Rozdział 25
Kochane jest kolejny rozdział. Zacznę od dedykacji. No więc rozdział dedykuję mojej ukochanej i jedynej ArtisticSmile <3
oraz nowej komentującej justi. Dziękuję za komentarze i zapraszam do dalszego komentowania. Od poniedziałku do środy jestem na wycieczce szkolnej jednak to nie powinno mieć wpływu na cokolwiek, tak więc kolejny rozdział pojawi się najpewniej za tydzień.
Miłego czytania ;*
Caroline:
Niedługo po
tym jak się rozłączyłam otrzymałam smsa z adresem. Spojrzałam na smartfona,
włączyłam muzykę i zaczęłam przeglądać aplikacje. Jest! Włączyłam GPSa i
wpisałam dokładny adres hotelu, który jak się okazało znajdował się na drugim
końcu miasta. Miałam ochotę się przejść na spacer i trochę pozwiedzać, jednak
chciałam także zobaczyć co z Eleną. Tak więc zdecydowałam się w końcu na drugą
opcję. Jak najszybciej dostałam się do hotelu. W recepcji Rebeka najwyraźniej
już zdążyła podporządkować sobie całą obsługę za pomocą perswazji. Gdy tylko
weszłam jakiś mężczyzna podbiegł do mnie i przywitał mnie serdecznie mówiąc
już, że pani Rebeka czeka na mnie w pokoju 116 i uprzejmie wskazał mi drogę.
Chciał nawet odprowadzić mnie pod same drzwi jednak dobitnie odmówiłam. Ku
mojemu zdziwieniu drzwi do pokoju były zamknięte. Ciekawe co takiego może
grozić pierwotnej, że musi zamykać drzwi na klucz. Zapukałam. Drzwi ze
szczękiem otwieranego zamka uchyliły się delikatnie. Otworzyłam je szerzej.
- Dobrze, że
jesteś bo ten sobowtór jest straszny. –Dobiegł mnie dźwięk z wnętrza. Zaśmiałam
się w duchu.
- Wolisz
moje towarzystwo? – Znajdowałam się w korytarzu z parkietem z ciemnego drewna i
o beżowych ścianach. Prawie wszystkie dodatki były w kolorze złotym.
- Wolę abyś
to ty jej pilnowała, bo nie ręczę za siebie!
- Caroline? –
Usłyszałam znajomy głos przyjaciółki i poczułam jak kamień spadł mi z serca gdy
zobaczyłam ją całą i żywą.
- Elena! –
Przytuliłam ją mocno. Może nawet trochę za mocno, ponieważ Elena pisnęła z
bólu. – Tak się cieszę, że żyjesz!
- Już
myślałam, że o mnie zapomnieliście!
- Oczywiście,
że nie głuptasie. – Odsunęłam się trochę od dziewczyny chcąc uważniej jej się
przyjrzeć. O dziwo wyglądała całkiem dobrze nie licząc worów pod oczami. Nie
wyglądała na głodzoną ani na kogoś kto był więziony, raczej na niewyspaną.
Miałyśmy
sobie tyle do opowiedzenia, że nie zwróciłam nawet uwagi kiedy Rebeka wyszła z
pokoju. Kilka godzin później wróciła.
- No ile
można? – Spytała z irytacją. - Caroline
nie mam zamiaru cię rano budzić. Jak się spóźnisz na samolot to twoja sprawa. –
Powiedziała to tylko do mnie jakby Eleny tu nie było. Brązowowłosa nagle pobladła.
- Dlaczego
ona mi pomaga? – Spytała szeptem kiedy pierwotna wyszła.
- Hmm też do
końca tego nie rozumiem. Jednak nie musisz się niczego obawiać. Ona nie zrobi
ci krzywdy. – Uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Jak możesz
tak mówić! Przecież to siostra Klausa! Oni oboje są takimi samymi potworami!
- Elena…
Klaus cię uwolnił.
