Rozdział 24
Już wróciłam. W skrócie było cudownie, gorąco polecam Paryż do odwiedzenia. Jest nowy rozdział. Dedykuję go ArtisticSmile i dla odmiany laurkaa k. Zachęcam do komentowania i życzę miłego czytania.
Caroline:
- Może to
tylko rysunek? – Tak bardzo chciałam w to wierzyć. Blondynka mnie zignorowała w
wampirzym tempie razem z obrazkiem zeszła do piwnicy. Dogoniłam ją kilka sekund
później.
- Musisz tam
jechać.
- Ja też
jadę. – Oboje spojrzeli na mnie.
- Zgoda. –
Wykrzyknęła Rebeka. Trochę mnie zaskoczyła jej szybka reakcja. – No co? Nie
patrz tak na mnie. Może przynajmniej w trumnie nie wyląduję jak ją ze sobą
zabiorę. – Powiedziała widząc spojrzenie brata.
- Świetnie.
- Uprzedziłam Elijaha. – Chociaż nie rozumiem twojego punktu widzenia. –
Wampirzyca przekręciła oczami. - Ale najpierw musimy go stąd wyciągnąć. -
Rebeka przytaknęła i zaczęła szarpać kraty. – Może sprowadzę jeszcze
Salvatorów? – Rebeka na chwilę zesztywniała aby następnie znów wrócić do
mocowania się z kratami.
- Z czego on
to cholerstwo zrobił?
- Rebeka
odpuść. Musicie się pośpieszyć. Pełnia już jutro. – Wtrącił się Elijah.
- Wrócę z
kluczem i żywym sobowtórem.
- Pożyczcie
mi telefon. – Automatycznie podałam mu mój. Wykręcił jakiś numer. Ale osoba do
której dzwonił nie odbierała.
- Najbliższy
lot jest za 3 godziny. – Rebeka sprawdzała coś na swoim telefonie.
- Idźcie
już. Pośpieszcie się. Rebeka proszę cię
nie sprowokuj go.
- Tak, tak.
Choć wolałabym jechać tam z tysiącem innych osób, jednak możesz mi się przydać.
Ładuj się do auta.
Niedługo
potem obie jechałyśmy w stronę lotniska w milczeniu. Muzyka leciała dość głośno
z głośników, a ja cieszyłam się, że choć w jej rodzaju się zgadzamy.
Jakieś dwie
godziny później po odprawie, której nie miałyśmy, ponieważ Rebeka
zahipnotyzowała obsługę lotniska, siedziałyśmy już w samolocie w pierwszej
klasie. Cisza wciąż panowała od wyjazdu z Mistyce Falls i była już nie do
zniesienia.
- Mówiłaś,
że nie znosisz Eleny. Więc czemu to robisz?
- Dla Nika.
– Poczułam przyśpieszone bicie serca. Też kiedyś tak do niego mówiłam.
- Ale on
przecież tego chce.
- On chce
wielu rzeczy, a czasami nie można mieć
wszystkiego. Tym razem wybrał źle. – Mówiła spokojnie i łagodnie. Z taką rebeką mogłabym się nawet zaprzyjaźnić.
- Chyba nie
rozumiem.
- To… -
Nagle jej wyraz twarz stężał. – To nie twoja sprawa. – Powiedziała ostro.
- O co ci
znowu chodzi?
- O nic. Po
prostu miejmy to już za sobą. Za tydzień jest impreza szkolna z okazji
rozpoczęcia roku szkolnego. Muszę wszystko zaplanować. – Zmieniła temat.
- Co?! Co
tobie do tej imprezy?
- Zgłosiłam
się do jej zorganizowania.
- Ale to
moje zajęcie!
- Ty nawet
nie chodzisz do szkoły. – Uśmiechnęła się złośliwie.
- Bo ja
muszę ratować moich przyjaciół przed twoim bratem w czasie kiedy ty bawisz się
w uczennicę!
- O
przepraszam ale to nie jest tylko mój brat ale także i twój chłopak!
- On nie
jest moim chłopakiem! – Niestety nie był i wydawało się, że nie zamierzał.
