.

.
.

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 24

Rozdział 24
Już wróciłam. W skrócie było cudownie, gorąco polecam Paryż do odwiedzenia. Jest nowy rozdział. Dedykuję  go ArtisticSmile i dla odmiany laurkaa k. Zachęcam do komentowania i życzę miłego czytania.
Caroline:
- Może to tylko rysunek? – Tak bardzo chciałam w to wierzyć. Blondynka mnie zignorowała w wampirzym tempie razem z obrazkiem zeszła do piwnicy. Dogoniłam ją kilka sekund później.
- Musisz tam jechać.
- Ja też jadę. – Oboje spojrzeli na mnie.
- Zgoda. – Wykrzyknęła Rebeka. Trochę mnie zaskoczyła jej szybka reakcja. – No co? Nie patrz tak na mnie. Może przynajmniej w trumnie nie wyląduję jak ją ze sobą zabiorę. – Powiedziała widząc spojrzenie brata.
- Świetnie. - Uprzedziłam Elijaha. – Chociaż nie rozumiem twojego punktu widzenia. – Wampirzyca przekręciła oczami. - Ale najpierw musimy go stąd wyciągnąć. - Rebeka przytaknęła i zaczęła szarpać kraty. – Może sprowadzę jeszcze Salvatorów? – Rebeka na chwilę zesztywniała aby następnie znów wrócić do mocowania się z kratami.
- Z czego on to cholerstwo zrobił?
- Rebeka odpuść. Musicie się pośpieszyć. Pełnia już jutro. – Wtrącił się Elijah.
- Wrócę z kluczem i żywym sobowtórem.
- Pożyczcie mi telefon. – Automatycznie podałam mu mój. Wykręcił jakiś numer. Ale osoba do której dzwonił nie odbierała.
- Najbliższy lot jest za 3 godziny. – Rebeka sprawdzała coś na swoim telefonie.
- Idźcie już. Pośpieszcie się. Rebeka  proszę cię nie sprowokuj go.
- Tak, tak. Choć wolałabym jechać tam z tysiącem innych osób, jednak możesz mi się przydać. Ładuj się do auta.
Niedługo potem obie jechałyśmy w stronę lotniska w milczeniu. Muzyka leciała dość głośno z głośników, a ja cieszyłam się, że choć w jej rodzaju się zgadzamy.
Jakieś dwie godziny później po odprawie, której nie miałyśmy, ponieważ Rebeka zahipnotyzowała obsługę lotniska, siedziałyśmy już w samolocie w pierwszej klasie. Cisza wciąż panowała od wyjazdu z Mistyce Falls i była już nie do zniesienia.
- Mówiłaś, że nie znosisz Eleny. Więc czemu to robisz?
- Dla Nika. – Poczułam przyśpieszone bicie serca. Też kiedyś tak do niego mówiłam.
- Ale on przecież tego chce.
- On chce wielu rzeczy,  a czasami nie można mieć wszystkiego. Tym razem wybrał źle. – Mówiła spokojnie i łagodnie. Z taką rebeką mogłabym się nawet zaprzyjaźnić.
- Chyba nie rozumiem.
- To… - Nagle jej wyraz twarz stężał. – To nie twoja sprawa. – Powiedziała ostro.
- O co ci znowu chodzi?
- O nic. Po prostu miejmy to już za sobą. Za tydzień jest impreza szkolna z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Muszę wszystko zaplanować. – Zmieniła temat.
- Co?! Co tobie do tej imprezy?
- Zgłosiłam się do jej zorganizowania.
- Ale to moje zajęcie!
- Ty nawet nie chodzisz do szkoły. – Uśmiechnęła się złośliwie.
- Bo ja muszę ratować moich przyjaciół przed twoim bratem w czasie kiedy ty bawisz się w uczennicę!
- O przepraszam ale to nie jest tylko mój brat ale także i twój chłopak!
- On nie jest moim chłopakiem! – Niestety nie był i wydawało się, że nie zamierzał. Pojechał do Paryża i nawet się nie pożegnał, a do tego porwał moją najlepszą przyjaciółkę.
- Czyli nie jesteście ze sobą? To znaczy wy nigdy… - Spytała już łagodniej.
- Nie! – Przerwałam jej. – Zresztą zamierzam wrócić już w ten poniedziałek do szkoły. Nie musisz się martwić o wystrój. – Powiedziałam oschle. Co jej do mojego życia. Co ją obchodzi z kim sypiam, a z kim… nie.
Podróż ciągnęła się niemiłosiernie, ale w końcu stanęłam na płycie lotniska. Rebeka wyciągnęła swój telefon i wybrała jakiś numer. Jej rozmowa nie trwała długo. Potem zamówiła taksówkę.
- Wsiadaj jedziemy spotkać się z moim czarownikiem.
- Masz tu własną czarownika? – Złość już mi trochę przeszła.
- Oczywiście, że tak. Czasami bywam tu na zakupach.
- Acha.
Dojechałyśmy do jednej z dzielnic Paryża. Odludna i brudna, to miejsce zupełnie nie pasowało do Rebeki.
- Jesteś. – Usłyszałam za sobą skrzekliwy głos starszego mężczyzny. Odwróciłam się. Miał on może z 70 lat.
- Mark. Potrzebuję dowiedzieć się, gdzie jest sobowtór Kateriny Petrovej.
- Potrzebuję coś co należy do niej.
- Czy włosy Petrovej wystarczą? Wcześniej tak ją znaleźliśmy. - Mężczyzna pokiwał głową i przyjął od dziewczyny białe zawiniątko. W środku znajdował się brązowy pukiel włosów. Rozłożył mapę i położył tam włosy. Słowa które wypowiadał stawały się coraz głośniejsze. Włosy przemieszczały się po całej mapie aby w końcu zatrzymać się w jednym miejscu. – Cudownie.
- Wiesz gdzie to jest?
- Tak. Rozdzielimy się i pójdziemy z dwóch stron. - Wskazała na mapę. – Ty tędy, a ja tędzy. Spotkamy się na miejscu.
- Dobrze. Ale ja nie znam tych ulic. – Ale ona już zniknęła, czarownik z mapą zresztą też. Wydawało mi się, że wyczuwam jeszcze czyjąś obecność, ale wokół mnie panowała pustka. Ruszyłam pomału w stronę główniej ulicy. Po około 10 minutach natrafiłam na punkt informacji i kupiłam tam mapę. Skręciłam w lewo mając nadzieję, że dobrze ją zorientowałam. Gdyby nie powód dla którego tu jestem prawdopodobnie skakałabym teraz z radości. Byłam w Europie! W Paryżu! Spojrzałam w górę szukając Wieży Eiffla. Nade mną królowały jednak tylko szare i brudne dachy starych kamienic. Po około 20 kolejnych minutach stwierdziłam że się zgubiłam. Już miałam sięgnąć po telefon i zadzwonić do Rebeki gdy usłyszałam za sobą jakiś ruch. Moje serce zabiło szybciej. Co jeśli to Klaus? Tak strasznie chciałam go zobaczyć, ale nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć. Z za rogu wyłoniła się grupka młodych mężczyzn.
- Spójrzcie kogo my tu mamy. Co taka piękna laleczka robi tutaj? Nie wiesz mała, że tu podobno grasują wampiry? – Zaśmiał się jeden z nich. Obnażyłam wampirze kły chcąc ich wystraszyć. – O wampirzyca.
- Ale ścieżynka. Pachnie jeszcze jak człowiek. – Zauważył drugi.
- Może się zabawimy panowie? – Trzeci już ruszył w moją stronę.
- Nie radzę! Przede mną stanął jakiś mężczyzna. Był ode mnie wyższy i teraz widziałam tylko jego plecy. Przez chwilę pomyślałam o Klausie. Ale to nie jego głos słyszałam.
- A ty kto? – Nie widziałam który z nich o to zapytał.
- To kim jestem nie ma znaczenia.
- Masz racje. Nie ma. Ty jesteś jeden, a nas jest pięciu. Zginiesz i to jak się nazywałeś nie będzie miało żadnego znaczenia.
Pisnęłam gdy wszyscy ruszyli na mojego wybawcę. Byłam mu wdzięczna za ratunek, ale nikt nie będzie za mnie ginąć.
- Proszę tu zaczekać. – Zwrócił się do mnie i pobiegł do przodu.
- Proszę nie! – Ale on się nie odwrócił. Muszę mu pomóc. Muszę mu jakoś pomóc inaczej zginie. Podbiegłam do niego.
- Prosiłem abyś tam zaczekała! – Krzyknął na mnie. Ale ja go nie słuchałam. Rzuciłam się na jednego z moich oprawców. Udało mi się go zaskoczyć, ale moja przewaga nie trwała długo. Chwilę później udało mu się mnie powalić. Podniósł mnie i trzymając mocno za ręce odchylił moją szyję.
- Zostaw go bo ją zabiję. – Powiedział w kierunku mojego wybawiciela. Teraz mogłam mu się uważniej przyjrzeć. Miał czarne włosy i brązowe oczy. Był ubrany w skórzaną kurtkę i dżinsy. Pod jego nogami leżały trzy martwe ciała. Musiał być niesamowicie silny skoro udało mu się ich pokonać. W ręce trzymał czwartego za gardło. Jego koszulka była cała we krwi. Spojrzał na mnie z niepokojem a następnie na mężczyznę który trzymał mnie w żelaznym uścisku.
- Nie radzę.
- Próbujesz mi grozić? To ja tu jestem górą. Zrobisz jeden krok a wyrwę jej serce, choć może najpierw się pożywię? Choć jest wampirem, jej krew pachnie bardzo ładnie. – Czułam jego oddech na mojej szyi. Śmierdział alkoholem i cygarami. Brązowooki patrzył na tą scenę z czujnością w oczach, ale nie ruszył się ani o milimetr.
- Uciekaj! – Krzyknęłam mimo iż tego czego bałam się najbardziej to zostać teraz sama. Ale to było by samolubne.
- Nie posłuchasz swojej dziewczyny?
- To nie jest moja dziewczyna. – Odpowiedział wciąż spokojnym głosem wampir.
- A więc może wolisz ją nazywać swoją kobietą?
- To nie jest moja kobieta. - Nagle poczułam delikatne ukłucie na szyi które już miało się pogłębić, gdy wtem poczułam świst powietrza nad sobą.
- Ona jest moja. – Znałam ten akcent. Uścisk mężczyzny zelżał a jego głowa wylądowała pod moimi nogami. Krzyknęłam na widok wykrwawiającej się głowy bez tułowia. Spojrzałam na czarnowłosego ale on wciąż stał niewzruszenie wpatrując się w jakiś punkt za mną. Odwróciłam się automatycznie i zobaczyłam go. Stał przede mną na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło że uniosłabym ją, a mogłabym poczuć jego ciepło. Jego oczy przyglądały mi się czujnie, z troską i złością? Czyżby nadal był na mnie zły?
- Nic ci nie jest? – Złapał mnie mocno za ramiona i omiótł spojrzeniem.
- Co tu robisz? – Pokiwał przecząco głową.
- Co ty tu robisz?!
- Przyleciałam u… - Czy mogłam mu powiedzieć o ratowaniu Eleny? – Kiedy tędy szłam natknęłam się na grupkę wampirów którzy chcieli mnie zabić, ale on – kiwnęłam głową w stronę mojego wybawcy którego, imienia niestety nie znałam – uratował mnie.
Klaus spojrzał w kierunku młodego mężczyzny u którego stup leżało już cztery trupy. Poczułam jak jego mięśnie się napinają.
- Wydałem ci chyba proste polecenie! Miałeś chronić jedną młodą wampirzycę! – Polecenie? Chronić? Czyli Klaus przydzielił mi niańkę? Ale dlaczego? Przecież wyjechał! - A tak właściwie gdzie Paul?