- I oddał w
jej ręce? Co oni znowu knują? – Westchnęłam. Jak mogę wytłumaczyć komuś, kto
został porwany, że jego porywacz nie jest taki zły jak mu się wydaje?
- Może Klaus
się zmienił?
- Zmienił?
Caroline nie opowiadaj bzdur. To morderca!
- Och czy
możemy zmienić temat na trochę przyjemniejszy? – Elena przytaknęła i zaczęła
wypytywać od nowa o wszystkich. Nie wiem nawet kiedy zasnęłyśmy, ale było to z
pewnością po północy.
Klaus:
Drzwi nie
były zamknięte więc bez zbędnego hałasu wszedłem do środka. Pokój oczywiście
był najlepszy w całym hotelu. W pierwszej sypialni spała Rebeka zamknąłem więc
delikatnie drzwi i zajrzałem za następne. Tam jednak nikogo nie było.
Otworzyłem drzwi do ostatniej sypialni a tam znów nic. Była zupełnie pusta.
Gdzie jest więc Caroline i jej irytująca przyjaciółka? Usłyszałem miarowe
oddechy dochodzące z salonu. Rozejrzałem się po ciemnym pomieszczeniu które
było rozjaśnione tylko przez światła wlatujące przez okno. Na wąskiej kanapie
spały dwie postacie, mnie interesowała tylko jedna z nich. Jej blond włosy były
rozrzucone wokół jej twarzy, a jeden lok opadł jej na policzek i usta. Jej
oddech był spokojny, jej usta lekko rozchylone. Jedyne co powstrzymywało mnie
przed pocałowaniem jej była nasza ostatnia kłótnia, no i może trochę
brązowowłosa dziewczyna obok. Dzięki jej krwi udało mi się stworzyć dziesiątki
hybryd a wciąż zostało mi jeszcze trochę tego życiodajnego płynu. Usiadłem na
krześle niedaleko kanapy wpatrując się w mojego Anioła, próbując zapamiętać
każdy pojedynczy detal jej twarzy i zastanawiając się jak młoda wampirzyca
zareagowałaby na mój pocałunek. Była by zła? A może nie? Zaśmiałem się w duchu
myśląc, że cokolwiek bym ustalił ona i tak by mnie zaskoczyła. Siedziałem tak całą noc.
Przekręciła
się na drugi bok próbując zmienić niewygodną pozycję. Kanapa okazała się jednak
za mała i sekundę później moja Ukochana leżała na podłodze. Zaśmiałem się, a
ona słysząc to poderwała się z podłogi.
- Dzień
dobry Caroline. Wygląda na to, że się nie wyspałaś. – Spojrzała na mnie
zdziwiona a ja odpowiedziałem jej wesołym uśmiechem. Ciszę między nami przerwał
wrzask Eleny, która na mój widok przeskoczyła przez oparcie i podbiegła do
najbliższego stolika próbując oderwać drewnianą nogę.
- Elena
uspokój się. – Caroline mówiła bardzo spokojnie.
- On chcę
mnie zabrać!
- Nie
pochlebiaj sobie sobowtórze. – Prychnąłem. – Przyszedłem zabrać Caroline.
- Jak to? –
Zdziwiła się dziewczyna jednak ją zignorowałem.
- Gotowa?
- Gotowa? Na
co? – Wampirzyca nie wiedziała najwyraźniej o co mi chodzi.
- Obiecałaś
mi, że spędzisz ze mną cały dzień w zamian za życie mojej hybrydy. - Dziewczyna
przez chwilę nad czymś się zastanawiała. – Czyżbyś zmieniała zdanie?
- Oczywiście,
że nie. Po prostu pomyślałam, że to ty zmieniłeś zdanie. – Chciałem coś
powiedzieć jednak Gilbertówna znów wcięła się w rozmowę.
- Caroline
nie idź! On cię zabije!
- O mamy
zebranie a nikt mnie nie zaprosił. – Moja siostra stała w progu.