Pojechał do Paryża i nawet się nie pożegnał, a do tego porwał moją najlepszą
przyjaciółkę.
- Czyli nie
jesteście ze sobą? To znaczy wy nigdy… - Spytała już łagodniej.
- Nie! –
Przerwałam jej. – Zresztą zamierzam wrócić już w ten poniedziałek do szkoły.
Nie musisz się martwić o wystrój. – Powiedziałam oschle. Co jej do mojego
życia. Co ją obchodzi z kim sypiam, a z kim… nie.
Podróż
ciągnęła się niemiłosiernie, ale w końcu stanęłam na płycie lotniska. Rebeka
wyciągnęła swój telefon i wybrała jakiś numer. Jej rozmowa nie trwała długo.
Potem zamówiła taksówkę.
- Wsiadaj
jedziemy spotkać się z moim czarownikiem.
- Masz tu
własną czarownika? – Złość już mi trochę przeszła.
-
Oczywiście, że tak. Czasami bywam tu na zakupach.
- Acha.
Dojechałyśmy
do jednej z dzielnic Paryża. Odludna i brudna, to miejsce zupełnie nie pasowało
do Rebeki.
- Jesteś. –
Usłyszałam za sobą skrzekliwy głos starszego mężczyzny. Odwróciłam się. Miał on
może z 70 lat.
- Mark.
Potrzebuję dowiedzieć się, gdzie jest sobowtór Kateriny Petrovej.
- Potrzebuję
coś co należy do niej.
- Czy włosy
Petrovej wystarczą? Wcześniej tak ją znaleźliśmy. - Mężczyzna pokiwał głową i
przyjął od dziewczyny białe zawiniątko. W środku znajdował się brązowy pukiel
włosów. Rozłożył mapę i położył tam włosy. Słowa które wypowiadał stawały się
coraz głośniejsze. Włosy przemieszczały się po całej mapie aby w końcu
zatrzymać się w jednym miejscu. – Cudownie.
- Wiesz
gdzie to jest?
- Tak.
Rozdzielimy się i pójdziemy z dwóch stron. - Wskazała na mapę. – Ty tędy, a ja
tędzy. Spotkamy się na miejscu.
- Dobrze.
Ale ja nie znam tych ulic. – Ale ona już zniknęła, czarownik z mapą zresztą
też. Wydawało mi się, że wyczuwam jeszcze czyjąś obecność, ale wokół mnie
panowała pustka. Ruszyłam pomału w stronę główniej ulicy. Po około 10 minutach
natrafiłam na punkt informacji i kupiłam tam mapę. Skręciłam w lewo mając
nadzieję, że dobrze ją zorientowałam. Gdyby nie powód dla którego tu jestem prawdopodobnie
skakałabym teraz z radości. Byłam w Europie! W Paryżu! Spojrzałam w górę
szukając Wieży Eiffla. Nade mną królowały jednak tylko szare i brudne dachy starych
kamienic. Po około 20 kolejnych minutach stwierdziłam że się zgubiłam. Już
miałam sięgnąć po telefon i zadzwonić do Rebeki gdy usłyszałam za sobą jakiś
ruch. Moje serce zabiło szybciej. Co jeśli to Klaus? Tak strasznie chciałam go
zobaczyć, ale nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć. Z za rogu wyłoniła się
grupka młodych mężczyzn.
- Spójrzcie
kogo my tu mamy. Co taka piękna laleczka robi tutaj? Nie wiesz mała, że tu
podobno grasują wampiry? – Zaśmiał się jeden z nich. Obnażyłam wampirze kły
chcąc ich wystraszyć. – O wampirzyca.
- Ale
ścieżynka. Pachnie jeszcze jak człowiek. – Zauważył drugi.
- Może się
zabawimy panowie? – Trzeci już ruszył w moją stronę.
- Nie radzę!
Przede mną stanął jakiś mężczyzna. Był ode mnie wyższy i teraz widziałam tylko
jego plecy. Przez chwilę pomyślałam o Klausie. Ale to nie jego głos słyszałam.
- A ty kto?
– Nie widziałam który z nich o to zapytał.
- To kim
jestem nie ma znaczenia.