- Został z Elijahem.
- To nawet lepiej. Sam się tobą zajmę.
- Co zamierzasz zrobić? – Stanęłam między nim a jego rozmówcą.
- Caroline… - Westchnął próbując mnie wyminąć. Ja jednak w zaparte wciąż stawałam przed nim.
- Chyba nie zamierzasz go zbić? – Pytałam nie rozumiejąc jego intencji.
- Oczywiście że zamierzam.
- Jak to?! Przecież on mnie uratował! Gdyby nie on to już byłabym martwa.
- Nie bądź śmieszna. Gdyby nie on to nikt nie dotykałby cię brudnymi łapskami! – Wyminął mnie w końcu i ruszył na wampira.
- Klaus. Klaus! Klaus!! – Szedł dalej jakby nie słyszał. Złapałam go za koszulkę i dopiero to dało pożądany skutek. Zatrzymał się i przez chwilę w ogóle się nie poruszył. Potem obrócił się delikatnie w moją stronę tak, że prawa ręka, którą wciąż trzymałam jego koszulkę, oplatała go jak w uścisku. Chciałam odsunąć się o krok, ale on oparł swoją bronę o moją głowę i westchnął ciężko.
- Takie są zasady, Kochana, ten kto nie wypełni polecenia ginie.
- Nie sądziłam, że przestrzegasz jakiekolwiek zasady. – Delektowałam się jego ciepłem, jego zapachem, bojąc się że ta chwila szybko się skończy.
- To moje zasady Caroline.
- Zasady są po to żeby je łamać. – Poczułam jak się uśmiecha.
- Mam łamać własne zasady?
- Ty łamiesz wszystkie zasady.
- Zgoda. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Spędzisz zemną cały  jutrzejszy dzień.
- A tak naprawdę? – Spojrzał na mnie poważnie. – Skoro to twój jedyny warunek za jego życie, to zgoda. – Powiedziałam po krótszym zastanowieniu. – Czy teraz może już iść?
- A co chciałabyś zostać ze mną sam na sam? – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie po prostu nie wiem jak szybko zmieniasz zdanie.
- Nie. Jeszcze nie może. – Odsunął się ode mnie i podszedł do mężczyzny. – Tym razem masz szczęście, ale jeśli jeszcze raz zawiedziesz zginiesz. Teraz Alex możesz wrócić do Paula. – Wampir skinął głową i bez słowa zniknął z mojego pola widzenia.
- Dlaczego jesteś tu sama?
- Nie jestem tu sama! – Podniósł brwi ze zdziwienia.
- Ach tak? Więc kto przyleciał z tobą?
- Rebeka.
- Jakoś jej tu nie widzę. Zostawiła cię tu samą?
- Nie jestem dzieckiem Klaus. Nie potrzebuję niańki!
- Ale ochroniarza najwyraźniej.
- Skoro sam zacząłeś temat to może wyjaśnisz mi dlaczego twoja hybryda, jak przypuszczam, mnie śledziła?
- Dla ochrony.
- Jestem wampirem Klaus!
- Oni też byli. Mogłaś zginąć.
- Och proszę cię! Przydzieliłeś mi go już w Mystic Falls! Nie mogłeś przewidzieć, że tu przyjadę, a tam jestem bezpieczna.
- Więc dlaczego tu przyjechałaś?
- Nie udawaj, że nie wiesz! Porwałeś Elenę!
- Już dość dawno temu. – Jego ton głosu stawał się coraz mniej przyjazny.
- Ale dopiero teraz zamierzasz zabić ją jutro o północy!
- Czy ciebie nie obchodzi nic poza Gilbertówną?!
- Mogłabym spytać cię o to samo! Porwałeś ją, potem zabrałeś tutaj i zamierzasz zabić!
- Czy naprawdę nie ma żadnych innych tematów do rozmowy które przychodzą ci teraz na myśl?! – Był zły.
- Może wolisz porozmawiać o Elijahu?! O tym jak go potraktowałeś? Zamknąłeś go w celi!
