Rozdział 29
Ostrzegam, że rozdział może wydać się wręcz bulwersujący pod względem zachowania jednego z bohaterów, ale obiecuję, że wszystko się wkrótce wyjaśni. Zapraszam do czytania i komentowania.
Caroline:
Droga na
lotnisko trwała 2 godziny, co było spowodowane korkami. Kiedy dojechaliśmy
samolot, a raczej odrzutowiec już na nas czekał. Przed nim stał Alex. Klaus
minął go bez słowa i podszedł do schodków. Podał mi rękę i pomógł wsiąść do
samolotu. Przechodząc koło Alexa uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił
uśmiech. Wydawał się całkiem sympatyczny. Rozejrzałam się po pokładzie. Wydawał
się przestronny i drogi. Na jednym z foteli siedział Kol.
- No w końcu
jesteś. - Przywitał się z bratem.
- Startuj. –
Klaus powiedział to do małego mikrofonu w ścianie. Maszyna ruszyła.
- Gdzie
lecimy? Do Nowego Orleanu?
- Dlaczego
akurat tam? – Zastanawiałam się dlaczego Kol zapytał akurat o to miasto.
- Do Mystic
Falls.
- Nigdy o
tym nie słyszałem.
- Nie
powinieneś.
- Co jest w
Nowym Orleanie? – Przypomniałam sobie mój sen.
- Dom. –
Obaj bracia powiedzieli to prawie jednocześnie. Potem zapadła cisza, zmęczona
zasnęłam.
Obudziłam
się dopiero przy lądowaniu. Za parę godzin będę w domu. Kiedy wylądowaliśmy
przesiedliśmy się do auta które już na nas czekało. Kiedy byliśmy już na
obrzeżach miasta samochód zahamował gwałtownie.
- Co do… -
Klaus urwał kiedy drzwi od mojej strony otworzyły się gwałtownie. W drzwiach
stała urocza blondynka. Miała brązowe oczy w których tańczyły iskierki.
Wyglądała na wyższą ode mnie. Miała na sobie obcisłą czarną sukienkę bez
ramiączek, która ledwo sięgała do ud, odsłaniając długie i piękne nogi. Make-up
zrobiony był wręcz perfekcyjnie.
- Clarissa?
– Kol wydawał się zaskoczony. Zaraz, czyżby to jego sprawka? Przecież musiał wiedzieć gdzie lecimy, mówił też coś o niespodziance dla Klausa. Czy
ta kobieta, ta wampirzyca ma coś wspólnego z ich przeszłością? Spojrzałam na
Kola. Niesamowity z niego aktor. Jego zdziwienie można by uznać wręcz na
prawdziwe. Pomyślałam kąśliwie.
- Klaus!
Kol! – Dziewczyna ucieszyła się na ich widok.
- Co tu się
dzieje? – Kol spojrzał najpierw na brata a potem na mnie. A następnie wyszedł z
drugiej strony samochodu. Klaus wciąż wpatrywał się w uśmiechniętą twarz Clarissy.
Nagle dziewczyna cofnęła się aby przywitać się z Kolem. Uświadomiłam sobie iż
wstrzymuję oddech. Wzięłam głęboki wdech. Z zewnątrz dochodziły odgłosy
powitania.
- Klaus? –
To nie ja to powiedziałam. Wampirzyca nachylała się nad Klausem patrząc mu w
oczy. Następnie pocałowała go w policzek.
- Clary co
ty tu robisz? – Klaus wyszedł z auta. Clary? Chciałam wysiąść ale pasy
zatrzymały mnie na miejscu. Przyzwyczajenie z ludzkiego życia. Zaczęłam się z
nimi nieudolnie mocować.
- Pomóc? –
Kol zaglądał mi przez drzwi. Sięgnął i jednym zgrabnym ruchem je odpiął.
- Dzięki. –
Zabrzmiało to bardziej warknięcie, niż podziękowanie. Chciałam wyjść, ale Kol
wciąż sterczał w drzwiach.
- Przesuń
się.
- Spokojnie.
Nie musisz na mnie warczeć. Zanim Cię jednak przepuszczę. Wiesz co ona tu robi?
- Clary? –
Powiedziałam to słodkim głosikiem. – Przypuszczam, iż przekonuje Klausa iż
jestem tak naprawdę nikim, ale ty wiesz najlepiej! – Wyszłam drugimi drzwiami.
- Klaus? –
Spojrzałam na hybrydę stojącą naprzeciw blondynki.
- Clary, to
jest Caroline. Caroline, to jest Clary, moja przyjaciółka z dzieciństwa. –
Przyjaciółka z dzieciństwa?
- Kolejna
p-pierwotna?! – Clarissa zaśmiała się dźwięcznie.
-
Oczywiście, że nie.
- Pierwsza
osoba zamieniona przez nas w wampira. – Burknął ponuro Kol.
- A
dokładniej przez Klausa. – Brązowooka uśmiechnęła się uroczo.
