Rozdział 27
Przepraszam! Przepraszam, że dopiero dziś ale miałam sporo na głowie. Teraz oceny już wystawione, ale mam sporo planów więc nie będzie rozdziału w ten weekend a dopiero w przyszłym tygodniu. życzę miłego czytania.
I baaaaardzo proszę o zostawienie komentarza ponieważ zaczynam wątpić w swoje rozdziały. Rozdział dedykuję podtrzymującej mnie na duchu Artistic Smile oraz nowej czytelniczce Zuzannie Marciszewskiej.
Ps. Nadałam sobie pseudonim artystyczny, niech więc Was nie zdziwi zmiana mojego imienia ;p
Caroline:
Paryż jest
naprawdę wspaniały! Moi przewodnicy również, pomyślałam. Ciągle sobie
dokuczali, ale czy nie tak powinni zachowywać się bracia? Sama nie miałam nigdy
rodzeństwa. Światła na Wieży Eiffel zgasły, co oznaczała iż jest już po północy. Poczułam zmęczenie. Przez małą kanapę na której zasnęłam z Eleną nie
wyspałam się. Do tego randka… spotkanie z Klausem, poprawiłam się i to iż omal
nie wylądowała w jego łóżku. Na początku byłam gotowa mu się oddać, ale potem
Kol zasiał we mnie ziarno niepewności. Co jeśli jestem dla niego jedynie
wyzwaniem? Poczułam wątpliwości. Wiedziałam, że mężczyzna idący obok mnie jest
tym jedynym. Tylko jego pragnęłam, ale co jeśli on nie czuje tak samo? Jeśli
szybko mu się znudzę? On był nieziemsko przystojną hybrydą i mógł mieć każdą. A
ja? Sam Kol stwierdził iż nie jestem najpiękniejszą kobietą z którą Klaus był.
Zabolało mnie myślenie o tym jak wiele kobiet przewinęło się przez jego łóżko.
- Nad czym
tak rozmyślasz? – Wyrwał mnie głos z brytyjskim akcentem.
- Wyobrażam
sobie jak ten wieczór mógłby się skończyć gdyby twój nieziemsko przystojny brat
się nie zjawił.
- Zamknij
się Kol! – Syknął Klaus, jego brat jedynie zamrugał rzęsami i porzucił udawanie
mojej osoby.
- Powinnam
już wracać. – Zmieniłam temat.
- Gdzie
gołąbeczki macie pokój? W którym hotelu?
- Ale my…
- Grand
Hotel. – Przerwał mi Klaus. – Chyba że wolisz iść do klubu. – Spojrzał na mnie.
Zupełnie zapomniałam o naszej umowie. Serce zabiło mi szybciej na myśl o tym że
spędzę w jego towarzystwie kilka kolejnych godzin. Odgoniłam zmęczenie.
- Jeden
drink?
- Cudownie!
– Nie jego odpowiedzi się spodziewałam.
- Zgub się!
– Klaus nawet nie spojrzał na brata.
- Nie ma
szans! A może potem wpadniemy do mnie? Mam niedaleko fajną willę… - Klaus
przerwał mu mówiąc coś po francusku. Kol z niechęcią wysłuchał słów brata aby
następnie z posępną miną spojrzeć na mnie. Wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu
a mnie przeszedł dreszcz. Co takiego powiedział mu Klaus? – Powiedz jak znudzi
ci się ta dziwka. Wtedy przypomnę ci co to prawdziwa zabawa. - Kol wstał a
Klaus słysząc jego słowa zerwał się z miejsca zaraz za nim.
- Klaus! –
Złapałam go za ramię. Nie rozumiałam dlaczego Kol nagle zmieniał swój stosunek
do mnie z obojętności we wręcz otwartą nienawiść. Czy to przez słowa brat? –
Muszę się napić! – Choć jego słowa mnie zabolały, nie zamierzałam dopuścić do
kolejnej bójki. Klaus mi się wyrwał. Znów powiedział coś po francusku tym razem
o wiele bardziej wzburzonym głosem. Kol zaśmiał się posępnie.
- Przestań!
– Ponownie złapałam go za ramię.
- Daję temu
tydzień. – Uśmiechnął się i zniknął. Klaus przeklnął.
