Rozdział 22
Już po egzaminie. W końcu! Tak jak obiecałam kolejny rozdział. Wiem, że krótki ale następny na 100% będzie dłuższy.
Ten rozdział dedykuję ArtisticSmile - dzięki za komentarz ;*
Miłej lektury, a i mam jedną prośbę. Przynajmniej wy mi oszczędźcie pytań jak mi poszło. Wystarczy, że mam rodziców ;p
Caroline:
Trwało to
może minutę kiedy wspomnienia zaczęły wracać. Jak przez mgłę pamiętałam pocałunek
z Elijahem, potem pocałunek z Klausem… Poczułam dziwne drapanie w brzuchu.
Motyle? Potem jak Klaus mnie odprowadza pod dom. Miałam chyba jakiś sen,
skupiłam się mocniej. Klaus oblewa mnie wodą, Koll, Rebeka, Elijah. Klaus
próbuje mnie pocałować, ale ja się budzę bo… Klaus był w mojej głowie!
Podniosłam się gwałtownie i pożałowałam od razu czując narastający ból głowy.
- Dzień
dobry Kochana. – Usłyszałam znajomy głos i aż podskoczyłam. Niefortunnie
spowodowało to iż z impetem zleciałam z łóżka. Podniosłam się z podłogi i
rozejrzałam się po pokoju. Klaus leżał na moim łóżku.
- Co ty tu
robisz?
- Leżę?
- Ale dla
czego w moim łóżku? – Czy on tu był przez całą noc?
- Nie
denerwuj się. Pewnie boli cię głowa. – Bolała, ale w tym momencie nie miało to
znaczenia. Zastanawiałam się jedynie w jakich stosunkach znajdujemy się po
wczorajszym wieczorze.
- Byłeś tu
całą noc?
-
Oczywiście. – Uśmiechnął się dumny z siebie. Złapałam poduszkę i cisnęłam w
niego z całej siły. Złapał ją zręcznie i podłożył sobie pod głowę. – Czy już ci
mówiłem jak pięknie wyglądasz w tej piżamce? – Spojrzałam w dół na moją białą,
niezbyt długą koszulkę nocną.
- Wyjdź z
mojego pokoju! – Nie ruszył się ani o centymetr, wciąż z wielkim uśmiechem na
ustach. – Wyjdź zanim moja mama znajdzie cię tutaj!
- Kochana
ale my przecież nie robimy nic złego, a z resztą pani szeryf wyszła już dobre
dwie godziny temu i zaglądnęła tu przed wyjściem.
- Co?!
- Nie
przejmuj się. Schowałem się w twojej szafie. Zupełnie jak kochanek. – Zaśmiał
się. Jeśli próbował wyprowadzić mnie z równowagi to mu się udało.
- Wynoś się!
Chcę się przebrać! – Próbowałam ściągnąć go z łóżka razem z kołdrą na której
leżał. Przez przypadek potrąciłam szafkę nocną. Coś z impetem wylądowało na
podłodze. Spojrzałam w dół i podniosłam ramkę. Przyjrzałam się trzem
roześmianym twarzą za czasów kiedy jeszcze byłam człowiekiem. Mój wzrok
zatrzymał się na uśmiechniętej twarzy brunetki i upuściłam zdjęcie jakby mnie
parzyło. Poczułam się bezsilna, łzy zaczęły zbierać się pod moimi powiekami.
Oparłam się o łóżko. Jak ja mogłam o niej zapomnieć? Jak mogłam być tak
samolubna?
- Caroline?
Skarbie wszystko w porządku? – Usłyszałam czyjś głos nad sobą i dopiero teraz
przypomniałam sobie że on tu jest. Odsunęłam się od niego, nie podnosząc oczu.
Nie mogłam na niego patrzeć.
- To twoja
wina! – Zaczęłam szlochać. To moja wina! Powiedziałam w myślach. Zawiodłam moją
przyjaciółkę.
- Moja wina?
Chodzi ci o ramkę? – Podniósł przedmiot z ziemi. W jego oczach pojawiło się
zrozumienie.
- Oddaj to!
