Rozdział 14
Klaus:
Proszę
zapiąć pasy, startujemy. Usłyszałem głos stewardessy. Nigdy nie rozumiałem
ludzkiego strachu przed lataniem. Może dla tego że jestem nieśmiertelny?
Katastrofy lotnicze zdarzają się bardzo rzadko, a sam lot jest bardzo
przyjemny. A przynajmniej w 1 klasie, którą zawsze latam. Pamiętam jak
wymyślono pierwszy samolot. Ja i Kol byliśmy pierwszymi ludźmi którzy nim lecieli, nie
licząc oczywiście Orvillea i Wilbura. Trwało to tylko minutę, ale razem z moim
bratem świetnie się bawiliśmy. Przy lądowaniu Kol omal nie zniszczył maszyny.
Jedna ze stewardess podeszła do mnie prosząc abym zapiął pasy, przy użyciu
perswazji kazałem jej zapomnieć o pasach i przynieść mi drinka. Obok mnie
siedział Paul, a w całym samolocie jeszcze dwie hybrydy których nie kazałem ze
sobą zabierać. Spojrzałem zirytowany na mojego towarzysza.
- Co oni tu
robią?
- To dla
bezpieczeństwa… – Na końcu się zawahał jakby chciał coś dodać. Mówiłem żeby nie
nazywali mnie panie, tylko Klaus, ale nie może im to przejść przez gardło.
Przywiązanie bywa czasami trochę irytujące, trudno jest traktować ich jak
rodzinę lub przyjaciół kiedy płaszczą się przed tobą i nigdy nie zaprzeczą. I
choć na początku mi się to podobało, jednak po pewnym czasie może się to
znudzić. Moje rodzeństwo rzadko się ze mną zgadza, a nawet jeśli to robią, to
któreś z nich, czytaj Kol albo Beka muszą dorzucić coś kąśliwego. Jednak
najczęściej się kłócimy, lub przedrzeźniamy o wszelkie błahostki na przykład o
termin balu albo wystrój salonu. A przynajmniej tak było dawniej, zanim
odwrócili się przeciw mnie, zanim zasztyletowałem ich w trumnach. Nie wiem co
gorsze uniżone hybrydy, czy nieznośna Rebeka pomyślałem z uśmiechem. Caroline,
uciszyłem tę myśl, to prawda była przekorna jak moje rodzeństwo, co raczej jest
niespotykane. Oni są nieśmiertelni, i nie boją się mnie, może tylko wieczności
w trumnie, ale Caroline? Mogę ją zabić w mgnieniu oka, a ona i tak wykłóca się
o jakąś głupią książkę… którą zresztą zostawiła u mnie kiedy uciekała. Ale ona nie
przyszła po to, aby mi ją oddać, ona tylko mnie rozpraszała aby ukryć obecność…
jej chłopaka. A ja myślałem że jest taka czysta, szczera, dobra… nie mam prawa
jej oceniać, nie ja.
- Jestem
nieśmiertelny, pamiętasz? – Spytałem w końcu ironicznie. – Nie potrzebuję
obstawy, tylko czarodzieja, aby znalazł mi miejsce pobytu Joshua.
- Alan już
czeka na Pan… lotnisku. – Przekręciłem oczami.
Caroline:
Nigdzie jej
nie ma. Czyżbym zostawiła ją w domu Klausa? Pójście tam po nią było by raczej
dziwne biorąc pod uwagę że nawet jej on niego nie chciałam. Ale chciałem go
zobaczyć. Czy gniewa się że uciekłam? Odrzuciłam tę myśl, nie chciałam żeby
patrzył na mnie jak moi przyjaciele na niego, z nienawiścią. Może już zaniósł
mi ją do pokoju, a ja tylko tracę czas. Pocieszyłam się w duchu i pełna nadziei
ruszyłam do swojego domu. Na mojej altance natknęłam się na Tylera.
- Cześć
kochana. – Znowu to, starałam się nie skrzywić słysząc to słowo.
- Cześć. –
Pocałował mnie. – W końcu mamy trochę czasu dla siebie. Jak tam lepiej się
czujesz? Spacer pomógł? – Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć a już zaczął kolejne
pytanie. – Słyszałem, że Klaus cię uratował, mówił ci może o swoim słabym
punkcie. Wiesz jak możemy go pokonać? – Objął mnie ramieniem gdy usiedliśmy na
altance. Nie miałam na to zbytniej ochoty, ale Tyler napierał mnie mocno
ramieniem.