- O co
chodziło? Co mu powiedziałeś? – Klaus spojrzał na mnie zmęczonym spojrzeniem
które rozbłysło jakby nagle przypomniał sobie o moim istnieniu.
- Czyli do
klubu? Znam jeden fajny. Chodź.
- Klaus.
Dlaczego on jest na mnie zły?
- On nie
jest na ciebie zły Caroline. – Powiedział z naciskiem Klaus, a ja czułam, że
nic nie uda mi się z niego wyciągnąć. Czy choć raz powinnam odpuścić?
- Więc gdzie
jest ten klub? – Klaus uśmiechnął się widoczne zadowolony, że nie drążę dalej
tematu.
- Pani
pozwoli. – Podał mi swoje ramie. Jeszcze nigdy nie wchodziłam do klubu w tak
elegancki sposób, zachichotałam. Postanowiłam jeszcze wrócić do tematu kłótni
braci. Ale już nie dziś.
Weszliśmy do
sporego pomieszczenia. Poczułam zapach ludzkiego potu, alkoholu i papierosów.
Moje uszy rozsadzała głośna muzyka. Klaus nie zatrzymał się. Przeszliśmy przez całe
pomieszczenie. Tłum rozsuwał się przed nim robiąc nam przejście. Kiedy
przechodził kobiety wzdychały i szeptały. Klaus zdawał się tego nie zauważać,
ja natomiast poczułam się nagle mała. Klaus puścił moją rękę a ja poczułam
rozczarowanie. Podeszliśmy do drzwi przed którymi stał ubrany na czarno
mężczyzna. Na widok Klausa Natychmiast otworzył drzwi. Kiedy przechodziłam
przez nie, czułam na sobie ciekawskie spojrzenie goryla.
Drzwi za
nami się zamknęły. Znajdowaliśmy się w o wiele mniejszym pomieszczeniu, jednak
bardziej ekskluzywnym. Wyglądało to na pomieszczenie dla WiP-ów. Osoby
znajdujące się w pomieszczeniu były nieziemsko piękne. Kobiety wyglądające jak
modelki tańczyły na parkiecie w skąpych ale drogich strojach. Poczułam
wdzięczność do Rebeki za to, że kupiła mi drogą sukienkę, a nie jeansy.
Mężczyźni byli wysocy i dobrze zbudowani. Ze zdziwieniem odkryłam, że wszyscy
obecni w pomieszczeniu to…
- Wampiry… -
Wyszeptałam zdziwiona. Choć sama byłam jedną z nich i znałam kilka starszych od
siebie wampirów, jednak nigdy nie widziałam ich tyle w jednym miejscu. Było ich
może około dwudziestu. Klaus rzucił mi rozbawione spojrzenie, a następnie
odwrócił wzrok. W naszą stronę na wysokich czarnych szpilkach kierowała się
ponętna ruda dziewczyna. Jej obcisła czerwona sukienka sięgała ledwo do połowy
ud, odsłaniając szczupłe i długie nogi. Góra stroju leżała idealnie
uwydatniając spory biust. Wampirzyca rozchyliła usta w uśmiechu.
- Już
myślałam, że dziś się nie pojawisz. – Złapała go za ramię wpychając się między
nas. A co to ja powietrze? Odchrząknęłam ale ona to zignorowała, Klaus
natomiast chyba tego nie usłyszał. Ruda dziewczyna nachyliła się nad jego uchem
i zaczęła coś szeptać. Zaczęłam rozumieć co Kol miał na myśli mówiąc o
ładniejszych kobietach. Jeśli ktoś gustuje w pieniądzach chodzących na
szczudłach, pomyślałam kąśliwie. Mój humor pogorszył się jeszcze bardziej kiedy
przypomniałam sobie o rudowłosej dziewczynie z przeszłości Klausa. A może to
ona? Podniosłam wzrok ale ich nie było już koło mnie. Zabiję go! Po co
przyprowadza mnie w takie miejsca? Jeśli chce się zabawić to niech to robi z dala
ode mnie. Chciałam już wyjść ale zauważyłam go przy jednym ze stolików.
Uśmiechnął się do mnie kiedy spojrzałam mu w oczy. Niedoczekanie jego jeśli
myśli, że będzie się nim dzielić z tym kosmatym rudzielcem! Podeszłam do stolika.