- Masz
racje. Nie ma. Ty jesteś jeden, a nas jest pięciu. Zginiesz i to jak się
nazywałeś nie będzie miało żadnego znaczenia.
Pisnęłam gdy
wszyscy ruszyli na mojego wybawcę. Byłam mu wdzięczna za ratunek, ale nikt nie
będzie za mnie ginąć.
- Proszę tu
zaczekać. – Zwrócił się do mnie i pobiegł do przodu.
- Proszę
nie! – Ale on się nie odwrócił. Muszę mu pomóc. Muszę mu jakoś pomóc inaczej
zginie. Podbiegłam do niego.
- Prosiłem
abyś tam zaczekała! – Krzyknął na mnie. Ale ja go nie słuchałam. Rzuciłam się
na jednego z moich oprawców. Udało mi się go zaskoczyć, ale moja przewaga nie
trwała długo. Chwilę później udało mu się mnie powalić. Podniósł mnie i
trzymając mocno za ręce odchylił moją szyję.
- Zostaw go
bo ją zabiję. – Powiedział w kierunku mojego wybawiciela. Teraz mogłam mu się
uważniej przyjrzeć. Miał czarne włosy i brązowe oczy. Był ubrany w skórzaną kurtkę i dżinsy. Pod jego nogami leżały trzy martwe ciała. Musiał być
niesamowicie silny skoro udało mu się ich pokonać. W ręce trzymał czwartego za
gardło. Jego koszulka była cała we krwi. Spojrzał na mnie z niepokojem a
następnie na mężczyznę który trzymał mnie w żelaznym uścisku.
- Nie radzę.
- Próbujesz
mi grozić? To ja tu jestem górą. Zrobisz jeden krok a wyrwę jej serce, choć
może najpierw się pożywię? Choć jest wampirem, jej krew pachnie bardzo ładnie.
– Czułam jego oddech na mojej szyi. Śmierdział alkoholem i cygarami. Brązowooki
patrzył na tą scenę z czujnością w oczach, ale nie ruszył się ani o milimetr.
- Uciekaj! –
Krzyknęłam mimo iż tego czego bałam się najbardziej to zostać teraz sama. Ale
to było by samolubne.
- Nie
posłuchasz swojej dziewczyny?
- To nie
jest moja dziewczyna. – Odpowiedział wciąż spokojnym głosem wampir.
- A więc
może wolisz ją nazywać swoją kobietą?
- To nie
jest moja kobieta. - Nagle poczułam delikatne ukłucie na szyi które już miało
się pogłębić, gdy wtem poczułam świst powietrza nad sobą.
- Ona jest
moja. – Znałam ten akcent. Uścisk mężczyzny zelżał a jego głowa wylądowała pod
moimi nogami. Krzyknęłam na widok wykrwawiającej się głowy bez tułowia.
Spojrzałam na czarnowłosego ale on wciąż stał niewzruszenie wpatrując się w
jakiś punkt za mną. Odwróciłam się automatycznie i zobaczyłam go. Stał przede
mną na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło że uniosłabym ją, a mogłabym poczuć jego
ciepło. Jego oczy przyglądały mi się czujnie, z troską i złością? Czyżby nadal
był na mnie zły?
- Nic ci nie
jest? – Złapał mnie mocno za ramiona i omiótł spojrzeniem.
- Co tu
robisz? – Pokiwał przecząco głową.
- Co ty tu
robisz?!
-
Przyleciałam u… - Czy mogłam mu powiedzieć o ratowaniu Eleny? – Kiedy tędy
szłam natknęłam się na grupkę wampirów którzy chcieli mnie zabić, ale on –
kiwnęłam głową w stronę mojego wybawcy którego, imienia niestety nie znałam –
uratował mnie.
Klaus
spojrzał w kierunku młodego mężczyzny u którego stup leżało już cztery trupy.
Poczułam jak jego mięśnie się napinają.
- Wydałem ci
chyba proste polecenie! Miałeś chronić jedną młodą wampirzycę! – Polecenie?
Chronić? Czyli Klaus przydzielił mi niańkę? Ale dlaczego? Przecież wyjechał! -
A tak właściwie gdzie Paul?