– Podbiegłam do niego i próbowałam mu to wyrwać, on jednak złapał mnie i
obrócił. Obejmował mnie od tyłu trzymając za ręce. Próbowałam się wyrwać, ale
to nic nie dało. Jego żelazny uścisk nie zelżał ani na chwilę. – Wypuść ją.
Wypuść ją… proszę!
- Caroline…
nie rozmawiajmy o tym. To nie twoja sprawa.
- Nie moja
sprawa?! – Znów zaczęłam się szarpać żałując że nie mogę spojrzeć mu w oczy i
wykrzyczeć co o tym myślę. – To moja przyjaciółka! Musisz ją wypuścić… Klaus
musisz!
- Nic nie
muszę. – Jego głos stał się bardziej chłodny.
- Proszę.
Wypuść ją!
- Nie. To
nie podlega dyskusji.
- Puść mnie!
Nie dotykaj mnie draniu! Słyszysz puszczaj! – Zaczęłam krzyczeć i kopać go po
nogach. Puścił mnie, a ja obróciłam się do niego twarzą.
- To była
miła noc, jednak chyba już się skończyła. – I zniknął. Opadłam bezwładnie na
łóżko. Czy on się kiedykolwiek zmieni? Otarłam spływające łzy i pobiegłam do
domu braci Salvatore. Wparowałam do domu nie siląc się nawet na pukanie. W
salonie natknęłam się na Stefana.
-
Przepraszam. – Wydukałam i rzuciłam mu się w ramiona znów płacząc.
- Co się
stało Car? Coś z Eleną?
- Wczoraj
Klaus odzyskał uczucia…
- Udało ci
się?
- Ale
myliłam się. On nie odda nam Eleny. Rozumiesz?
- Obawiałem
się tego… ale myślałem, że może jednak… - Oczy Stefana stały się jeszcze
bardziej smutne.
- I co
teraz? – Pisnęłam cicho i dopiero teraz zauważyłam postać Damona stojącego na
drugim końcu pokoju. Miał zaciśnięte pięści i cały się trząsł. Myślałam że to z
żalu, jednak kiedy się odezwał zrozumiałam, że to prze gniew.
- Musimy
uderzyć bezpośrednio. Nie ma już innego wyjścia. Blondi zawiodła. – Chciałam mu
coś odpyskować, jednak czułam się winna, dlatego nic nie powiedziałam.
- Nie damy
rady trzem pierwotnym. Może jednak jest jakieś inne wyjście.
- Zmieńmy ją
w wampira.
- Damon nie
możemy jej tego zrobić.
- To co może
mamy ją tam zostawić? – Ja nic się nie odzywałam. Przysłuchiwałam się jedynie
rozmowie która docierała do mnie jak echo. Elijah! To nasza ostatnia nadzieja!
Już miałam to zaproponować, ale rozmyśliłam się nie chcąc znów obiecywać czegoś
co może się nie udać. Elijah może nie chcieć nam już nawet pomóc, w końcu jego
brat odzyskał uczucia.
- Muszę się przejść.
– Powiedziałam i wyszłam z domu odprowadzona przez wzrok obydwu braci. Gdzie on
może być? Klaus zabronił mu mieszkać u siebie. Więc gdzie? Ruszyłam w stronę hotelu
rozglądając się po drodze za jego samochodem. W jedynym hotelu w naszym mieście
nie było jednak nikogo o tym nazwisku. Zaczęłam więc szukać wśród zaparkowanych
aut. Nagle duży czarny suv skręcił na skrzyżowaniu obok mnie i zniknął za
budynkami. Biegiem puściłam się za samochodem. Dogoniłam go w momencie kiedy
Elijah wysiadał z auta pod rezydencją Mikaelsonów. Rozejrzałam się, chcąc się
upewnić czy nie ma nigdzie jego brata.
- Elijah! –
Wampir odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Caroline?
Co ty tu robisz?
- Przyszłam
prosić cię o pomoc.
- Coś się
stało? Myślałem, że Klaus wczoraj odzyskał uczucia.
- Bo
odzyskał. Ale… on nie uwolni Eleny.
- Dlaczego
to mnie prosisz o pomoc? Nie powinnaś przypadkiem porozmawiać z Niklausem?