W tym samym momencie rudzielec wrócił z dwoma drinkami. Jeden podała Klausowi,
uśmiechnęłam się. Jestem Caroline Forbes - zdobywczyni tytułu Miss Mystic
Falls! Zabrałam jej drugi napój z ręki.
- Miło z
twojej strony. – Uśmiechnęłam się do niej promiennie. Spojrzała na mnie
gniewnie aby następnie uśmiechnąć się uroczo.
-
Przepraszam. Nie zauważyłam cię. Chyba się zgubiłaś. Sala główna… - Zajęłam
miejsce koło Klausa. Który wydawał się niesamowicie rozbawiony zanikłą
sytuacją. Z nim też postanowiłam się policzyć.
- Och.
Przepraszam ale bardzo rzadko nawiązuję nowe znajomości. Robię to tylko wtedy
kiedy uznam iż dana osoba jest na poziomie… - Zlustrowałam ją wzrokiem i
skrzywiłam się teatralnie. – Na jakimkolwiek poziomie. – Dokończyłam. Jeszcze
nigdy nie czułam się tak dobrze ubliżając komuś. Klaus wybuchnął Głośnym
śmiechem. Udając, że mój kieliszek wyślizga mi się z ręki wylałam mu zawartość
na koszulkę. Jego śmiech na chwilę ucichł. Spojrzał na mnie i widząc moją
naburmuszoną minę znów wybuchnął śmiechem. Zirytowana wyrwałam mu kieliszek z
ręki i powtórzyłam tę czynność tym razem wylewając napój na jego głowę.
- Następnym
razem ja wybieram lokal! – Syknęłam i wstałam. Mijając wampirzycę potrąciłam
ją. Czułam jak całe napięcie gromadzone od mojej ostatniej kłótni z Klausem
zeszło ze mnie. Uśmiechnęłam się. Elena była bezpieczna w domu, a zamartwianiem
się o Kola postanowiłam zająć się jutro. Chciałam wyjść mając nadzieję, że
Klaus pójdzie za mną, ale jakiś wysoki brunet zagrodził mi przejście.
- Można
prosić? – Spytał niskim lekko zachrypniętym głosem. Poczułam palące spojrzenie
Klausa na plecach.
-
Oczywiście. – Uśmiechnęłam się uwodzicielsko i zaczęłam z nim tańczyć w rytm
dudniącej muzyki. Ukradkiem spojrzałam w stronę Klausa. Nie wyglądał na
zadowolonego. Zbliżyłam się jeszcze bliżej mojego partnera, tak, że teraz
ocieraliśmy się o siebie. Nagle poczułam czyjąś rękę łapiącą mnie za podbródek.
Delikatnym ale stanowczym ruchem zmusił mnie do odwrócenia się. Lustrował moją
twarz a następnie pocałował mnie bardzo zaborczo. Miałam problemy z zebraniem
myśli jednak po kilku sekundach zdrowy rozsądek wrócił. Odsunęłam się od niego
i wymierzyłam mu policzek. Przez jego twarz przeszedł grymas zdziwienia i
złości. W pomieszczeniu zrobiło się duszno, nie mogłam oddychać jakby coś
uciskało mi klatkę piersiową. Moje oczy zaczęły piec. Musiałam stąd uciec.
Odwróciłam się i pobiegłam w stronę drzwi. Wbiegając na główną salę czułam na
sobie kpiący uśmieszek ochroniarza. Gdy znalazłam się na zewnątrz poczułam
powiew chłodnego powietrza. Wzięłam dwa
głębokie wdech próbując się uspokoić. Oparłam się plecami o zimną ścianę i
wtedy w drzwiach pojawił się Klaus. Jego mokra koszulka przykleiła się do ciała
ukazując mięśnie klatki piersiowej, na jego włosach lśniły kropelki alkoholu.
Nie byłam wstanie określić o czym myśli. Kiedy mnie zauważył podszedł do mnie.
- Co ty
wyprawiasz? – Syknął co zbiło mnie z tropu. On nie miał prawa być zły!
- Co ja
wyprawiam? To ty przyprowadzasz mnie do klubu tylko po to żeby spotkać się z
dziewczyną! Nie musiałeś mnie tu przyprowadzać jeśli chciałeś być z nią sam na
sam! To nie był mój pomysł aby wspólnie spędzić dzisiejszą noc! – Jego mina
naglę stężała.