- Został z
Elijahem.
- To nawet
lepiej. Sam się tobą zajmę.
- Co zamierzasz
zrobić? – Stanęłam między nim a jego rozmówcą.
- Caroline…
- Westchnął próbując mnie wyminąć. Ja jednak w zaparte wciąż stawałam przed
nim.
- Chyba nie
zamierzasz go zbić? – Pytałam nie rozumiejąc jego intencji.
- Oczywiście
że zamierzam.
- Jak to?!
Przecież on mnie uratował! Gdyby nie on to już byłabym martwa.
- Nie bądź
śmieszna. Gdyby nie on to nikt nie dotykałby cię brudnymi łapskami! – Wyminął
mnie w końcu i ruszył na wampira.
- Klaus.
Klaus! Klaus!! – Szedł dalej jakby nie słyszał. Złapałam go za koszulkę i
dopiero to dało pożądany skutek. Zatrzymał się i przez chwilę w ogóle się nie
poruszył. Potem obrócił się delikatnie w moją stronę tak, że prawa ręka, którą
wciąż trzymałam jego koszulkę, oplatała go jak w uścisku. Chciałam odsunąć się
o krok, ale on oparł swoją bronę o moją głowę i westchnął ciężko.
- Takie są
zasady, Kochana, ten kto nie wypełni polecenia ginie.
- Nie
sądziłam, że przestrzegasz jakiekolwiek zasady. – Delektowałam się jego
ciepłem, jego zapachem, bojąc się że ta chwila szybko się skończy.
- To moje
zasady Caroline.
- Zasady są
po to żeby je łamać. – Poczułam jak się uśmiecha.
- Mam łamać
własne zasady?
- Ty łamiesz
wszystkie zasady.
- Zgoda. Ale
pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Spędzisz
zemną cały jutrzejszy dzień.
- A tak naprawdę?
– Spojrzał na mnie poważnie. – Skoro to twój jedyny warunek za jego życie, to
zgoda. – Powiedziałam po krótszym zastanowieniu. – Czy teraz może już iść?
- A co
chciałabyś zostać ze mną sam na sam? – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie po
prostu nie wiem jak szybko zmieniasz zdanie.
- Nie.
Jeszcze nie może. – Odsunął się ode mnie i podszedł do mężczyzny. – Tym razem
masz szczęście, ale jeśli jeszcze raz zawiedziesz zginiesz. Teraz Alex możesz
wrócić do Paula. – Wampir skinął głową i bez słowa zniknął z mojego pola
widzenia.
- Dlaczego
jesteś tu sama?
- Nie jestem
tu sama! – Podniósł brwi ze zdziwienia.
- Ach tak?
Więc kto przyleciał z tobą?
- Rebeka.
- Jakoś jej
tu nie widzę. Zostawiła cię tu samą?
- Nie jestem
dzieckiem Klaus. Nie potrzebuję niańki!
- Ale ochroniarza
najwyraźniej.
- Skoro sam
zacząłeś temat to może wyjaśnisz mi dlaczego twoja hybryda, jak przypuszczam,
mnie śledziła?
- Dla
ochrony.
- Jestem
wampirem Klaus!
- Oni też
byli. Mogłaś zginąć.
- Och proszę
cię! Przydzieliłeś mi go już w Mystic Falls! Nie mogłeś przewidzieć, że tu
przyjadę, a tam jestem bezpieczna.
- Więc
dlaczego tu przyjechałaś?
- Nie
udawaj, że nie wiesz! Porwałeś Elenę!
- Już dość
dawno temu. – Jego ton głosu stawał się coraz mniej przyjazny.
- Ale
dopiero teraz zamierzasz zabić ją jutro o północy!
- Czy ciebie
nie obchodzi nic poza Gilbertówną?!
- Mogłabym
spytać cię o to samo! Porwałeś ją, potem zabrałeś tutaj i zamierzasz zabić!
- Czy
naprawdę nie ma żadnych innych tematów do rozmowy które przychodzą ci teraz na
myśl?! – Był zły.
- Może
wolisz porozmawiać o Elijahu?! O tym jak go potraktowałeś? Zamknąłeś go w celi!
- Wiem o tym
doskonale. Nie musisz mnie o tym informować.
- Och
świetnie. A może powiesz mi łaskawie dlaczego zamykasz własnego brata w
więzieniu! – Cisza. – Teraz nie masz nic do powiedzenia?
- Dlaczego
zwróciłaś się do niego o pomoc? – To pytanie mnie zaskoczyło.
- Ponieważ
ty nie chciałeś mi pomóc a on tak. Czuję że mogę na niego liczyć w odróżnieniu
od ciebie!
- Och
czyżbyś coś do niego czuła? – Zakpił wcale się nie uśmiechając. – Może już się
całowaliście? – Spoliczkowałam go.
- Jak
śmiesz. – Nie mogłam uwierzyć że to powiedział. – Nawet jeśli to nie twój
interes! – Usłyszałam jakiś ruch. Drogą niedaleko nas szedł chłopak mniej więcej
w moim wieku ze słuchawkami na uszach. – To z kim się całuję to wyłącznie moja
sprawa! Mogę całować kogo mi się żywnie podoba. – Na potwierdzenie moich słów
podbiegłam do chłopaka, pocałowałam go w usta i kazałam odejść. Klaus przez
chwilę stał w miejscu aby następnie ruszyć na chłopaka.
- Ani się
waż! – Stanęłam mu na drodze. – Jaki ty masz problem?!
- Żaden! –
Był wściekły. – A więc całowałaś się z Elijahem?!
- Nie jestem
twoją własnością Klaus! Nie jestem niczyją własnością! Nigdy więcej tak nie
mów! – Nawiązałam do jego poprzednich słów. - Nie wiem jaki związek ma to z
całowaniem! Jakim prawem wtrącasz się w moje życie!
- Masz
rację. – Wysyczał przez zęby i odwrócił się na pięcie.
- Stój! Jeszcze
z tobą nie skończyłam! Przyleciałam tu aby uwolnić Elenę. Gdzie ona jest?! –
Pokiwał głową z rezygnacją i z całej siły kopnął metalowy śmietnik, a następnie
zniknął.
Klaus:
Dlaczego nie
mogłem po prosu odpuścić? Przecież wiedziałem, że nic między nimi nie zaszło.
Elijah dał mi swoje słowo. Zawsze mogłem mu ufać, ale czy nadal? Wyciągnąłem
telefon z kieszeni.
- Alex masz
nową szansę, ale tym razem nie zniszcz jej! Masz znaleźć Caroline i dalej jej
pilnować. Daję ci na to pół minuty inaczej za minutę pożegnasz się z głową! –
Rozłączyłem się zanim zdążył coś odpowiedzieć. Wyostrzyłem słuch i usłyszałem
ciche kroki kilka ulic dalej oraz muzykę.
- Mam cię. –
Powiedziałem gdy znalazłem młodego chłopaka. – Nie myśl że to twój szczęśliwy
dzień. Ona jest moja. – Pomyślałem o jej wściekłej minie gdyby usłyszała moje
słowa. - Nikt inny nie będzie jej całował.
Wgryzłem się
w szyję chłopaka i piłem dopóki jego ciało nie opadło bez życia. Kiedy
odchodziłem z słuchawek wciąż leciała muzyka.
Caroline:
Dlaczego to
nie może być prostsze! Jak ona znajdzie teraz Elenę? A może Rebece się udało?
Sięgnęłam po telefon, ale kieszeń była pusta. Czyżby wyleciał podczas walki? Rozejrzałam
się ale po telefonie nie było śladu. Gdzie ostatni raz go miałam? Na pewno w
piwnicy, pożyczyłam go przecież Elijahowi… Musiał zostać u niego! Potrzebuję
znaleźć jak najszybciej jakiś telefon. Na ulicy jak na złość nikogo nie było.
