozpoczęciu szkoły nie mieć kaca. Normalnie poszłabym teraz do dziewczyn, jak co roku w ostatni wieczór wakacji, ale bałam się że oni wciąż planują jak zabić Klausa. A to było ostatnią rzeczą o której chciałam słyszeć. Wróciłam do domu i postanowiłam już dziś nie myśleć więcej o Klausie ani o Tylerze. Przygotowałam sobie strój na jutro, powtórzyłam przemowę, sprawdziłam czy mam wszystko kupione. Położyłam się wcześniej spać, aby jutro dobrze wyglądać.
 Klaus:
Znajdowałem się właśnie w mieszkaniu Alana. Z ciągnąłem z siebie zakrwawione ubrania i wziąłem szybki prysznic. Nie sądziłem że uda mu się zgromadzić wokół siebie tyle wampirów. Przynajmniej było weselej, pomyślałem posępnie.Wyszedłem z pod prysznica i przebrałem się w czyste ubrania. Musiałem mieć jakiś plan na jutro. Nie zamierzam zostać w Mystic Falls ani dnia dłużej. Zamierzam wyjechać do Nowego Orleanu i odbudować moje królestwo, najchętniej w ogóle nie wracałbym do tego małego miasteczka gdyby nie fakt że jest tam Elena.
- Samochód już przyjechał. – usłyszałem głos Paula, który stał w drzwiach.
- Świetnie. Znieście moje rzeczy do samochodu. – Hybryda skinęła i Wyszła. Wymieniłem grzeczności z Alanem i wsiadłem do auta. Po godzinie siedziałem w samolocie.
- Widzisz, mówiłem że nie będą potrzebni. – Rzuciłem do Paula. Skinął tylko głową. Zamknąłem oczy.
Caroline:
Obudziłam się następnego dnia rano. Słońce było już dość wysoko, więc coś było nie w porządku. Mój budzik nie zadzwonił! Zerwałam się z łóżka. Była 8.45 a ja mam tam być na dziewiątą. Budzik nastawiłam na 8.00 aby zdążyć ze wszystkim a teraz mam tylko 15 minut! Pobiegłam do łazienki i przebrałam się, następnie delikatny makijaż i teczka z przemową. Byłam gotowa po 10 minutach. Sama nie mogłam w to uwierzyć. Wsiadłam do samochodu i pod szkołą byłam pięć minut później, ale nigdzie nie mogłam znaleźć miejsca do zaparkowania. W końcu jednak mi się udało i na Sali gimnastycznej byłam zaledwie pięć po. Rozejrzałam się po sali.  Wszystko było tak jak ustalilośmy. Niektórzy rodzice i uczniowie już przyszli chociaż rozpoczęcie zaczynało się dopiero za pół godziny. Podeszłam do dziewczyn które odpowiadały za dekoracje.
- Wszystko gotowe?
- Tak, udał nam się w tym roku wystrój.
Podeszłam do grupy osób które oprócz mnie miały przemawiać.
- Gotowi? Wszyscy pamiętają swoje kwestie? – Wszyscy potaknęli a ja zadowolona z efektów usiadłam na swoim miejscu. Obok mnie chwilę później usiadła Elena ze Stefanem i Demonem.
- A gdzie Bonnie? – Spytałam zaniepokojona jej nieobecnością.
- Mówiła że zaraz do nas dołączy.
- Ok ale lepiej żeby się nie spóźniła.
Nie spóźniła się, przyszła około 5 minut po naszej rozmowie. Cała sala była już pełna. Dyrektor wyszedł na scenę i powiedział parę słów w następnie wywołał mnie na środek. Wzięłam parę wdechów aby opanować termę i zaczęłam przemówienie. Już po paru sekundach czułam się całkiem swobodnie. Często występowałam i sprawiało mi to przyjemność. Po mnie występowało jeszcze parę osób, potem dyrektor zakończył przedstawienie i życzył wszystkim uczniom jak najlepszych wyników. Razem z moimi przyjaciółmi, a nawet Jeremym poszliśmy do baru świętować początek nowego roku. Kupiliśmy jakieś słone przegryzki i zamówiliśmy drinki z parasolkami. Ku mojemu zdziwieniu nie rozmawialiśmy o żadnych niecnych planach, a przynajmniej dopóki Tyler do nas nie dołączył. Nie sądziłam że odważy się pokazać w barze. On jednak nic sobie z tego nie robił i zaraz po przybyciu zaczął znów knuć. Prosiłam żeby przestał, nawet Elena mnie poparła, ale kiedy powiedział, że ma nową koncepcję to z miejsca zaczęła się udzielać. Ja natomiast pod pretekstem zamówienia drinka oddaliłam się od nich. Nowa koncepcja jak zabić Klausa, nie rozumiem ich, nie licząc samego faktu że jest on nieśmiertelny, to on jest tym który zrodził naszą linię krwi. A według Damona i Stefana zabicie go równa się śmierć dla nas. Poza tym oni nie są obiektywni, patrzą na niego i widzą potwora, jakiego chcą widzieć. A może to ja jestem subiektywna? Ale przecież on nie jest potworem. Może potrafi być straszny i brutalny, przypomniałam sobie spotkanie w barze, ale jest też czuły. Więc dla czego musimy go zabić? Przecież on ostatnio nawet nie upominał się o Elenę. Zamówiłam drinka i wypiłam go, jednak świętowanie samej nie sprawiało mi żadnej przyjemności. Wróciłam więc do stolika.
- … w tym czasie Damon zaatakuje z lewej i…
- Wracam do domu. Muszę jeszcze kupić po drodze parę książek i zeszytów. – Skłamałam.
- Dobrze. – Odpowiedział mój chłopak i zajął się dalszym snuciem planów. Dobrze po prostu dobrze?

- No to pa. – Nikt nie odpowiedział. Wszyscy byli pochłonięci słowami Tylera. Ruszyłam powoli do domu. Co ja mam ze sobą zrobić? Widziałam jak grupki dzieci i nastolatków siedzą w parku, urządzają pikniki, śmieją się i snują plany co zrobią w tym roku szkolnym. Na ich liście marzeń jest dostać się na wymarzone studia, a na liście moich przyjaciół zabić Klausa. A na mojej? Chciałabym wiedzieć na czym stoję. Co czuję. Komu mogę zaufać. Wróciłam do domu i od razu poszłam do pokoju. Na szafce nie pojawiło się nic nowego. Wszystko było tak samo. Podeszłam do lustra i dotknęłam jego powierzchni. Było twarde i zimne. Chciałabym znów znaleźć się w jego śnie, tam wszystko było takie proste...

2 komentarze:

  1. świetny :-D Fajnie że Caroline nie zwraca uwagi na Tylera, tak wogule to o co mu chodzi ciągle tylko myśli o pozbyciu się Klausa , a Caro ma gdzieś. Fajnie że Caroline tak czekała na książkę albo jakiś znak, ta nadzieja i wogule. Pozdrawiam :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :* podoba mi się podejście Caroline do tego <3 czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń