Rozdział 32
Kolejny rozdział... i jest pewna sprawa... otóż... Nie no nie mogę. Jeszcze nie powiem wam tego teraz. Miłego czytania :D
Klaus:
To nie mogło
się dziać. Czułem że jestem wolny, czułem też że wszystko zepsułem. Straciłem
ją.
- TY!
Dlaczego to zrobiłeś! Miałeś zniszczyć mnie a nie ją!
- To był
jedyny sposób. Z resztą sam ją zniszczyłeś.
- Kłamiesz!
To twoja sprawka namieszałeś mi w głowie… w mojej głowie…
- Teraz już
za późno. – Zaśmiał się. Poczułem przypływ gniewu i nienawiści jakich jeszcze
nigdy nie czułem zarówno do niego jak i siebie. Nie zważając na ból ruszyłem w
jego stronę.
- Zabiję
cię! – Uchylił się a ja ledwo go zadrasnąłem.
- Nie
rozumiesz? To ty jej to zrobiłeś. Nieraz wybuchałeś agresją ale ona ci
przebaczała dlatego musiałem posunąć się dalej. Musiałeś złamać jej serce.
- Od jak
dawna? Od jak dawna siedzisz w mojej głowie! To zaczęło się jeszcze przed
Paryżem, a dokładniej… - Przez jego pierś przebiła się dłoń trzymająca
zakrwawione serce.
- Od jak
dawna! Co było prawdziwe! – Ponowiłem pytanie. Musiałem znać prawdę. Ale on nie
odpowiedział. Padł na siemię martwy. Usłyszałem krzyk bólu mojej siostry, który
chwilę później zamilkł. Elijah zabił czarodzieja.
- Rebeka.
Zabiłaś naszego ojca. – Ze spokojem zauważył Elijah.
- Powinnam
zrobić to już dawno temu. – Upuściła serce i wytarła dłoń. – Zabiję cię! –
Rzuciła się na mnie. Nie odepchnąłem jej. Żyłem w świecie stworzonym przez Mikaela. Robiłem co chciał jak marionetka. Nie wiedziałem nawet od jak dawna.
Jeszcze przed Paryżem… Czy wszystko co robiłem było jego sprawką? Czy może
jedynie pojedyncze sytuacje? Poczułem ostry ból na policzku.
- Coś ty
najlepszego zrobił! Widzisz to?! – Pomachała mi świstkiem papieru przed oczami.
– Caroline…
- …uciekła.
– Dokończył za nią Elijah.
- Albo
gorzej… - Wyszeptała Beka. Nic nie rozumiałem. Albo gorzej? Spojrzałem na
kartkę.
- Dlaczego
tu stoicie? Dlaczego jej nie szukacie?!
- Właśnie
uratowałam ci tyłek!
- To nie
jest teraz ważne. – Widziałem świat jak przez mgłę a w głowie tworzył mi się
plan. – Znajdźcie ją.
- A ty? –
Elijah wyglądał na zaniepokojonego.
- Muszę to
wszystko odkręcić. – Wybiegłem z domu. Musi już tak być. To postanowione.
Caroline:
Zamknęłam
oczy i poczułam jak wiatr otula moją twarz. Otworzyłam jedną powiekę. Słońce
przebijało się pomiędzy liśćmi. Niebo robiło się pomarańczowe. Właściwie to
pewnie powinnam już wracać, ale siedzenie tu jest takie beztroskie. Nie mogłam
tam udawać, że nic się nie stało, ale tutaj? Spojrzałam na misia siedzącego
obok mnie pod drzewem.
- Misiu
kończy nam się alkohol i coś czuję, że nie wiem co powinnam ze sobą zrobić. –
Byłam nieśmiertelna i miałam całe życie przed sobą, tylko że ja nie chciałam
żyć tak długo. Nie chciałam też teraz umierać. Było jeszcze tyle rzeczy które
chciałam zrobić. Jeszcze kilka dni temu chciałam to zrobić z kimś wyjątkowym.
Teraz nie miałam nikogo wyjątkowego. – Mogłam jednak się zabić. – Przechyliłam butelkę wypiłam końcówkę butelki na raz. Poczułam, że
kręci mi się w głowie. – Co ze mnie za wampir skoro upijam się tak łatwo? –
Gdzieś w pobliżu usłyszałam szelest. Wampir… krew prosto z żyły, może powinnam
jeszcze raz spróbować? W końcu teraz mam dobrą samokontrolę. Starając się jak
najciszej podeszłam w miejsce hałasu i wyskoczyłam z za krzaka na mężczyzną
stojącego niedaleko. On był jednak szybszy. Złapał mnie za gardło i przycisnął
do drzewa. To musiało wyglądać naprawdę żałośnie. Młoda pijana wampirzyca
atakuje z wyciągniętymi kłami pierwotnego.
- Caroline! –
Zdziwił się na mój widok, i puścił moją szyję. Zachwiałam się, a on mnie
podtrzymał.
- Czy ty
nawet do lasu chodzisz w garniturze?
- Nic ci nie
jest?
- Szczerze? To
chyba jakiś drewniany kolec wbił mi się w stopę i strasznie mnie boli.
- Caroline!
Caroline!
- Beka! – Wybełkotałam.
– Zauważyłeś, że ostatnio ciągle was razem widuję? Yyy nie zaraz ty nie mogłeś
tego zauważyć. – Zachichotałam, a kiedy przestałam zaczęła mi się czkawka.
- Znalazłeś
ją! – Beka podeszłą.
- To ona
mnie znalazła.
- Zatako…hik
Zaatakowałam go…hik – Pochwaliłam się własną głupotą.
- Czy ona
wyłączyła uczucia? – Rebeka wydawała się przerażona.
- Nie sądzę
aby doprowadziła się do takiego stanu gdyby je wyłączyła.
- Słuszna…hik
uwa…hik…ga. – Skąd ja w ogóle wzięłam alkohol?
- Zabierzmy
ją teraz do domu.
- Hik. Do
czyjego?
- Dobre
pytanie.
- Klaus
kazał ją znaleźć i powiedział że ma jakiś plan. Musimy mu zaufać. Sama
słyszałaś, co powiedział ojciec. To nie on to zrobił. Czarodziej siedział w
jego głowie.
- Ja hik nie
chcę do niego hik. On mnie nie lubi hik.
- Ciii choć
z nami. – Poszłam bo w sumie było weselej z kimś iść przez las. Zapomniałam
jedynie o misiu który siedział sobie samotny, ale obiecałam sobie że po niego
kiedyś wrócę. Weszliśmy do wielkiego domu pierwotnych.
- Hik. –
Chciałam coś powiedzieć ale czkawka ciągle mi przeszkadzała. – Mogę hik spać na
kanapie? Hik. - Położyłam się na wygodnym meblu. Pojrzałam na Elijaha i Rebekę
znikających za drzwiami do kuchni. – Tak się zastanawiam. Hik. Co pierwotni hik
mają w lodówce. Hik. Samą krew czy może też hik ludzkie jedzenie?
Główne drzwi
się otworzyły. Usłyszałam znajome kroki coś kuło mnie w środku, jednak alkohol który
wypiłam hamował moje wszystkie racjonalne myśli.
- Przyszedł
hik pan i władca hik tego domostwa hik. – Roześmiałam się z własnych słów.
Elijah i Rebeka wyszli z kuchni. Klaus stanął w progu salonu a za nim stała
Bonnie.
- Bonnie! –
Krzyknęłam uradowana i podniosłam się szybko z kanapy. – Ale wam się ten dom
kręci… - Złapałam się za głowę a drugą potrzymałam.
- Zostawcie
nas na chwilę samych. – Zarządziła Klaus.
- Tak jest
kapitanie! Hik. – Zrobiłam krok i potknęłam się. Klaus mnie złapał i szybko
posadził na kanapie.
- Nie chcesz
mnie dotykać. – Zauważyłam z urazą.
- Wyjdźcie! –
Krzyknął a oni go posłuchali. Zaczęłam się podnosić.
- Ty nie! –
Powiedział trochę za ostro.
- Nie krzycz
na mnie! – Zachowywałam się jak pięciolatka.
-
Przepraszam. – Szepnął i już chciał mnie złapać za ręce ale w ostatniej chwili
się odsunął.
- Wiesz hik.
Właśnie sobie hik przypomniałam hik że miałam cię nie lubić hik.
- Wiem Kochana.
- Traktujesz
mnie hik jak małe dziecko! – Poskarżyłam się.
- Nigdy. –
Zaprzeczył. – Przepraszam.
- Za co?
- Za
wszystko i za to. – Popatrzył mi w oczy a ja poczułam się dziwnie. Widziałam
tylko jego tęczówki i zmieniające się źrenice.
- Caroline
będziesz teraz grzeczną dziewczynką i zrobisz co ci powiem. Otrzeźwiejesz i porozmawiasz
ze mną. Dobrze? – Uderzyłam do w policzek.