- Wiem o tym doskonale. Nie musisz mnie o tym informować.
- Och świetnie. A może powiesz mi łaskawie dlaczego zamykasz własnego brata w więzieniu! – Cisza. – Teraz nie masz nic do powiedzenia?
- Dlaczego zwróciłaś się do niego o pomoc? – To pytanie mnie zaskoczyło.
- Ponieważ ty nie chciałeś mi pomóc a on tak. Czuję że mogę na niego liczyć w odróżnieniu od ciebie!
- Och czyżbyś coś do niego czuła? – Zakpił wcale się nie uśmiechając. – Może już się całowaliście? – Spoliczkowałam go.
- Jak śmiesz. – Nie mogłam uwierzyć że to powiedział. – Nawet jeśli to nie twój interes! – Usłyszałam jakiś ruch. Drogą niedaleko nas szedł chłopak mniej więcej w moim wieku ze słuchawkami na uszach. – To z kim się całuję to wyłącznie moja sprawa! Mogę całować kogo mi się żywnie podoba. – Na potwierdzenie moich słów podbiegłam do chłopaka, pocałowałam go w usta i kazałam odejść. Klaus przez chwilę stał w miejscu aby następnie ruszyć na chłopaka.
- Ani się waż! – Stanęłam mu na drodze. – Jaki ty masz problem?!
- Żaden! – Był wściekły. – A więc całowałaś się z Elijahem?!
- Nie jestem twoją własnością Klaus! Nie jestem niczyją własnością! Nigdy więcej tak nie mów! – Nawiązałam do jego poprzednich słów. - Nie wiem jaki związek ma to z całowaniem! Jakim prawem wtrącasz się w moje życie!
- Masz rację. – Wysyczał przez zęby i odwrócił się na pięcie.
- Stój! Jeszcze z tobą nie skończyłam! Przyleciałam tu aby uwolnić Elenę. Gdzie ona jest?! – Pokiwał głową z rezygnacją i z całej siły kopnął metalowy śmietnik, a następnie zniknął.
Klaus:
Dlaczego nie mogłem po prosu odpuścić? Przecież wiedziałem, że nic między nimi nie zaszło. Elijah dał mi swoje słowo. Zawsze mogłem mu ufać, ale czy nadal? Wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- Alex masz nową szansę, ale tym razem nie zniszcz jej! Masz znaleźć Caroline i dalej jej pilnować. Daję ci na to pół minuty inaczej za minutę pożegnasz się z głową! – Rozłączyłem się zanim zdążył coś odpowiedzieć. Wyostrzyłem słuch i usłyszałem ciche kroki kilka ulic dalej oraz muzykę.
- Mam cię. – Powiedziałem gdy znalazłem młodego chłopaka. – Nie myśl że to twój szczęśliwy dzień. Ona jest moja. – Pomyślałem o jej wściekłej minie gdyby usłyszała moje słowa. - Nikt inny nie będzie jej całował.
Wgryzłem się w szyję chłopaka i piłem dopóki jego ciało nie opadło bez życia. Kiedy odchodziłem z słuchawek wciąż leciała muzyka.
Caroline:
Dlaczego to nie może być prostsze! Jak ona znajdzie teraz Elenę? A może Rebece się udało? Sięgnęłam po telefon, ale kieszeń była pusta. Czyżby wyleciał podczas walki? Rozejrzałam się ale po telefonie nie było śladu. Gdzie ostatni raz go miałam? Na pewno w piwnicy, pożyczyłam go przecież Elijahowi… Musiał zostać u niego! Potrzebuję znaleźć jak najszybciej jakiś telefon. Na ulicy jak na złość nikogo nie było. Potrzebowałam dojechać do centrum. Tam jest dużo ludzi. Szłam tak chwilę aż napotkałam jakąś staruszkę. Kobieta nie miała komórki, ale pokazała mi drogę w stronę Wieży Eiffla. Czym bliżej centrum tym więcej ludzi minęłam. Jedna z dziewczyn szła właśnie sama ulicą. Podeszłam do niej i za pomocą perswazji zmusiłam do oddania telefonu. I co teraz? Przecież nie znałam numeru ani Rebeki ani Elijaha. Uderzyłam się otwartą dłonią w głowę. No tak mój numer! Wybrałam go pośpiesznie. Elijah odebrał po jednym sygnale.