- Nie
oczywiście że nie. – I nie chciałam tego wiedzieć.
- Zastanów
się dobrze może coś ci mówił? – Spytał natarczywiej. Łapiąc mnie za ramię z
całej siły.
- Ała to
boli, puść! Naprawdę nic nie wiem. – Kiedy mnie puścił wstałam i odsunęłam się
od niego.
-
Przepraszam, ja po prostu chcę was wszystkich chronić przed nim. To potwór. –
Potwór? Nie on nie jest potworem, ale tego nie powiedziałam, nie chciałam ranić
Tylera. Jego słowa były szczere. On się o nas martwił.
- Nic się
nie stało. Muszę trochę odpocząć.
- Jasne
pójdę już. – W połowie schodów zatrzymał się i odwrócił do mnie. – Gdybyś sobie
coś przypomniała to zadzwoń. – I poszedł. Weszłam do domu, zamknęłam drzwi i
pobiegłam do pokoju. Położyłam się na łóżku. Czy znam jego słaby punkt, czy
jest coś co kocha i zrobiłby dla tego wszystko? Rodzina i dom. Przypominałam
sobie mój sen. Czy on naprawdę zrobił by
dla nich wszystko? Nich? Przecież oni nie istnieją, są tylko w mojej głowie.
Nagle przypomniałam sobie po co tu przyszłam, spojrzałam na szafkę nocną, ale
tam nie było ani książki ani żadnego liściku. Może mu się znudziłam, stwierdził
że nie będzie uganiał się za jakąś głupią gąską która sama nie wie co chce.
Poczułam że łza spływa mi po policzkach. Myśląc o tym jak go poznałam zamknęłam
oczy. Zasnęłam.
Klaus:
- Alan
przyjacielu. – Powitałem mężczyznę czekającego na lotnisku. - Widzę że ci się
trochę postarzało.
- Klaus. –
Przywitał mnie. – Myślę, że i tak wyglądam dobrze jak na kogoś kto ma 120 lat.
- Hm jak na
człowieka to całkiem dobrze się trzymasz, wyglądasz góra na 40 lat, ale nie
zapominaj że ja jestem 10 razy starszy a wyglądam młodziej.
- Uważaj bo
się obrażę a wtedy będziesz szukał sobie nowego czarodzieja. – Zagroził, ale
potem obaj się zaśmialiśmy. Nie byliśmy jednak przyjaciółmi. Nasze relacje to
czysty biznes. On od czasu do czasu mi pomoże, a ja w zamian za to daję mu
ochronę. Trochę jak z ‘ojca chrzestnego’. Jego ochroną było samo moje imię.
Jeśli ktoś ośmielił by się tknąć mojego czarodzieja musiałby zginąć.
- Jak tam,
nie masz żadnych problemów? – Spytałem z ciekawości czy ta metoda wciąż działa.
120 lat to jednak trochę.
- Twoje imię
odstrasza wszystkich jak zapach czosnku. – Spojrzałem na niego z ukosu.
-
Porównujesz mnie do śmierdzącej rośliny?
- Gdybyś nim
był, zabobony ludzi na temat czosnku i wampirów byłyby słuszne.
- Ale nie
byłyby zabobonami. - Wsiedliśmy do podstawionego samochodu. – Więc jaki
kierunek?
- Jestem
sentymentalny.
- Dalej
mieszkasz w tej ruderze? – Powiedziałem kierowcy gdzie ma jechać, za nami
jechało drugie auto z hybrydami.
- Odezwał
się właściciel posiadłości w Nowym Orlenie sprzed 300 lat. – Nic nie
odpowiedziałem, uśmiechnąłem się tylko, niewiele osób o tym wiedziało. Do tej
niewielkiej grupy należą tylko ludzie z charakterem.
- Masz coś
co należy do niego?
- O to się
nie martw, mam wszystko.
Caroline:
Obudziłam
się z łzami w oczach. Nie pamiętam co mi się śniło, ale wiem że był tam Tyler i
Klaus. Spojrzałam na zegarek, była 18.00. Przyłapałam się na tym że z nadzieją
spojrzałam na szafkę nocną, jednak nie było tam nic co wskazywało by na to że
Klaus tu był. Niechętnie wstałam i z braku pomysłu co robić ruszyłam do baru.