- Beka. –
Przywitałem ją.
- Nik. –
Odpowiedziała z uśmiechem. Cała ta sytuacja najwyraźniej ją bawiła.
- Wiedziałam,
że to zasadzka! Teraz zabiją nas obie! – Krzyczała szatynka. Wstałem już aby ją
uciszyć jednak Beka była szybsza.
- Zamknij
się bo inaczej rozszarpię ci gardło.
- Rebeka! –
Zawołała zbulwersowana Caroline.
- Pójdziemy
dziś na zakupy? – Powiedziała do blondynki
jakby nigdy nic. – Potrzebuję porady i tragarza. – Wyjaśniła szybko
wyczuwając jej zdziwione spojrzenia. Zaśmiałem się głośno. No proszę, czyżby
Beka polubiła Caroline?
- Nie tym
razem. Dziś Caroline spędza ze mną cały dzień. – Siostra spojrzała na mnie ze
zdziwieniem i wyrzutem.
- Czyli nie
wracamy dziś do Mystic Falls?
- Ty i Elena
wracacie dziś, a my zostajemy.
- Jak to? - Tym razem to Caroline się odezwała.
- Kochana
Elena z pewnością będzie wolała pojechać do domu i spotkać się z jej ukochanymi
braćmi Salvatore.
- Zgoda, ale
bądź dla niej miła. – Beka przekręciła tylko oczami.
- Gotowa? –
Spytałem patrząc na poczochrane włosy i pomięte ubranie z wczoraj, w którym młoda wampirzyca i tak wyglądała pięknie.
- Muszę się
jeszcze umyć i ubrać. - Zatrzymała się.
Caroline:
Zupełnie
zapomniałam, że nie mam nic do ubrania.
- Ubrania
położyłam ci na łóżku. Myślę, że mamy podobny rozmiar.
- Skąd masz
tu ubrania?
- Wczoraj
kupiłam. – No tak, Rebeka wyszła na parę godzin.
- Dzięki. –
Poszłam do sypialni i wzięłam stertę idealnie poskładanych ubrań jeszcze z
metką. Weszłam do łazienki i od razu odkręciłam wodę pod prysznice, zanim
jeszcze weszłam. Czy Elena może jechać z Rebeką? Pierwotna dała słowo
Elijahowi, że przywiezie ją całą i zdrową. A czy ja mogę zostać tu sama z
Klausem? Weszłam pod prysznic. Kiedy skończyłam się kąpać przyjrzałam się dokładniej
rzeczą zakupionym przez Rebekę. Była to zwiewna, kremowa sukienka na
ramiączkach sięgająca mi raptem do ud. Jej dekolt nie był za duży, lecz
ramiączka krzyżowały się na prawie całkiem odsłoniętych plecach. Była bardzo lekka i pasowała na mnie idealnie. Rebeka może i
ma dobry gust i prawdopodobnie normalnie mogłabym chodzić w takiej sukience,
ale czy przy Pierwotnym również mogę ją nosić? Do tego Rebeka przyszykowała różowe szpilki i żadnego sweterka!
Założyłam na siebie ten strój i przeczesałam włosy grzebieniem który
prawdopodobnie należał do siostry Klausa. Na koniec cieniutki brązowy pasek,
który sprawił, że cała sukienka nabrała jeszcze większego uroku. No trzeba
przyznać, że jest piękna, ale ja nie idę na randkę, a jedynie spełniam warunki
Klausa. Ale czy na pewno? Oderwałam wszystkie metki starając się nie patrzeć na
ceny oraz znaczki firmowe znajdujące się na nich. Nigdy wcześniej nie nosiłam
na sobie tak drogich i znanych ubrań.
- Moje
kosmetyki leżą na umywalce, więc jeśli musisz, to możesz ich użyć. – Rebeka
stała pod drzwiami. Skorzystałam z jej propozycji widząc podkrążone oczy w moim
lustrzanym odbiciu. Gdy byłam już gotowa wzięłam głęboki wdech i wyszłam z
łazienki.