-
Próbowałam, ale on powiedział, że to niemożliwe, że jej nie uwolni.
- Dobrze
moja droga. Spróbuję z nim porozmawiać.
- Dziękuję! –
Podbiegłam do niego i go przytuliłam. Przy nim czułam się tak swobodnie.
- Ale
niczego nie obiecuję. – Odsunęłam się od niego i jeszcze raz podziękowałam.
- Może
wejdziesz do środka? – Spojrzałam na czarnego mustanga stojącego przed domem.
Auto było niesamowite i wróżyło obecność właściciela w środku.
- Może nie
tym razem. Klaus pozwolił ci tu mieszkać?
- Tak.
- Aha, a
Rebece?
- Też.
Wczoraj kiedy wrócił był w szampańskim nastroju.
- Teraz może
się to zmienić. – Wymruczała pod nosem. – Mam nadzieję, że uda ci się coś
zdziałać. Inaczej Damon i Stefan będą próbować czegoś innego, a tego wolałabym
uniknąć.
- Zobaczę co
da się zrobić i dam ci znać. – Pożegnałam się z pierwotnym i ruszyła z
powrotem. Z wampirzą prędkością znalazłam się w mieście, dopiero tam zwolniłam do zwykłego ludzkiego kroku. Miałam wiele rzeczy do przemyślenia.
Klaus:
Wróciłem do
domu w bardzo złym humorze. Dlaczego to musiało się tak skończyć? Wczoraj ani słowo
nie padło na temat tej małej Gilbertówny! Nie mogę oddać tej dziewczyny Caroline.
Nie mogę, nawet jeśli chodzi o moją Caroline. Trzasnąłem za sobą drzwiami. W
domu nikogo nie było. Nalałem sobie odrobinę bursztynowego płynu i usiadłem w
fotelu z moim szkicownikiem. Pogrążony w myślach nakreśliłem chyba tysięczny w
moim życiu szkic Caroline. Przedstawiał jej dzisiejszy wyraz twarzy. Nienawiść
i gorycz. Zmiąłem natychmiast kartkę i zacząłem od nowa tym razem rysując ją
śpiącą z burzą rozsypanych włosów rozrzuconych wokół jej głowy niczym aureola.
Mój Anioł. Kiedy skończyłem usłyszałem odgłos samochodu. Zapewne był to Elijah
lub Rebeka. Nie będąc w nastroju na rozmowę z żadnym z nich zacząłem szkicować
następny rysunek. Moja ukochana ze zdziwioną miną, zaraz po tym jak zleciała z
łóżka. W trakcie rysowania uświadomiłem sobie iż ktokolwiek przyjechał nie
wszedł do domu. Podszedłem do okna i znieruchomiałem. Elijah rozmawiał z
Caroline… Moją Caroline! Wyostrzyłem słuch.
- Dobrze
moja droga. Spróbuję z nim porozmawiać. – Moja droga? Poczułem złość. Jak on
śmie mówić tak do mojego Anioła!
- Dziękuję! –
Krzyknęła dziewczyna i zawisła mu na
szyi. Nie mogłem w to uwierzyć. Jeszcze wczoraj oboje zapewniali mnie, że nic między
nimi nie ma! Ścisnąłem z całej siły naczynie które trzymałem w ręce a ono
rozpadło się na tysiąc drobnych kawałeczków.
- Ale
niczego nie obiecuję.
- Może
wejdziesz do środka?
- Może nie
tym razem. Klaus pozwolił ci tu mieszkać? – Dlaczego interesuje ją gdzie on
mieszka? Poczułem narastające uczucie… zazdrości? Podszedłem do stolika ze
szkicownikiem i wywróciłem go jednym kopnięciem. Wróciłem do okna, nie chcąc
stracić zbyt wiele z ich rozmowy.
- …dam ci
znać. – Usłyszałem końcówkę wypowiedzi mojego brata. Nie mogąc już dłużej tego
słuchać podszedłem do przewróconego i połamanego stolika i ułamałem jedną
drewnianą nogę. Wyszedłem z domu i w sekundę później znalazłem się przy
samochodzie Elijaha. Caroline już tam nie było.