- Jesteś
zazdrosna? – Był chyba zdziwiony i… zadowolony? A ty? Chciałam zapytać.
- Nigdy
więcej tego nie rób! – Poczułam, że mój oddech znów staje się płytki.
- Czego
Kochana?
- Nigdy
więcej nie traktuj mnie przedmiotowo! – Tym razem to ja zbiłam go z tropu.
- Nigdy cię
tak nie traktowałem!
- Więc
dlaczego pocałowałeś mnie na oczach tamtego wampira? Zrobiłeś to jakbyś chciał
podkreślić, że jestem twoja. A ja nie jestem twoją własnością! Nie jestem
niczyją własnością! – Słony płyn zaczął lecieć po moich policzkach.
-
Przepraszam Aniele. Nie pocałowałem cię ponieważ chciałem pokazać, że jesteś
moja. Nigdy nie chciałem, żebyś tak to odebrała. – Spojrzałam mu w oczy. – A co
do Giny, to nie musisz być zazdrosna. – Uśmiechnął się. – Aktualnie łączą nas
tylko interesy.
- Nie jestem
zazdrosna! – Skłamałam. – Aktualnie? – Przekręcił oczami i się roześmiał.
- Co chcesz
teraz robić? Oczywiście jeśli w ogóle chcesz mnie jeszcze oglądać. – Zastygł
oczekując na moją odpowiedź.
- Muszę się
napić. Ale Nie tutaj! – Dodałam szybko.
-
Naturalnie.
Poszliśmy do
baru. Klaus zamówił nam kolejkę. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy, a potem urwał
mi się film.
Klaus:
Położyłem
Caroline na moim łóżku. Wyglądałam pięknie, ale była zapewnię bardzo zmęczona.
Przyglądając się jej zacząłem zastanawiać się nad wszystkim co się dziś
zdarzyło. Najpierw Kol który przerwał nam, ale mimo wszystko ucieszyłem się na
jego widok. Od 4 lat nie odzywał się do mnie. Co prawda to ja kazałem mu się
trzymać z dala ode mnie ale to on zaczął. A potem to dziwne zachowanie Gine.
Dawniej łączyło nas coś więcej ale teraz to były tylko interesy. Czy to sprawa
Kola? Dlaczego tak bardzo nie chciał zrozumieć co on czuję do tej dziewczyny?
Dlaczego jako jedynemu z rodziny to przeszkadza?
A najgorsze
było to, iż dziś zupełnie zapomniałem o tym, że Caroline nie jest moja. Więc
kiedy zobaczyłem ją tańczącą z tamtym facetem… Może Caroline miała rację, ale
nie chciałem sprawić aby poczuła się przedmiotowo. Byłem jedynie strasznie
zazdrosny. Nie chciałem aby ktoś inny jej dotykał. Choć po wejściu do klubu zachowywałem się
dość obojętnie jednak nie spuszczałem z niej oka. Nie sądziłem, że Caroline
będzie zazdrosna. Czy ona nie wiedziała iż tylko ona się dla mnie liczy?
Położyłem
się obok oddychającej miarowo dziewczyny. Już dziś mamy wrócić do tego małego
miasteczka. Gdyby nie Caroline w ogóle bym tego nie rozważał. Nie mogę porwać
już Eleny dla jej krwi. Nie mogę ze względu na nią. Włożyłem pojedynczy lok za
jej ucho. Może uda mi się przekonać Caroline do wyjazdu. Moglibyśmy pojechać
gdziekolwiek zechce, może nawet do Nowego Orleanu.
Dziewczyna
poruszyła się niespokojnie, jej oddech przyśpieszył.
- Nie… Nik
proszę nie…
- Cii…
Jesteś bezpieczna. – Pogłaskałem moją ukochaną po policzku chcąc ją uspokoić.
Najwyraźniej miała koszmary, ale dlaczego ze mną?
- Nie
odchodź… - Wyszeptała a pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Pocałunkiem
otarłem łzę.
- Nigdzie
się nie wybieram. – Powiedziałem do niej szeptem. – Tak łatwo się mnie nie
pozbędziesz. Nigdy. – Dziewczyna przekręciła się na bok i wtuliła we mnie. Jej
oddech się uspokoił.