-
Wiedziałam, że będzie na ciebie pasować. – Usłyszałam jej zadowolony szept. – Choć miałam nadzieję, że założysz ją na zakupy ze mną, a nie randkę z nim. –
Powiedziała urażona. Spojrzałam na Klausa czekając aż wyprowadzi swoją siostrę
z błędu. On jednak nic nie powiedział lustrując mnie jedynie zachłannym
wzrokiem. Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle, a ja pod jego wzrokiem
poczułam się całkiem goła. Zaczerwieniłam się na policzkach.
- Pięknie
wyglądasz. – Powiedział lekko zachrypniętym głosem.
- Kiedy
macie samolot? – Spytała Rebeka.
- Jeszcze
nie wiemy. – Klaus nie spuszczał za mnie wzroku.
- Idziemy? -
Spytałam nie mogąc znieść już jego spojrzenia.
-
Oczywiście. – Otworzył przede mną drzwi.
- Do
zobaczenia w domu! – Zawołała Rebeka, a ja zupełnie zapomniałam o obecności
Eleny która skulona w kącie nic nie mówiła. Drzwi za nami się zamknęły.
- Gdzie
idziemy?
- Najpierw
na śniadanie.
- Na
śniadanie? – Nie sądziłam, że Pierwotny o tym pomyśli. Pokiwał zamyślony głową.
- Jesteś na
mnie jeszcze zła?
- Nie.
Uwolniłeś Elenę i oszczędziłeś Alexa. Ale został jeszcze Elijah. Kiedy
zamierzasz go uwolnić?
- Uwolnię
go, jeśli spędzisz ze mną noc. – Wciągnęłam gwałtownie powietrze i zatrzymałam
się.
-
Zwariowałeś?! – Zaśmiał się.
- Nie to
miałem na myśli. Chodziło mi raczej o twoje towarzystwo. Możemy iść na przykład
do klubu.
- Aha. –
Odetchnęłam z ulgą, a może też z rozczarowaniem?
- Jesteśmy
na miejscu. –Rozejrzałam się. Staliśmy przed uroczą restauracją. Weszliśmy do środka.
Klaus powiedział coś po francusku do kelnera który zaprowadził nas do stolika
dla dwóch osób, pod oknem. Klaus odsunął mi krzesło, a następnie gdy już
usiadłam zajął miejsce naprzeciw mnie. Kelner coś powiedział w swoim ojczystym
języku, Klaus pokiwał na to przecząco głową i powiedział coś pokazując dwa
palce.
- Zamówiłeś
coś, prawda?
- Tak.
- Ale co?
- Zobaczysz.
– Uśmiechnął się do mnie. Przekręciłam oczami a następnie spojrzałam przez
okno. Otworzyłam szerzej oczy. Restauracja znajdowała się prawie pod samą Wieżą
Eiffla! Jak to możliwe, że wcześniej tego nie zauważyłam?
- Podoba ci
się? – Usłyszałam brytyjski akcent. Klaus nachylał się nad stolikiem badając
moją reakcję.
- Bardzo. –
Tu naprawdę było pięknie.
- Mówiłem,
że mogę cię tu zabrać. – Uśmiechnął się łobuzersko. Wróciłam wspomnieniami do
jego słów wypowiedzianych na balu. „Zabiorę
cię. Gdziekolwiek zechcesz. Rzym? Paryż? Tokio?”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam,
że jest najpotężniejszą istotą na ziemi.
- Ale ty
mnie tutaj nie zabrałeś. Sama tu przyleciałam. – Drażniłam się z nim.
- Rozumiem,
że jeśli następnym razem będę gdzieś jechać to mam cię zabrać ze sobą siłą i
oszczędzić ci fatygi? – Zaśmiał się.
- Nie.
Wystarczy, żebyś zapytał czy nie chciałabym z tobą jechać.