- Znasz go
od czasu przemiany? – Jakieś tysiąc lat? Poczułam jak zazdrość rozsadza mnie od
środka.
- Nie.
Znałam go jeszcze długo przed tym. Byliśmy razem prawie od urodzenia. Potem
kiedy stali się wampirami byłam pierwszą która została przemieniona. – Razem?
Gdybym była balonem wypełnianym zazdrością zamiast powietrzem już bym wybuchła.
- Więc
znałaś go jako człowieka? – Nie potrafiłam odpuścić. Jaki on był kiedy był
małym chłopcem? Czy bał się ciemności? Często się śmiał? Jego pierwsza
dziewczyna? Pierwszy pocałunek?
- Tak. Ale o
wiele bardziej wolę go jako hybrydę. Silny, bezlitosny, niepokonany.
- Nie
uznałabym tego za najlepsze cechy.
- Nie znałaś
go kiedy był mały.
- Co ty nie
powiesz!
- Wyglądasz
na młodą. Ile masz lat?
- To nie
twój interes!
- Caroline
co cię ugryzło? – To nie był mój Nik, a może Nik nie należał do mnie, tylko do
niej?
- Nic.
Jestem po prostu zmęczona i chcę wrócić już do domu.
- Zaraz cię
odwiozę.
- Nie trzeba. Przejdę się.
- Mogę cię
odprowadzić. – Zaproponował Kol.
- Nie
dotykaj mnie! – Cofnęłam się gdy podszedł do mnie. – Wszystko psujesz! –
Wiedziałam, że on nie ma wpływu na to, jak zachowuje się Klaus, ale
potrzebowałam zwalić to wszystko na kogoś. A przecież to on ją tu sprowadził.
Pobiegłam jak najszybciej przed siebie. Potrzebuję zajęcia. Powinnam sprawdzić
jak czuje się Elena. Tak, powinnam to zrobić.
Od razu
ruszyłam w stronę domu Salvatorów, po drodze mijając willę Mikaelsonów. Samochód
Rebeki właśnie wyjeżdżał z posesji.
- Caroline! – Wampirzyca wydawała się cieszyć na mój widok. – Jak udało wam się tu dolecieć w tak krótkim czasie? A tak właściwie, to gdzie Nik?
- Caroline! – Wampirzyca wydawała się cieszyć na mój widok. – Jak udało wam się tu dolecieć w tak krótkim czasie? A tak właściwie, to gdzie Nik?
- Jest
zajęty.
- Przecież
miał uwolnić Elijaha! – Zupełnie zapomniałam o tym, że jego starszy brat wciąż
jest uwięziony.
- Jak on się
czuje?
- Dobrze,
ale czułby się lepiej na wolności. Próbowałam sama wyważyć kraty, ale nie da
rady. Co go zatrzymało?
- Wasza przyjaciółka.
Przeurocza Clarissa. – Powiedziałam to z dużą porcją sarkazmu.
- Kto?
- No wasza
koleżanka od dzieciństwa. Ona i Klaus zawsze byli razem…
- Co ta
żmija tu robi? – Zaczęłam zastanawiać się, czy to nie z moich ust wypłynęły te słowa. Rebeka wydawała się jej nie lubić.
- Nie takiej
reakcji się spodziewałam. Myślałam, że naszą drogą Clary wszyscy kochają.
- Ona zawsze wszędzie za nimi chodziła, a mi zabraniała, ale Nik i
tak mi pozwalał.
- Naprawdę?
Dziś wyglądał na jej największą fankę.
- Gdzie oni
są! – Rebeka wyglądała na złą.
- Na obrzeżach
miasta. Miłej zabawy.
- Nie
idziesz tam ze mną?
- Właśnie stamtąd
wracam.
- A co z
kluczem? Kto uwolni Elijaha?
- Klucz?
Klaus ma jakiś na szyi. Ale jeśli dotrzyma obietnicy, to powinien go uwolnić.
- Obietnicy?
- Rebeka nie
mam naprawdę siły na tą rozmowę.
- Zaraz
przemówię mu do rozsądku! – Ruszyłam przed siebie nie próbując nawet zrozumieć
znaczenia jej słów. Parę minut później ze sztucznym uśmiechem na ustach
zapukałam do drzwi. Otworzył mi Stefan.
- Caroline!
Tak się cieszę, że wróciłaś. Martwiłem się o ciebie.
- Blondi nie
ma co, ale tym razem akcja ratunkowa ci się udała. – Usłyszałam głos Damona.
Jego postać wyłoniła się właśnie zza rogu.
- Gdzie
Elena?
- Śpi. –
Stefan gestem ręki zaprosił mnie do środka.
- Jak się
czuje?
- Trudno
powiedzieć. Wygląda na to, że hybryda znęcał się nad jej umysłem nie ciałem. –
Słowa Damona sprawiły iż zaczęłam zastanawiać się nad jej zachowaniem w Paryżu.
Kiedy Klaus wszedł do naszego pokoju moja przyjaciółka zaczęła krzyczeć i
piszczeć wymyślając to nową teorię spiskową. Może to wina Klausa?