Może tam go spotkam? Zatrzymałam się przed barem. Obawiałam się tego jak
zareaguje gdy się spotkamy. Otworzyłam drzwi i spojrzałam w stronę baru. Tam
jednak go nie było, nie było go też przy żadnym ze stolików. Zamówiłam drinka i
usiadłam na wolnym stołku. Nagle coś sobie uświadomiłam. Jutro poniedziałek,
pierwszy dzień szkoły. Jutro wygłaszam przemowę dla pierwszoroczniaków. Coś do
mnie dotarło. Będzie tak jak wcześniej? Klaus zniknął,a Tyler wrócił. Jakby nic
się nie stało… Ta wizja była trochę niepokojąca, miałam dziwne przeczucia że
jeśli nawet by się spełniła to że ja nie będę już taka sama. Ja nie zapomnę.
Wypiłam może ze trzy drinki, potem jakiś pijany facet zaczął się do mnie
przystawiać. Był nawet przystojny ale nie miałam nastroju na jakieś tam flirty,
nie tu… gdzie go poznałam.
Wyszłam z
baru, postanowiłam więcej nie pić aby jutro na rozpoczęciu szkoły nie mieć
kaca. Normalnie poszłabym teraz do dziewczyn, jak co roku w ostatni wieczór
wakacji, ale bałam się że oni wciąż planują jak zabić Klausa. A to było
ostatnią rzeczą o której chciałam słyszeć. Wróciłam do domu i postanowiłam już
dziś nie myśleć więcej o Klausie ani o Tylerze. Przygotowałam sobie strój na
jutro, powtórzyłam przemowę, sprawdziłam czy mam wszystko kupione. Położyłam
się wcześniej spać, aby jutro dobrze wyglądać.
Klaus:
Znajdowałem
się właśnie w mieszkaniu Alana. Z ciągnąłem z siebie zakrwawione ubrania i
wziąłem szybki prysznic. Nie sądziłem że uda mu się zgromadzić wokół siebie
tyle wampirów. Przynajmniej było weselej, pomyślałem posępnie.Wyszedłem z pod prysznica i
przebrałem się w czyste ubrania. Musiałem mieć jakiś plan na jutro. Nie
zamierzam zostać w Mystic Falls ani dnia dłużej. Zamierzam wyjechać do Nowego
Orleanu i odbudować moje królestwo, najchętniej w ogóle nie wracałbym do tego
małego miasteczka gdyby nie fakt że jest tam Elena.
- Samochód
już przyjechał. – usłyszałem głos Paula, który stał w drzwiach.
- Świetnie.
Znieście moje rzeczy do samochodu. – Hybryda skinęła i Wyszła. Wymieniłem
grzeczności z Alanem i wsiadłem do auta. Po godzinie siedziałem w samolocie.
- Widzisz,
mówiłem że nie będą potrzebni. – Rzuciłem do Paula. Skinął tylko głową.
Zamknąłem oczy.
Caroline:
Obudziłam
się następnego dnia rano. Słońce było już dość wysoko, więc coś było nie w
porządku. Mój budzik nie zadzwonił! Zerwałam się z łóżka. Była 8.45 a ja mam
tam być na dziewiątą. Budzik nastawiłam na 8.00 aby zdążyć ze wszystkim a teraz
mam tylko 15 minut! Pobiegłam do łazienki i przebrałam się, następnie delikatny
makijaż i teczka z przemową. Byłam gotowa po 10 minutach. Sama nie mogłam w to
uwierzyć. Wsiadłam do samochodu i pod szkołą byłam pięć minut później, ale
nigdzie nie mogłam znaleźć miejsca do zaparkowania. W końcu jednak mi się udało
i na Sali gimnastycznej byłam zaledwie pięć po. Rozejrzałam się po
sali. Wszystko było tak jak ustalilośmy. Niektórzy rodzice i uczniowie już przyszli chociaż rozpoczęcie
zaczynało się dopiero za pół godziny. Podeszłam do dziewczyn które odpowiadały
za dekoracje.
- Wszystko
gotowe?
- Tak, udał
nam się w tym roku wystrój.
Podeszłam do
grupy osób które oprócz mnie miały przemawiać.