- Chyba
wytrzeźwiałaś.
- To za
grzeczną dziewczynkę, a to - wymierzyłam mu drugi policzek – za tą twoją Clary!
A to za to, że użyłeś na mnie perswazji. A to… - Złapał mnie za nadgarstki.
-
Przepraszam. To wszystko moja wina. Mój ojciec nienawidził mnie tak bardzo.
Mogłem się domyślić, że wykorzysta moją jedyną słabość, żeby mnie zniszczyć.
Naprawdę przepraszam. – Przypomniały mi się słowa Elijaha z lasu. Wyrwałam
pięści z jego uścisku i zaczęłam z całej siły uderzać go w klatkę piersiową.
- To za to,
że dałeś sobą tak łatwo manipulować. To za to, że się nie domyśliłeś. To za to,
że uwierzyłeś w jego kłamstwa. – Zaczęłam szlochać. – A to za to, - uderzyłam go najmocniej jak potrafiłam i przewróciłam go tym samym na plecy lądując na
nim – za to, że cię kocham i za to, że to tak strasznie boli. – Rozkleiłam się
zupełnie.
- Ciiii
- Kochasz
ją? – Wychrypiałam.
- Oczywiście,
że nie. Kocham tylko ciebie. Dlatego…
- Ja też cię
kocham.
- Dlatego
też muszę sprawić, że zapomnisz. Wszystko. Na zawsze.
- Co?
Dlaczego? Podniosłam się. Elijah mówił, że tak naprawdę to nie byłeś ty. Że to
wasz ojciec. Myślałam, ze mnie kochasz.
- Kocham,
ale skrzywdziłem cię tak bardzo, poza tym nie wiem jak długo nie byłem sobą.
Może wszystkie twoje wspomnienia ze mną były kłamstwem.
- Ale teraz
jesteś sobą! Prawda?
- Tak.
Pocałował mnie w czoło. Myślałem, że to będzie inaczej wyglądało. Przykro mi
Caroline. Życzę ci abyś odnalazła szczęście. Bonnie!
- Ale ja już
je nalazłam. - Klaus wstał z kanapy. - Nie rób tego! Nigdy ci tego nie wybaczę
słyszysz! Nigdy!
- Nie
będziesz musiała. Zapomnisz o mnie.
Już maiłam
mu odpowiedzieć, ale w powietrzu uniósł się głos Bonnie szeptający jakieś
dziwne niezrozumiałe słowa. Puściłam się biegiem ale Klaus mnie zatrzymał i z
powrotem usadził na kanapie.
- Beze mnie
będziesz szczęśliwsza. Nawet nie wiesz ile świata czeka na ciebie. Ile przygód.
- Ale ja nie
chcę… hik… - Poczułam się senna, czkawka znów wróciła. Ja nie chcę! Ja nie chcę.
Ale czego? Czego nie chcę? Iść do szkoły? Z mamą na zakupy? Do Eleny na wieczór
tylko dla dziewczyn? Przecież ja chcę. Chcę to wszystko. Chociaż może
zabawniej było by zrobić dużą imprezę dla dziewczyn i chłopaków? W końcu nie
mam już chłopaka. Rozstałam się z Tylerem już dawno temu. To była nasza wspólna
decyzja. W końcu to było trochę szalone. Wampir i wilkołak w jednym związku? Przekręciłam
się na drugi bok. Coś czuję, że za chwilę zadzwoni budzik. Otworzyłam oczy. O
nie! Dlaczego nie zadzwonił! Nie mogę się spóźnić. Szybko ubrałam się i
wybiegłam z domu z książkami i listą przygotowań do piątkowej imprezy.
Podjechałam autem pod szkołę. Na parkingu spotkałam dziewczyny.
- Bonnie
Bennett! Jesteś mi winna wyjaśnienia! – Dziewczyna ze zdziwieniem i strachem
odwróciła się w moją stronę. Wymieniła przerażone spojrzenie z Eleną. - Miałaś
wczoraj wieczorem zadzwonić i powiedzieć jaką zakładasz kreację w piątek żebym
mogła nas wszystkie zgrać! – W jej oczach pojawiło się zrozumienie.
- Zupełnie
mi to wyleciało z głowy. - Usprawiedliwiła się.
- A pro po
wylatywania z głowy… - Dziewczyny znów się spięły. – Zaraz spóźnimy się na
lekcje. I wyluzujcie trochę. Dziś nie piszemy żadnego sprawdzianu. – Zaśmiałam się
i pobiegłam do szkoły.