- A co z Bonnie?
- Jest na
górze u Eleny. Wygląda na to, że czuje się całkiem dobrze.
- A wy?
- Głupie
pytanie. Muszę z nim mieszkać. – Damon trącił brata łokciem.
- A ty? –
Stefan spytał z troską.
- Jestem
strasznie zmęczona.
- To
zrozumiałem. Po tak upojnej nocy… - Wymierzyłam Damonowi mocny cios w głowę.
- Pilnuj
lepiej swoich spraw.
- Au!
- Wrócę
chyba teraz do domu i prześpię się w takim razie.
- Do
zobaczenia później?
- Tak. Wpadnę
zobaczyć się z Eleną. – I wyszłam. Tak naprawdę nie byłam zmęczona. Spałam w
końcu kilka godzin w samolocie. Postanowiłam jednak wrócić do domu. Jutro
poniedziałek. Muszę przyszykować się do szkoły i zaplanować imprezę, która
miała odbyć się w piątek. Wygląda na to, ze znalazłam sobie zajęcie na kolejne
kilka godzin.
Klaus:
Kol wciąż
wypytywał Clary o jej przyjazd. Czułem, że coś mi umyka, że coś jest nie tak,
ale nie mogłem tego zdefiniować. Może to po prostu to, że pierwszy raz od tak
dawna spotkałem ją, moją pierwszą miłość kiedy byłem jeszcze człowiekiem,
dziewczynę z którą całowałem się pierwszy raz. Ale dlaczego my się w ogóle rozstaliśmy?
To stało się po jej przemianie. Zmieniła się. Stała się dwulicowa i arogancka.
Tylko, że przemiana w wampira nie zmienia charakteru, a jedynie wzmacnia. Wtedy
mi to przeszkadzało, ale czy teraz wciąż mi przeszkadza? Jest piękna, silna,
nie boi się niczego, ani nikogo. Przebyła długą podróż aby nie zobaczyć.
Spojrzałem na nią. W jej oczach zauważyłem wyczekiwanie.
- Czy ty
mnie w ogóle słuchasz? – Przybliżyła swoją twarz do mojej i pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek. Nie rozumiałem co było nie tak, ale ten
pocałunek nie smakował tak jak powinien. Nie czuć było miłości, ani pożądania.
A może tylko mi się wydaje? W jej oczach widziałem pożądanie.
- Nie
przeszkadza ci, że jeszcze chwilę temu całował się z Caroline? – Kol chyba
pierwszy raz nazwał ją po imieniu. Coś we mnie drgnęło. Caroline. Pocałunek.
Miłość. Wsunąłem palce we włosy wampirzycy. Jej włosy nie są takie miękkie jak
loki Caroline.
- Klaus!
Skończ tą swoją głupią grę, bo ją stracisz! – Oderwałem się od dziewczyny.
- Beka! –
Uśmiechnąłem się do siostry. – Kogo stracę? – Jej torebka z impetem odbiła się
od mojej głowy.
- Nic się
nie zmieniałaś. – Zaśmiała się Clarissa.
- Zamknij
się! To nie twój interes. Wiesz dobrze jak skończyła się wasza znajomość. Klaus
zauważył jaka jesteś naprawdę i zrozumiał, ze tak naprawdę nigdy cię nie
kochał!
- Jesteś
zazdrosna? Zawsze byłaś. Byłaś zazdrosna o to, że mógł kochać inną kobietę niż
ciebie.
- To nie to!
Nie mam nic przeciwko kobiecie w sercu Nika. Ale to musi być ktoś kto jest tego
godny.
- Jak
Caroline? – Wtrącił się Kol. Wszyscy w wyczekiwaniu zwróciliśmy na nią oczy.
Zapadło chwilowe milczenie.
- Tak. Jak
Caroline.
- Myślałem
że jej nie lubisz. – Drażniłem się z nią.
- A ja, że
ją kochasz.
- Nigdy czegoś
takiego nie powiedziałem! – Te słowa wyrwały mi się z ust. Wcale nie chciałem
tego powiedzieć. Rebeka stała jak wryta.
- Powiedziałeś.
– Wtrącił się Kol. Powiedziałeś mi to w Paryżu. Powiedziałeś, że ją kochasz i
że nic tego nie zmieni. Ze muszę to zaakceptować albo zniknąć. Powiedziałeś…
- Dosyć. –
Clary zaśmiała się wesoło. – Nie chcemy chyba, aby rodzina się rozpadła przez
jakąś młodą wampirzycę. Uczucia się zmieniają, a pierwsza miłość zawsze
pozostaje najsilniejsza.
- Co ty…
- Dość
Rebeka. Na dziś wystarczy. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Porozmawiamy o tym jutro
na spokojnie. – Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim sądzić kochałem Caroline.
Ale czuję, ze Clary ma rację. Stara miłość nie rdzewieje. Ja i blond wampirzyca
pojechaliśmy dalej samochodem. Moje rodzeństwo zostało przy aucie Beki.