- A
zgodziłabyś się? – Prawdopodobnie nie. I najwyraźniej oboje byliśmy tego
świadomi. Na szczęście nie dane było mi odpowiedzieć ponieważ kelner przyniósł
nasze zamówienie. Spojrzałam na stół. Przede mną stał ciepły i pachnący
rogalik, kawa, masło, dżem oraz pokrojone owoce.
- Pięknie
pachnie. – Wzięłam głęboki wdech a następnie zajęłam się jedzeniem. - Nie
wiedziałam, że jadasz ludzkie jedzenie. – Zagadnęłam kiedy skończyliśmy jeść.
- Moja
rodzina robi to od tysiąca lat. – Zawołał kelnera, który przyniósł ze sobą
rachunek.
- Nie wiedziałam,
że płacisz za cokolwiek. – To mnie naprawdę zdziwiło.
- Wydawanie
pieniędzy to przyjemność, szczególnie na kogoś tak uroczego.
- Oddam wam
wszystko. Za sukienkę, samolot i za śniadanie.
- Aż tak
mnie nie lubisz? – W jego głosie słychać było rozbawienie.
- Nie
rozumiem.
- Przed
chwilą powiedziałem, że płacenie za ciebie to prawdziwa przyjemność, a ty chcesz
mi zwracać pieniądze.
- Nie musisz
za mnie płacić.
- Do tej
pory miałem o tobie opinię inteligentnej kobiety, ale pomału zaczynam w nią
wątpić. – Był rozbawiony.
- Ach tak?
Twoim zdaniem inteligentne kobiety nie mogą za siebie płacić? – Grałam w jego grę.
- Nie.
Uważam, że nie muszą. – Dałam za wygraną. Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy w
kierunku wieży. Wyjechaliśmy windą na sam szczyt i to Klaus znów płacił, a ja
nie mogłam wiele zrobić bo w końcu nie miałam przy sobie pieniędzy. Przed
wyjazdem wydawały się nieważną drobnostką. Gdy stanęliśmy na samej górze
poczułam przyjemne uczucie adrenaliny. Dawniej miałam lęk wysokości, ale odkąd
jestem wampirem wysokość już mnie nie przerażała, a wywoływała wręcz
podniecenie.
- Ależ tu
pięknie! – Zaczęłam chodzić wzdłuż barierki podziwiając krajobraz. Przez cały
czas czułam jego spojrzenie na mnie. – Spójrz tam widać tę restaurację w której
jedliśmy. – Wskazałam na mały z tej perspektywy budynek. W odpowiedzi
usłyszałam tylko mruknięcie, ale jego wzrok ani na chwilę się ode mnie nie oderwał.
– Czy ty w ogóle podziwiasz?
-
Oczywiście. – Zaśmiał się.
- Podziwiasz
krajobraz?
- Tak i
nigdzie nie ma piękniejszego. – Postanowiłam tego nie skomentować.
- Co to są
tamte dwie wysokie wieże?
- To Notre
Dame. A tam… - Stanął za mną i trzymając głowę koło mojej aby widzieć z mojej
perspektywy wskazał palcem jakąś kopułę na wzgórzu. – Katedra Sacree Coeur.
Tam… - Nie mogłam się skupić. On stał tuż za mną,czułam jak jego koszulka dotyka moich gołych pleców, oddech na swoim
policzku. Bezmyślnie odwróciłam się do niego. Nasze usta dzieliły zaledwie
milimetry. Spojrzał w moje oczy
uśmiechnął się w dziwny sposób, to był uśmiech którego jeszcze u niego
nie widziałam. Zaczął mnie całować najpierw delikatnie, lecz kiedy odwzajemniłam jego pocałunek, stał się bardziej zachłanny. Przyparł mnie do barierki. Całowaliśmy się tak długo, że zabrakło mi tchu. Kiedy na chwilę nasze usta się
od siebie oderwały zdołałam wydusić tylko jego imię.