- Gotowi?
Wszyscy pamiętają swoje kwestie? – Wszyscy potaknęli a ja zadowolona z efektów
usiadłam na swoim miejscu. Obok mnie chwilę później usiadła Elena ze Stefanem i
Demonem.
- A gdzie
Bonnie? – Spytałam zaniepokojona jej nieobecnością.
- Mówiła że
zaraz do nas dołączy.
- Ok ale
lepiej żeby się nie spóźniła.
Nie spóźniła
się, przyszła około 5 minut po naszej rozmowie. Cała sala była już pełna.
Dyrektor wyszedł na scenę i powiedział parę słów w następnie wywołał mnie na
środek. Wzięłam parę wdechów aby opanować termę i zaczęłam przemówienie. Już po
paru sekundach czułam się całkiem swobodnie. Często występowałam i sprawiało mi
to przyjemność. Po mnie występowało jeszcze parę osób, potem dyrektor zakończył
przedstawienie i życzył wszystkim uczniom jak najlepszych wyników. Razem z
moimi przyjaciółmi, a nawet Jeremym poszliśmy do baru świętować początek nowego
roku. Kupiliśmy jakieś słone przegryzki i zamówiliśmy drinki z parasolkami. Ku
mojemu zdziwieniu nie rozmawialiśmy o żadnych niecnych planach, a przynajmniej dopóki
Tyler do nas nie dołączył. Nie sądziłam że odważy się pokazać w barze. On jednak
nic sobie z tego nie robił i zaraz po przybyciu zaczął znów knuć. Prosiłam
żeby przestał, nawet Elena mnie poparła, ale kiedy powiedział, że ma nową koncepcję
to z miejsca zaczęła się udzielać. Ja natomiast pod pretekstem zamówienia
drinka oddaliłam się od nich. Nowa koncepcja jak zabić Klausa, nie rozumiem
ich, nie licząc samego faktu że jest on nieśmiertelny, to on jest tym który
zrodził naszą linię krwi. A według Damona i Stefana zabicie go równa się śmierć
dla nas. Poza tym oni nie są obiektywni, patrzą na niego i widzą potwora,
jakiego chcą widzieć. A może to ja jestem subiektywna? Ale przecież on nie jest
potworem. Może potrafi być straszny i brutalny, przypomniałam sobie spotkanie w
barze, ale jest też czuły. Więc dla czego musimy go zabić? Przecież on ostatnio
nawet nie upominał się o Elenę. Zamówiłam drinka i wypiłam go, jednak
świętowanie samej nie sprawiało mi żadnej przyjemności. Wróciłam więc do
stolika.
- … w tym
czasie Damon zaatakuje z lewej i…
- Wracam do
domu. Muszę jeszcze kupić po drodze parę książek i zeszytów. – Skłamałam.
- Dobrze. –
Odpowiedział mój chłopak i zajął się dalszym snuciem planów. Dobrze po prostu
dobrze?
- No to pa. –
Nikt nie odpowiedział. Wszyscy byli pochłonięci słowami Tylera. Ruszyłam powoli
do domu. Co ja mam ze sobą zrobić? Widziałam jak grupki dzieci i nastolatków
siedzą w parku, urządzają pikniki, śmieją się i snują plany co zrobią w tym
roku szkolnym. Na ich liście marzeń jest dostać się na wymarzone studia, a na
liście moich przyjaciół zabić Klausa. A na mojej? Chciałabym wiedzieć na czym
stoję. Co czuję. Komu mogę zaufać. Wróciłam do domu i od razu poszłam do
pokoju. Na szafce nie pojawiło się nic nowego. Wszystko było tak samo.
Podeszłam do lustra i dotknęłam jego powierzchni. Było twarde i zimne.
Chciałabym znów znaleźć się w jego śnie, tam wszystko było takie proste...
świetny :-D Fajnie że Caroline nie zwraca uwagi na Tylera, tak wogule to o co mu chodzi ciągle tylko myśli o pozbyciu się Klausa , a Caro ma gdzieś. Fajnie że Caroline tak czekała na książkę albo jakiś znak, ta nadzieja i wogule. Pozdrawiam :-D
OdpowiedzUsuńSuper :* podoba mi się podejście Caroline do tego <3 czekam na nn :*
OdpowiedzUsuń