- Tak?
- Elijah. – Odetchnęłam z ulgą.
- Caroline? Gdzie się podziewasz?
- Masz kontakt z Rebeką?
- Tak. Ma już Elenę. Prosiła aby ci powiedzieć, że masz do niej zadzwonić.
- Nie mam jej numeru.
- Zaraz ci go prześlę.
- Czyli Elena jest cała?
- Tak.
- Nie sądziłam, że pójdzie tak prosto. Hybrydy nie pilnowały Eleny?
- Nie zupełnie. Wszystko uzgodniłem wcześniej z Niklausem.
- Jak to? To on wiedział? Przez cały ten czas… Od jak dawna Elena jest na wolności?
- Od około godziny. Wszystko w porządku? – Nie nic nie było w porządku.
- Tak. Klaus od tak pozwolił ją zabrać?
- Może nie do końca, ale w końcu się zgodził. Powiedział, że robi to dla ciebie. – Nie wierzę. Dlaczego mi nie powiedział? Przecież gdybym wiedziała to nigdy bym na niego tak nie nakrzyczała.
- Prześlij mi jej numer. – Powiedziałam cicho i się rozłączyłam.
Chwilę później dostałam smsa. Wybrałam ten numer.
- Gdzieś ty była?!
- Zgubiłam się.
- Wiesz co by było, gdyby Nik się dowiedział, że zgubiłam cię w dzielnicy wampirów? – Dzielnica wampirów? Nie zapytałam o to jednak. Nic nie odpowiedziałam. – On wie prawda? Och szykuje się kłótnia. – Zaskoczył mnie jej lekko rozbawiony ton. - Powiedz gdzie jesteś to po ciebie wyjdę.
- Nie trzeba. Sama trafię.

- Nie żebym przejmowała się twoim życiem, ale znam jednego którego to obchodzi… Jesteś pewna że nic ci nie będzie? – Chyba słyszałam nutkę troski w jej głosie, ale ponieważ ten pomysł był absurdalny od razu wyrzuciłam go z głowy.
- Poradzę sobie. Po prostu prześlij adres. - Następnie się rozłączyłam.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :D Najfajniejsza była kłótnia Klausa i Caroline. W ogóle cały czas się uśmiecham, mimo że to nie było wesołe. Ale jest nowy rozdział! xD Poza tym już wiadomo, że Klaus troszczy się o Care, o rany. Nawet dał jej własną ochronę, to było słodkie! :D Ogólnie cały rozdział był taki cudowny, że nie mogę przestać sie szczerzyć do monitora, haha. :D Nie wiem co dalej napisać i żal, bo powinnam Ci tu taką recenzję wystawić, żeby określić wszystkie swoje uczucia i w ogóle wszystko, i co no. Fajnie, że uwolnił Elenę DLA CAROLINE. Też świetnie! :D I Reberoline, łiii! Hahah :D Oby więcej takich rozdziałów. Nawet długi był, no normalnie cud, miód i malinki! <3 Pełno Klaroline w dodatku! Aaa! :D Cieszę się, że nie masz pojęcia jak. :D A no i dzięki za dedyk. Obyś miała więcej osób do dawania dedyków! <3 Tymczasem: wspaniały rozdział, czekam na kolejny. <3
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, komentarzy, słoneczka, fajnego wieczoru i miłego tygodnia. <3 To dobrze, że wycieczka się udała! :D Paryż to piękne miasto. Kiedyś tam pojadę, hahah. :D

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial geniusz.
    Co ja mam napisac jak kom. wyzej jest juz wszystko ;)
    To ja krotko Weny zycze i na next czekam :*

    OdpowiedzUsuń