Potrzebowałam dojechać do centrum. Tam jest dużo ludzi. Szłam tak chwilę aż
napotkałam jakąś staruszkę. Kobieta nie miała komórki, ale pokazała mi drogę w
stronę Wieży Eiffla. Czym bliżej centrum tym więcej ludzi minęłam. Jedna z
dziewczyn szła właśnie sama ulicą. Podeszłam do niej i za pomocą perswazji
zmusiłam do oddania telefonu. I co teraz? Przecież nie znałam numeru ani Rebeki
ani Elijaha. Uderzyłam się otwartą dłonią w głowę. No tak mój numer! Wybrałam
go pośpiesznie. Elijah odebrał po jednym sygnale.
- Tak?
- Elijah. –
Odetchnęłam z ulgą.
- Caroline?
Gdzie się podziewasz?
- Masz
kontakt z Rebeką?
- Tak. Ma
już Elenę. Prosiła aby ci powiedzieć, że masz do niej zadzwonić.
- Nie mam
jej numeru.
- Zaraz ci
go prześlę.
- Czyli
Elena jest cała?
- Tak.
- Nie sądziłam,
że pójdzie tak prosto. Hybrydy nie pilnowały Eleny?
- Nie zupełnie.
Wszystko uzgodniłem wcześniej z Niklausem.
- Jak to? To
on wiedział? Przez cały ten czas… Od jak dawna Elena jest na wolności?
- Od około
godziny. Wszystko w porządku? – Nie nic nie było w porządku.
- Tak. Klaus
od tak pozwolił ją zabrać?
- Może nie
do końca, ale w końcu się zgodził. Powiedział, że robi to dla ciebie. – Nie wierzę.
Dlaczego mi nie powiedział? Przecież gdybym wiedziała to nigdy bym na niego tak
nie nakrzyczała.
- Prześlij
mi jej numer. – Powiedziałam cicho i się rozłączyłam.
Chwilę
później dostałam smsa. Wybrałam ten numer.
- Gdzieś ty
była?!
- Zgubiłam
się.
- Wiesz co
by było, gdyby Nik się dowiedział, że zgubiłam cię w dzielnicy wampirów? –
Dzielnica wampirów? Nie zapytałam o to jednak. Nic nie odpowiedziałam. – On wie
prawda? Och szykuje się kłótnia. – Zaskoczył mnie jej lekko rozbawiony ton. - Powiedz gdzie jesteś to po ciebie wyjdę.
- Nie
trzeba. Sama trafię.
- Nie żebym
przejmowała się twoim życiem, ale znam jednego którego to obchodzi… Jesteś
pewna że nic ci nie będzie? – Chyba słyszałam nutkę troski w jej głosie, ale
ponieważ ten pomysł był absurdalny od razu wyrzuciłam go z głowy.
- Poradzę sobie. Po prostu prześlij adres. - Następnie się rozłączyłam.
Świetny rozdział :D Najfajniejsza była kłótnia Klausa i Caroline. W ogóle cały czas się uśmiecham, mimo że to nie było wesołe. Ale jest nowy rozdział! xD Poza tym już wiadomo, że Klaus troszczy się o Care, o rany. Nawet dał jej własną ochronę, to było słodkie! :D Ogólnie cały rozdział był taki cudowny, że nie mogę przestać sie szczerzyć do monitora, haha. :D Nie wiem co dalej napisać i żal, bo powinnam Ci tu taką recenzję wystawić, żeby określić wszystkie swoje uczucia i w ogóle wszystko, i co no. Fajnie, że uwolnił Elenę DLA CAROLINE. Też świetnie! :D I Reberoline, łiii! Hahah :D Oby więcej takich rozdziałów. Nawet długi był, no normalnie cud, miód i malinki! <3 Pełno Klaroline w dodatku! Aaa! :D Cieszę się, że nie masz pojęcia jak. :D A no i dzięki za dedyk. Obyś miała więcej osób do dawania dedyków! <3 Tymczasem: wspaniały rozdział, czekam na kolejny. <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, komentarzy, słoneczka, fajnego wieczoru i miłego tygodnia. <3 To dobrze, że wycieczka się udała! :D Paryż to piękne miasto. Kiedyś tam pojadę, hahah. :D
we-have-immortality-tvd.blogspot.com
Rozdzial geniusz.
OdpowiedzUsuńCo ja mam napisac jak kom. wyzej jest juz wszystko ;)
To ja krotko Weny zycze i na next czekam :*